czwartek, 22 czerwca 2017

Daniel Marceli: Koń trojański i cień nad Okcydentem


     “Ta rewolucja jest rezultatem upadku ducha narodowego posuniętym aż do niechlujstwa. Pierwsze znamiona tego upadku nie są zauważalne dla masy, ani co gorsza nie są rozpoznawalne przez elity”. Ta postawiona przez Jose Antonio Primo de Rivera diagnoza, odnosząca się do społeczeństwa hiszpańskiego z 1936 roku, niestety świetnie odpowiada dzisiejszym realiom w Polsce. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Naród polski jest w głębokiej defensywie moralno-obyczajowej, czego efektem w niedalekiej przyszłości może być kryzys społeczny, o skali podobnej jaką obecnie widzimy na Zachodzie Europy.

W tym artykule chciałbym obalić pewien mit, który bardzo często przewija się w wypowiedziach wielu polskich patriotów. Otóż absurdem jest postrzeganie naszego kraju jako ostatniej ostoi normalności i moralności w Europie, istnie niedostępnej, warownej twierdzy. W mojej opinii Polska aktualnie przypomina bardziej antyczną Troję, niż niezdobyty  Krak des Chevaliers, dlatego gdy wciągnęliśmy już konia trojańskiego do swej twierdzy, to by zapobiec katastrofie nie pozostaje nam nic innego jak wyciąć podstępnych Achajów w pień. Niestety, podobnie jak kiedyś w Hiszpanii, tak i dziś w Polsce masy nie zauważają działań, które śmiało możemy określić mianem dywersyjnych. Dywersyjnych wobec ducha narodu. Działań podkopujących fundamenty świadomości i jedności narodowej, do których zaliczamy wiarę katolicką, tradycyjną obyczajowość oraz szacunek dla miejsc pamięci i bohaterów narodowych. Niewątpliwie, w środowisku narodowym funkcjonuje wiele mitów, które brane za prawdę utrudniają faktyczną ocenę naszej sytuacji, przez co powodują błędne interpretacje, a w efekcie skutkują nieprawidłowymi wnioskami. Musimy pamiętać, że nie wolno nam lekceważyć rzeczywistości i karmić się fałszem, ponieważ błędna diagnoza obecnych realiów, może w pokoleniu naszych dzieci skutkować jakąś ogólnonarodową tragedią. Nie możemy być jak skazaniec prowadzony na rozstrzelanie z opaską na oczach, bo za niedługo jedyne co będziemy mogli zrobić to poprosić kata o strzał łaski. Czas na pobudkę i otrzeźwienie z sennych marzeń.

Każdego dnia, małymi dawkami zapodaje się Polakom rozmaite trucizny, które w rezultacie wywołują odrętwienie narodowe, ogólną znieczulicę i brak wrażliwości na sprawy najważniejsze. Wróg uderza w rozmaite archetypy, jednak najmocniej bije w sam fundament, absolutną podstawę ducha polskości jaką bez wątpienia jest wiara katolicka. Pisał już o tym Roman Dmowski, w swej broszurze “Kościół, Naród, Państwo”: Katolicyzm nie jest dodatkiem do polskości, zabarwieniem na pewien sposób, ale tkwi w jej istocie, w znacznej mierze stanowi jej istotę. Usiłowanie oddzielenia w nas katolicyzmu od polskości, oderwania narodu od religii i od Kościoła jest niszczeniem samej istoty narodu. Nie sposób się z tym nie zgodzić. To przynależność do Kościoła Rzymsko-Katolickiego przez wieki utożsamiana była na naszych ziemiach z przynależnością do narodu polskiego. Tak zresztą jest i obecnie, chociażby na terenach dzisiejszej Białorusi i Ukrainy, gdzie określanie się mianem katolika, równa się z byciem Polakiem. Niestety, Kościół Katolicki w Polsce przechodzi przez ogromny kryzys związany ze zmianami poczynionymi w Kościele powszechnym przez Sobór Watykański II, których nieszczęsne skutki widzimy na całym świecie, a szczególnie w Europie Zachodniej. Proces zmian i sekularyzacji społeczeństwa, który w Polsce był hamowany przez ponad dwadzieścia lat jedynie ze względu na osobę Jana Pawła II, obecnie postępuje w galopującym tempie. Jak pokazują statystyki, w 2015 roku niespełna 40% Polaków, spośród 32,7 mln deklarujących się jako katolicy, uczestniczyło w mszach św., zaś do komunii św. przystąpiło zaledwie 17% z nich. Liczby mówią same za siebie. Wiara, która przez całe wieki istnienia naszego państwa określała tożsamość jego obywateli, staje się obecnie czymś marginalnym. Ma to w dużej mierze związek z fatalną kondycją intelektualną polskiego duchowieństwa. W tym miejscu, nie sposób nie zgodzić się z oceną prof. Wielomskiego, który nie przebierając w słowach, stwierdza: Prawdę mówiąc, bardzo cienko widzę przyszłość Kościoła katolickiego w Polsce. Nie chodzi mi tylko o procesy radykalnej sekularyzacji przenikające z Zachodu wraz z jego kulturą i ateistycznym systemem prawnym – o co chodzi każdy wie. Problemem jest także sam Kościół posoborowy (też wiemy o co chodzi). Ale w Polsce dodatkowym problemem jest miałka intelektualność duchowieństwa. Wiedza teologiczna na poziomie prawie zerowym, kanonistyka to słowo zupełnie nieznane. Jakiś czas temu zaczepiła nas dziennikarka z katolickiego radia z pytaniem czego nam brakuje w Kościele. Odpowiedziałem, że brakuje mi rozmowy i rozmówców na wyższym poziomie intelektualnym, z którymi mógłbym porozmawiać na zagadnienia teologiczne i kanonistyczne. Ona nawet nie zrozumiała o co mi chodzi. Przecież jest oaza i ruchy charyzmatyczne. Jeśli w Polsce jest tylko oaza i ruchy charyzmatyczne – jest jeszcze Smoleńsk rzecz jasna – to w moim pojęciu tego słowa, Kościół po prostu nie ma Polakom niczego do zaproponowania. Uwiąd. Za 100 lat będzie jak kult Jowisza, Saturna i Heliosa w Rzymie w V wieku.  Dodatkowo, gdy przypomnimy sobie niedawne apele JE kardynała Nycza o przyjmowanie uchodźców, czy płynące z ust samego Prymasa Polaka słowa potępienia ideologii nacjonalizmu w Polsce, to widzimy jak ogromny wyłom w murach naszej twierdzy poczynił wróg i jak ciężka walka nas czeka. Musimy swoimi czynami, swoją pracą i modlitwą wskrzesić ideę ecclesia militans. Nie ukierunkowany na człowieka, letni i zniewieściały, ale żywotny i autentycznie zwrócony ku Bogu Kościół Walczący. Oto cel!

Jednak osłabienie katolicyzmu to tylko jeden z przyczółków przeciwnika. Drugim, równie silnym i chyba nawet groźniejszym jest zniszczenie tradycyjnej obyczajowości i ogólne upodlenie moralne, tak doskonale widoczne na co dzień, w każdej dziedzinie życia społecznego. Szeroka promocja homoseksualizmu, w połączeniu z atakami na rodzinę, bardzo destrukcyjnie wpływa na moralność Polaków, skutkując wzrastającą akceptacją dla zjawiska inwersji seksualnej. Jak pokazują badania CBOS z 2013 roku, aż 75% badanych akceptuje związki homoseksualne (w 2001 r. było to zaledwie 47%!), 33% popiera możliwość legalizacji związków partnerskich osób tej samej płci (8 punktowy wzrost w porównaniu do roku 2010), a 13% zgadza się na adoptowanie przez nich dzieci. Jeszcze 25-30 lat temu takie badania nie były w ogóle przeprowadzane, bo nikomu przez myśl by nie przeszło, żeby zadać Polakom takie pytania. Podczas, gdy obecnie nawet gołym okiem widać wzrost akceptacji społecznej dla homoseksualizmu. Jest to pokłosie m.in. subtelnej w swym wydaniu propagandy medialnej, w postaci np. bohaterów popularnych seriali, w których co najmniej jeden z aktorów gra przesympatycznego homoseksualistę. Wpływ na lichy stan obyczajowości wśród naszych rodaków ma też promowany przez rozmaite media sposób życia, tzw. lifestyle. Charakteryzuje się on promowaniem wszelkiego rodzaju inności, oryginalności, która bardzo często sprowadza się do tego, że im ktoś jest mniej tradycyjny i pospolity, tym w oczach współczesnego świata jest bardziej “fajny” i popularny (nawiasem mówiąc, obecnie staranie się być na siłę innym stało się tak sztampowe, że aż komiczne). Obok inności promowany jest też hedonizm, kult posiadania, kult pieniądza, chęć władzy, konformizm, wszechobecna nagość i rozwiązłość. Upicie się, czy zażywanie narkotyków nie jest już powodem do wstydu i infamii, a wręcz przeciwnie, stało się nieodłącznym elementem, a nierzadko i samym celem współczesnej rozrywki. Cnoty takie jak wiara, honor, patriotyzm, miłość bliźniego, uczynność, bezinteresowność, ofiarność, wstrzemięźliwość, czy wierność u coraz większej części młodego pokolenia Polaków uznawane są za zaściankowość, powód do wstydu lub zwyczajne dziwactwo i głupotę. Niesienie dobrego przykładu swoim zachowaniem, promowanie wartościowych treści, walka medialna to już nie tylko kwestia przyzwoitości – to konieczność. Wojna o rząd dusz, wojna o los naszych dzieci, przyszłych pokoleń, jutro naszego narodu. Nie możemy zawieść.

Ostatnim, nie mniej groźnym czynnikiem, który destrukcyjnie wpływa na tożsamość narodową jest niszczenie pamięci o bohaterach i ich czynach. Przykładem mogą tu być choćby Żołnierze Wyklęci, początkowo skazani na zapomnienie przez komunistyczne władze PRL, a teraz opluwani przez rozmaite szumowiny w internecie, mediach i na lewackich wiecach. Mimo, iż znamy prawdę to wciąż obdziera się ich z honoru, zmyśla fałszywe zbrodnie i szarga ich pamięć. Wszystko, by zdyskredytować najpopularniejszych bohaterów historycznych współczesnego pokolenia i wprowadzić chaos, zniszczyć autorytet. Jeszcze innym przykładem galopującego upodlenia narodu w kwestii kultywowania pamięci o wielkich synach naszej ojczyzny i zarazem patologicznego konformizmu w czynnej walce o ich pamięć jest sprawa pseudo-spektaklu “Klątwa”, w czasie którego z figurą przedstawiającą postać św. Jana Pawła II dokonuje się aktów seksualnych, a następnie wiesza się ją na szubienicy. To wszystko zaledwie 12 lat po śmierci Świętego, kiedy to na polskich ulicach gromadziły się miliony rodaków, w celu uczczenia Jego pamięci. To wszystko w kraju, gdzie setki szkół i ulic nosi dzisiaj Jego imię… Bardzo smutny jest fakt, że po doniesieniach medialnych o bluźnierstwach, jakie działy się w czasie pseudo-spektaklu, zebrała się tylko relatywnie mała grupa osób, która poprzez swoje działania próbowała wymusić na obecnej władzy zdecydowane reakcje, w celu ukrócenia tego haniebnego widowiska. “Klątwa” to zresztą nie pierwszy atak przedstawicieli post-kultury na tradycyjne wartości w naszym kraju. Trzy lata temu głośno było o antysztuce pt. “Golgota picnic”. Społeczeństwo i w tym przypadku było w zdecydowanej większości bierne.

O kolejnych aspektach walki kulturowej, walki o ducha narodu można by napisać jeszcze wiele. Myślę, że każdy z czytelników mógłby dodać tutaj kilka zaobserwowanych przez siebie wątków. W tym tekście chciałem zebrać tylko te najgłośniejsze z pozornie najcichszych, te najbardziej widoczne z pozornie niewidocznych. Najwyższy czas porzucić złudzenia i obalić mit Polski jako niezdobytej twierdzy, wśród upadłych narodów Europy. Przeżywamy zmierzch Zachodu, o którym pisał Oswald Spengler, upadek moralny na skalę tego, który według Edwarda Gibbona doprowadził do upadku Cesarstwa Rzymskiego i zniszczenia go przez barbarzyńców. Polska nie jest samotną wyspą. W naszym kraju również dostrzegamy zapadający zmierzch, choć nie jest to jeszcze ten mrok zaległy szerokim frontem nad Okcydentem.

Patrzmy jednak odważnie w przyszłość, podnieśmy głowy i unieśmy pięści. Musimy być wszędzie tam, gdzie wróg zrobił wyłom, wszędzie tam, gdzie zło wdziera się na nasze mury. Bo podzielam to, co pisał wspomniany już Spengler i co często lubił powtarzać przytoczony na początku artykułu wódz hiszpańskiej Falangi: W ostatniej godzinie znajdzie się zawsze jakiś pluton egzekucyjny, który uratuje cywilizację

Mocno wierzę w to, że tym plutonem jesteśmy My!

Czołem Wielkiej Polsce!
Ave Christus Rex!