sobota, 10 czerwca 2017

Jakubczyk: Dlaczego Sarmacja?


      Jednym z ciekawszych wątków dyskusji historyczno-ideowej, toczonej ostatnio w obrębie polskiej prawicy, stał się (ponownie) spór pomiędzy zwolennikami dwóch koncepcji, sięgających korzeni polskiej państwowości: tzw. polski piastowskiej i jagiellońskiej. Zamiarem piszącego te słowa jest wykazanie, że obydwa założenia są błędne, a dla państwowości i tradycji naszej – wręcz zabójcze. 
 
Zacząć należy od stwierdzenia, że przywołane przed chwilą koncepty pozostają obce prawidłowo rozumianej polskiej idei państwowej i – co najistotniejsze – nie są zgodne z jej historią. Jak swego czasu trafnie zauważył profesor Jacek Bartyzel: ziemie ruskie były już przedmiotem zainteresowania Piasta Kazimierza Sprawiedliwego, a w praktykę wcielił je Piast Kazimierz Wielki, natomiast Jagiellon Zygmunt Kazimierzowic, zwany później Starym, panował w Głogowie. Historia narodu (nie rozumianego etnicznie, lecz ujmowanego jako „esencja moralna”) i państwowości, która go konstytuuje, musi być rozumiana jako ciągłość. Międzypokoleniowa sztafeta.
 
Chcąc nakreślić szerszy obraz zaistniałego nieporozumienia, warto zacząć od podstaw, tj. od stwierdzenia, że polityka musi być rozumiana jako jeden z filarów dobrze funkcjonującego społeczeństwa. Właściwym celem instytucji politycznych powinna być ochrona i pielęgnacja podstawowych, lokalnych, a jednocześnie różnorodnych ludzkich wspólnot i ich tradycji. Systemy polityczne są dobre lub złe – w zależności od ich skłonności do promowania lub osłabiania przyzwoitego i umiarkowanego trybu życia. Gwarantami takiego systemu są lokalne tradycje, które ucieleśnieniają i przekazują utarte reguły i zachowania, umożliwiające członkom danego społeczeństwa wypełnienie obowiązków względem pokoleń przeszłych i przyszłych, ich rodzin, przyjaciół i sąsiadów, oraz – co najważniejsze – względem Boga.

Wychodząc z tych zasad, podstawą naszych rozważań będzie założenie, że zmiany społeczne są budulcem historii. Według Erica Voegelina (na którego koncepcji oprę swoje dalsze wywody), istnieją dwa (rodzaje) historii. Pierwszym z nich jest tzw.„schwytany empirycznie element rzeczywistości historycznej” – czyli chronologia, która służy nam do określenia relacji przyczynowych w rozwoju wydarzeń w czasie. Tego typu historia pokazuje nam, że obecny stan człowieczeństwa jest zawsze końcowym wynikiem szeregu wcześniejszych aktów przyczynowych i wynikających z nich decyzji. Ten typ historii nie jest podatny na zerwanie ciągłości lub erozji swojej istoty. Każdy wiek jest spójny z wiekiem go poprzedzającym.
 
Istnieje jednak i drugi rodzaj historii – historii duchowej. Voegelin nazywa to „paradygmatem” historii. Historia w tym ujęciu jest przede wszystkim procesem tworzenia i rejestrowania naszego dziedzictwa, przez co jej duchową naturę możemy utożsamić z tradycją. W swojej istocie są one jednym i tym samym. To „wielkie i żyjące kontinuum ludzkiego doświadczenia, wobec którego stosuje się nie do końca adekwatny termin tradycja”. Tradycja, lub wspólnotowa duchowa historia, podobnie jak chronologia, również ulega stopniowemu rozwojowi. Jednak jej rozwój przebiega w całkowicie innych ramach niż ten związany z historią chronologiczną. Wyznacznikiem jej rozwoju nie jest kolejność wydarzeń i ich przyczyna, jest nią integralność oryginalnego i wspólnotowego doświadczenia prawdy, którego zróżnicowanie składa się na etapy procesu historycznego.
 
Dla każdej społeczności tak rozumiana tradycja to nic innego, jak konkretne doświadczenie prawdy – prawdy przekazywanej wspólnotowo. To doświadczenie struktury współżycia i schematów działania wypracowanych na przestrzeni (pragmatycznej) historii. Tradycja zatem jest duchową substancją, która uzupełnia człowieczeństwo i konstytuuje odrębność jednostki w społeczeństwie. Stanowi konkretne zwieńczenie ludzkiej natury w jej partykularnej wspólnocie. Kiedy prawda jest doświadczoną w tym kontinuum społecznej egzystencji i kiedy to doświadczenie rodzi poczucie wspólnoty, wtedy prawdę tę możemy nazwać – tradycją. Tak pojęta tradycja istnieje zatem jako doświadczenie prawdy, która w trakcie stopniowego, pokoleniowego rozwoju, zakorzeniona w przeszłości danej wspólnoty, zostaje przekazana teraźniejszości, gdzie jest faktycznie doświadczona w duszy każdego członka tejże społeczności jako prawdziwa. Voegelin wyróżnia trzy poziomy zmian, które mogą zaistnieć w dziejach – tradycji społeczeństw. Dwa pierwsze dotyczą zmian doczesnych, jak na przykład: zmiany sympatii wobec stronnictw politycznych czy też trendów kulturowych (np. imion nadawanych dzieciom, lub kryteriów decydujących o aranżacji wnętrz domów). Trzeci poziom jest poważniejszy, ponieważ dotyczy prób zmiany struktury społecznej historycznie z nim utożsamianej. Ingeruje on w sferę duchową ludzkiej societas, próbując zmienić jej charakterystykę. Doświadczamy takiej próby i dzisiaj, wśród społeczeństw Europy, którym komisarze unijni próbują wpoić nowe tożsamości. To nic innego, jak rewolucyjna inżynieria społeczna. Voegelin argumentuje, że wraz z upływem czasu i pod wystarczajaco mocnym naciskiem, tak drastyczny eksperyment i jego skutki mogą być nieodwracalne. Widać to również dzisiaj, co zdaje się potwierdzać prawdziwość powyższych analiz. Na początek spójrzmy na Anglię, której przeistoczenie zostało zapoczątkowane przez nacjonalistyczną politykę Henryka VIII, a także (kolejno): post-rewolucyjną wspólnotę francuską, tak zwane Włochy Garibaldiego, post-bolszewicką Rosję i sprusaczone, pozbawione swojego austriackiego serca i zhitleryzowane, „Niemcy”.
 
Chociaż z natury podchodzę do kwestii rewolucyjnych z pesymizmem, moje poczucie nadziei podpowiada mi, że w niektórych przypadkach ów proces przeistoczenia społecznego jest jednak odwracalny. Że gwałt, dokonany na tożsamości niektórych narodów, nie pozbawił ich rdzenia tego, czym są one w swojej istocie. W najgorszym wypadku mówimy o zaistnieniu swoistej hybrydy.
 
W tym też świetle przyjrzyjmy się teraz wspólnotowej naturze polskiej tradycji duchowej. Śmiem twierdzić, że najpiękniejszym jej kwiatem  jest sarmacka formacja kulturowa z czasów Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Stanowi ona ukoronowanie naszej polskiej tożsamości, wytworzonej w procesie ewolucji zapoczątkowanej przyjęciem chrztu przez Mieszka I. Odchodzenie od niej wypacza prawdziwie polskiego ducha. W zakresie politycznym sarmacka formacja duchowa objawiała się m. in. w formie patriotyzmu – nigdy jednak nacjonalizmu etnicznego. Patriotyzm ten opierał się na przywiązaniu do ziemi i dążeniu do naturalnej ekspansji; oddany był bez końca lokalnym tradycjom i zawsze posłuszny Bogu. Jak to ujął to ks. Roman Kneblewski: „Nie można zrozumieć polskości, naszej kultury, naszej wyjątkowej mentalności, naszych postaw, bez zrozumienia tego, że jesteśmy szlachtą – z całym dobrodziejstwem inwentarza, i z plusami dodatnimi, i z plusami ujemnymi tego, ale tak to po prostu jest . (…) to szlachta tworzyła kulturę i organizowała życie (Rzeczypospolitej – AJ), całe nasze dzieje mają to znamię.”
 
Sarmatyzm, o czym z łatwością wielu dziś zapomina, stanowił też pole oddziaływania wielu kultur. W przestrzeni społecznej jego wpływy sięgały znacznie dalej, niż uczy nas propaganda plemienna i antyklasowa. Część mieszczaństwa, nie należąca do szlachty, część wojskowych, służby magnackiej i szlacheckiej, a nawet zamożniejsze kręgi społeczności żydowskiej, hołdowały gustom sarmackim. Jeśli chodzi o chłopstwo, to wciąż trwa dyskusja, na ile kultura szlachecka i ludowa rozwijały się niezależnie, na ile zaś wpływały na siebie wzajemnie. Sarmatą mógł być zarówno Rusin, jak i Bałt lub Prus. Co więcej: kultura sarmacka cechowała się  m. in. niezakłóconą kontynuacją dziejów sprzed Unii z Wielkim Księstwem Litewskim.
 
Historia nasza nie zna zerwania, czy też jakiegoś, poprowadzonego grubą kreską, oddzielenia epoki piastowskiej od dziejów późniejszych. Od czasów Mieszka I poczynając, poprzez Ludwika Węgierskiego i Władysława Jagiełłę, aż po Zygmunta II Augusta, mamy do czynienia z rozrostem i ewolucją geograficzno – polityczną  państwa polskiego. Nie możemy uzurpować sobie sobie prawa do tworzenia nowej chronologii w celu usprawiedliwienia własnych, frakcyjnych poglądów i wizji. Musimy być zgodni ze swoimi dziejami, z powyżej wspomnianą tradycją. Dlatego też, uważam że usilne narzucanie Polakom jednolitej etnicznie „idei społeczeństwa piastowskiego" jest szkodliwe dla naszego historycznego paradygmatu, a co najistotniejsze – również niezgodne z faktami. Polskość rozumiana w sposób, w jaki rozumianą być powinna, czyli jako różnorodność i wielowarstwowość  – to Sarmatyzm. Ten zaś, to swojskość, decentralizacja władzy, to silne powiaty i województwa. To także styl życia, a więc moda, obyczajowość, sztuka użytkowa, kultura dnia codziennego, to żupany, kontusze, słynne pasy słuckie, broń, rzędy końskie, wyposażenie wnętrz mieszkalnych (kobierce, gobeliny), portrety trumienne, polowania, zajazdy, kuligi, pojedynki . Wpływy takiej polskości rozciągały się na Mołdawię, Wołoszczyznę, Siedmiogród i Moskwę, Inflanty, Kurlandię i Prusy Wschodnie.  To właśnie nasza spuścizna.  
 
Oczywiście, nie żyję w próżni, książce lub filmie kostiumowym. Zdaję sobie sprawę z obecnej sytuacji geopolitycznej, w jakiej znajduje się moja Ojczyzna. Zgadzam się, że sprawy państwowe muszą być prowadzone zgodnie z bieżącymi realiami, w których przyszło nam żyć. Niemniej jednak nie możemy spuszczać oka z celu, jakim jest odrodzenie Rzeczypospolitej w jej pełnej krasie. Powinniśmy dążyć do kontynuacji naszych dziejów, podnieść sztafetę tam, gdzie została ona upuszczona. Pomimo lat supresji w czasach PRL-u sarmatyzm żyje w nas. Postawa „piastowska” równa się rezygnacji. Politycznie – jest to kolejna próba stworzenia nowoczesnego Polaka, która odwołuje się do świętego spokoju, ale przecież nie może go zagwarantować. Czy grozi nam – Polakom – zerwanie z naszym paradygmatem historycznym? Myślę, że nic straconego, że podniesiemy się jeszcze i odbudujemy swój narodowy charakter. Naszym największym problemem jest deficyt pamięci narodowej. Ten okropny problem jest podłożem wszystkich naszych rozterek. Naszą misją być powinna stopniowa, duchowa, nobilitacja całego narodu.
 
Arkadiusz Jakubczyk
 
pierwodruk w kwartalniku Magna Polonia (numer 3/2017)