Cytaty

INTEGRALNY RZYMSKI KATOLICYZM * NACJONALIZM INTEGRALNY * NARODOWY SOLIDARYZM * UNIWERSALIZM * REWOLUCJA KONSERWATYWNA * EUROPA WOLNYCH NARODÓW

PRZECIWKO KOMUNIZMOWI I KAPITALIZMOWI! ZA NARODOWYM SOLIDARYZMEM PAŃSTWA!

PORTAL PUBLICYSTYCZNY FRONTU REX - RNR

Codziennik internetowy (wydarzenia - relacje - artykuły)

„Pro Fide, Rege et Patria” – „Za Wiarę, Króla i Ojczyznę”

PRZEŁOM NARODOWY - jest to projekt polityczny łączący w sobie ideę hierarchiczną z myślą narodową w duchu rzymskiego katolicyzmu, dążący do zmiany obecnego Systemu politycznego w sposób radykalny i trwały

PUBLICYSTYKA

Przemysław Serednicki, Program gospodarczy Stronnictwa Narodowego

Artykuł ten, ma na celu, ukazanie ogólnego zarysu koncepcji gospodarczych Stronnictwa Narodowego. Program ten współtworzyli wybitni ekonomiści, profesorowie, obdarzeni ogromnym autorytetem jak np. Roman Rybarski, czy Stanisław Głąbiński. Można przyjąć z dużym prawdopodobieństwem, iż konflikt na linii „starzy” – „młodzi” w SN przełożył się na poglądy gospodarcze w SN. Z jednej strony tworzyli go właśnie dawni działacze Ligii, Narodowi Demokraci, z naciskiem na „Demokraci”[1], a z drugiej strony tzw. „młodzi” wprowadzeni do SN, a właściwie do Sekcji Młodych SN przez samego Dmowskiego z założonego w październiku 1926 Obozu Wielkiej Polski[2].


            Program gospodarczy nie może być dziełem jednego człowieka. Może się rozwinąć tylko w życiu, ciągłej walce, a przy tym konkretna jego postać zależy od warunków, w których ten program będzie urzeczywistniony[3]. Program gospodarczy Stronnictwa Narodowego, nie jest programem sensu stricte; jest raczej zbiorem idei, wizją, którą powinno kierować się państwo. Państwo rozumiane nie, jako zbiór jednostek obywatelstwa polskiego, ale twórcza organizacja narodu. To bardzo istotne w myśli gospodarczej Rybarskiego; wielokrotnie będzie to podkreślał, gdyż: bardzo rozmaite okoliczności określają politykę gospodarczą narodu, jego program gospodarczy. Program ten nie jest nigdy dziełem abstrakcyjnej doktryny. Gdyby nawet nim był, to nie na długo, nie wytrzymałby próby życia. Zależy zarówno od konkretnych warunków gospodarczych jak i od bardzo wielu pierwiastków psychicznych[4]. Trzeba wziąć pod uwagę takie czynniki jak: zasoby naturalne kraju, warunki geograficzne, jego położenie w stosunku do sąsiadów[5].  


            Praca Rybarskiego powstała na fali ogólnoświatowego kryzysu w latach dwudziestych/trzydziestych XX wieku.  Kryzys ten był: (…) najdotkliwszym z dotychczasowych załamań gospodarki kapitalistycznej. Poprzedziły go objawy częściowego pogarszania się koniunktury w postaci spadku cen hurtowych, narastania zapasów towarów, zmniejszania emisji akcji i spadku ich kursów oraz ograniczania rozmiarów produkcji. W całej pełni kryzys gospodarczy wystąpił w większości państw w roku 1930. Podobnie było i w Polsce[6]. Zdaniem Rybarskiego, jedną z przyczyn ogólnoświatowego kryzysu była, jednostronność produkcyjna (…) jak fatalnie odbija się kryzys na „monokulturach”, kiedy cały byt gospodarczy narodu zawisł od głównego artykułu jego eksportu[7]. Dlatego należy dążyć do różnorodności produkcyjnej[8]. Ciekawa jest przeprowadzona przez Rybarskiego krytyka kapitalizmu, przy jednoczesnej krytyce socjalizmu; Rządy plutokracji, które otwierają drogę wpływom międzynarodowego kapitału, nie godzą się z kierunkiem narodowym. Ale również nie godzi się z nim materializm życiowy w innej, skrajnej postaci: walka klasowa, która na pierwszy plan wysuwa rozdział bogactwa, dąży do jego niwelacji, nie dbając wiele o inne wartości życiowe[9]. To co narodowe, powinno oprzeć się na silnej warstwie średniej; dzisiejsza Polska ma i będzie miała coraz silniejszą, własną, warstwę średnią[10].           Zdaniem Rybarskiego Polskę zgubiły dwie rzeczy: sarmatyzm i cudzoziemszczyzna; Polska odsunęła się od morza, kolonialnych zdobyczy, nie stworzyła własnego przemysłu, nie rozwijała u siebie umiejętności technicznych. Utonęła w spokojnym życiu wiejskim[11].              Z drugiej jednak strony: nieprzetrawione idee zachodnie, działające urokiem nowości i postępu, przyniosły swoje szkody[12]. Dlatego powinniśmy budzić nasze rodzime siły wytwórcze. Nie oznacza to, rzecz jasna nie oglądania się na zachód, nie śledzenia nowinek,


ale: powierzchowna asymilacja cudzych idei nie obudzi w narodzie polskim sił wytwórczych[13]. Dlatego bardzo istotne w narodowym programie gospodarczym jest uwzględnienie czynnika psychicznego, który określa obiektywne warunki oraz ewolucję społeczno - gospodarczą; na jednym gruncie jakaś nowa idea może wydać owoce, zaszczepiona gdzieindziej, przerodzi się w karykaturę[14].   


Rybarski twierdzi, iż starał się przede wszystkim ukazać: (…) jedność gospodarstwa[15] narodowego (…) łączność między ogólnym życiem narodu, a jego gospodarstwem[16]. Ustrój społeczno – gospodarczy nie istnieje niezależnie od religii, zasad moralnych, kultury prawnej i politycznej narodu. Nie jest zamknięta całością, w granicach, której można dowolnie eksperymentować[17].


Ustrój narodowy, należy przede wszystkim, zdaniem Rybarskiego oprzeć na: własności. Pogląd swój opiera na encyklice Piusa XI, Quadragesimo anno[18].  Własność, ma, wg opinii Rybarskiego, charakter indywidualny i społeczny; własność jest dana przez naturę, czyli przez samego Stwórcę[19] na pożytek z jednej strony jednostek i ich rodzin, z drugiej zaś strony ma służyć dobru ogólnemu[20].Wyrośliśmy w pojęciach zachodnich, naszą podstawą jest rzymska cywilizacja. Niewątpliwie jedną z cech charakterystycznych naszego narodu jest zamiłowanie wolności, a bez własności nie ma wolności[21]. Jednak samo istnienie własności


nie wystarczy, musi ona jeszcze rozwijać się. Aby to się stało, potrzebne są następujące warunki: dochodowość, dostatecznie rozległa sfera działania, ograniczenia własności powinny być ustawowo określone[22]. W wolności gospodarczej widzi Rybarski zdecydowaną wyższość ustrojową, niż w ustrojach koncesjonowanych przez państwo: (…) wolna działalność gospodarcza ma z reguły wyższość nad gospodarką przymusową. Wydobywa z


ludzi więcej sił, więcej energii i twórczości. Skłania ich do tego, by więcej myśleli o przyszłości, by gromadzili kapitały[23].  


Wzrost i napływ obcego kapitału należy ograniczyć o tyle, o ile: może się stać narzędziem polityki obcego gospodarstwa narodowego, albo gdzie w grę wchodzą interesy obrony kraju[24]. Obcemu kapitałowi należy się zysk; dochód a nic więcej[25]. Obcy kapitał


zdaniem Rybarskiego, nie może być narzędziem cudzej polityki gospodarczej wywierać na nasze stosunki wpływu, któryby krzyżował naszą samodzielną politykę[26]; (…) nie można obcemu kapitałowi przyznawać specjalnych przywilejów, które by rodzimą wytwórczość stawiały w gorszym położeniu[27].   


 Państwo może i powinno pełnić rolę w gospodarce; jego funkcję można nazwać represyjną: gdy np. wolne współzawodnictwo przeradza się w prywatny monopol, który wyzyskuje jednostronnie rynek[28]. Zdaniem Rybarskiego, powinna istnieć pewna proporcja między majątkiem publicznym, a majątkami i przedsiębiorstwami pozostającymi w rękach prywatnych, które są źródłem dochodów publicznych; prywatna inicjatywa nie zbuduje portu, nie ureguluje rzek, ani nie przeprowadzi sieci kanałów wodnych. Lasy w rękach państwa zabezpieczają kraj przed deforestacją[29]. Generalnie rola państwa sprowadza się do roli koordynującej; państwo tą swoją działalnością nie wyklucza prywatnej inicjatywy, lecz ją kieruje w łożyska, których wymaga szerszy interes narodowy. Nie wprowadza tzw. gospodarstwa planowego, lecz urzeczywistnia swój plan rozwoju narodowego


gospodarstwa[30]. Szczególnie istotnym jest też obniżenie podatków; bez zmniejszenia ciężaru fiskalnego, nie ma mowy o trwałej i istotnej poprawie gospodarczej[31]. Wiąże się z tym logicznie: uporządkowanie budżetów, ograniczenie bezpośredniej działalności państwa jako przedsiębiorcy[32].


            Ta wspomniana wyżej własność, drobna własność, co doprecyzowuje Rybarski, ma charakter trwały, bowiem; Własność średnia i drobna nie przedstawia jakiejś abstrakcyjnej wartości, oderwanego od właściciela źródła dochodu. Własność ta ma charakter osobowy, bezpośredni, a przez to żywy i trwały[33]. Jednym słowem suma drobnych, indywidualnych własności w państwie, stanowi jego siłę; daje napęd, używając dzisiejszego języka, wzrostowi gospodarczemu, a przez to pobudza szeroko rozumianą wytwórczość. Wynika to z immanentnych i przyrodzonych własności człowieka, dla którego praca, jest źródłem


wewnętrznego zadowolenia i satysfakcji, bez niej życie człowieka jest uboższe i cięższe; to nie jest to samo, czy człowiek jako najemnik w cudzym warsztacie osiąga 3.000 zł. rocznie płacy, czy te 3.000 zł. wydobywa ze swojego warsztatu, którego jest panem. Praca na swoim zaspokaja potężny instynkt własności. Wytwarza przywiązanie, poczucie godności, dumy zawodowej, poczucie samodzielności. Wtedy łatwiej znosi się trudy, z większą wytrzymałością przezwycięża klęski, bo człowiek przed oczyma ma konkretny cel życiowy[34].


Rybarski dostrzegał trend, utrzymujący się do dziś, mianowicie, parcelację wielkich obszarów rolnych. W związku z tym postuluje, aby w Polsce, w której wieś jest przeludniona, ludność małorolna i bezrolna znalazła zajęcie w przemyśle[35]. Zmysł oszczędzania, tak ważny w gromadzeniu kapitału osobistego należy pobudzać, np. należy w systemie ubezpieczeń społecznych dać pole pierwiastkowi osobistego zainteresowania oszczędzającego. Świadomość, że część składek kapitalizuje się na rzecz tego, który je płaci, uchronić może system ubezpieczeń od nadużyć (symulowanie choroby) i ułatwi gromadzenie kapitałów[36].


Należy przy tym uwzględnić i taki czynnik jak wzrost demograficzny.                         W dwudziestoleciu międzywojennym polska była krajem, w którym wzrost ludności był


znaczny. Rybarski nie przecenia tego czynnika; twierdzi jednocześnie, że ze wzrostem ludności, musi iść w parze, szybkie tempo kapitalizacji; by zapobiec pauperyzacji społeczeństwa[37].


Kredyt, zdaniem Rybarskiego, ma być tani, jeżeli gospodarstwo narodowe ma utrzymać swoją zdolność konkurencyjną z zagranicą[38]. Jednocześnie należy ograniczyć zastosowanie kredytu gdyż; nadmierna ekspansja kredytowa bodajże czasami przynosi więcej szkód, niż pożytku. Np. finansowanie konsumpcji okazało się fatalnym błędem, który pogłębił


kryzys[39]. Kredyt będzie tani tylko wówczas, gdy się go będzie zaciągało tylko na cele produktywne; inny staje się klęską zarówno dłużnika jak i wierzyciela[40].


Korporacjonizm jest raczej daleko posuniętym etatyzmem, a życie korporacyjne jest w nim tylko słabym odblaskiem centralnej władzy państwowej[41]. Według mego przekonania – pisał Rybarski -  należy, nie tracąc z oczu tego wszystkiego, co dzieje się w świecie, wgryźć się


głęboko w nasze życie gospodarcze, przyswoić sobie żywe zagadnienia, które u nas występują, poznać dokładnie gospodarcze doświadczenia przeszłości i naszą psychikę narodową[42].  Tylko na takim gruncie – zdaniem Rybarskiego – można tworzyć programy; tylko w taki sposób dojdziemy do naprawdę polskiej ideologii gospodarczej[43].


            Jeszcze dalej idzie w swych rozważaniach na temat gospodarki Adam Doboszyński, który po jednej stronie stawia kapitalizm i socjalizm, a po drugiej ustrój narodowy; dylemat przed którym stoimy brzmi: albo materializm (którego współczesne dwa wcielenia zwą się kapitalizmem wzgl. Marksizmem) – albo ustrój narodowy[44] (cokolwiek miało by to oznaczać). Na poparcie swojej tezy, Doboszyński cytuje Bierdiajewa, bardzo modnego wówczas w kręgach konserwatywno – narodowych, rosyjskiego filozofa prawosławnego.


Adam Doboszyński (1904 – 1949) studiował na politechnice Gdańskiej w latach 1920 – 1925, gdzie był pierwszym prezesem polskiej Bratniej Pomocy, zwanej potocznie Bratniakiem, a także prezesem korporacji akademickiej. W latach 1926 – 1927 studiował w paryskiej Szkole Nauk Politycznych. W 1928 roku ukończył, jako prymus Szkołę Podchorążych Rezerwy Saperów w Modlinie. W 1934 roku, wydał Gospodarkę Narodową. Praca ta była swoistą syntezą, ówczesnych poglądów ekonomicznych młodych narodowców. Zdaniem wybitnego znawcy tematu, profesora Grotta, prezentuje ona: (…) nierealny i ignorancki z punktu widzenia Polski, jako kraju, program gospodarczy, operujący wizją gospodarki narodowej (…) trafiła jednak do przekonania: drobnomieszczaństwu, częściowo chłopstwu, a nawet i proletariatowi[45].   


            Doboszyński to postać i kontrowersyjna i tragiczna zarazem. Organizator słynnego przed wojną „marszu na Myślenice”, internowany i więziony w Szkocji za krytykę układu Sikorski – Majski, wreszcie w 1947 roku aresztowany i po pokazowym procesie skazany w 1949 roku na karę śmierci.


            Po wojnie, wyda Doboszyński, przerobioną dla czytelnika zagranicznego Gospodarkę narodową, pod zmienionym tytułem: Ekonomia miłosierdzia. Oryginalna wersja tej książki


została napisana i wydana w Anglii, w 1945 roku. Poprzedzona została przedmową A.C.F. Beales`a, docenta Uniwersytetu Londyńskiego i sekretarza generalnego stowarzyszenia katolickiego The Sword of the Spirit. W 1946 roku, Doboszyński, dokonał  przekładu na język polski i wydał Ekonomię w Monachium, w 1947 roku w zbiorze emigracyjnych prac Doboszyńskiego Studia Polityczne. Książka ta  napisana została przez Doboszyńskiego w latach 1944 – 1945 w języku angielskim (Economics of charity) i przeznaczona generalnie dla czytelnika brytyjskiego. Pisząc ją, oparł się Doboszyński na swojej poprzedniej pracy: Gospodarka narodowa.                                                                                                       Ekonomia została przełożona przez Autora na język polski, przez co dzieło zyskało na głębi, stało się bardziej niezależne od warunków polskich, bardziej wyważone niż jego pierwowzór, a przez to bardziej uniwersalne i uodpornione na działanie czasu[46].


            Swoją wizję gospodarczego ustroju narodowego, ściśle wiąże Doboszyński z: odwieczną nauką Kościoła Katolickiego, gdyż: tzw. „cywilizacja zachodnia” wyrosła na podłożu chrześcijaństwa, toteż współczesne prądy narodowe opierają się zgodnie na zasadach chrześcijańskiej moralności gospodarczej[47]. Pracę swoją, Doboszyński podzielił na dwie części. W pierwszej podaje ogólne zasady ekonomii narodowej, w drugiej natomiast omawia problemy związane z organizacją polskiego państwa narodowego. Według Doboszyńskiego system komunistyczny, to:  system kapitalizmu państwowego, logiczne           i bynajmniej nie utopijne końcowe stadium rozwoju w społeczeństwie liberalnym[48]. Oprócz nawiązania do katolickiej myśli gospodarczej, analizowania myśli gospodarczej prądów nacjonalistycznych w innych krajach, będzie też Doboszyński sięgał do dorobku ruchu  dystrybucjonistycznego Chestertona. Chesterton był wielkim przyjacielem Polski. Bronił nas niewątpliwie przez wzgląd na naszą historię, rycerskie tradycje oraz związki z katolicyzmem. Nie mógł nie zauważyć, jaką zbrodnią był rozbiór Polski przez trzy sąsiednie mocarstwa.


Dlatego wielokrotnie angażował się po naszej stronie, a w wierszu Polska pisał: Lecz wyniesione to godło zostało / Od chwili, kiedy Bóg gniew okrył chwałą, / I gdy zawisły nad domostwem sławy / Znów orły czarne oraz sępy szare. / W nim to, gdzie wojna świętsza jest niż pokój / I gdzie nad miłość nienawiść zachwyca. / Zabłysł straszliwy jako sam Duch Święty / Orzeł, co bielszy jest niż gołębica.( G. K. Chesterton, Polska, w: Gilbert Keith Chesterton, 1874 - 1974, Pisma wybrane, Kraków 1974, s. 256.)                                                   Odwiedził nasz kraj wiosną r. 1927. Został zaproszony przez ambasadora Polski w Londynie, Konstantego Skirmunta, w liście z 31 sierpnia 1925 r. Przygotowania do wizyty trwały ponad półtora roku. Ostatecznie 28 kwietnia 1927 r. Chesterton z żoną i sekretarką, która prowadziła dziennik tej podróży, przybył do Warszawy[49].


            Doboszyński podobnie jak Rybarski, dużą wagę przyjmuje do własności. Niemniej za Św. Tomaszem z Akwinu[50] dzieli ją na; res teriores, które stanowią w swym pierwotnym założeniu wspólną własność wszystkich ludzi, są to rzeczy stworzone przez Boga bez współudziału pracy ludzkiej. Natomiast tam, gdzie zapobiegliwość człowieka przyczynia się do zwiększenia jego majątku, Św. Tomasz uznaje wzrost legitymacji prawnej do posiadania (…) Prawo do własności wzrasta w stosunku do włożonej pracy[51]. Zysk dla samego zysku, w pogoni za zyskiem jest szkodliwy; demoralizuje nie tylko tego, który za nim goni, ale w swej niepohamowanej żądzy krzywdzi materialnie, a zarazem demoralizuje całe jego otoczenie[52].  


            Jak więc ma wyglądać, zdaniem Doboszyńskiego, ów Narodowy Ustrój Gospodarczy w Polsce[53]? Po pierwsze: Uwłaszczenie mas; (…) uwłaszczenie mas musi się odbyć z biegiem czasu – przez takie nastawienie społeczeństwa, by w ciągu najbliższych dziesiątków lat kapitał się nie koncentrował, lecz rozkładał sprawiedliwie na pracujący ogół[54]. Doboszyński wysnuwa tezę, zupełnie absurdalną, bo w ogóle nie mającą pokrycia w rzeczywistości: Każda z istniejących dziś w Polsce fabryk będzie za 20 lub 30 lat całkowicie bez wartości, do tego czasu powstaną u nas miljony domów i miljony warsztatów[55]. To bardzo ciekawe zagadnienie w myśli gospodarczej Doboszyńskiego; podobnie jak Dmowski, wierzył w owe „mityczne”


drobne warsztaty, które zaleją swoim mrowiem, przyszłe, „narodowe”, czy wręcz „Katolickie Państwo Narodu Polskiego”[56]. To ciekawe, że  owe poglądy głoszono w czasie, kiedy Polska sąsiadowała z Socjalistycznym Związkiem Republik Sowieckich i z Narodowo – Socjalistycznymi Niemcami. Oba te państwa przemysł ciężki, a więc „znikające fabryki Doboszyńskiego”, uważały za strategiczny i kluczowy. Zresztą, po II Wojnie Światowej, aby dotrzymać kroku Stanom Zjednoczonym i ZSRR, Europa będzie się jednoczyć wokół przemysłu ciężkiego -powstanie Europejska Wspólnota Węgla i Stali[57]. Także prognoza zupełnie nietrafiona, a wnioski chybione. Chyba, że Doboszyński wybiegał swą myślą daleko naprzód i wyprzedzał współczesnych o jakieś sześćdziesiąt lat i przewidział rewolucję technologiczną, w której żyjemy. Widać ewidentnie wpływy dystrybucjonizmu, do którego jeszcze wrócimy. Paradoksalnie, to owi krytykowani przez Doboszyńskiego, myśliciele chrześcijańscy[58] mieli rację, pomylił się Doboszyński; myśliciele chrześcijańscy wysilali się na szukanie półśrodków, mających umożliwić własność prywatną w dziedzinach zupełnie dla tej własności niedostępnych. Błąd ich jest psychologicznie zrozumiały, gdyż ludzie ci nie mogli się wyrwać z pod przemożnego wpływu teoryj, narzuconych przez obóz „postępu”[59], i wierzyli święcie, że kapitał musi się koncentrować w nieskończoność, że za 50 czy za 100 lat wszelkie towary, czy to rolne czy przemysłowe, będą produkowane wyłącznie tylko w fabrykach – kolosach, że w tej epoce każdy człowiek będzie się już tylko oddawał pracy najemnej w „skoncentrowanych” przedsiębiorstwach. Chcąc uratować własność indywidualną próbowano ją przemycić w te formy skoncentrowane, gdyż panowało przekonanie, że dotychczasowe formy drobnej i średniej własności skazane są bezapelacyjnie na zagładę[60].


Problem Doboszyńskiego jest dwojaki; po pierwsze zdecydowanie upraszcza – w ostatecznym rachunku winni są zawsze Żydzi i masoneria - ponadto nie proponuje żadnych


środków zaradczych, jakie należy podjąć. Zachowuje się trochę jak przeciwnicy Unii w 2004 roku, którzy nie proponowali żadnych rozwiązań, jakie Polska czy polski rząd, powinny podjąć, aby zminimalizować te „zagrożenia”, które sami głosili.                                                                                                                     Zdaniem Doboszyńskiego; (…) kapitalizm – to produkt powolnego przekształcenia się aryjskiego ustroju gospodarczego pod wpływem obyczajów żydowskich (…) Mamy pełne prawo uważać taki ustrój za żydowski, w którym Żydzi pęcznieją jak pączki w maśle, a Aryjczycy schodzą z roli gospodarzy do roli najemnego proletariatu[61]. Powyższe słowa Doboszyński pisał pod koniec lat trzydziestych; zaledwie kilka lat przed wybuchem II Wojny Światowej, dlatego być może, specyficzne słownictwo Doboszyńskiego, może razić ucho współczesnego czytelnika owej lektury. Niestety, okropieństwa, bestialstwo i barbarzyństwo hitleryzmu zdezawuowały wiele pojęć czy symboli – jak np. „swastyka” – symbol w kulturach wschodu, uważany za symbol szczęśliwości, najstarszy symbol solarny świata. Na terenie ziemi świętej znaleziono ruiny synagogi z V w. prz. nar. Chr.,(synagoga Ein Gedi), w której użyto „swastyk” jako elementu zdobniczego[62]. Podobne poglądy prezentuje Doboszyński, gdy mówi o maszynie: W ustroju narodowym maszyna stanie się nie narzędziem koncentracji produkcji, lecz przeciwnie, środkiem pomocniczym w małych i średnich wytwórniach, narzędziem uwłaszczenia mas. Maszyna musi służyć szewcowi do wyrobu tanich butów, a nie fabryce butów do rujnowania szewców[63]. Ograniczenie roli maszyny ma doprowadzić do tego, że stanie się ona: narzędziem wysoce pożytecznym[64]. Tutaj znowu, z Doboszyńskiego – polityka, przedzierzga się w Doboszyńskiego – wizjonera: (…) przestanie być (maszyna – P.S.) bożkiem w kaplicy żydowskiego nabożeństwa (podkr. – P.S.), mitem dwudziestego wieku, dźwignią, która ma pchnąć świat w nowy porządek rzeczy, w jakąś ponurą niby – cywilizację zmechanizowanych niewolników[65].


Zdaniem Doboszyńskiego, nie ma wolności duchowej i politycznej, bez wolności czy swobody gospodarczej[66]. Życie ludzkie stanowi całość w wszystkich swych objawach;


umiarkowana swoboda gospodarcza musi istnieć, jako warunek umiarkowanej swobody politycznej[67].


Reasumując, narodowy program gospodarczy, jaki zaleca Doboszyński można zawrzeć w krótkiej, przeprowadzonej przez autora Gospodarki narodowej charakterystyce: Własny warsztat pracy, własny dom, połączenie w jednych rękach pracy i kapitału. Nieograniczone pole dla zdolności i  inicjatywy małego i średniego człowieka. Duża doza swobody gospodarczej, umiarkowane współzawodnictwo, któremu patronuje silnie i


hierarchicznie zorganizowane społeczeństwo, czuwając, by swoboda i współzawodnictwo, nie przerodziły się w ucisk lub anarchię. Nieodłącznie związana ze swobodą gospodarczą – wolność i godność osobista jednostki, Społeczeństwo złożone z wolnych, niezależnych ludzi, którzy w pracy na własne ryzyko i na własny rachunek szukają racji swego istnienia[68].


Nie może zabraknąć w wywodach Doboszyńskiego nt. gospodarki narodowej, omówienia tematu rolnictwa na ziemiach polskich, co przy specyfice ustroju Polski, rolno – przemysłowego, miało ogromne znaczenie; Czy chłop współczesny, wyzyskiwany niemiłosiernie przez wielki kapitał, wydany na łup lichwiarzy, pozbawiony istotnego głosu w rządzie i samorządzie, jest doprawdy w położeniu lepszem od swego przodka z XIV wieku?[69]pyta retorycznie. Zdaniem Doboszyńskiego chłopi mają prawo do posiadania ziemi, ponieważ swą pracą zdobyli legitymację do jej posiadania[70]. Musi zniknąć przedsiębiorstwo rolne, gospodarujące i zarządzające za pomocą najemnych administratorów, a bez osobistej pracy właściciela, jednocześnie postuluje utrzymanie folwarków, stanowiącym: dostateczne pole do osobistej pracy dla człowieka o wyższym wykształceniu i odpowiedniej energii i przedsiębiorczości[71]. W przeciwieństwie do Rybarskiego, który był za pozostawieniem lasów w rękach państwa[72], Doboszyński sugeruje oddanie lasów w ręce prywatne. Tłumaczy to tym,


iż  wysokie ceny na drzewo spowodowały, że Zarząd lasów Państwowych trzebił podległe mu lasy bez miłosierdzia[73].


            Zdaniem Doboszyńskiego, harmonijnie rozwinięty organizm jest odporniejszy na wszelkie choroby niż organizm, w którym np. wszystkie członki są zdrowe, a wątroba ciężko chora[74] – zgoda! Ale  - postulować w związku z tym; ustawowy zakaz zakładania nowych wytwórni w istniejących już ośrodkach miejskich i przemysłowych[75], aby uniknąć błędów popełnionych przez zachodnie społeczeństwa przemysłowe (…), ponieważ rozwój społeczny idzie wszędzie w kierunku dezurbanizacji i równomierniejszego rozłożenia ludności[76] - to już przesada. Dodajmy jeszcze, jak by i tego było mało, że; postulat ten nie ma w sobie nic utopijnego[77]. Po raz kolejny, niestety, trzeba skonstatować, że wywody Doboszyńskiego są całkowicie chybione, przewidywania mylne, a proponowane rozwiązania wręcz szkodliwe. Trzeba jednak podkreślić, że pewne rozwiązania postulowane przez Doboszyńskiego, wprowadzono, czy usiłowano wprowadzać, bądź funkcjonowały w Polsce powojennej, tzn. po II Wojnie Światowej; aby uniknąć masowej wędrówki ludności wiejskiej do miast, należy: (…) przesunąć fabryki na wieś i dążyć do stworzenia typu chłopa – robotnika (…) Taki chłop – robotnik opiera część swego budżetu naposiadanej roli, którą obrabia jego rodzina, a sam zarobkuje w fabryce[78]. W momencie utraty pracy, staje się znowu rolnikiem. Zawsze ma oparcie w ziemi, jest bardziej niezależny i odporny na kataklizmy gospodarcze.


            Bardzo ważny jest charakter tego ustroju narodowego, którego wizję, kreśli Doboszyński. Będzie to ustrój demokratyczny, dodajmy, że „prawdziwie demokratyczny”; Prawdziwa demokracja – a na takiej demokracji oparty będzie ustrój narodowy – nie polega na rządach tłumów, lecz na rekrutowaniu się rządzącego zespołu z wszystkich stanów społecznych[79].


            Reasumując, należy wprowadzić w nasz ustrój zasady chrześcijańskich zasad gospodarczych i od tego należy zacząć, twierdzi Doboszyński[80]. Powinno to polegać na


wprowadzeniu tych zasad zarówno w ustawodawstwie jaki i w prawodawstwie; w przykładzie państwa i samorządów i w odpowiedniej propagandzie[81]. Dopiero wówczas, gdy zasady te staną się „żywą treścią” dla wszystkich jednostek, nasze życie gospodarcze oprze się – zdaniem Doboszyńskiego – na zdrowych podstawach; Adam Smith może mieć swe dobre strony, ale tylko na glebie przeoranej przez Św. Tomasza[82]. I jeszcze jeden cytat, warty tego, by stał się mottem, wszelkich programów gospodarczych oraz wszelkich naprawiaczy naszej gospodarki; szczególnie w dobie galopującego kryzysu:  Naród może się rozwijać tylko pracą własnych obywateli, nigdy pracą rąk cudzych. Lecz powinien również baczyć, by praca swoich nie szła na wzbogacenie obcych. Stać nas od czasu do czasu na bezinteresowną wyprawę pod Wiedeń. Ale na co dzień powinniśmy własną pracą kuć własne bogactwo[83]. Wprowadzenie tych zasad w życie jest, zdaniem Doboszyńskiego swoistym przewrotem; w


całej rozciągłości życia gospodarczego, instytucji, także w dziedzinie społecznej i politycznej. Dodaje jednak, iż; (…) przewrót ten musi się rozegrać wewnątrz nas samych. Musi się odbyć w naszych sercach i umysłach. Z chwilą, gdy zrozumiemy, gdy się nam otworzą oczy – i gdy poczujemy w sobie odwagę – odpadnie jak zeschłe liście na jesieni to wszystko, co stoi na przeszkodzie do powstania i rozkwitu Godziwej Polski[84].             





[1] Np. Roman Rybarski; aczkolwiek związany wiekowo i ideowo ze „starymi”, ostatecznie poparł „młodych”


[2] Szerzej o konflikcie: „starzy – młodzi np. Jerzy Janusz Terej, Rzeczywistość i polityka, Warszawa 1979.


[3] Roman Rybarski, Podstawy narodowego programu gospodarczego, Warszawa 1934, str. 5 – 6.


[4] Ibid., str. 26.


[5] Ibid., str. 26 – 27.


[6] Wojciech Roszkowski, Najnowsza historia Polski 1914 – 1945, Warszawa 2003, str. 268 – 269.


[7] Roman Rybarski, Podstawy narodowego programu gospodarczego, Warszawa 1934,str. 8 – 9.


[8] Ibid., str. 9.


[9] Ibid, str. 10.


[10] Iibid, str. 16.


[11] Ibid., str. 21.


[12] Ibid, str. 21 – 22.


[13] Ibid., str. 22.


[14] Ibid., str. 27.


[15] Ilekroć Rybarski, używa określenia „gospodarstwo”, ma na myśli oczywiście gospodarkę. Być może w podtekście miał na myśli, pod tym słowem „gospodarkę narodową”, więc słowa „gospodarstwo” używał przemyślnie. 


[16] Roman Rybarski, Podstawy narodowego programu gospodarczego, Warszawa 1934, str. 5.


[17] Ibid., str. 27.


[18] Z 1931 roku. Ostatnie polskie wydanie: Wydawnictwo Te Deum, Warszawa 2002.


[19] Sprawdzić, jaki pogląd filozoficzny utożsamia naturę ze Stwórcą


[20] Roman Rybarski, Podstawy narodowego programu gospodarczego, Warszawa 1934, str. 30.


[21] Ibid., str. 40.


[22] Ibid., str. 39.


[23] Ibid, str. 42.


[24] Ibid, str. 34.


[25] Ibid, str. 73.


[26] O tym, że gospodarka może być źródłem nacisku politycznego, świadczą dobitnie wydarzenia dnia dzisiejszego, kiedy to Rosja, poprzez Gazprom, wywiera swoisty nacisk na Ukrainę i partnerów europejskich. Niestety, głębsza analiza tego faktu, wykracza poza ramy owego artykułu, nie mniej jednak autor pozwolił sobie na te dygresję z uwagi na istotną analogię do omawianego problemu.


[27] Ibid, str. 73.


[28] Ibid., str. 43.


[29] Ibid., str. 44.


[30] Ibid., str. 44 – 45.


[31] Ibid, str. 47.


[32] Ibid.


[33] Ibid, str. 53.


[34] Ibid., str. 53.


[35] Ibid, str. 57 – 58.


[36] Ibid, str. 68.


[37] Ibid, str. 69.


[38] Ibid., str. 70.


[39] Ibid. Powyższe słowa, świadczą dobitnie, że człowiek nie wyciąga raczej wniosków z przeszłości. Potwierdzają się słowa, że historia jednak nie jest nauczycielką życia, jak chcieliby i życzyli sobie starożytni. Dokładnie ten sam mechanizm wywołał obecny kryzys w USA, który rozlewa się obecnie na cały świat. Powtórzmy: nadmierna ekspansja kredytowa, poprzez finansowanie konsumpcji.


[40] Ibid.


[41] Ibid, str. 74.


[42] Ibid.


[43] Ibid, str. 75.


[44] Adam Doboszyński, Gospodarka narodowa, Warszawa 1934, str. V.


[45] Bogumił Grott, Nacjonalizm chrześcijański; myśl społeczno – państwowa formacji narodowo – katolickiej w Drugiej Rzeczypospolitej, Kraków 1991, str. 195.


[46] Maciej Winiarski, Apel w: Słowo Narodowe, nr 3(11), 1990.


[47] Adam Doboszyński, Gospodarka narodowa, Warszawa 1934, str. VI.


[48] Ibid, str. 5.


[49] Źródło: http://www.chesterton.fidelitas.pl/


[50] Myśl Arystotelesa, sumująca w sobie doświadczenia świata starożytnego, przeszczepiona na światopogląd chrześcijański, i przefiltrowana przez tysiąc lat doświadczenia Kościoła katolickiego, znalazła w filozofii Akwinaty syntezę, nie mającą sobie równej w żadnej innej epoce – Adam Doboszyński, Gospodarka narodowa, Warszawa 1934, str. 35


[51]Ibid., str. 26.


[52] Ibid. Str. 28.


[53] Ibid., str. 96.


[54] Ibid., str. 97.


[55] Ibid.


[56] Deklaracja ONR –14 kwietnia 1934. Źródło:  www.endecja.pl


[57] W dniu 18 kwietnia 1951 roku, podpisano traktat o utworzeniu Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali, zwanego także Traktatem Paryskim. Traktat Paryski wszedł w życie 23 lipca 1952 roku, a zawarty został na okres pięćdziesięciu lat. W dniu 23 lipca 2002 roku zadania wykonywane przez EWWiS przejęła Wspólnota Europejska (dawna EWG).


[58]  Adam Doboszyński, Gospodarka narodowa, Warszawa 1934, str. 101


[59] Obozem tym (tzn. „postępu” – P.S.) kieruje masoneria. Masonerję inspirują Żydzi – Ibid. Str. 102.


[60] Ibid., str. 101 – 102.


[61] Ibid., str. 107.


[62] (…) the Swastika was probably the first to be a made with a definite intention and a continuous or consecutive meaning, the knowledge of  which passed from person to person, from tribe to tribe, from people to people, and from nation to nation, until, with possibly changed meanings it has finally circled the globe – Thomas Wilson, The Swastika, 1894, T.1, str. 4 


[63] Adam Doboszyński, Gospodarka narodowa, Warszawa 1934, str. 111. Paradoksalnie w dzisiejszych czasach, A.D. MMIX, dużo tańsze są buty kupione na placu targowym, produkowane przez dużą fabrykę w Chinach, niż te u szewca. Często naprawa butów jest droższa niż kupno nowych, co powoduje niestety spadek jakości towarów. Solidnych rzeczy się nie robi, bo to się po prostu nie opłaca. Rzeczy tzw. „markowe” są markowe ze względu nie na jakość, ale ze względu na mityczność owej marki.


[64] Ibid.


[65] Ibid. Niestety, tego typu i podobne wypowiedzi, odbierane są przez przeciwników politycznych, szeroko rozumianej prawicy narodowej, nie bez przyczyny zresztą, jako „oszołomskie”. Owa „don – kiszoteria” mentalna, na nic się nie zda. Świat biegnie naprzód i trzeba to zaakceptować, czy się to komuś podoba czy nie. Przyjąć raczej postawę, starającą się łączyć przez zdrową syntezę, w zgodzie ze swoimi zasadami „nowe” ze „starym”, a nie umacniać się w „okopach ŚwiętejTrójcy”.


[66] Ibid., str. 115.


[67] Ibid.


[68] Ibid., str. 116.


[69] Ibid., str. 130.


[70] Ibid., str. 133.


[71] Ibid.


[72] Patrz przypis 26.


[73] Adam Doboszyński, Gospodarka narodowa, Warszawa 1934, str. 138. Autor artykułu, miał przyjemność przebywać w Niemczech w Bawarii, podczas studiów w latach 1998/1999. Ogromnym zdziwieniem było dlań dostrzeżenie w lesie… ogrodzenia z bramą i kłódką! Nie trzeba chyba dodawać, że był to las prywatny. Rzecz w Polsce, jeszcze, dość rzadka; chociaż na Gubałówce, nie tak dawno,  przysłowiowy „konflikt o miedze” spowodował blokadę trasy narciarskiej.


[74] Ibid., str. 149.


[75] Ibid., str. 148.


[76] Ibid.


[77] Ibid.


[78] Ibid., str. 149 – 150.


[79] Ibid., str. 157.


[80] Ibid., str. 205.


[81] Ibid.


[82] Ibid.


[83] Ibid., str. 230.

[84] Ibid., str. 309.

===========================================

Przemysław Serednicki, Dlaczego nie idę na wybory? 

Kraków 2010

    Niech mottem tego krótkiego felietonu – ta formuła daje mi szerokie pole do polemiki – będą słowa, wybitnego rumuńskiego myśliciela, Emila Ciorana: Demokracja jest festiwalem miernoty i przeciętności. Emil Cioran oraz Mircea Eliade, byli wybitnymi europejskimi intelektualistami (nie lubię tego słowa; michnikowszczyzna je strasznie zdezawuowała!); jeden był religioznawcą, zafascynowanym Indiami i hinduizmem, drugi filozofem. Obaj swoje największe dzieła stworzyli na emigracji w Paryżu; obaj doświadczyli na sobie dobrodziejstw demokracji. W latach 30 XX wieku, Eliade związał się poprzez swojego mentora, profesora filozofii Nae Ionescu z rumuńskim Legionem Świętego Michała Archanioła, prawicową, narodowo – radykalną organizacją, wobec której narosło strasznie dużo mitów i uprzedzeń. W roku 1938, rząd rumuński (przegrywając znacznie wybory), pod pretekstem zdelegalizował ową organizację. Eliade trafił do więzienia. Jak miał się wypowiedzieć jeden z prominentnych polityków rumuńskich, na pytanie dlaczego Eliade trafił do więzienia, odpowiedział, iż to, że znał Ionescu, było wystarczającym powodem…[1] Sam Eliade, z goryczą wspominał owe czasy; (…) Śledzono mnie i aresztowano tylko dlatego, że byłem przyjacielem Nae Ionescu (…) Tysiące ludzi zaaresztowano, bo wstąpili do legalnie działającej partii politycznej (…) Oskarżono ich wstecz za postawę polityczną, którą aż do zimy 1938 roku chroniła konstytucja (czyli do momentu delegalizacji organizacji; lex retro non agit, prawo nie działa wstecz – P.S.) Terror (…) podjęto w imię i dla obrony „demokracji” (podkr. – P.S.)[2]. Zdaniem Eliadego, oprawcy, czy też strażnicy demokracji, mogli pozwolić sobie na wszystko bo: Lud i tak nie zareaguje. Skąd my to znamy! Ciemny lud wszystko kupi oraz zdanie, które miał wypowiedzieć niejaki Tomasz L. podczas debaty zorganizowanej przez Otwarty Uniwersytet Warszawski pt.: "Dlaczego głupiejemy", która odbyła się w marcu 2010 roku.: Ludzie nie są tak głupi, jak nam się wydaje, oni są jeszcze głupsi[3]. Zresztą ta pogarda dla zwykłego, tzw. szarego człowieka jest w demokracji znamienna; z rządzących wytwarza się swoista arystokracja, czy wręcz oligarchia, osobna kasta lepsiejszych, która ma rządzić tą: masą, bydłem, chamstwem, nie potrzebne skreślić albo właściwe podkreślić.
            Jeśli, za wybitnym filozofem, Arystotelesem przyjmiemy, że demokracja to: rządy osłów, prowadzonych przez hieny, to już jest wręcz ochlokracja, czyli rządy motłochu. Nie, ja nie zniżam się do poziomu yntelektualystów i elyty; konkluduję jeno, że w większości (niestety, nad czym ubolewam) ludzie są: nikczemni, podli i występni! Nawet dziesięciu sprawiedliwych się nie znalazło w Sodomie (sześciu brakło!); i Bóg ją strawił ogniem!
            Dlatego w tej hucpie, w tym festiwalu miernoty i zakłamania nie mam zamiaru brać udziału! Nie dam się ogłupić piarom albo innym bernardynom! Przypominają sobie o nas, kiedy trzeba ten krzyżyk postawić przy właściwym nazwisku. Nie moje małpy, nie mój cyrk; zabieram zabawki z piaskownicy  i wychodzę; czas najwyższy! Mam, co robić! Oni myślą tylko i wyłącznie o sobie! O władzy, o trwaniu we władzy; przy żłobie, przy korycie- jak zwał. Jak w „Roku 1984” Orwella: Partia pragnie władzy wyłącznie dla samej władzy. Nie obchodzi nas dobro ludzkości; obchodzi nas wyłącznie władza. Nie bogactwa, luksusy, długie życie lub szczęście, a tylko władza, czysta władza. Oni są wręcz: kapłanami władzy. Wiecznie ci „oni”: oni „szlachta” (tak, tak, uważali się za sarmatów, by odciąć się od Słowian, za których uważali chłopów, a sobie pochodzenie od sarmatów wymyślili, których tu żywcem nikt nie widział; no może na gościnnych występach, bo koczownicy to byli), oni „zaborcy”, oni „sanacja”, oni „komuchy”… Teraz też, „oni” władza, nobilituje; szczęśliwy wybraniec odcina się od „gminu” i chowa za fasadą pałacu, stanowiska itede… A gdzie dobro ojczyzny? A gdzie działanie Pro Publico Bono? Myślenie ponad podziałami? Nie ma… kiedyś prominentny działacz Platformy Wiertniczej, (Bułkowski? Chlebowski?) kogoś tłumaczył (jeszcze przed aferą inwalidzką to znaczy, o tych jednorękich chodzi)  w TeFał, mówiąc o kimś, że ma na uwadze: interes partii, rządu i Polski (sic! W takiej kolejności!) Ludzie, Panie, czy to nie powinno być na odwrót? Tak, lecz Ciebie błyskotkami judzą, a teraz jesteś służebnicą cudzą…
            A więc (nie zaczyna się zdania od więc!) nie idę…
            Nie idę, bo w demokracji: celem sporu jest zniszczenie oponenta – Cioran.
            Nie idę, bo: Demokracja jest polityką gnostyckiej teologii - Nicolás Gómez Dávila.
            Bo: Nie podoba mi się system, w którym dwaj pijacy spod budy z piwem mają w demokratycznym głosowaniu dwa razy więcej do powiedzenia niż profesor – Wojciech Cejrowski.
            Bo: Demokracja nie jest systemem politycznym, ani doskonałym, ani mniej niedoskonałym. W porządku politycznym demokracja NIE JEST. Innymi słowy: konstytuuje błąd absolutny (...) Demokracja jest niebytem – Victorio Pradera Larumbe.
            Bo: Demokracja to rząd większości prostaków; komunizm to rząd małej grupy prostaków; a dyktatura to rząd jednego prostaka. W tradycyjnym i jednomyślnym społeczeństwie rządzi dziedziczna arystokracja, której funkcją jest utrzymanie istniejącego porządku, opartego na wiecznych wartościach, a nie narzucanie poglądów czy woli (w najbardziej dosłownym znaczeniu tego słowa, woli tyrańskiej) jakiejkolwiek partii czy grupy nacisku – Ananda Coomaraswamy.
            Bo: Demokracja to rządy osłów, prowadzonych przez hieny – Arystoteles.
            Bo: Demokracja jest to sprawowanie rządów poprzez dyskusje, które efektywne jest tylko wtedy, kiedy dyskusje udaje się uciszyć – Clement Attlee.
            Bo: Demokracja, to jest najlepszy ustrój państwowy. W nim każdy obywatel może postępować tak, jak życzy sobie jego żona – Antoni Uniechowski.
            Bo: Demokratyczne instytucje otwierają obywatelowi drogę wyłącznie do paplania politycznych frazesów - Nicolás Gómez Dávila.
            Bo: Demoliberalny klimat sprawia, że mózg rozmięka i staje się gąbczasty – Tenże.
            Bo: Jeśli już trzeba wybierać z dwóch rzeczy, a za każdą z nich czyha niebezpieczeństwo, należy mocno opowiedzieć się za tą, która pociąga mniejsze zło (…) nie rzadziej rządy wielu obracają się w tyranię, niż rządy jednego – lecz znacznie częściej. Kiedy bowiem, za sprawą rządów wielu, przychodzą spory, często się zdarza, że jeden staje ponad innymi i sam sobie przywłaszcza panowanie nad innymi  - Św. Tomasz z Akwinu.
            Dlatego jutro do Kościółka, potem obiadek, relaks, książeczka, trochę popracuję… Rozważam emigrację wewnętrzną… 




[1] Mircea Eliade, Świętojańskie żniwo. Pamiętniki II (1937 – 1960), Kraków 1991, s. 21.

[2] Tamże.

==================================================================== 

Przemysław Serednicki - „Jakie wartości i normy powinny obowiązywać w relacjach międzyludzkich?” 

Prawie dziesięć lat temu, wpadła mi do ręki książeczka, wybitnego- jak się później dowiedziałem, jezuity- O. Józefa Warszawskiego[1]- „Myśl jest bronią. Rozważania”. O. Warszawski, który był kapelanem jednego z oddziałów powstańczych podczas, powstania warszawskiego (konspiracyjny pseudonim- O. Paweł) został zesłany, wraz z innymi jeńcami, do obozu w Niemczech, w miejscowości Sand Bostel. Książeczka ta, to rozważania adwentowe, swoiste rekolekcje, które O. Warszawski głosił. Rozległość, głębokość przemyśleń, a przede wszystkim gorący patriotyzm, oraz poczucie realności i merytoryczna krytyka naszych wad przebija z każdej karty tej książki. Jest tam wszakże myśl istotna, która utkwiła mi w głowie i można powiedzieć, dokonała mentalnego przełomu, w moim podejściu do życia, do świata i do ludzi. Jest to myśl przewodnia, „light motiv” przewijający się przez cały czas rozważań
O. Warszawskiego. Myśl ta jest prosta, a zarazem bardzo głęboka: „Jestem centrum-, którego całość jest częścią- coraz to wyższych całości- w hierarchicznym uwspółrzędnieniu”



Na początku było mi trudno zrozumieć, co o. Warszawski miał na myśli, jednak z czasem, gdy zaczynałem wczytywać się w to zdanie uświadomiłem sobie, że to istotnie prawda. Wszakże jestem centrum! Jestem dla siebie samego, bytem

i rzeczywistością! Jestem dla siebie wszechświatem! Realnością! Gdy kończy się moje życie, kończy się znany i odczuwalny dla mnie świat. No tak, ale poprzestać na tym to egoizm, i w konsekwencji hedonizm, który prowadzi do postaw aspołecznych.

 Dlatego te centrum, czyli ja jest też częścią, innych wyższych całości, a wszystko w hierarchicznym uwspółrzędnieniu. W dzisiejszym, zdemokratyzowanym, liberalnym świecie, słowo „hierarchia” jest niemodne i niepopularne. Kojarzy się z wstecznictwem, kołtuństwem, reakcją, a przecież to słowo jest kluczowe dla naszego podejścia do życia. Wszak wszystko ma, powinno mieć, hierarchię wartości. Coś ważniejsze, coś mniej ważne. Jedne rzeczy stoją na czele, a z innych się rezygnuje.



Jest takie przysłowie ludowe, a w przysłowiach, często niedocenianych, zawarta jest mądrość, przekazywana często z pokolenia na pokolenie; „nie czyń drugiemu, co Tobie nie miłe”. W zasadzie można by powiedzieć, że kierując się tą normą postępowania w życiu, w relacjach międzyludzkich, osiągniemy ideał, pełną harmonię. W naszym kręgu cywilizacyjnym i kulturowym powinna obowiązywać przekazywana nam z pokolenia na pokolenie, dworność i łagodność względem kobiet, szacunek dla starszych, poczucie honoru, uczciwości, lojalności, szczerości, bezinteresowne poświęcenie się dla wyższych celów. Wynika to, przede wszystkim, z korzeni naszej cywilizacji kultury, tradycji. A jest nią specyficzna moralność, wykształcona w cywilizacjach śródziemnomorskich- Grecji i Rzymu, a także w moralności Judeo- chrześcijańskiej.

Dekalog, powinien być tym podstawowym układem odniesienia- obowiązującym wszystkich ludzi: czcij ojca swego i matkę swoją, nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie mów fałszywego świadectwa, nie pożądaj żony bliźniego swego, ani żadnej rzeczy, która jego jest. W sumie są to proste zasady, prosty kodeks, i gdyby obowiązywał w życiu, albo gdyby ludzie starali się go przestrzegać, to na pewno żyłoby się lepiej i godniej nam wszystkim. Ale, niestety to utopia i nigdy tak nie będzie, żeby wszyscy(!) mogli tak żyć. Wszakże, wg wybitnego filozofa Leibniza, Bóg nie sprawia zła, ale je dopuszcza. Dopuszcza minimum zła, jakie jest w świecie stworzonym możliwe. Świat, gdzie nie byłoby zła w ogóle, byłby zapewne możliwy, lecz musiałby to być świat zaludniony przez pozbawione woli automaty[2].    



Zatrzymajmy się na chwilę nad „normą”- czyli obowiązującą zasadą, powszechnie przez wszystkich przyjętą i stosowaną. Wg słownika wyrazów obcych norma, to: „ustalona, ogólnie przyjęta zasada, reguła, wzór, przepis; w etyce: zasada postępowania, dyrektywa wyznaczająca obowiązek określonego zachowania się w określonej sytuacji przez odwołanie się do odpowiednich ocen i wartości moralnych”[3]. No, tak, ale zasady postępowania w społeczeństwie czy stosowanych przez społeczeństwo norm, podlegają fluktuacji, ulegają zmianą itd. Kto ma decydować

o tym, co jest dobre, a co złe? Mało tego, na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci można zaobserwować, że te „normy” podlegają dość szerokiemu poszerzeniu. Przykład: jeszcze w latach 70, 80 ubiegłego wieku homoseksualizm, uważano za dewiację, zwaną „pederastią’, bądź „sodomią”. Dzisiaj powszechnie się uważa, że jest to normalne zachowanie, nie tylko nie napiętnowane, ale wręcz odnosi się wrażenie, że jest to „trendy”! Tak, homoseksualizm jest na topie, jest zjawiskiem snobistycznym, wręcz niektórzy snobują się na ten zespół zachowań. Podczas jednej z tzw. „parad równości” ówczesny vice- marszałek sejmu, prof. Nałęcz powiedział, że „na ten dzień specjalnie zostanę gejem”[4]. Nie chcę wchodzić tutaj w większe wyjaśnianie tego zjawiska, bo po pierwsze nie czuję się kompetentny, by weryfikować czy homoseksualizm to choroba, czy dewiacja[5] seksualna z powodu takich skłonności, poza tym nie należy to do meritum rozważań. Chodzi mi o ukazanie pewnego mechanizmu, który istnieje, a w procesie tym uczestniczą, bądź wykreowane autorytety, bądź media, to zaprzeczenie wolności słowa, czyli „political corectnes”; mechanizm ten to powszechne poszerzanie normy, brak jakiegokolwiek poszanowania dla świętości, relatywizacja wszystkiego, ponadto permanentną krytyką, czy wręcz krytykanctwo jakiegokolwiek tradycyjnego czy przejawów tradycyjnego funkcjonowania społeczeństwa. Doszliśmy do takich absurdów, że ludzie nie czytają nic, z wyjątkiem gazet, które przecież nie odzwierciedlają rzeczywistości, ale ją opisują, są refleksją redaktora na temat rzeczywistości, bo dany dziennikarz czy redakcja, dokonuje skrótu materiałów, „obrabia” tę informację, często mając przecież też swoje zdanie, swoje poglądy polityczne etc. W świetle tego, co powyżej napisano, pewne dzienniki w telewizjach prywatnych, nie powinny się nazywać „Informacjami”, a „Komunikatami”- bo są opisem rzeczywistości „a posteriori”; „doświadczeniem” i to subiektywnym, redaktora, dziennikarza. A ludziom tak wygodnie, nie muszą dociekać, wnikać w istotę rzeczy.



Dla Katolika, Chrześcijanina, nawet niepraktykującego[6], ale znającego zasady etyki chrześcijańskiej, sytuacja jest prosta, a przy tym jasna i klarowna. To normy i zasady naszej wiary, są wewnętrzną busolą dla każdego z nas wierzących. Te, zasady, wiara i pewna obawa, że ktoś nas widzi, obserwuje, zna nasze myśli, jest najlepszym zabezpieczeniem przed postępowaniem amoralnym, czyli wbrew ogólnie przyjętym normom. Żyjąc bez norm, bez nakazów, zakazów „Nieba gwiaździstego nad nami, a prawa moralnego w nas”, dochodzimy do punktu, że źródłem samorealizacji człowieka jest schlebianie własnym przyjemnościom. Założenie, że celem życia jest przyjemność, to doktryna godna świni; lepiej być niezadowolonym człowiekiem niż zadowoloną świnią.[7] Ludzka natura- wg Kościoła- jest zepsuta i skażona po grzechu pierworodnym, ergo- człowiek jest zły z natury, zło tkwi w nim, a istotą walki ze złem, czyli tak zwanym „uświęcaniem się” jest walka, ze swoimi skłonnościami, instynktami, z tą bestią w sobie. „Społeczność ludzka dzieli się, pod względem duchowego usposobienia, na dwie połowy; to jest: na ludzi dobrej i złej woli. Oba te zastępy z pozoru nie różnią się od siebie: bo i Ludzie dobrej woli nie zawsze są cnotliwymi i bogobojnymi; owszem, bardzo często bywają podobnie występnymi i złośliwymi jak i pierwsi. Wszakże w gruncie serca znajduje się między niemi [sic!] Niezmiernie wielka różnica:, bo ludziom dobrej woli dosyć pokazać prawdę i światło, dosyć zawołać, dosyć ręką skinąć na nich, że tak powiem, a natychmiast wyrzekają się fałszu, błędów i występków, i jak ogień rzeczy palnych, tak się oni chwytają prawdy, światła i cnoty, mocno przy tym żałując za dawne postępki swoje. Właśnie takimi ludźmi byli: pierwsi apostołowie, Mateusz celnik, Zacheusz, Magdalena, dobry łotr, Św. Augustyn i niezmierne mnóstwo tymże podobnych (…) Ale zupełnie przeciwnie dzieje się z ludźmi złej woli! Ci na sam widok światła kryją się, prawdy nienawidzą, a z cnoty szydzą (…) Prawda zapala ich gniewem i nienawiścią ku niej; a kara boża zatwardza ich w uporze i czyni tym zaciętszymi jej wrogami. Oni się tym większą zapalają złością i do tym większej posuwają się przewrotności, im prawda jest oczywistszą, im oni stają się nie zdolniejszymi do zaprzeczania jej (…) To też takich ludzi nie nawracają do Boga żadne cuda, ani żadne kary Boga (…) Dysputowanie z takimi ludźmi jest podobne do wojowania z wiatrem albo do kopania rowu na wodzie (…) Smutna to i nader smutna prawda, lecz prawda, że złość ludzi złej woli równa się złości szatańskiej, (…) Bo w samej rzeczy jak diabeł tak oni prawdę udawają za fałsz,  światło za ciemności, cnotę poczytują za występek; a zaś gwałtem chcą żeby występek był cnotą, ciemność światłością, a fałsz i kłamstwo prawdą; pragną żeby po śmierci nie było ani kary, ani nagrody, i bardzoby życzyli sobie żeby nawet i Boga nie było!”[8]



Ale przecież Boga nie ma! „Bóg umarł”, jak mawiał Nietsche! Problem w tym, że żyjemy w czasach postmodernizmu, albo wręcz „postpostmodernizmu”! W „negacji negacji”! Nawet XIX wieczni ateusze negując Boga, nie negowali, swoistej „ludzkiej” moralności, co dzisiaj nie jest już tak oczywiste! Radykałowie XIX wieku mówili, że Bóg jest hipotezą zbędną, którą trzeba odrzucić, ale w etyce nic to nie zmienia, bo moralność i społeczeństwo wymagają, aby istniały aprioryczne wartości, aby „a priori” było pewne, że należy być uczciwym i sprawiedliwym. Boga nie ma, ale nakazy moralne są takie same, jak gdyby był[9]. 



Sęk w tym, że religia jest na każdym kroku rugowana, prześmiewana, a media lansują styl bycia, mówiąc delikatnie, odbiegający od zasad naszej moralności. W konsekwencji mamy taką sytuację, że ludzie pozbawieni tej swoistej busoli wewnętrznej, wpadają do sekt, popełniają samobójstwa, nadużywają alkoholu, bądź narkotyków etc. Może upraszczam i uogólniam, ale coś w tym jest. Ktoś mógłby zarzucić, żem nieoczytany, ale erudycja Newmana też była znikoma. Nie znał krytyków poznania, w szczególności Kanta. Myśl kontynentalną znał mniej jeszcze, niż wypadało Anglikowi wiktoriańskiej epoki[10]. Wiele wybitnych autorytetów twierdzi, że mamy swoisty kryzys wartości. Problem tego kryzysu jest złożony. Nakłada się nań wiele rzeczy. Obniżenie umysłowości i niechęć do logicznego myślenia i wyciągania wniosków z popełnionych błędów. Nie uczymy się na swoich błędach, choć Otto von Bismarck powiedział, że „głupcy uczą się na swoich błędach, istotą jest uczyć się na błędach cudzych”! W konsekwencji, ludzie wiedzę czerpią z gazet i mediów, gdzie mają podaną tendencyjną, jednostronną , a często i wybiórczą wiedzę o świecie! Kiedyś, będąc jeszcze na studiach na Akademii Pedagogicznej, ukułem taką swoją prywatną maksymę: „Czym się różni prawda od prawdy historycznej? Mniej więcej tym, czym fakt, od faktu prasowego”. Imponują nam „mędrki”, ludzie kreowani na autorytety, nie chcemy samodzielnie myśleć, więc łatwiej nami manipulować! Wg wybitnego pisarza i według mnie bardzo niedocenionego myśliciela, Józefa Mackiewicza: „tylko poprzez porównanie dochodzi się do wiedzy obiektywnej”, zatem „tylko nauka porównawcza jest nauką ścisłą”[11]  ; „pouczenie to próbuję zachować do dziś jako drogowskaz, gdyż wydaje mi się jedynie słuszną metodą przy ocenie wszelkiej, dostępnej człowiekowi prawdy”[12]. Z drugiej, jednakże strony można powiedzieć, że nie ma żadnej wyraźnej granicy między przednaukowym, potocznym doświadczeniem, zarejestrowanym w obiegowym języku, a teoretycznymi konstrukcjami wiedzy nowoczesnej. Nauka jest dalszym ciągiem tej samej skrótowej i symbolicznej systematyzacji doświadczenia, którą uprawiają ludzie żywiołowo w całej historii i której organizacja słowna daje wyraz. Poznanie jest pewną częścią praktycznej działalności ludzi, odpowiedziami adaptacyjnymi organizmu na całość warunków życiowych i nie ma powodu nadawać mu znaczenia transcendentalnego.[13]  



Ważne powinno być poszanowania wartości demokratycznych, tej zdobyczy naszej cywilizacji, której powinniśmy bronić! Oczywiście, nie nadużywając, nie wykorzystując do prywatnych celów, czy do doraźnej gry, bądź korzyści. Tolerancja, pluralizm, jawność, szacunek dla przeciwnika[14]. „Całkowitej prawdy nie zna żaden człowiek na tym świecie. To, co my, ludzie nazywamy „prawdą” jest zaledwie jej szukaniem. Szukanie prawdy jest tylko możliwe w ścieraniu się myśli, zaś ścieranie się myśli jest tylko możliwe w wolnej dyskusji. „Wolność opinii i wolność wyrażania opinii stanowi warunek konieczny umysłowego dobrostanu ludzkości, od którego zależy jego wszelki inny dobrostan”[15]  „(…) Znalazłszy się tedy w świecie uznającym wolność jednostki i wolność myśli, winniśmy czynić wszystko, aby nie zacieśniać horyzontów myślowych, a je rozszerzać; nie zacieśniać dyskusji, a ją poszerzać”.[16]

U Mackiewicza też odnajdziemy to odwołanie się do naszych korzeni, tradycji: „To, co się obecnie zwie kulturą zachodnią jest spuścizną kultury łacińskiej, krótko: katolickiej”.[17] Powinniśmy starać się o to, żeby raczej zwracać uwagę na to, co nas łączy, a nie na to, co nas dzieli, „(…) Nie tylko prześladowanie w tym krótkim życiu ludzi myślących inaczej niż my jest rzecz okrutną, bo nie wiem, czy nie jest większym zuchwalstwem orzekać ich wieczne potępienie. Wydaje mi się, że tego rodzaju uprzedzanie wyroków Stworzyciela nie godzi się tak przelotnym jak my istotom”[18]. Żyć godnie, żeby można było sobie popatrzeć w lustro, przy goleniu. Życie nie jest męką, ono jest walką i w tym tkwi wielki jego urok. Spadają na nas ciosy, ale nie trzeba się uginać pod nimi.



    






[1] Józef Warszawski SI (ur. w 1903 roku w Hamburgu - zm. w 1997 roku w Warszawie) - ksiądz, filozof, kaznodzieja, działacz harcerski, profesor rzymskiego Gregorianum, jezuita, kapelan AK, kierownik polskiej sekcji Radia Watykan. Ukończył Gimnazjum Męskie w Ostrowie Wielkopolskim. Podczas II wojny światowej działał w ruchu oporu. Był żołnierzem AK w stopniu majora - ps. Ojciec Paweł. Walczył w powstaniu warszawskim w Zgrupowaniu "Radosław". Po zakończeniu wojny mieszkał w Wielkiej Brytanii, a od 1950 roku w Rzymie, gdzie został profesorem na Gregorianum, a także przez kilka lat pełnił funkcję kierownika polskiej sekcji Radia Watykańskiego.
[2] Leszek Kołakowski, O co nas pytają wielcy filozofowie, Kraków 2005, str. 69.
[3] Źródło: http://swo.pwn.pl/haslo.php?id=19081
[4] „Choć nie ukrywam swojej orientacji seksualnej, jestem heteroseksualny, to jutro dla prezydenta Lecha Kaczyńskiego i dla wszystkich osób nietolerancyjnych w Warszawie będę gejem" - powiedział wicemarszałek Nałęcz dziennikarzom w Warszawie podczas konferencji "Różni, ale równi. Geje i lesbijki w Polsce i Unii Europejskiej"; źródło: http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,55670,2760023.html
[5] „Słowo „normalność” ma ścisły związek znaczeniowe z „normą”. Mówimy, że wzrost normalnego mężczyzny waha się pomiędzy, powiedzmy 165 cm a 195 cm, że normalnie człowiek ma 10 palców u rąk, a nie 11 itd. Normalny w tym sensie to tyle, co typowy, przeciętny, standardowy itp. Taką normalnością rządzą prawa statystyczne, a dewiacja jest odchyleniem od normy statystycznej, bo dewiantem jest np. mężczyzna o wzroście 225 cm czy 11 palcach u rąk. Gdyby na skutek jakichś przyczyn, 80% mężczyzn miało od 195 cm do 225 cm, to mierzenie sobie 175 cm byłoby dewiacją, podobnie posiadanie 11 palców. Dewiantem bywa się nie absolutnie, ale relatywnie, tj. z uwagi na jakąś prawidłowość statystyczną. Dewiant sam w sobie nie jest ani normalny, ani nienormalny w rozważanym sensie, jest natomiast najzupełniej normalny z uwagi na własną jednostkową konstytucję psychofizyczną.” Jan Woleński ,Normalność i dewiacja ,źródło:    http://www.wyborylewicy.pl/wyborylewicy/index_kom.php?num=71
[6] „Bo wierzyć czy nie wierzyć nie jest w ludzkiej mocy, natomiast jest w ludzkiej mocy szanować zwyczaje ojczyzny. Gdybyście zaś powiedzieli, że zbrodnią jest nie wyznawać religii panującej, to byście sami oskarżyli pierwszych chrześcijan, waszych ojców, a uniewinnilibyście tych, których oskarżacie o wydanie ich na męki”, Wolter, Traktat o tolerancji, Warszawa 1956.  
[7] Anthony Kenny, Krótka historia filozofii zachodniej, Warszawa 1998, str.310.
[8] Ks. Antoni Barciński, Droga do prawdziwego spokoju sumienia i doskonałości moralnej, Warszawa 1873.
[9] Władysław Tatarkiewicz, Historia filozofii, t.3,Warszawa 2005, str. 73.
[10] Op. Cit., str. 70.”Nie oddawałem się nigdy studiowaniu tego, co inni powiedzieli o tym przedmiocie. Prorocy nie czytują siebie wzajem”- ibidem.
[11] Józef Mackiewicz, Zwycięstwo prowokacji, Londyn 1983.
[12] Ibidem.
[13] Leszek Kołakowski, Filozofia pozytywistyczna, Warszawa 1966, str. 129.
[14] „Ale czyż ze wszystkich przesądów nie jest najgroźniejszą nienawiść do bliźniego żywiona z powodu jego zapatrywań?”- Wolter, op. cit.
[15] Anthony Kenny, Krótka historia filozofii zachodniej, Warszawa 1998, str.310.
[16]  Józef Mackiewicz, Zwycięstwo prowokacji, Londyn 1983.
[17] Ibidem.
[18] Wolter, Traktat o tolerancji, Warszawa 1956.
  ====================================================================

Bartosz Bekier: Wywiad dla „Głosu Szczecińskiego”


Kiedy i w jakim charakterze pojechał pan na Donbas?

Do powstańczego Donbasu udaliśmy się jako czasopismo informacyjne Xportal.pl, gdzie w zwyczajnym trybie uzyskaliśmy akredytację. Misja rozpoczęła się w drugiej połowie maja i posiada charakter ciągły, choć nasi dziennikarze nie przebywają w separatystycznej Noworosji przez cały czas.

Separatyzm na Ukrainie – niezależnie od tego, czy popieramy DRL czy Kijów – może sprzyjać tendencjom odśrodkowym. Dla przykładu – wyobraźmy sobie, że Ruch Autonomii Śląska ogłosi niepodległość i poprosi o włączenie do RFN. Czy jeśli wtedy Polska wyśle tam armię w celu obrony swojej integralności terytorialnej to też stanie pan po stronie separatystów? 

Śląska analogia jest niewłaściwa, ponieważ na Ukrainie w sytuacji konfliktowej znalazły się dwa wyraźnie odrębne narody, wychowane w dwóch różnych, przeciwstawnych tradycjach historycznych, różnych tradycjach kulturowych, językowych i religijnych, stojące po dwóch różnych stronach konfliktu geopolitycznego. Bardziej analogiczne byłoby pytanie, czy poparlibyśmy przyłączenie zachodniej Ukrainy do Polski – nie, bo obecnie Polski raczej nie stać na walkę z banderowskim terroryzmem, który po raz kolejny zbiera na Wschodzie krwawe żniwo. Nie ma tam również potencjalnych polskich „separatystów”, choć prawa polskiej mniejszości z pewnością są zagrożone przez dyskryminacyjne ustawodawstwo nowych władz w Kijowie. Jeśliby sprawę tendencji odśrodkowych rozpatrywać jednak globalnie, to niebezpieczny precedens został stworzony nie przez Rosję, a przez Amerykanów w Jugosławii, a zwłaszcza w Kosowie. Do dzisiaj na terenie tego zarządzanego mafijnie „państwa” znajduje się największa baza USA w Europie, Camp Bondsteel.

Przywódca Donieckiej Republiki Ludowej w rozmowie z panem stwierdził, że na konflikcie na Ukrainie „zyskują siły zewnętrzne”, sugerując, że chodzi o Zachód, NATO, USA, UE. Ale chyba oczywistym jest, że na konflikcie zyskać może także Rosja, jeśli Noworosja poprosi o włączenie w jej granice. Dlaczego siły zewnętrzne z Zachodu są dla Donbasu wrogiem, a siły zewnętrzne ze Wschodu są dla Donbasu sojusznikiem?

Sprawa jest oczywista: Donbas zamieszkują Rosjanie, więc Rosja powinna być naturalnym sprzymierzeńcem powstańczej ludności rosyjskojęzycznej. Oczekiwania tej ludności względem Rosji nie zostały jednak dotychczas zaspokojone i w znacznej mierze jest ona zmuszona do toczenia walki w osamotnieniu. Walczą o swoje domy, o fizyczne przetrwanie swoich rodzin. Nie chcą słyszeć o Zachodzie, który nazywa ich „terrorystami”, w tym również o zachodniej Ukrainie, którą dotychczas utrzymywali, produkując większość PKB. Chcą suwerenności względem Kijowa, który kazał do nich strzelać, a w dalszej kolejności integracji z Federacją Rosyjską.
Czy pan, jako nacjonalista, nie uważałby za zdrajców obywateli państwa, którzy otwarcie chcą przyłączenia do innego państwa?
Z pewnością nie uważałbym za zdrajców szykanowanych Polaków zamieszkujących Litwę, którzy w obliczu dyskryminacyjnego ustawodawstwa językowego i regularnego znęcania się nad nimi przez litewskie organy administracyjne, zechcieliby zjednoczyć się z Rzeczpospolitą, lub powrócić do autonomicznego statusu Polskiego Kraju Narodowo-Terytorialnego spacyfikowanego w 1991 roku przy biernej postawie Warszawy. W wariancie minimum, Polska i Rosja powinny nakłonić Republikę Litewską do federalizacji swojego ustroju, by powstrzymać szykany mniejszości słowiańskich. Zwłaszcza, że Polacy z Wileńszczyzny są przecież u siebie. Wracając jednak do Ukrainy – przecież puczyści z tzw. Euromajdanu sami sprowokowali „turbulencje” ukraińskiej integralności terytorialnej obalając za pieniądze Waszyngtonu i Brukseli legalnego prezydenta, wybranego m. in. głosami ze wschodu kraju, rzucając koktajlami Mołotowa w funkcjonariuszy formacji porządkowych, wprowadzając antyrosyjskie ustawodawstwo po przejęciu władzy, oraz inspirując pogromy ludności rosyjskiej, jak te w Odessie czy Mariupolu, w których zginęło kilkaset osób.
Jak daleko sięga na tę chwilę rosyjska pomoc dla separatystów? Media Wam nieprzychylne mówią o tym, że przywódcy DRL to agenci GRU, Rosja dozbraja separatystów, poza tym głośna była sprawa „turystyki militarnej”, w ramach której zapraszano na Ukrainę rosyjskich obywateli płci męskiej do pomocy separatystom. Proszę potwierdzić, lub zaprzeczyć (podając argumenty!) tym oskarżeniom. 

W mojej ocenie gra Kremla wobec powstania w Donbasie jest bardzo niejednoznaczna. Z jednej strony ciężko sobie wyobrazić, żeby bojownicy Noworosji utrzymali się tak długo nie otrzymując żadnego wsparcia ze strony Rosji – samemu wsparciu trudno natomiast się dziwić, w końcu ważą się tam losy miejscowej ludności rosyjskojęzycznej. Z drugiej strony, z perspektywy powstańców, wsparcie to jest ledwo dostrzegalne i zdecydowanie niedostateczne. Codziennie ponoszą oni wielkie ofiary, brakuje im podstawowego ekwipunku i uzbrojenia, o cięższym czy bardziej zaawansowanym technicznie sprzęcie nawet nie wspominając. Powstańcy są w defensywie, aktywne działania ofensywne prowadzą władze w Kijowie, a tymczasem Putin przyjął pozycję wyczekującą, choć za wcześnie jeszcze na polityczną i moralną ocenę tej postawy.

Wiem, że uważa pan to, co dzieje się w Donbasie, za powstanie ludowe. Skąd w takim razie separatyści mają broń, jeśli nie od Rosji?

Granica Federacji Rosyjskiej z Noworosją z pewnością jest kanałem przerzutu wsparcia, ale jest ono niedostateczne z perspektywy obrońców. Władze w Kijowie prowadzą przeciwko nim pełnowymiarową wojnę, z wykorzystaniem lotnictwa, wojsk pancernych i artylerii rakietowej typu „Grad”, nie oglądając się na ofiary wśród ludności cywilnej. Powstańcy dysponują przede wszystkim tym, co zdobyli na wrogu i znaleźli w jego magazynach. Są zdeterminowani aby walczyć do końca, ale bez pomocy, na którą się tam wyraźnie oczekuje, koniec może nastąpić bardzo szybko, jak twierdzi sam dowódca powstańczych oddziałów Igor Striełkow.

Ilu Polaków z Falangi bądź innych organizacji przebywa obecnie w DNR, działając po stronie separatystów?

Nie posiadam informacji na ten temat, jednak w najbliższym czasie udział różnych ochotników może stać się naprawdę gorącą kwestią, z uwagi na oficjalne formowanie Brygady Międzynarodowej w ramach sił zbrojnych powstańców Donbasu. Kilka europejskich organizacji, i nie tylko, zapowiedziało swój udział, co ma być wyrazem sprzeciwu wobec mordów dokonywanych przez proatlantycką „juntę Kijowa” m. in. w Słowiańsku. Jest to odpowiedź na działania władz ukraińskich, które przeciwko powstańcom zaangażowały bataliony płatnych najemników, zarówno ze środowisk neonazistowskich typu Prawy Sektor i pokrewnych, jak i amerykańskich korporacji kontrolowanych przez CIA, typu Blackwater/Greystone.
Jak wygląda to polskie wsparcie dla DNR? Czy pan bądź ktokolwiek z pańskich polskich znajomych przebywających w DNR brał czynny udział w starciach zbrojnych?
Służba w wojsku lub organizacji wojskowej innego państwa jest według polskiego prawa zakazana, co precyzuje art. 141 kodeksu karnego. Informacje na temat walczących Polaków, jeśli tylko takie się pojawią, będziemy zamieszczać na łamach Xportal.pl, jednak należy się spodziewać przede wszystkim źródeł anonimowych.
Nie walczy pan z bronią w ręku, ale jest pan stale obecny na linii frontu…
Linia frontu to w powstańczym Donbasie bardzo umowne sformułowanie. Ukraińskie punkty kontrolne można czasem rozpoznać po flagach narodowych, lub czerwono-czarnych flagach UPA, ale przeważnie są nieoznakowane i łatwo o pomyłkę. W wielu miejscach „front” pojawia się nieoczekiwanie. Gdy nagle rozpoczął się zmasowany atak sił ukraińskich na port lotniczy w Doniecku, jeden z ważnych „separatystów” znajdujących się w naszym towarzystwie nazwał atakujących „banderowskim kozactwem” i wyraził pogląd, iż na Ukrainie przydałby się teraz książę Jeremi Wiśniowiecki. W dniu 26 maja byliśmy świadkami ostrzelania mieszkańców Doniecka przez ukraińskie śmigłowce Mi-24. Tuż obok nas zginęły dwie osoby, ciężko ranne zostało małe dziecko. W pobliżu nie było żadnych celów wojskowych.
Czuje się pan polskim patriotą? Jeśli tak, to proszę powiedzieć, jaką korzyść przyniosłoby Polsce pana zdaniem poparcie separatystów przeciw władzom w Kijowie?
Jestem przekonany, że polskie władze nie powinny ingerować w sprawy wewnętrzne Ukrainy w celu realizacji obcych interesów, tak jak ma to miejsce obecnie. Z popularnych ostatnio nagrań wiadomo, że naszemu ministrowi spraw zagranicznych zdarzyło się szczerze wypowiedzieć na temat polskiej roli w Europie Środkowo-Wschodniej w kontekście sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi. Dobrze, że przynajmniej na stopie nieoficjalnej nasi przywódcy realnie oceniają tę kwestię.  Nie zabiegamy też o poparcie Warszawy dla działań Noworosji, chyba że byłoby ono związane z szerszym porozumieniem Rzeczpospolitej i Federacji Rosyjskiej co do wspólnej polityki względem obszaru bałtycko-czarnomorskiego. Jako dziennikarze Xportal.pl staramy się przede wszystkim dywersyfikować jednostronną, euroatlantycką narrację w dyskursie medialnym, informować naszych czytelników o wątkach celowo pomijanych, lub przekłamywanych.
Dlaczego rewolucja na południowym wschodzie Ukrainy jest moralnie lepsza od rewolucji euromajdanu? 
Nie używałbym tak wielkich słów, ale przypomnijmy, że powstanie w Donbasie wybuchło w odpowiedzi na nielegalny, prozachodni pucz w Kijowie, który został przeprowadzony przy wydatnej pomocy Waszyngtonu i Brukseli. Po zamachu stanu, który był możliwy m. in. dzięki udziałowi grup neonazistowskich odwołujących się do krwawego dziedzictwa Stepana Bandery, próbowano wprowadzić szowinistyczne ustawodawstwo językowe, dokonano masakr protestującej ludności rosyjskojęzycznej, jak w Odessie, czy Mariupolu. Taka jest geneza powstania w Donbasie. Znaczna część ukraińskich oddziałów Gwardii Narodowej, która pacyfikuje powstanie, posługuje się symboliką banderowską, historycznie związaną z bestialskimi mordami na Polakach. Falanga popiera sprzeciw wobec tej kijowskiej junty wspieranej półjawnie przez NATO. Z powstańcami Donbasu łączą nas również hasła społeczne – miejsce oligarchów jest w więzieniach, a nie na kluczowych stanowiskach w państwie. Renacjonalizacja strategicznych sektorów gospodarki jest ważna z perspektywy interesów każdego państwa i jego obywateli.
Kim są mieszkańcy Ukrainy popierający władze separatystyczne? Dlaczego przez tyle lat mówiono o braku społeczeństwa obywatelskiego w południowo-wschodniej Ukrainie, o homo sovieticus, a teraz nagle, w reakcji na euromajdan, Donbas powstał, rzekomo oddolnie?  
To samo mówiono też o całym społeczeństwie ukraińskim, jednak najnowsza historia uczy nas, że wystarczy czasem jeden silny bodziec, by nawet najbardziej apatyczne społeczeństwo poderwało się do działania. Najwięcej czasu przebywaliśmy w Doniecku, gdzie demonstracje poparcia dla polityki oporu i walki narodowowyzwoleńczej codziennie ściągały kilka tysięcy osób. To już zupełnie co innego, niż nieśmiałe i nieco wymuszone demonstracje poparcia dla upadającego oligarchy Janukowycza w okresie „wczesnego Majdanu”, inspirowane przez Partię Regionów. Tłum, który widzieliśmy w centrum Doniecka, był pełen pasji i emocji, żywo reagował na przemówienia polityków i działaczy społecznych DRL. Reakcje były całkowicie spontaniczne i żywiołowe.
Co myślą separatyści o Polakach?
Pomimo tego, że w Donbasie Polska kojarzona jest obecnie z wykonywaniem poleceń Waszyngtonu i niechlubnym odgrywaniem roli forpoczty NATO, przyjmowano nas z życzliwością, gdy tylko dowiadywano się, że nie reprezentujemy stanowiska „euroatlantyckiego”. Na krótkie słowa otuchy i solidarności z ofiarami walk, które wyraziłem publicznie podczas uroczystości w centrum miasta, zwykli mieszkańcy reagowali okrzykami: „Niech żyje wolna Polska”, „Słowianie razem”, „Niech Bóg was błogosławi”. Żegnano wtedy wyruszających na front żołnierzy, lecz również nam, Polakom, miejscowe kobiety wpięły pomarańczowo-czarne szarfy symbolizujące opór Donbasu.

Rozmawiał Maciej Pieczyński z „Głosu Szczecińskiego”. Wywiad ukazał się 25 lipca.
   -------------------------------------------------------------