sobota, 10 października 2015

Wiktoria chocimska A.D. 1621*


Chocim 1621 

WYTRWAŁOŚĆ

 

   Jak hetman Lubomirski, posiadając ostatnią beczkę prochu, dyktował  świetnie uzbrojonym Turkom warunki pokoju pod Chocimiem.

„Najpierw połknę całą Polskę, a po niej całą chrześcijańską Europę” — zwykł mawiać sułtan Osman II, który zasiadł na tureckim tronie blisko pół wieku po druzgocącej klęsce swych rodaków pod Lepanto. Osman pisał wiersze i był poliglotą. Znał łacinę, grekę, język perski, arabski, a nawet włoski. Władzę w Turcji objął jako czternastolatek i marzył o podbiciu zachodniego świata. Pierwszym krokiem do urzeczywistnienia jego wizji o wielkim imperium osmańskim było podpisanie traktatu pokojowego z Persją. A gdy tylko wschodnia granica jego państwa stała się dzięki temu bezpieczna, Osman wszystkie swe siły skierował ku Rzeczpospolitej, która była dla niego wrotami do Zachodu. W 1620 roku, a więc w chwili wybuchu wojny polsko-tureckiej, sułtan miał zaledwie 16 lat. Nie mógł wiedzieć, że rok później w zaatakowanej przez niego Rzeczpospolitej dojdzie do bitwy, która w przyszłości zostanie nazwana przez historyków „polskim Lepanto”. Nie był również świadom, że jako osiemnastolatek zostanie zamordowany przez ludzi, których za owo „polskie Lepanto” obciąży winą. 

Plan obrony, stworzony przez ówczesnych polskich strategów, wydawał się prosty i skuteczny: przypuścić atak na Turków jeszcze zanim dotrą do polskich granic. Cała operacja miała mieć miejsce na zajętej przez sułtana Mołdawii. Niestety, w Rzeczpospolitej mało kto zdawał sobie sprawę z tego, jak dalece armia turecka przerasta — głównie pod względem liczebności — wojska polskie. I pomimo początkowych sukcesów hetmana wielkiego koronnego Stanisława Żółkiewskiego, wybitnego wodza i bohatera spod Cecory, armia osmańska parła naprzód i we wrześniu 1621 roku dotarła pod Chocim na Podolu. Miasteczko to w XVII i XVIII stuleciu było turecką twierdzą graniczną. Po dziś dzień zresztą, stoi tam pamiętający czasy wielkich bitew imponujący zamek warowny. Wokół tego zamku u schyłku lata 1621 roku na rozkaz hetmana wielkiego litewskiego Jana Karola Chodkiewicza usypano wały obozu obronnego.

Szablą ich policzym!

Jan Karol Chodkiewicz uznawany był za jednego z najwybitniejszych współczesnych sobie w Europie dowódców wojskowych, jednak nawet jego zaskoczyła liczba wojsk osmańskich, która 2 września 1621 roku dotarła pod Chocim i usiała aż po horyzont otaczające go ziemie swoimi namiotami. Armia turecka, z którą pod chocimskim zamkiem pojawił się osobiście sam Osman II, liczyła sobie od 100 do 150 tysięcy żołnierzy. Liczba wojowników Rzeczpospolitej natomiast nie przekraczała 50 tysięcy. Żołnierze polscy, zorientowawszy się, że w związku z tak rażącą dysproporcją sił skazani są na klęskę, jeszcze nim ruszą do boju, zaczęli popadać w panikę. By ich uspokoić i zmotywować do walki, hetman Chodkiewicz posunął się do dość ryzykownego stwierdzenia, które, o dziwo, okazało się zbawienne. Szablą ich policzym! — zdecydował i decyzją tą rozwiał czarne myśli swej armii. I rzeczywiście: pierwsze starcie pod chocimską twierdzą stało się wielkim zwycięstwem Polaków. Niestety, ich wielki dowódca został w czasie walk tak poraniony, że kilka dni po zakończeniu bitwy wyzionął ducha. Ostatnimi siłami jednak zwołał naradę wojskową, zmotywował dowódców i rozkazał im chuchać i dmuchać na wiarę w zwycięstwo u podległych im żołnierzy. Zażądał też, by obiecali mu, iż będą walczyć do ostatniej kropli krwi i że się nie poddadzą. Przed śmiercią przekazał też swoją buławę hetmanowi Stanisławowi Lubomirskiemu. Morale wojska były już niestety bardzo nadwątlone, a zgon wielkiego wodza tylko ten stan pogorszył. Wieść o śmierci hetmana dotarła bardzo szybko do obozu Turków, a ci, sądząc, że zapewne wywołała wśród Polaków wielkie zamieszanie i zniechęcenie, uderzyli z całą mocą na ich twierdzę. Cztery dni po śmierci Chodkiewicza — 28 września 1621 roku — wojska polskie dysponowały już tylko jedną jedyną beczką prochu. O dalszej walce nie było mowy, w grę wchodziły wyłącznie pertraktacje. 

Osman II uznał, że dopiął swego. Czuł się niczym pan życia i śmierci nie tylko znajdujących się w twierdzy chocimskiej żołnierzy, ale i wszystkich ich rodaków. Ze znanych wyłącznie samemu sobie przyczyn nie chciał już toczyć dalszych batalii. Chciał pokoju, na swoich warunkach naturalnie, ale pokoju. Zapewne gdyby wiedział, że jego przeciwnicy mogą się bronić przed jego armią ostatnią beczką prochu, cała historia potoczyłaby się inaczej, ale na szczęście nie miał o tym bladego pojęcia.

W nocy, gdym nie spał

Już przez sześć dni pertraktowaliśmy o pokój z Turkami, ale przystać na ich warunki nie można było, bo mniejsza już o stratę, jaką poniosłaby Rzeczpospolita, ale pokój ten byłby hańbiący — zapisał hetman Stanisław Lubomirski w swoim „Dzienniku wyprawy chocimskiej 1621 roku”. — Wtem w nocy z 3 na 4 października, gdym nie spał, bo nieszczęścia Ojczyzny sen odegnały ode mnie, a nawet śpiąc, czuwałem, pojawiła mi się Matka Boża, bo kto by Jej nie rozpoznał po otaczającym Ją świetle ze wszystkich barw, od których noc zajaśniała mi jasnością nawet w życiu moim niewidzianą wśród dnia, i usłyszałem od Niej to jedno słowo: „Wytrwałość”. Znikła, a ja w zachwyceniu ukląkłem, lecz dopiero potem odzyskałem wiedzę, co mi czynić należy: podniósłszy oczy, ręce i serce w niebo, złożyłem Bogu dzięki, że mnie niegodnemu tym napomnieniem dał radę. I dzięki złożyłem Najświętszej Maryi... O! To pojawienie taką ufnością i pewnością natchnęło mnie, że na drugi dzień dałem sułtanowi odpowiedź, że jedynie zapewnienie z jego strony o dotrzymaniu dawnych umów z Polską wstrzyma mnie od dalszej wojny, do której prowadzenia mieliśmy, jak mi Bóg miły, tylko jedną już beczkę prochu w obozie. I tą odpowiedzią tak mu zaimponowałem, iż teraz wielki wezyr Dywaler basza słał nam łagodniejsze warunki, ale ich nie przyjąłem, obstając przy pierwszych, które podałem; a tak po trzydniowych rokowaniach, mając w pamięci święte słowo: „Wytrwałość”, przywiodłem pogan do tego, że zrobiłem pokój, jaki sam chciałem.

Szczegółami negocjacji z wezyrem Dilaverem Paszą zajmowali się wyznaczeni przez Lubomirskiego kasztelan bełski Stanisław Żórawiński i Jakub Sobieski — ojciec przyszłego wielkiego pogromcy imperium tureckiego — Jana III. Traktat pokojowy podpisano pod murami chocimskiego zamku 9 października 1621 roku. Na mocy jego postanowień Turcy zobowiązali się do powstrzymywania najazdów tatarskich na Rzeczpospolitą, a Polacy mieli nie dopuszczać do agresji kozackich na Turcję. Granicą Rzeczpospolitej pozostał Dniestr. Zdarzeń spod Chocimia do dziś nie sposób wyjaśnić racjonalnie. W tym choćby faktu, że straty sił polskich, które przed walkami stanowiły zaledwie 1/3 liczby armii osmańskiej, wyniosły zaledwie ponad 14 tysięcy żołnierzy, podczas gdy wojowników sułtana w tym czasie zginęło ponad 40 tysięcy. Wszystko dzięki Maryi — myślał i powtarzał Lubomirski w drodze do domu. — Gdyby nie ona, gdyby nie jej rada, Bóg jeden raczy wiedzieć, co z nami dziś by było. 

Hetman nie mógł się doczekać, kiedy o niezwykłej nocy i widzeniu Matki Chrystusa opowie królowi, rodzinie i przyjaciołom z Krakowa. Tymczasem jego bliscy z niecierpliwością wyczekiwali chwili, w której będą mogli jemu zrelacjonować, jak to cały Kraków modlił się, śpiewając różaniec o zwycięstwo rodaków z chocimskiej twierdzy.

Polskie Lepanto

Niemal pół wieku po zwycięstwie Ligi Świętej pod Lepanto, chcący podbić chrześcijański świat, uzbrojony po przysłowiowe zęby sułtan Osman II, ustąpił wobec żądań dowódcy pozbawionych broni wojsk polskich. Cud pod Lepanto miał miejsce 7 października. Dzień ten zresztą, jak wiadomo, papież Pius V ogłosił wkrótce potem świętem Matki Bożej Różańcowej. Cud pod Chocimiem wydarzył się zaledwie dwa dni po 50. rocznicy tego wielkiego wydarzenia — albowiem traktat pokojowy spod Chocimia datowano na 9 października 1621 roku. Niektórzy historycy podkreślają, iż należy pamiętać, że 9 października pertraktacje pokojowe tylko zwieńczono formalnie, sankcjonując je na piśmie, natomiast wszystkie spisane w nim decyzje zapaść musiały nie wcześniej niż 6 i prawdopodobnie nie później niż 8 października. Zatem niewykluczone, że cud pod Chocimiem stał się faktem dokładnie w dniu święta Matki Bożej Różańcowej. Cuda spod Lepanto i spod Chocimia połączyły jednak nie tylko zbieżne daty. W 1571 roku wiktoria Ligi Świętej zatrzymała pochód imperium mahometańskiego na Europę. W 1621 roku traktat pokojowy spod Chocimia obrócił wniwecz marzenie Osmana II o podboju chrześcijańskiego Zachodu. I jest jeszcze jedno niezwykłe podobieństwo. Otóż kiedy w 1571 roku papież Pius V modlił się na różańcu i wpatrywał w pełne pokoju spojrzenie Maryi obserwującej toczącą się właśnie na morzu bitwę, ulicami Rzymu ciągnęła niekończąca się procesja mieszkańców (...). Kapłani nieśli w niej pochodzący jeszcze z pierwszych wieków chrześcijaństwa cudowny portret Matki Bożej Śnieżnej. Wierni, idąc, śpiewali różaniec, błagając Maryję o powstrzymanie muzułmańskiej nawały. Wkrótce po zwycięstwie chrześcijan pod Lepanto — na pamiątkę nie tylko samego cudu, ale także tamtej procesji — wizerunek Matki Bożej Śnieżnej zaczęto nazywać obrazem Matki Bożej Różańcowej Zwycięskiej. W rzymskich pracowniach malarskich powstawały niezliczone kopie tegoż obrazu, a poszczególni artyści, tworząc je, modlili się i pościli aż do ukończenia kolejnych dzieł. Jedną z powstałych wówczas kopii kard. Bernard Maciejowski przywiózł w 1600 roku z Rzymu do Krakowa i nakazał umieścić w tamtejszym kościele ojców dominikanów. Warto podkreślić w tym miejscu, iż wcześniej obraz ów był własnością rzymskiego Kolegium Jezuickiego i modlił się przed nim bardzo często kształcący się tam św. Stanisław Kostka. Ciekawostka ta jest o tyle cenna, że siedemnastowieczni kronikarze zapewniają, iż mistyczna wizja Matki Chrystusa, której doświadczył hetman Lubomirski, nie była jedynym objawieniem Maryjnym, które naznaczyło chocimską wiktorię. Drugą niezwykle istotną wizją miała być ta, którą dane było ujrzeć w pierwszych dniach października 1621 roku niejakiemu ojcu Oborskiemu, jezuicie. Zakonnik zobaczył w niej twierdzę chocimską otoczoną osmańskimi wojskami, nad którą klęczał na obłokach przed Świętą Madonną Stanisław Kostka, błagając Ją pokornie o pomoc. Ojciec Oborski twierdził przy tym, iż Maryja z objawienia, którego doznał, wyglądała dokładnie tak jak Matka Boża Różańcowa Zwycięska z obrazu ojców dominikanów w Krakowie. Świętemu Stanisławowi Kostce przypisywane jest od tamtego czasu orędownictwo w sprawie dramatycznej bitwy pod Chocimiem, zaś wizerunkowi Matki Bożej Zwycięskiej z Krakowa nadzwyczaj szczególna moc, która dodatkowo została potwierdzona przez same Niebiosa.

Kiedy w ostatnich dniach września 1621 roku do Krakowa dotarła wieść o śmierci hetmana Chodkiewicza i dramatycznej sytuacji walczących pod Chocimiem polskich wojaków, bp Marcin Szyszkowski bezzwłocznie zorganizował wielką procesję różańcową, w której — jak odnotowano w ówczesnych annałach — wzięli udział wszyscy mieszkańcy grodu Kraka. Dnia 3 października wystawiono z kościoła dominikanów kopię obrazu Matki Bożej Różańcowej Zwycięskiej i w otoczeniu 300 osób dzierżących w dłoniach płonące świece, poniesiono ją w procesji niemalże identycznej jak ta, która pół wieku wcześniej przeszła ulicami Rzymu. Jak zapisali kronikarze, stu królewskich śpiewaków intonowało różańcową modlitwę, zaś niezliczone rzesze wiernych głośno im wtórowały, błagając, by Matka Boża Zwycięska uchroniła ich przed tureckim potopem. 

Tego samego wieczoru, 3 października 1621 roku, hetman Lubomirski udał się na spoczynek, a rozpaczliwa sytuacja dowodzonych przez niego wojsk nie pozwalała mu ani na chwilę zmrużyć oka. Wtedy właśnie usłyszał z ust Maryi słowo: „wytrwałość”. 

Sułtan zamyka kawiarnie

Kiedy Osman II wrócił już do Stambułu, nie mógł ani pojąć, ani odżałować tego, co uczynił pod Chocimiem. Przecież marzył o wielkim podboju świata. Przecież jego armia bez większego trudu pokonałaby wojska Rzeczpospolitej. Przecież wystarczyło tylko w bardziej zdecydowany sposób uderzyć w chocimską twierdzę, by ją zdobyć, a potem przekroczyć granicę Polski. „Co też przyszło mi do głowy?! — wołał sam do siebie. — Jak mogłem ustąpić Polakom? Teraz na pewno szydzą ze mnie, że dałem się złapać w ich sidła! Na pewno mówią, że jestem młody i głupi! Królowie innych państw chrześcijańskich też już pewnie wiedzą, jak te polskie lisy mnie omotały i w głos się ze mnie śmieją! Co ja uczyniłem?! Kto będzie mnie teraz szanował?! Kto będzie drżał przede mną?!” — rwał włosy z głowy siedemnastoletni sułtan. „Miałeś prawo podjąć błędną decyzję, panie, bo choć jesteś mądry i waleczny, jesteś w rzeczy samej bardzo młody i brak ci doświadczenia — próbował go pocieszyć jeden z najbardziej zaufanych dworzan. — A pertraktacje pokojowe są o wiele trudniejszą batalią niż najbardziej krwawa walka na polu bitwy. Jednakże — dworzanin zawiesił na chwilę głos zapewne po to, by podkreślić powagę kolejnych swych słów — twoi doradcy, którzy jako ludzie dojrzali wspomagali cię swym doświadczeniem pod Chocimiem, powinni byli odwieść cię od ustępowania Polakom. I doprawdy nie rozumiem, dlaczego tego nie uczynili. Być może potajemnie sprzyjali ich królowi?”. 

W oczach Osmana niczym dwa miecze błysnęły iskry gniewu. „Zawiązali spisek! Chcieli mnie ośmieszyć, by odebrać mi tron! Ale nie pozwolę im na to! Wszystkich rozkażę zabić!”. „Nie rwij się tak do zemsty, panie, bo powód klęski może być też zupełnie inny — kontynuował z niewzruszoną pewnością i spokojem sułtański rozmówca. — Zważ sułtanie, że ja jeden ostrzegałem cię przed tą wyprawą. Wyruszyłeś ze Stambułu 29 kwietnia, a 30 kwietnia było zaćmienie Słońca. Któż przy zdrowych zmysłach porywa się na tak wielkie przedsięwzięcia w okresie słonecznego zaćmienia? Nikt ci nie mówił nigdy, panie, że w dniach, które są przed i po nim, umysł człowieka jest równie zaćmiony? I o błędne decyzje łatwiej niż kiedykolwiek?”. „Na jedno wychodzi! — wrzasnął Osman II. — Przecież moi doradcy musieli o tym wiedzieć, a nie wspomnieli mi o tym ani słowem! To wszystko ich wina! Wina janczarów! To oni namówili mnie do tej haniebnej decyzji! Chcą mnie zniszczyć!”.

Odtąd Osman II zaczął prześladować janczarów. Pozamykał nawet kawiarnie, w których przesiadywali, gdyż uznał, że to właśnie w którejś z nich zawiązali przeciw niemu podły spisek. Pewnego majowego dnia 1622 roku rozwścieczeni członkowie gwardii janczarskiej, nie mogąc już dłużej znosić represji ze strony sułtana, rzucili się na swego osiemnastoletniego władcę i powiesili go w jego własnym pałacu.

Aleksandra Polewska

 Za: http://www.opoka.org.pl/biblioteka/Z/ZF/ZFS/rafael_2013_bron_02.html

* Tytuł od Redakcji.