poniedziałek, 28 grudnia 2015

AMDG: Konsumpcjonizm to rak niszczący Narody

0001468388 
„Kupujemy rzeczy, których nie potrzebujemy, za pieniądze, których nie mamy, aby zaimponować ludziom, których nie lubimy” Chuck Palahniuk

       Słowa, które widzicie na początku mojego tekstu, to w rzeczywistości cytat z popularnej książki pt. "Podziemny Krąg". Doskonale opisuje on proces, który choć stary jak nasz świat, to jego przejawy w Polsce zaczęły wychodzić dopiero na światło dzienne w latach następujących po transformacji ustrojowej w roku 1989. Jak czytelnicy pewnie doskonale sobie zdają sprawę, mam tu na myśli zjawisko zwane konsumpcjonizmem. Co to właściwie jest?

Upraszczając i parafrazując definicje słownikowe, chciałbym wskazać jedno, dość proste i jasne wytłumaczenie: konsumpcjonizm to po prostu materializm praktyczny. Jak dodaje ks. prof. dr hab. Władysław Piwowarski, omawiając tę sprawę przy okazji istoty bogactwa i rozwoju, wskazuje, że to materializm, pogląd głoszący wyższość materii i negację pierwiastków duchowych stał się korzeniem dla współczesnych systemów gospodarczych. Kapitalizm, choć na pierwszy rzut oka diametralnie inny od systemu socjalistycznego, w swej istocie jest zupełnie bliźniaczy, gdyż oba systemy redukują istotę człowieka do malutkiego ogniwa umieszczonego w samym środku machiny, której tryby są poruszane przez banksterów w przypadku kapitalizmu, czy też partyjnych „kolesi” w przypadku socjalizmu czy komunizmu.

Dziś, jak jednak słusznie stwierdził nestor francuskiego ruchu narodowego Jean-Marie le Pen: zagrożenie komunistyczne odeszło. Zerwano już „żelazną kurtynę”, dziś komunizm czy prawdziwy socjalizm w Europie istnieje tylko w głowach nielicznych pożytecznych idiotów czy przestarzałych funkcjonariuszy dawnego systemu, którzy do dziś nie mogą się pogodzić z tym, że ich czas minął już bezpowrotnie. Najpoważniejsze dla nas zagrożenie, przeciwko któremu dziś powinni zjednoczyć się europejscy nacjonaliści, to kapitalizm i wszystkie idące w ślad za nim patologie i aberracje. Dlatego i ja w tym tekście chciałbym się skupić tylko na wspomnianej w tytule kwestii konsumpcjonizmu. Czym w zasadzie jest to zjawisko? Jak się ono przejawia? Czym się kończy jego rozwój i jakie straty może poczynić w tkance społeczeństw? I wreszcie dlaczego jest on śmiertelnym niebezpieczeństwem i nie możemy pozostać wobec niego bierni?

Jak już wspomniałem, konsumpcjonizm jako zjawisko zrodził się już bardzo dawno, gdyż jego istota nierozerwalnie związana jest z zaistnieniem w społeczeństwie bogactwa. To, jak człowiek patrzy na pieniądze, to, czy uważa je za najważniejsze w życiu i uznaje za jedyny środek, który może go doprowadzić do pełnego szczęścia, doskonale zalicza się do kryteriów zaistnienia omawianego przeze mnie zjawiska. Jak postępuje ta choroba w polskim społeczeństwie?

Głównie ze względu na odmienną od większości państw Europy drogę historyczną, degeneracja naszego Narodu była znacznie utrudniona i postępowała wolniej, lecz nie znaczy to, że te procesy zupełnie nas ominęły. Gdy po zakończeniu II wojny światowej cały zachodni świat cieszył się i bawił, to Polska ziemia spływała krwią najlepszych synów naszej Ojczyzny, którą przelewali rosyjscy najeźdźcy. Po upływie paru lat, gdy Europa zaczęła stawać na nogach, głównie dzięki amerykańskim pieniądzom wydanym w ramach tak zwanego Planu Marshala, w Polsce tymczasem sytuacja w ogóle się nie zmieniła. Polacy byli upokarzani przez stalinowskich aparatczyków, a nieudolny system gospodarczy i polityczny pchał nasz Naród w coraz to większą i niczym niezasłużoną biedę. Tak więc, jak można łatwo zauważyć, rozwój bloku państw zachodnich i rozwój bloku państw zależnych od ZSRR przebiegał bardzo różnie. Dlatego pochód patologii związanych z nieograniczoną konsumpcją przebiegał także odmiennie. W czasie, gdy społeczeństwa zachodnie masowo poddawały się zgubnym tendencjom, PRL był zbyt biedny i zacofany, by móc wejść w to samo bagno. W naszej historii pierwszy wyłom pojawił się dopiero w latach 70-tych za rządów Edwarda Gierka, kiedy to zapanował u nas tzw. socjalizm konsumpcyjny. To właśnie w tym czasie uczyniono Polakom niezwykle poważną krzywdę. Poprzez nikły, lecz całkowicie kontrolowany rozwój komuniści złamali ducha naszego społeczeństwa. Co mam na myśli?

Rzecz jest bardzo prosta: ludzie przez wiele lat cierpieli wielką biedę. Więc naturalnym jest, że za drobną zmianę, za lepsze możliwości i perspektywy dla swoich rodzin, zrobiliby oni dosłownie wszystko. Tę zwykłą zależność cechującą każde biedne społeczeństwo bezwzględnie wykorzystał aparat władzy, zamykając naszych rodaków w klatce wykreowanych potrzeb. Jak to wyglądało? Było tak: chciałeś dostać jakiś zwyczajny samochód? Nie wiem, może malucha? No dobrze, wyjścia są dwa: albo płacisz gotówką (ale na to mało kogo stać), albo dostajesz towar drogą zniżki czy dzięki uzyskanemu talonowi. A ten talon to skąd? To proste, z zakładu pracy, ale tu zaczynają się schody. Bo łatwiej było dostać wspomniany bon, gdy było się na wyższym stanowisku. I tu zatrzaskiwały się sidła, gdyż obowiązujący wówczas system nomenklatury peerelowskiej całkowicie uzależnił awans zawodowy od lojalności danej osoby względem obowiązującego wówczas systemu komunistycznego i panującej partii. To właśnie wtedy zaakceptowano idee PRL. Pogodzono się z panującą sytuacją i zaciśnięto zęby tylko po to, by zyskać jakąkolwiek szansę i zwiększyć swój standard życia.

Tama pękła całkowicie dopiero w latach po transformacji ustrojowej w roku 1989. Choć co prawda zmieniły się obowiązujące systemy, to aberracje, którymi były one obciążone, nie znikły, lecz jedynie zamieniły się miejscami. Komunistyczni aparatczycy doskonale przystosowali się do nowej sytuacji i opletli nasz kraj siecią układów, które do dziś są dla nas olbrzymim kłopotem. Za zmianami gospodarczymi naturalnie musiały pójść także zmiany społeczne. Gdy oparto naszą gospodarkę na wolnym rynku, rozwinął się marketing i zaczęto na niespotykaną skalę kreować potrzeby. Nie patrząc na opłakane konsekwencje, nakręcano spiralę konsumpcji, a nasz rynek przez tyle czasu odcięty od świata, każdy zachodni bzdet chłonął całkowicie i uznawał go za nowość i kolejną rzecz niezbędną do życia. Powstało wielkie rozwarstwienie społeczne, te zaistniałej na gruncie patologicznej w swej istocie alokacji kapitału w rękach nielicznych spowodowało wytworzenie się warstwy „elity”, która na ten tytuł tak naprawdę nigdy nie zasłużyła. Jeśli pieniądze, jak mówi konsumpcjonizm, są warunkiem szczęśliwego życia, to według nowej „arystokracji” stały się one także jedynym wyznacznikiem pozycji społecznej. Skoro tak, to biedni – nie zasługują na uwagę, gdyż nie potrafili odnaleźć własnego miejsca. Tak więc egoizm stał się ulubioną postawą nowego homo capitalisticus, a dbanie o swój własny interes jego jedynym i najbardziej ulubionym zajęciem.

Kolejną grupą jest grupa ludzi średniozamożnych, która choć nie jest bezpośrednim produktem kapitalizmu, to cierpi przez niego najbardziej. Przez naturalną chęć zapewnienia najbliższym dobrobytu, starają się oni coraz bardziej i pracują coraz ciężej. Praca zaczyna wypełniać większość ich życia. Mimo tego, że pracują, to ich dobrobyt nie wzrasta, bo koszty utrzymania także wzrastają. Powiększa się więc frustracja. To odbija się negatywnie na podstawowej komórce Narodu - rodzinie. Rozpadają się one przez pieniądze. Szybkość życia, ciągła pogoń za dobrami materialnymi nie sprzyja tradycyjnym rodzinom. Wszelakie zobowiązania są odrzucane jako „zbędne i archaiczne” w nieskończenie "dobrej" epoce nowoczesności.

Ostatnią grupą i chyba niestety najliczniejszą i najbardziej niebezpieczną są ci, którzy w mojej ocenie wydają się chodzącym uosobieniem konsumpcjonizmu. To ludzie zepsuci, którzy są idealnym pokoleniem dla marketingowców i banksterów. To ludzie, których jedynym bogiem jest pieniądz, a oknem na świat telewizor lub komputer. Żyją jak zaprogramowane zwierzęta, według stałego, prymitywnego planu: żyj, pracuj, kupuj, konsumuj i umieraj. Co bardziej ambitni osobnicy dodają jeszcze do tego: pieprz, ćpaj i pal. Dla nich ideałem jest brak ideału, a szczytem mądrości - jak najwyższy poziom głupoty i chamstwa.

To właśnie spośród tych ludzi wyniszczonych i wybrakowanych przez kapitalizm rekrutują się zwolennicy wszelkich „europoprawności”. W skutek czego korzyść z ciągłego pobudzania konsumpcjonizmu czerpią wszelakie grupy: prawicowcy – bo dzięki temu mają stale powiększające się rynki zbytów dla światowych gospodarek, które mają przecież zapewnić nam dobrobyt. Euroentuzjaści: no bo jeśli Unia daję nam kasę w dotacjach, to oczywiście musi być ona dobra, więc poprzyjcie ją, a obiecujemy, że będziecie mogli żreć bez końca. Lewacy, genderyści: no skoro w połykanych przez was serialach i filmach, mówimy, że transi, geje i inne dewiacje są ok, to czemu ich nie poprzecie? Zróbcie to, a damy wam spokój i będziecie mogli do woli kupować rzeczy, które tak naprawdę nie są wam do niczego potrzebne.

Podsumowując: na materializmie i rozbuchanej konsumpcji korzystają wszyscy, którzy są przeciw Wolnym Ludziom i Wolnym Narodom. Konsumpcjonizm działa jak rak i z wielką łatwością niszczy tkankę Narodów, zwracając rodaków przeciwko sobie i atakując ich podstawowy składnik budulcowy: tradycyjną rodzinę. Co w takim razie należy zrobić? Jak temu wszystkiemu można przeciwdziałać? Nie zamierzam w swoim tekście iść drogą niektórych „oświeconych” i pisać niesprawdzone i naiwne frazesy o tym, że bieda hartuje ludzi, albo że globalny kryzys finansowy spowoduje masowy powrót ludzi do fundamentalnych wartości. W mojej opinii nie jest to prawdopodobne, a osobiście wolę pisać o tym, na co mogę mieć realny wpływ. Dlatego w tym miejscu odwołam się bezpośrednio do nas, do nacjonalistów. Musimy pamiętać, że każdą zmianę, którą proponujemy, musimy zacząć od nas samych. To w nas zaczyna się rewolucja narodowa, to w nas samych tworzą się pierwsze przyczółki Wielkiej Polski. Najważniejsze jest to, byśmy my sami swoim przykładem i swoją postawą świadczyli o swojej idei.

Dziś trzeba jasno powiedzieć, że tak jak nie ma narodowego radykalizmu bez komponentu socjalnego, tak nacjonalizm nie może istnieć bez jasnego odrzucenia materializmu i systemów gospodarczych, które się na nim opierają. Trwając w idealizmie i bezkompromisowo stojąc przy Świętej Wierze Katolickiej, jesteśmy w stanie pokonać konsumpcjonizm, a gdy do tego dojdzie, to wtedy droga do Przełomu Narodowego stanie przed nami otworem!