niedziela, 19 marca 2017

Ankieta 3droga.pl: Katolicyzm a nacjonalizm. Grower, Jazłowski, Paluch, Seweryn!


ankieta 3droga katolicyzm
        W okresie Wielkiego Postu przygotowaliśmy kolejną odsłonę ankiety portalu 3droga.pl, tym razem dotyczączej nie rzadko trudnych relacji katolicyzmu z nacjonalizmem. Od lat jest to jeden z ważniejszych tematów w dyskusji narodowców, budzącym kontrowersje, ale jednocześnie spajającym większość polskich nacjonalistów pod znakiem Krzyża. Do konwersacji chcieliśmy zaprosić osoby, które z jednej strony pochodzą z różnych odcieni ruchu narodowo-katolickiego w Polsce, z drugiej: odgrywają dla niego dużą rolą. Nie skromnie przyznamy, że nam się to udało i w tej ankiecie przeczytamy wypowiedzi Łukasza Growera z portalu DrogaLegionisty.pl, autora książek „Taniec na linie” i „Nienawidzę świata, który mnie nakręca”; Tomasza Jazłowskiego, prezesa Ruchu Christus Rex; Adama Seweryna, Kierownika Sekcji Naukowo-Szkoleniowej i członka Rady Głównej Obozu Narodowo- Radykalnego i prezesa Stowarzyszenia Trzecia Droga Filipa Palucha. Serdecznie zapraszamy do lektury i dyskusji.  

1. Do jakiej korelacji pomiędzy katolicyzmem, a nacjonalizmem należy dążyć?

Łukasz Grower (DrogaLegionisty.pl): Chciałbym by była to korelacja całkowita. Nasza historia jej sprzyja, ale nacjonalizm nie musi być katolicki wyłącznie ze względu na historyczną rekonstrukcję. Jednym z głównych zagrożeń współczesnej Europy jest upadek moralności, rozpusta, a na to katolicyzm ma doskonałą odpowiedź, wręcz doktrynę! Tak więc nie zgodzę się z tym, że to „staroświeckie” – wręcz przeciwnie. 10 przykazań i cała reszta są dziś bardzo potrzebne! Katolicyzm to Ostatni Prawdziwy Bunt, w którym szanuje się cnotę, wierność, wywyższa się opacznie rozumianą obecnie miłość. A teraz odpowiedzcie sobie na pytanie, czy bez wiary da się posiadać odpowiednie podejście do tych wartości. Jak mówicie o nich w swoim środowisku? Jaka doktryna jest na tyle silna, by walczyć o cnotę z „pokoleniem MTV”? A może wy też z zachowań tego „pokolenia MTV” korzystacie, jednocześnie na nie narzekając? Byłem nacjonalistą – agnostykiem bluzgającym na „postępowców”, lecz dopiero katolicyzm ukazał mi moją własną hipokryzję i udowodnił, że przyczyniam się do upadku cywilizacji wspierając niepozorny, rozpustny, otaczający nas liberalny obyczajowo gniot.

Jestem za Polską katolicką, co nie oznacza prześladowań, bądź nienawiści do innych. To mimo wszystko religia, jak sama nazwa wskazuje – WIARA. Należy ją wskazywać (na zasadzie ojcowskiej rady – to jest dla Ciebie Polsko i młody Polaku najlepsze), lecz nie należy do niej zmuszać, bo przecież najważniejsze kwestie rozgrywają się w ludzkim sercu, a nie przy urnie wyborczej. Zmuszać do wiary nikogo nie można także ze względów czysto taktycznych – każdy przymus rodzi bunt i to bunt najgroźniejszy – bunt kultury i ulicy. Z katolicyzmem polska ulica żyje mimo wszystko dobrze (kult bohaterów – zazwyczaj katolików) i niech tak pozostanie.

Obecna korelacja nacjonalizmu z katolicyzmem jest naturalna. Ruchy narodowe są zazwyczaj katolickie, wśród niezależnych nacjonalistów kwestia wiary jest podzielona, istnieje również kilka organizacji „anty”. Katolicyzm zawsze będzie silny w polskim nacjonalizmie, bo – przywołując klasyk – „taki tu mamy klimat”. Wszystko temu sprzyja. Historia (w tym najnowsza, walki z ZOMO po mszach – m.in. w Gdańsku pod św. Brygidy), kościółek na każdej wsi i osiedlu, wychowanie… Oczywiście często błądzimy, stajemy się „wierzący niepraktykujący” (czyli najczęściej niewierzący, lecz utożsamiający się z „katolicką kulturą”), ale w razie czego wiemy gdzie wrócić i do kogo się zwrócić. Bo jak pisał wiadomo kto – ta wiara stanowi istotę Polskości i mimo wszystko… coś w tym jest. Bardzo mnie to cieszy! Wielu obcokrajowców nam tego zazdrości, a my potrafimy nie doceniać.
Spotykam się z sugestiami, że to staroświeckie, że „nowoczesny nacjonalizm” powinien skupić się na kwestiach pracowniczych i tym podobne bzdury. Bzdury, bo… kto broni nacjonaliście być katolikiem i walczyć również o sprawy przyziemne? Wreszcie: a jaka jest nauka Kościoła na temat pracy? Wystarczy wczytać się w „Szczerbce”, by poznać źródło inspiracji antykapitalistycznych i równocześnie antykomunistycznych! Wystarczy przypomnieć sobie starą dobrą Solidarność Walczącą – jestem zakochany w kronikach pokazujących spowiadających się w stoczni robotników, którzy wiarę łączyli z walką o godny byt. To jest dla mnie Polska!

Jeśli od tego odejdziemy – popsujemy coś…

Tomasz Jazłowski (RCR):  Jako członkowie Ruchu Christus Rex opieramy się w swym działaniu na nacjonalizmie integralnym, czyli przenikaniu się myśli narodowej z ideą monarchistyczną w duchu rzymskiego integralnego katolicyzmu. Wszystkie trzy czynniki (katolicyzm, monarchizm i nacjonalizm) muszą wzajemnie się przenikać i uzupełniać, aby stworzyć ideę zapewniającą przetrwanie i rozwój narodu. Już papież Pius XI w swojej encyklice „Caritate Christi Compulsi” pisze: Prawy porządek chrześcijańskiego miłosierdzia nie zabrania prawowitej miłości Ojczyzny ani nacjonalizmu. Przeciwnie: kontroluje go, uświęca i ożywia. Bez religii, a w szczególności religii katolickiej jako tej danej nam od samego Boga, nacjonalizm jako idea nie ma racji bytu i staje się wypaczoną ideologią prowadzącą do zwykłego szowinizmu i duchowego materializmu. Tylko idea łącząca w sobie umiłowanie do narodu, w którym żyjemy, z miłością Boga i Kościoła jako Jego przedstawiciela na ziemi, daje nam pewność, iż kroczymy drogą pewną i szlachetną.


Filip Paluch (Trzecia Droga, 3droga.pl): Moim zdaniem powinniśmy dążyć do jak największej korelacji pomiędzy nacjonalizmem a katolicyzmem. Idea, którą wyznajemy zawsze czerpała inspirację z katolickiego nauczania, etyki i hierarchii wartości. Już w dwudziestoleciu stało się jasne, że linia idei nacjonalistycznej, z którą się utożsamiamy – ta, którą konstruował Roman Dmowski, Jan Mosdorf czy Adam Doboszyński, żeby wspomnieć tylko najbardziej znane nazwiska, bez katolicyzmu nie może istnieć, staje się jedynie karykaturą. Katolicyzm to nie tylko ostatnie dwadzieścia czy pięćdziesiąt lat, lecz ponad dwa tysiące lat nauczania, traktatów teologicznych, depozyt tego wszystkiego co było moralne w świecie greckim i rzymskim, w końcu to fundament Cywilizacji Łacińskiej i wykładnik Ewangelii. Nasza idea wciąż powinna wracać do tych korzeni, zyskiwać dzięki nim nową świeżość i mądrość. To niezbywalna wartość, którą jest nauczanie Kościoła, widzianego przez pryzmat paradygmatu hermeneutyki ciągłości, o której pisał Benedykt XVI. Jako nacjonaliści jesteśmy integralną częścią Kościoła, nawet wtedy gdy wypowiedzi hierarchów sprawiają, że jeży się włos na głowie, a my czujemy się elementem niepożądanym. Mamy wszelkie prawo by wytykać im błędy i żądać od nich bycia kompetentnymi pasterzami. Przykładem takiego oddziaływania może być sprawa wypowiedzi o nacjonalizmie prymasa ks. abp Wojciecha Polaka, na którą zareagowało środowisko Młodzieży Wszechpolskiej, tłumacząc Prymasowi, że jest w błędzie. Skłoniło go to do refleksji nad definicją tego co nazywamy w Polsce nacjonalizmem, choć ciężko stwierdzić z jakim skutkiem. Konkludując: nie ma polskiego nacjonalizmu bez katolicyzmu! Wszystko co składa się na naszą polską tożsamość, kulturę, a także naszą ideę, pochodzi w mniejszym lub większym stopniu z naszej wiary i nauki Kościoła. Zdajemy sobie też sprawę z tego, że zbudowanie Państwa Bożego w ziemskiej rzeczywistości, jest niemożliwe. Dlatego też wszystkie ziemskie sprawy, choćby motywowane najbardziej prawymi pobudkami, są jedynie środkiem do wypełnienia się przeznaczenia zapisanego w każdym człowieku – zbawienia duszy. Jako nacjonaliści powinniśmy być wzorem dla reszty Kościoła i wprowadzać słowa w czyn, realizować i rozwijać KNS, kierować się rozważnym ordo caritas. I według tych zasad jesteśmy gotowi zmieniać państwo i życie społeczne. Jesteśmy też gotowi poświęcić wszystko za Słowo i głoszenie Prawdy, choćby wszyscy byli przeciwko niej – to nasza wartość, którą możemy dzielić się z resztą Kościoła.

Adam Seweryn (ONR): Jako Narodowy Radykał uważam, że tradycyjny katolicyzm może wspaniale ubogacać nacjonalizm pod względem duchowym, stanowiąc zarówno inspirację dla myśli politycznej, jak również życiowy drogowskaz dla nacjonalistów. Jest rzeczą wiadomą, że polski nacjonalizm w latach II RP, a szczególnie w latach 30-tych ewoluował, przechodząc drogę od starej endecji skostniałej na pozycjach liberalno-pozytywistycznych w stronę koncepcji spod znaku Katolickiego Państwa Narodu Polskiego. Wielokrotnie stawiałem tezę, że to właśnie dzięki zespoleniu idei narodowej z etyką katolicką, nasz nacjonalizm nie poszedł w taką stronę, jak niemiecki nazizm, ukraiński banderyzm, czy żydowski syjonizm. Na chwilę obecną musimy dążyć do tego, aby w naszym środowisku nie ograniczano się do „katolicyzmu kulturowego”, ale prowadzono formację religijną w duchu Tradycji Katolickiej. Nie możemy być hipokrytami. Skoro jesteśmy apologetami etyki katolickiej w przestrzeni publicznej, to musimy w ten sposób kształtować również postępowanie w życiu osobistym. Działalność narodowa i zgłębianie dzieł naszych przedwojennych ideologów jest dla wielu osób okazją do poznania Boga i nawrócenia. Najpiękniejszym tego przykładem jaki znam jest historia człowieka, którego przyjmowałem do ONR w 2012 roku, gdy był on studentem szukającym swojego miejsca w życiu, a obecnie jest klerykiem Seminarium FSSPX w Zaitzkofen.

2.  Czy obecną Stolice Apostolską i hierarchie katolicka w Polsce należy uznać za sojusznika nacjonalizmu?

Łukasz Grower (DrogaLegionisty.pl): A czy kiedykolwiek było idealnie? Nie podoba mi się podejście papieża Franciszka np. do kwestii imigrantów, ale pamiętajmy jak zareagowało środowisko nacjonalistyczne (a przynajmniej aktywistyczne podziemie) po jego pierwszych słowach… „Wreszcie ktoś zwrócił uwagę na kwestie socjalne, na zbytnie bogactwo wśród kleru” itd.! Dało się wyczuć tu i ówdzie cichy entuzjazm, bo papież od początku chciał być obok szarego człowieka. Błędów także jest sporo, niektóre wręcz napełniają niepokojem o przyszłość Kościoła. Nikt z nas nie potrafi spokojnie strawić gestów jakie uczynił Franciszek do wyznawców herezji Lutra itd. Ale jak pisałem…, czy kiedykolwiek było i będzie idealnie, albo tak jak MY chcemy? Może Bóg chce poruszyć Franciszkiem innych ludzi niż my? Wraz z czujnością powinniśmy brać pod uwagę kwestie pokory i ufności, że Bóg jest z nami. Nie rozumiem tych, którzy są przekonani, że to co się dzieje nie może być częścią Jego planu, skoro nawet Swego Syna wydał na męczeńską śmierć.

Z instytucjami zawsze będzie problem, wielu mówi, że wcale ich nie uznaje. A weźmy za przykład instytucję państwa… Wiemy bardzo dobrze, że we władzach wręcz roi się od szkodników dla sprawy, karierowiczów, złodziei, mafiosów itd. Ale ich działania dzieją się na jako takim widoku, a wewnątrz polityki istnieje garść ludzi uczciwych i prawych. A co gdyby nie było państwa? Anarchia w wydaniu surowym i praktycznym przyniosłaby sprawiedliwszy świat? Nie, a to dlatego, że wszyscy jesteśmy skażeni grzechem pierworodnym i dopóki Stwórcy się nie zachce, będą na ziemi rządziły pycha z chciwością, zazdrość z kradzieżą itd., dominując wszelkie zbiorowości (nawet niezależnych nacjonalistów).

Moim zdaniem podobnie jest z instytucją Kościoła. Jest potrzebny i trzeba o niego walczyć, mimo że nie jest (i nie będzie dopóki Stwórcy nie zachce się ostatecznie kopnąć szatana w zadek) czysty (za czasów uwielbianej Inkwizycji, albo znienawidzonego realnego socjalizmu był niby czysty i wspaniały?). Tu również znajdziemy wielu dorobkiewiczów, ignorantów, cwaniaków, afery pedofilskie nie wzięły się znikąd itd. Ale przez afery mogą przebijać się (i przebijają się!) święci. Może o to chodzi? Dzięki temu walka dobra ze złem toczy się na widoku, możemy ją obserwować i oceniać, wyciągać wnioski, dążyć za tym pozytywnym, świętym przykładem, a zły napiętnować.

Moim zdaniem po prostu nie ma szans na idealną władzę polityczną i hierarchię kościelną, gdyż idealny był tylko Jezus Chrystus. Władza musiałaby składać się z samych świętych, a to jest nierealne.

Człowiek na przełomie wieków stwarza instytucje, a wewnątrz nich – jak wszędzie – trwa walka dobra ze złem, konflikty interesów. Powinniśmy częściej nawiązywać do świętych, lub do tych organizacji/kapłanów, którzy robili i robią wielkie rzeczy WBREW kondycji instytucji. To świętego Brata Alberta (trwa jego rok), kapelana warszawskiej „Solidarności” Popiełuszkę, społecznych aktywistów, którzy z miłości do bliźniego działają dla drugiego człowieka itd. uznałbym po pierwsze za sojuszników nacjonalizmu.

Z hierarchią raz jest lepiej, raz gorzej, ale jeśli chodzi o kwestie obyczajowe, moralne – starają się nie ugiąć przed gender, „wiarą otwartą” (herezją „postępowców”) itd. Kto regularnie uczęszcza do kościoła pamięta listy czytane na przełomie miesięcy. Podczas czytania jednego z nich środowiska liberalne zorganizowały nawet głośną prowokację z wyjściem ze świątyni. Czyli chyba nie jest najgorzej. Przynajmniej w Polsce.
Oczywiście wielu z nas ma różne wymagania. Część nacjonalistów uzna całą hierarchię i Watykan za heretyków, bo uznają inną mszę niż trydencką. Moim zdaniem niesłusznie. Stoję, przynajmniej ze swoją aktualną wiedzą, na stanowisku, że Duch Święty działa również dziś (bo czemu, by nie?) i pragnie mówić do świata tak jak ten aktualnie rozumie, oczywiście z zachowaniem dogmatów wiary.

Wewnątrz Kościoła należy mówić o nacjonalistycznej segregacji kulturowej i plusach państwa narodowego. Segregacja, co pokazuje zły przykład Zachodu, służy pokojowi, którego coraz częściej brak w Belgii, Niemczech, czy w Szwecji. Należy wspierać takich kapłanów jak ksiądz Kneblewski z Bydgoszczy. Jacek Międlar mógł sprytniej, niczym wspomniany Kneblewski, poruszać się i działać wewnątrz instytucji zamiast odchodzić. Potrzebna jest równowaga dla przecukrowanego „katolicyzmu Światowych Dni Młodzieży” (aczkolwiek relacjonowana na cały świat „Droga Krzyżowa” była mega przesłaniem!). Ale mimo wszystko – jestem za walką o tą równowagę wewnątrz Kościoła.

Dlaczego? Bo gdy taki ruch jak chociażby Bractwo Piusa X (w ich kierunku Franciszek również wykonał gest!) stanie się masowy, RÓWNIEŻ zaczną przebijać się przez niego na większą skalę ludzkie słabości i wewnętrzne różnice zdań, których nie unikniemy. Jeśli unikniemy – bractwo nie będzie masowe, to po prostu niemożliwe. Ludzie są różni i różnie odczytują tą samą (!) Ewangelię. Szatan jest zbyt silny, a każdy z nas ma luki przez, które prędzej, czy później potrafi się przebić ze swoimi podszeptami.

Kościół, przy zachowaniu dogmatów oczywiście, musi być kompromisem służącym do tego, by oddawać Bogu co Boskie. A my nacjonaliści oddamy cesarzowi co cesarskie… Poparcie, lub… kopa w tyłek.

Tomasz Jazłowski (RCR): Niestety, obecna tzw. Stolica Apostolska tak naprawdę nią nie jest od 1958 roku, to znaczy od chwili śmierci ostatniego katolickiego papieża Piusa XII. Zgodnie z katolicką teologią (nieomylnym Magisterium Kościoła) uzurpatorzy modernistyczni – czyli po prostu heretycy, pomimo wrażenia legalności wyboru, nie mogą objąć urzędu papieskiego i mieć władzy jurysdykcyjnej nad Kościołem katolickim z powodu błędów i herezji, które publicznie głoszą. Tak samo i hierarchia, która im służy. Nie są i nie mogą zatem być sojusznikami ideologii Dobra ci, którzy służą złej sprawie. Ale jednego możemy być pewni – Kościół katolicki nie zginie i na pewno zatriumfuje.

Filip Paluch (Trzecia Droga, 3droga.pl): Niestety nie, ani Stolica Apostolska, ani Konferencja Episkopatu Polski, nie może być uznana za sojusznika nacjonalizmu jako takiego. Jest tak, ponieważ w Kościele do głosu doszła frakcja liberalna, która jak wiemy, charakteryzuje się niskimi kompetencjami i wąską wiedzą. Dlatego różni hierarchowie opowiadają nam, że przyjęcie imigrantów to nasz katolicki obowiązek. To błędne pojęcie miłości do bliźniego, górujące nad rozsądkiem. To także wina antropocentryzmu, który w centrum wszystkiego stawia człowieka, nie Boga. Sądzę jednak, że mamy pewne środki nacisku, których powinniśmy używać, kontrując wszystkie działania i wypowiedzi, które szkodzą Narodowi. Jesteśmy częścią Kościoła, w którym nie pierwszy raz dochodzi do przepychanki pomiędzy różnymi frakcjami, nie możemy więc odpuścić tej walki i w duchu katolickiej tradycji dbać o to co usilnie chciałno zepchnąć do piwnicy tzw. posoborowie. Trzeba też zauważyć, że są hierarchowie i zwykli księża, którzy zachowali mądrość i jak najbardziej są sojusznikami naszej idei, a nawet jej wyznawcami. Wydaje mi się, że to zjawisko będzie rosnąć w miarę rozwoju środowiska narodowego. Nie możemy jednak zapomnieć, że priorytetem kapłańskim jest służba Bogu, sakramenty i głoszenie Ewangelii, a zaburzenie tej hierarchii nawet ideą tak szczytną jak nacjonalizm, prowadzi do karykatury.

Jako remedium na problemy Kościoła, widzimy racjonalny powrót do tradycji, nauczanie, które nie będzie sprzeczne lub wątpliwe w stosunku do setek lat żeglugi piotrowej łodzi. Większość z nas uważa się za tradycjonalistów i uczestniczy w mniejszym lub większym stopniu, w życiu lokalnych duszpasterstw. Niestety także i w tym małym, tradycjonalistycznym środowisku, widzimy ogrom problemów i zwichrowań, choć to właśnie ono może kiedyś stać się iskrą do katolickiego renesansu.

Adam Seweryn (ONR): Niestety, ale ciężko się zgodzić z tym stwierdzeniem. Obecna Stolica Apostolska, jak również większość Hierarchii kontynuuje modernistyczny kurs wyznaczony przez Sobór Watykański II. Z punktu widzenia nacjonalistów, patrząc bardziej z perspektywy politycznej, niż teologicznej, najbardziej niebezpiecznymi działaniami Stolicy i Książąt Kościoła są wszystkie te zabiegi, które wpisują się w nurt próby pogodzenia katolicyzmu z liberalną demokracją. Mówię tu zarówno o szeroko pojętym ekumenizmie i dialogu międzyreligijnym, który w ostatnim czasie bywa uzasadnieniem dla wspierania polityki multikulturalizmu, jak również o odejściu od koncepcji Kościoła Wojującego na rzecz specyficznie pojmowanego miłosierdzia. Uważam, że w obecnych czasach, gdy chrześcijanie w niektórych częściach świata, a szczególnie w krajach islamskich są masowo prześladowani za Wiarę, Papież i Hierarchowie powinni twardo stawać w ich obronie, a nie łudzić się mirażem pokojowego, niemalże przyjacielskiego dialogu ze wszystkimi środowiskami religijnymi i światopoglądowymi, wliczając w to wrogów Katolicyzmu. Uważam, że nie do pogodzenia zarówno z katolicyzmem, jak również z nacjonalizmem jest również droga kompromisów i ustępstw wobec przyswajanych przez mainstream nowolewicowych postulatów, prowadzących do nihilistycznej Cywilizacji Śmierci.

 3. Czy rosnące w siłę ruchy protestanckie i pogańskie odwołujące się do nacjonalizmu, są elementem wprowadzającym ożywczą różnorodność czy destruktywnym w naszym ruchu?

Łukasz Grower (DrogaLegionisty.pl): Katolicyzm doskonale pasuje do charakteru Słowian. Szanuję nasze korzenie, ale szanuję też Prawdę. Rośnie popularność serialu „Vikingowie”, w którym katolicyzm przedstawiony jest paskudnie, bez odrobiny dobrych intencji twórców. Razem z tego typu projektami rośnie liczba „fanów” typowo pogańskiego podejścia do życia. Często ich słowa pełne są płytkich sloganów.

U wojowniczych nacjonalistów-pogan argumentem przeciwko Jezusowi bywa „nadstawianie drugiego policzka”, jakby zapomnieli oni, że tu chodzi tylko i wyłącznie o mój policzek. Gdy ktoś policzkuje moich braci, innych ludzi – staję do wojny sprawiedliwej. Taka też jest historia Polski – nie jesteśmy agresorem, ale jesteśmy waleczni, gdy dzieje się krzywda. Co z tego, że nie podbijamy, jak wspomniani wikingowie? Jak dziś wyglądają państwa dawnych wikingów? Jak dziś wyglądają wielkie „kolonialne potęgi”? Pełne pokuty w postaci ciemnoskórych gości! Trzeba być mężczyzną, ale dla mnie ideałem męskości jest katolik, a więc człowiek kierujący się przede wszystkim pokorą i miłością, dopiero później mieczem. Oczywiście, że katolicy nie są w temacie sprawiedliwości wojny święci, ale dla mnie mordowanie (łamanie przykazania z premedytacją) pod znakiem krzyża to herezja, hańba – fałszywy katolicyzm i dużej części politycznej historii naszej wiary należy się nagana. Problemem bywa wybiórcza znajomość Pisma i skupianie się na pojedynczych cytatach dla usprawiedliwienia radykalności swoich czynów i osądów.

Wracając do pytania. Zawsze byłem przeciwny skrajnym podziałom i nienawiści do siebie ze względu na wiarę wśród nacjonalistów. Zarówno jako agnostyk jak i dziś – jako katol. Mam sporo „kumpli od lat”, którzy są NS poganami – wraz z noszeniem młota Thora i piciem wina z rogu, heh, a są to kolesie po trzydziestce. Dużo razem przeżyliśmy awantur z lewakami, nocek z plakatami, co mam teraz, ręki im nie podawać? Oni myślą tak samo, bo mimo, że się nawróciłem nadal wpadną napić się herbaty, czy pomóc mi w tym i owym. Fakt – coraz ciężej mi się ich słucha, a na 100% oni mają tak samo w stosunku do mojego zachowania. Mimo wszystko – starają się nie bluźnić przy mnie, ale wiem że gardzą moją wiarą. To trudne uczucie, gdy się naprawdę wierzy, gdy Jezus jest twoim mistrzem. Z drugiej strony, mistrz siedział przy stole ze wszystkimi i nie przepadał za poczuciem wyższości!

Protestantyzm nie ma tu dużej siły przebicia, tradycji i mam nadzieję, że tak pozostanie. Zresztą, gdy słuchałem jednego z ich głównych (przynajmniej medialnie) liderów… pozostał po tym wykładzie wyłącznie śmiech oraz pewnego rodzaju… ulga. Koleś jest jakimś frustratem i jeśli polski protestantyzm ma takimi stać… szeroko skrzydeł nie rozwinie. Więc niech sobie gadają… Nie sądzę, by zainspirował on nacjonalistów.

Większą szansę daję, hm, pop-pogaństwu, które jest atrakcyjne przez swe wojownicze hasła i nawiązanie do przodków (mimo braku wiary jako takiej). Katolicyzmu nie jest jednak w stanie zastąpić, bo w pogaństwie nie ma rozwiniętej kwestii duchowości, kojarzy mi się ono raczej z balem przebierańców dla dużych chłopców. Z subkulturą. Ktoś zakłada jakiś profil „Nie wstydzę się Odyna”, ale czy ktokolwiek w niego wierzy?

Ożywczą różnorodnością bym tego wszystkiego – podziałów, nie nazwał, bo kłócimy się o wiarę i będziemy się kłócić, gdyż wiara ma swoje doktryny, których strzec powinien jej żołnierz. Zobaczcie ten dłuższy materiał video z ostatniego 1 maja w Warszawie (wywiady z uczestnikami). Zamiast o prawach pracowniczych gadało się głównie o „Polakach katolikach”. I tak będzie… Ale tak będzie na marginesie, bo myślę, że masa jest „pro-katolska” i w chwilach poważniejszych kryzysów będzie to wychodziło na wierzch. Kościoły nadal są pełne…

Tomasz Jazłowski (RCR): Jak już wspomniałem wcześniej, nacjonalizm musi mieć odwołanie do religii katolickiej jako tej jedynej prawdziwej danej nam przez samego Boga. Inaczej grozi to jego wypaczeniem. Wszelkie ruchy rodzimowiercze spaczają i zawężają ideę narodową do kultu ziemi, przodków i absurdalnej wiary w pogańskie bożki, a protestantyzm zbytnio popycha ideę narodową w myślenie rasistowskie i materialistyczne. Nie krew i rasa, ale religia, wiara w prawdziwego Boga (w Trójcy Jedynego) i praca dla narodu powinny być wyznacznikiem naszej narodowej drogi. Generalnie mówiąc, rasizm biologiczny powinien być nam obcy, a w kwestii ras opowiadamy się za ich separatyzmem.

Filip Paluch (Trzecia Droga, 3droga.pl): To nowotwór! Na szczęście mały i niezbyt złośliwy. Jak już wspominałem wcześniej, nacjonalizm pozbawiony swojego katolickiego rdzenia, staje się karykaturą, umysłową aberracją. Nie trzeba szukać daleko, bowiem po owocach ich poznacie. Wiara w Wielką Lechię nie poparta niczym co miałoby choćby znamiona naukowości, kult wymyślonych bożków, który nie może pretendować nawet do miana historycznej rekonstrukcji i nie wnosi do środowiska nic, poza frazesami bez pokrycia o życiu w harmonii z przedwiecznymi dębami. Jako nacjonaliści, szanujemy naszą historię i dziedzictwo, także to przedchrześcijańskie, ale to że nasi przodkowie mieszkali w kurnych chatach i chodzili boso, to nie znaczy, że mamy ich naśladować. To prawda, że wiedza i społeczna świadomość o tym co możemy nazwać słowiańszczyzną jest dość nikła, a stanowi naszą wielowiekową przeszłość i świadectwo tego, że „nie jesteśmy tu od wczoraj”, ale tworzenie z tego ideowych haseł jest niedorzeczne. Dlatego też pozytywnie oceniam działalność wszelkich grup rekonstrukcyjnych, które pobudzają naszą wyobraźnię w kontekście przeszłości. Cokolwiek jest ponad to, znów, zakrawa o śmieszność tak jak idee mitycznego panslawizmu czy międzymorza. Na szczęście nie wiem czy mamy się czym martwić. Groźniejsze są ruchy protestanckie na czele z ośrodkiem lubelskim, i to z pewnością można nazwać zagrożeniem, choćby ze względu na ich zasięg. Protestantyzm to zupełnie inny od naszego, katolickiego, system etyczny, pojmowanie tego czym jest Naród i jaka jest rola człowieka w ziemskiej rzeczywistości. Rozwój tego typu ośrodków może być przesłanką do tego, że w dobie kryzysu katolicyzmu, rozwiną się i będą stanowić zagrożenie. Moim zdaniem wyjścia są dwa: ćwiczenie umysłu w dyskusjach z tymi grupami, co automatycznie znaczy uznanie ich za partnerów do rozmowy, albo marginalizacja i ostracyzm. To nie jest tak, że obawiam się obecności protestantów czy ludzi, którzy uważają się za „pogan”, w polskim społeczeństwie – oni zawsze w nim byli i stanowili jego integralną część. Obawiam się raczej rozwoju nurtów opartych na tych fundamentach, w polski nacjonalizmie, ponieważ są one z gruntu fałszywe i w wielu punktach sprzeczne z katolickim rdzeniem polskości.

Adam Seweryn (ONR): Nie uważam, żeby w polskich środowiskach nacjonalistycznych rosły w siłę ruchy protestanckie i neopogańskie. Jeśli chodzi o protestantyzm, to stał się on w ostatnim czasie trochę bardziej medialny dzięki internetowym wystąpieniom pewnego heretyka, który swoją eklektyczną narrację buduje zarówno na prostych hasłach patriotycznych i nacjonalistycznych, jak również kopiując amerykańskie wzorce, poprzez peany na cześć USA i kapitalizmu. Nie jest on jednak ani osobą wpływową, ani nacjonalistą. Główne nurty polskiego nacjonalizmu nie posiadają historycznych, ani filozoficznych koneksji z protestantyzmem i neopogaństwem. Jednak nie powinniśmy wpadać w nastrój zbyt optymistyczny, ponieważ w dziedzinie pracy formacyjnej- również pod względem formacji religijnej jest w naszym środowisku bardzo wiele do zrobienia.