piątek, 19 maja 2017

Leon Skrodzki : Nasza walka


       „Długa droga jest przed nami, naszym wrogiem świat bez granic” możemy usłyszeć w jednym z utworów legendarnego zespołu Legion. Słowa te, może za dewizę obrać ten, kto zdecydował się w zepsutej współczesności zachować zasady i przyzwoitość. Każdy, kto mieni się narodowym radykałem, podjął walkę z światem, która trwać będzie całe życie.

Przed każdym z nas potężny przeciwnik. Świat, który stracił punkt odniesienia i za bóstwo obrał sobie „ludzkość”. Wyzwolenie człowieka i postawienie go w centrum nie dało mu wolności lecz przyniosło zniewolenie i zagubienie. Utracenie duchowej podstawy zrodziło niepokój, na który lekarstwem miały być utopijne ideologie. Ewoluowały one w pełen relatywizmu demoliberalizm. Podeptane zostały kanony piękna, etyki. O tym, co jest dobre można obecnie zadecydować, byleby przy wydawaniu osądu mieć na uwadze „wolność” człowieka. W jej imię dzisiejszy świat zdołał wmówić matkom, że mogą zabijać swoje dzieci bez wyrzutów sumienia, czym zawstydzono nazistowską propagandę. Pięknym stało się to, co się podoba. Demoliberalny człowiek jest gotów przyklasnąć każdemu plugastwu, jeśli zostanie ono, przez grono szemranych ekspertów, nazwane sztuką. Obiektywna prawda? „A cóż to jest prawda?” – zdaje się pytać współczesny świat, za Piłatem nie godząc się na odpowiedź daną dwa tysiące lat temu przez Chrystusa.

Jaki może być rezultat pojedynku, który toczymy? Jeśli świat nad człowiekiem zatryumfuje, zniszczy w nim wszystko co najcenniejsze. Pozbawi go duszy – wydrze z niej światło i zgasi żar. Wrzuci w krąg strachliwych oportunistów, niepatrzących dalej nad czubek swojego nosa. Wygrywa się wtedy, gdy z ludzkiego punktu widzenia jest się skończonym – więzionym, opuszczonym, krwawiącym, nawet martwym. Wszystko w imię wyznawanych zasad, których nie można się wyprzeć. Z głośnym krzykiem „non possumus!”. Codziennie toczymy wiele mniejszych i większych batalii. Tylko od nas zależy, czy staniemy się światu wrogiem czy sprzymierzeńcem. Godząc się na konfrontację, nie uciekając przed nią, paradoksalnie nie przyczyniamy się do zniszczenia świata lecz jego uzdrowienia. Jak dalej śpiewa Legion: „tam gdzie nasza broń uderza, prawda, piękno znów zwyciężą”.

Czy trudno jest się nie zgadzać z obecnym porządkiem? Za Herbertem można powiedzieć, że w gruncie rzeczy jest to kwestia smaku, potrzeba tylko odrobiny koniecznej odwagi. Trzeba ją nieustannie w sobie wzbudzać. Czerpać możemy ją z modlitwy, wartościowej literatury czy muzyki. Odwaga, reprezentowana przez nieugiętą postawę okazaną w chwili próby, promieniuje również na otoczenie. Dlatego tak bardzo świat chce od nas kapitulacji – nie chce naszego świadectwa. Będzie kusił ułudami i wmawiał, że pragnie naszego szczęścia. Będzie łechtał pychę, nastawał na największe nasze słabości, byśmy zaprzestali walki. Biedny ten, kto się na to nabierze. Zamiast obiecywanej radości i spokoju – znajdzie pustkę.

W życiowej walce nie jesteśmy skazani na porażkę. Najważniejsze, by codziennie podnosić rękawicę i z wiarą przystępować do zmagań. Bierność oznacza porażkę, więc do grobowej deski wciąż będziemy w ogniu. Niech pocieszeniem i nadzieją będą słowa Zbawiciela: „na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat”.