sobota, 20 maja 2017

Przemysław Bartkowiak: Ecclesia militans


        Ostatnia burza wokół środowiska narodowego wynikająca z kolejnej rocznicy Obozu Narodowo-Radykalnego to dowód na jego pozytywną działalność. Coraz częściej przeszkadza ona środowiskom lewicowym, a dziś nawet i prawicowym, ponieważ mit jaki był utrwalony wokół środowiska zderza się z rzeczywistością. Z jednej strony jesteśmy nazywani faszystami i naziolami, z drugiej socjalistami. Usilne narzucanie ram naszej działalności przyjętym obecnie nazewnictwem skutkuje lekką dychotomią myślenia. Mogliśmy to zauważyć w ostatnich działaniach i wydanych dokumentach. Ponadto zakazuje się wypowiedzi i walczy z księżmi, którzy utożsamiają się z Ecclesia militans. Dziś pojęcie to jest niemodne, ponieważ w dobie liberalizmu każdy akt przeciwstawienia się jest uznawany za coś oburzającego. Nota bene nie tyczy się to samych oskarżycieli walczących o tolerancję, równość i demokrację, ponieważ odbieraliby sobie tym samym mandat na swoją działalność, ukazując prawdziwe oblicze demokracji. Demokracji, która opiera się na dyktacie mniejszości walczącej o swoje prawa niebędące tworem naturalnym. W skrócie można podsumować to tak „rządzenie większościowe i przegłosowywanie większościowe to bolszewizm”. Inni pod płaszczykiem walki o dobro przemycają do Europy tkankę chorą, siejącą spustoszenie na Zachodzie za ich zgodą.

Zło próbuje legitymować swoje działania pod płaszczykiem dobra jednostki. Jak widać działania te przynoszą  oczekiwane skutki pogrążając świat w coraz większej pysze, którą widzimy na co dzień, patrząc na ludzi pochłoniętych pędem za nieznanym. Walka przeciwko działalności narodowej i patriotycznej to pycha i egoizm w całej swej okazałości. Bo czymże jest nieuzasadniona obawa przed pracą dla narodu i osiągnięcia dobra ogółu, a nie swoich prywatnych krótkotrwałych celów? Jak mawiał św. Augustyn „Źródłem wszelkiego grzechu jest pycha.”. Pokazanie dziś, że jest się katolikiem uważane jest za coś „wiochowatego”, a walka o prawa i akceptacja dla środowisk LGBT jest czymś na porządku dziennym, bo to dziś jedyna forma akceptacji narzucona społeczeństwu. Musimy stać się prawdziwym Kościołem walczącym, bo każdy dzień to walka przeciw złu, każde ustępstwo to przegrana, więc tym większe musi być natężenie sił, by przechylić szalę zwycięstwa na naszą stronę. Dziś pozwolimy opluwać księży, którzy walczą o prawdę, jutro będą wydawać dokumenty zakazujące prawdy. Tak stanie się wszędzie tam, gdzie odpuścimy. W 2012 roku Benedykt XVI (niestety antypapież - przyp. red. RCR) powiedział „Idziemy naprzód. Pan powiedział: «Odwagi, Jam zwyciężył świat». Jesteśmy w drużynie Pana, a zatem w drużynie zwycięskiej”. Dokładnie takie samo przesłanie niesie Hymn Młodych:

Naprzód idziem w skier powodzi,
Niechaj wroga przemoc drży,
Już zwycięstwa dzień nadchodzi…

Możemy również porzucić nasz miecz, którym jest różaniec, zaprzestać naszej wytrwałej pracy i porzucić nasz cel jakim jest zbawienie, by wrócić do szarej codzienności owładniętej pychą i nienawiścią do tego, co ojczyste. W końcu jesteśmy „zacofanym ciemnogrodem”, kolebką „faszyzmu i nietolerancji”. Wówczas nie będziemy chrystusowym wojskiem, który zepchnie szatana niczym św. Archanioł Michał do piekła, nie zwalczymy fałszywej prawdy jaką jest islam. Objawienie takie, jak miał ksiądz biskup Oliver Dashe Doeme [1] nie będzie miało miejsca bo różaniec nie zagości w naszych dłoniach niczym miecz. Pius XII w encyklice Summi Pontificatus pisał:

„Każdy z nas należy do armii Chrystusa – jedni w szeregach kapłańskich, inni w szeregach świeckich. Wszyscy zatem – widząc coraz groźniejszy wzrost zastępów nieprzyjaciół Chrystusa – powinni poczuwać się do obowiązku zdwojonej czujności i wzmocnionej akcji, by bronić wspólnej sprawy. Widząc przecież wszyscy działalność szerzycieli kłamliwych haseł i doktryn, którzy albo przeczą, by prawda wiary chrześcijańskiej miała moc zbawczą, albo nie dopuszczają, by taż prawda była wprowadzana w życie ludzkie. Ich bezbożność dochodzi do tego stopnia, że nie tylko łamią tablice najwyższych przykazań Bożych, lecz w ich miejsce wprowadzają inne reguły życiowe, które są zaprzeczeniem zarówno podstaw nauki moralności, jakie zostały podane w objawieniu na Górze Synaj, jak tego boskiego tchnienia, które płynie z Krzyża Chrystusa i z jego słów wygłoszonych na Górze. Jest rzeczą powszechnie znaną i nader bolesną, iż posiew owych błędów wydał u wielu ludzi owoce prawdziwie zabójcze. Ludzie ci uważali się za wyznawców i zwolenników Chrystusa, jak długo zażywali życia w spokoju i bezpieczeństwie. Byli to jednak chrześcijanie z imienia tylko. Skoro bowiem zaszła potrzeba wykazania siły wobec twardej przemocy, gdy trzeba było walczyć, trwać i znosić skryte i otwarte ataki – zachowali się chwiejnie, tchórzliwie i niedołężnie. Bojąc się zaś ofiar, do których są zobowiązani przez swą religię, nie mają odwagi kroczyć zbroczonymi krwią śladami Boskiego Odkupiciela.”.

Źródło:
[1] https://chnnews.pl/reszta-swiata/item/2419-biskup-objawil-mi-sie-jezus-i-pokazal-ze-przez-rozaniec.html

PRZEMYSŁAW BARTKOWIAK
Działacz Brygady Wielkopolskiej Obozu Narodowo-Radykalnego. Pasjonat historii i związanych z nią ciekawostek. Na co dzień mól książkowy. Zainteresowania: muzyka, kultura, polityka, historia, psychologia i wędrówki.

Za:  https://kierunki.info.pl/2017/05/przemyslaw-bartkowiak-ecclesia-militans/