wtorek, 2 maja 2017

Rękas: Śląsk, Donbas, Ukraina


 

      Kiedy trzy lata temu władze w Kijowie napadły na mieszkańców Donbasu – obrona Doniecka i Ługańska wywoła w Polsce spontaniczne poparcie. By obrzydzić Polakom sprawę Noworosji – oficjalna propaganda wymyśliła wiele kłamstw i haseł, wśród których jedno z najdziwniejszych brzmiało: „nie wolno popierać Donbasu, bo stracimy Śląsk!”.
 
To nie była „czystka etniczna”!
 
Nikt wprawdzie nie umiał, ani nie próbował tłumaczyć związku przyczynowego, mającego rzekomo łączyć walk realnie toczące się w Donbasie z hipotetycznym oderwaniem od Polski jej ziem zachodnich. Nie wyjaśniano również czemu w takim razie Śląsk nie odpadł od Polski już wtedy, gdy władze w Warszawie popierały rozpad Jugosławii, rozbiory Serbii i powstanie pirackiego państewka w Kosowie albo gdy fetowano nad Wisłą terrorystów z Kaukazu. Nieważne, grunt, że znaleziono kolejny „argument” byle tylko opowiedzieć się po stronie kijowskiej junty. Życie jednak dopisało pointę do tego propagandowego cyrku. Oto śląscy autonomiści (pokraczny pomysł polityczno-biznesowy garstki cwaniaków, wcześniej prezentujących się jako „polscy antykomuniści” i/lub „prześladowana mniejszość niemiecka”) – podali rękę najbardziej zajadłym, neo-banderowskim środowiskom ukraińskim, forsując przez Sejmik Województwa Śląskiego ahistoryczne stanowisko potępiające Operację „Wisła”, czyli przesiedlenie popierających banderyzm mieszkańców wschodniej Polski na ziemie zachodnie, dokonane przez władze komunistyczne pod koniec lat czterdziestych XX wieku.

Operacja (czy w terminologii ukraińskiej – Akcja) „Wisła” – jest przywoływana przez nacjonalistów ukraińskich jak odpowiedź propagandowa na Rzeź Wołyńską. Jest to jawna, wołająca do nieba nieuczciwość i nierzetelność, nie ma bowiem żadnej możliwości zestawiania planowanego, zorganizowanego i przeprowadzonego z wyjątkowym okrucieństwem ludobójstwa ok. 200 tysięcy Polaków – z cywilizowanym przemieszczeniem grupy mieszkańców (nie będących przecież przeważnie bez winy) z ziemianek i małych spłachetków ziemi do nowoczesnych, murowanych, pełnowymiarowych  gospodarstw rolnych. Polacy nie wymordowali Ukraińców, nie stosowali odpowiedzialności zbiorowej, nie pozbyli się też kraju tej kłopotliwej mniejszości narodowej, skażonej masową kolaboracją z nazizmem. Operacja „Wisła”, nawet oceniając ją przez pryzmat współczesnych, starszych o kilka dekad i parę bardzo niedobrych doświadczeń kategorii – nie była nawet „czystką etniczną”. A mimo to radni Województwa Śląskiego, reprezentujący główne partie polityczne Polski – zdecydowali się opowiedzieć za oczywistym kłamstwem historycznym i aktem politycznie i propagandowo szkodliwym.
 
Przypominając Operację „Wisła” musimy pamiętać, że jej celem było oderwanie band Ukraińskiej Powstańczej Armii od jej naturalnego zaplecza – ale także wyzwolenie samych, sterroryzowanych Ukraińców i Rusinów spod wpływów i kontroli banderowców. Przepisy dotyczące zakazu powrotu niemal od razu okazały się martwe. Kto chciał – już w latach 50-tych powrócił na Chełmszczyznę czy w Bieszczady. Większość – nie chciała, wybierając lepsze życie pod Wrocławiem, Szczecinem, Olsztynem, czyli tam, gdzie to dziś mieszkają większe skupiska ludności ukraińskiej. Przypomnijmy, że tam, gdzie skupiska polskie przez wieki mieszkały na Wołyniu czy Ziemi Lwowskiej – nie ma nawet śladu polskich wiosek, masowe polskie groby są niszczone, a pomniki dewastowane. To też wyraźna różnica między „Wisłą”, a Rzezią…
 
Banderowski kameleon
 
Nie koniec jednak na tym. Charakterystyczna dla banderyzmu, tak w Polsce, jak i na Ukrainie – była jego zdolność maskowania się, ukrywania, dostosowywania do trudnych nawet warunków. Proszę wczuć się w sytuację Polaków z Kresów, którzy cudem uciekli spod banderowskich siekier, którzy szli do urzędu w Polsce, do Partii załatwić sprawy bytowe – i napotykali tych samych banderowców, teraz z polskimi nazwiskami i życiorysami nastajaszczych komunistów? Kiedy trafiali na przesłuchanie na milicję czy do bezpieki – przesłuchiwał ich dawny sotenny UPA, tu udający prawowiernego partyzanta! Postać ukraińskiego sołtysa ze słynnego filmu „Wołyń”, który najpierw reprezentuje władzę sowiecką, potem nazistowską – ale zawsze jest ukraińskim nacjonalistą (i złodziejem) miała wiele odpowiedników w historii najnowszej Polski! A kiedy epoki się zmieniały – banderowcy znów umieli się dostosować, angażując w ruch „Solidarności”, infiltrując opozycję antykomunistyczną, a potem wygodnie lokując w kierownictwie głównych partii politycznych III RP po 1989 r. To właśnie powodowało, że trauma Rzezi Wołyńskiej nigdy nie wygasła, ofiarom nigdy nie udało się zostawić jej w pełni za sobą. Przeciwnie, widząc bezczelnie uśmiechniętych dawnych zbrodniarzy – ci, co uciekli z Wołynia zacinali się w milczeniu, zamykali, nie mówili nawet najbliższym co ich spotkało, bojąc się w każdej chwili, że znowu po nich i po ich najbliższych przyjdą…
 
Właśnie w tym kontekście należy widzieć propagandowe wykorzystywanie Operacji „Wisła” od lat 90-tych, a zwłaszcza dziś, po eksplozji sterowanego przez oligarchów nowego szowinizmu ukraińskiego. Z wielu trudnych, często smutnych ludzkich historii, z opowieści o błędach i nadużyciach, które zapewne się zdarzały – zrobiono tarczę dla Rzezi Wołyńskiej i młot na Polaków. Agresja środowisk neo-banderowskich jest tym większa, im wyraźniej przebija się w Polsce prawda o zbrodniczej przeszłości, ideologii i współczesności banderyzmu. Gdy z grupą Kresowian zgłaszałem w Lubelskim Urzędzie Wojewódzkim wniosek o budowę w Lublinie Pomnika Ofiar Rzezi Wołyńskiej – jeszcze za czasów poprzedniego rządu próbowali to zablokować wysokiego szczebla urzędnicy… ukraińskiego pochodzenia. Kiedy nacisk środowisk patriotycznych utrudnia przekazywanie publicznych funduszy nacjonalistycznemu Związkowi Ukraińców w Polsce – ten wzmaga krzyk i opowieści o rzekomych „prześladowaniach”. A dziś, jak widać na przykładzie stanowiska Sejmiku Śląskiego – rodzi się sojusz „ślązakowców” (jak nazywa się w Polsce ten dziwny ruch, skupiający na wyliczaniu rzekomych krzywd, jakich Śląsk miał doznać od Polski oraz dobrodziejstw otrzymywanych niby to od Niemiec…) z banderyzmem. Jeszcze poważniejszy problem polega na tym, że dzieje się to nie tylko przy bierności, ale faktycznie przy akceptacji głównego nurtu politycznego III RP. Rusofobia i banderofilia PiS, uległość PO wobec interesów Berlina, oportunizm i nijakość PSL – wszystko to daje szerokie polu do popisu środowiskom wykorzystującym hasła antypolskie do robienia własnych interesików. Ruch Autonomii Śląska i Związek Ukraińców w Polsce to właśnie takie niebezpieczne połączenia cwaniactwa, pazerności i agresywnego szowinizmu.
 
Okazuje się więc, że na przekór tym wszystkim, biadolącym że wojna na wschodzie Ukrainy odbierze nam Śląsk – Donbas stawiając opór współczesnemu banderyzmowi walczy także o to, by… Śląsk pozostał polski!
 
Konrad Rękas
 
Pod tytułem „Об операции «Висла» или как Донбасс сражается за польскую Силезию” artykuł ten ukazał się również na Novorosinform.org: https://www.novorosinform.org/opinions/2074