środa, 14 czerwca 2017

Z KART HISTORII: Hodów 1694

Bitwa pod Hodowem pędzla Mirosława Szeiba
        W czerwcu 1694, zakrojona na olbrzymią skalę łupieżcza wyprawa Tatarów do Polski, skończyła się ich kompromitująca porażką. Gdy w innych wyprawach porywali tysiące, a bywało, że nawet dziesiątki tysięcy jasyru, tak tym razem, kosztem życia co najmniej kilkuset swoich wojowników, zdołali pochwycić jedynie 30 ludzi. Najbardziej skompromitowała ich bitwa, w której mimo gigantycznej przewagi liczebnej (100 do 1) i wielu godzin zaciętych ataków, nie byli w stanie pokonać garstki obrońców – 400 husarzy i pancernych.
Tatarzy z piekła rodem

Gdy w XIII w. na europejskich równinach pojawił się azjatycki lud Tatarów, jego nazwę szybko zaczęto utożsamiać z mitologicznym piekłem – Tartarem. Nie chodziło tylko o podobieństwo słów, ale także o bezlitosne zachowanie koczowników, które w oczach chrześcijan, przypominało zachowanie wysłanników piekieł.

Mimo upływu wieków, strach przed Tatarami jedynie nieznacznie osłabł. W XVII w. drżała przed nimi nie tylko ludność cywilna, ale i żołnierze. Panicznie bano się dostać w tatarskie ręce, bo los jasyru był nad wyraz żałosny. Głód, ból, poniżenie (gwałcono nie tylko kobiety), ciężka praca, a za najmniejszy przejaw buntu śmierć. Jedynie najbogatsi mogli liczyć na lepsze traktowanie. Ich bowiem trzymano dla okupu.

W XVII w. nie było niemal roku, aby mniejsza czy większa grupa łupieżców nie wdarła się w granice Rzeczpospolitej, by stosunkowo tanim kosztem zdobywać łup i sławę. Tanim, gdyż Tatarzy byli piekielnie szybcy. Zazwyczaj każdy z nich podróżował w kilka koni, dzięki czemu potrafili w jednym przemarszu przemierzyć nawet do 300 km! Więc zanim ktokolwiek o nich usłyszał, zanim zorganizowano obronę, Tatarzy już łupili i palili, porywali śpiących i bezbronnych ludzi.


Co zdumiewa, dość słabo zaludnione państwo Tatarów (Chanat Krymski), potrafiło wysłać na taką wyprawę nawet do 100 000 ludzi. Mogli więc Tatarzy dysponować nie tylko atutem szybkości, ale i przewagi liczebnej. Choć już nie jakości, gdyż w tak wielkiej masie ludzkiej, jedynie mniejszość stanowili nieźle uzbrojeni (w łuk, szablę, dzidę i pancerz) wojownicy. Większość to ludzie czy to słabo uzbrojeni, czy też młodzi (chłopców już w wieku 12 lat wysyłano na wojnę), a zdarzało się, że w wyprawach tych i w walce brały udział nawet kobiety.

Czerwcowy najazd

Obrona przed Tatarami zaczynała się od skutecznego rozpoznania ich zamiarów. W roku 1694 dwukrotnie (w kwietniu i w maju) udało się Tatarom zmylić polskie dowództwo co do swoich poczynań. Fałszywe alarmy miały osłabić czujność Polaków.

W pierwszych dniach czerwca Tatarzy Gazy Gereja ruszyli do Polski. Przed jej ówczesną granicą, w Kamieńcu Podolskim, pozostawiono 400 wozów z zaopatrzeniem dla tureckiej załogi. Był to jedyny sukces tej wyprawy. Polacy od dawna próbowali zmusić garnizon tej kresowej twierdzy, która w roku 1672 wpadła w ręce tureckie, do kapitulacji. Ponieważ sama twierdza była zbyt silna, aby wziąć ją szturmem, próbowano odciąć od niej zaopatrzenie i głodem złamać wolę walki obrońców.

Bez balastu w postaci eskortowanych wozów, 8 czerwca ruszają Tatarzy w głąb Rzeczpospolitej. Liczbę najeźdźców szacowano rozmaicie: od 25 000 i 30 000, do aż 70 000. Zapewne niższe liczby odnoszą się do ilości samych wojowników, a wyższe biorą pod uwagę także towarzyszący im motłoch. Sam król Jan III Sobieski, gdy opowiadał o tej bitwie Mikołajowi Złotnickiemu, operował liczbą 40 000.

W Polsce na Tatarów czekała jednak niespodzianka. Zaalarmowani na czas ludzie uciekli ze wsi do lepiej bronionych miasteczek, zameczków i forteczek. Na dodatek, na linii Pomorzany–Złoczów skoncentrowała się armia koronna, z którą Tatarzy woleli nie zadzierać. W końcu przybyli tu, aby tanim kosztem się wzbogacić, a nie tracić ludzi w walkach z regularnym wojskiem. Gdy jednak 11 czerwca, w polach niedaleko wsi Hodów, zostali zaatakowani przez czterystuosobowy oddział polski, rzucili się do walki z ochotą. Tak małe wojsko nie mogło im zaszkodzić, a pojmanie zamożnych towarzyszy husarskich i pancernych dawało nadzieję na wysoki okup.

Bitwa

Siły polskie składały się łącznie z 7 chorągwi husarskich i pancernych. Trafiły do Hodowa z dwóch fortec: z Okopów Świętej Trójcy (tymi dowodził Konstanty Zahorowski) oraz z Szańca Panny Maryi (tymi dowodził Mikołaj Tyszkowski). W pierwszym starciu, jeszcze w hodowskich polach, udało się Polakom ująć dwóch tatarskich murzów, tracąc jednak Mikołaja Tyszkowskiego. Rzeczpospolita nie zapomniała o swoim synu i już po bitwie wykupiła go z rąk ordyńców.

W obliczu przytłaczającej przewagi liczebnej, Polacy wycofali się do Hodowa. Ta wieś położona jest kilka kilometrów na wschód od Pomorzan. Jako, że leżała w okolicy narażonej na najazdy tatarskie, miejscowi chłopi mieli na taką okoliczność przygotowane kobylice. Wykorzystano je do obrony. Oprócz nich, broniono się spoza „płotów, dylów, stołów, drzwi, beczek z chałup chłopskich powydobywanych”. Za plecami obrońców był mały staw.

Te prowizoryczne umocnienia wystarczyły, aby przez pięć do sześciu godzin odpierać ataki wielokrotnie liczniejszego wroga. Oczywiście nie wszyscy Tatarzy naraz walczyli z Polakami. Ale olbrzymia ilość szturmujących pozwalała luzować zmęczone walką oddziały, podczas gdy obrońcy takiej możliwości nie mieli.

Ataki odpierano pieszo, ogniem broni palnej, a gdy kul zabrakło, ładowano lufy grotami tatarskich strzał. Co ciekawe, również i Tatarzy zeszli z koni do walki „zasłony także sobie porobiwszy z desek, koszów słomianych”.

Tatarzy ostrzeliwali broniących się z łuków. W ciągu tych kilku godzin na stronę polską padło tak wiele strzał, że po bitwie, tylko tych niepołamanych, zebrano aż kilka wozów! Połamanych nikt nie próbował zbierać, ani liczyć. Było ich zbyt wiele.

Po kilku godzinach bezowocnych szturmów, cierpliwość atakujących skończyła się. Wysłano do obrońców Lipków, tj. polskich Tatarów, którzy w 1672 r. przeszli na stronę turecką. Ci:
„podjeżdżając pod naszych radzili aby się poddali, ale słysząc naszych rezolucję, że tam na śmierć zasiedli, donieśli Tatarom: że my z tymi ludźmi co dzień ubijamy się pod Kamieńcem[Podolskim], że są[to] ludzie niezwalczeni, że wprzód wszyscy wyginiecie, nim wam ich dostać przyjdzie

Tatarzy woleli nie sprawdzać, czy to tylko blef. W dotychczasowych walkach ponieśli już bardzo ciężkie straty, z przesadą szacowane przez Polaków na 2000–4000 zabitych. Ustąpili więc z pola. Po bitwie, swoimi poległymi wypełnili pobliskie chałupy i podpalili je.

Straty polskie również były ciężkie: „nie było żadnego z tych 400., żeby nie miał kilku postrzałów”. Kilkudziesięciu obrońców przypłaciło życiem to spotkanie. Kilku towarzyszy dostało się do niewoli.


Bitwa pod Hodowem. Malował Witalij Gorbenko

Rannymi zaopiekowano się troskliwie. Najbardziej poszkodowanych odesłano do Pomorzan i Złoczowa pod opiekę cyrulika. Po bitwie król Jan III Sobieski obdarował obrońców tak kwotami pieniężnymi, jak i końmi, a w miejscu bitwy, już w 1695 r. rozkazał postawić pomnik.

Zakończenie

 Historia zna wiele przykładów bohaterskiej obrony przy dużej przewadze liczebnej wroga. Bitwa pod Hodowem jest jednak bezprecedensowym przykładem skutecznej obrony garstki żołnierzy w niemal otwartym polu, przy aż tak przytłaczającej przewadze liczebnej nacierających. Amerykanie dumni są z obrony Alamo 1836 r., tyle, że tam dysproporcja sił wynosiła ledwie kilkunastu do jednego. Mimo to, ostatecznie obrońców wyrżnięto. Grecy dumni są z Termopil 480 p.n.e. Bitwa ta stała się światowym symbolem bohaterstwa i poświęcenia. Ale dysproporcja sił wynosiła tam około 50 do 1. Również i Grecy bitwę przegrali. My jesteśmy dumnie z bitwy pod Wizną 1939 r., ale tam dysproporcja sił wynosiła 60 do 1, broniliśmy się w bunkrach, a i tak ostatecznie ją przegraliśmy. Hodów jest więc zupełnym ewenementem.

Co ciekawe i znamienne, jest to ostatni, tak spektakularny, sukces husarii. Gdy kilka lat później zaczęła się wojna północna, husaria nie odnotowała już wielkich sukcesów; nic na miarę tego, co się działo w XVII czy XVI w. Wraz z Hodowem zakończyła się epoka wybitnych osiągnięć skrzydlatego rycerstwa.

Dr Radosław Sikora