czwartek, 31 sierpnia 2017

Małgorzata Jarosz: Na czym polega prawdziwy ekumenizm?


         W niniejszym artykule chciałabym poruszyć problem ekumenizmu. Zagadnienie to poruszane było już wielokrotnie na łamach wielu książek czy czasopism o tematyce religijnej. Wielu współczesnych teologów (w tym również kapłanów) nie widzi niczego nagannego w tak zwanych nabożeństwach ekumenicznych. Ponadto bardzo często wmawia się nam, iż misją Kościoła nie jest nawracanie niewiernych, lecz „dialogowanie”, szukanie elementów łączących wszystkie religie.

Pogląd ten nie ma rzecz jasna nic wspólnego z tradycyjnym nauczaniem Kościoła. Aby lepiej móc zrozumieć na czym polega istota ekumenizmu, warto w pierwszej kolejności sięgnąć do encykliki papieża Piusa XI Mortalium animos. O popieraniu prawdziwej jedności religii. Encyklika wydana została w roku 1928. Spotkania zrzeszające przedstawicieli poszczególnych religii stanowiły problem dla Kościoła już w tamtych czasach. Gdzie tkwiła przyczyna organizowania takiego typu wydarzeń? Papież przyczynę tą widzi w braku pokoju pomiędzy narodami, czego efektem jest chęć szukania pojednania również na płaszczyźnie religijnej. Ojciec Święty poucza nas jednocześnie, iż katolicy żadną miarą nie mogą pochwalać zachowań takiego typu, ponieważ opierają się one na błędnym zapatrywaniu, że wszystkie religie są dobre i chwalebne, a różnią się jedynie formą wyrażania przyrodzonego zmysłu, który przyciąga ludzi do Boga. Papież wskazuje, iż poglądy te są de facto naturalizmem bądź też nawet ateizmem.

W dwudziestoleciu międzywojennym zwolennicy fałszywego ekumenizmu używali argumentów znanych nam również z czasów współczesnych. Chodzi tu, o słuszne zresztą, podkreślanie, iż ekumenizm jest de facto obowiązkiem chrześcijanina. W końcu czymś dobrym jest dążenie do tego, aby chrześcijanie zaprzestali wzajemnych oskarżeń i na nowo połączyli się we wspólnej miłości. Papież jednak w dość prosty sposób wyjaśnia na czym polega błąd wszechchrześcijan. Ojciec Święty wskazuje, iż Bóg mógł przecież poprzestać na przepisach prawa naturalnego i mógł był też Opatrznością uregulować rozwój tegoż prawa. Stało się jednak inaczej. Bóg dał nam przepisy, byśmy słuchali ich na przestrzeni wieków, aż do przyjścia i nauczania Jezusa Chrystusa. Z tego wynika więc, iż żadna inna religia nie może być prawdziwa prócz tej, która polega na objawionych słowach samego Boga. Ponadto Bóg nie tylko dał ludziom przykazania, ale również ustanowił na ziemi Kościół. Wbrew stwierdzeniom niektórych modernistów, Kościół ma formę widzialną, a co za tym idzie, konieczne jest, aby wszyscy jego członkowie wyznawali jedną i tą samą naukę.

Interesujące jest to, iż papież wskazuje na błędne rozumienie ze strony niekatolików następujących słów Chrystusa: Aby wszyscy byli jedno… Jedna niech będzie owczarnia i jeden pasterz. Uważają oni bowiem, iż słowa te są tylko i wyłącznie życzeniem, które ma dopiero się spełnić, a jedność wiary i kierownictwa nigdy nie istniała i na chwilę obecną nie istnieje. Głoszą ponadto, iż Kościół sam ze swej natury rozpada się na części, tj. składa się jakby z wielu odrębnych Kościołów. Wszystkie te Kościoły mają ich zdaniem istnieć na równych prawach. W takiej sytuacji powinno się porzucić dawne spory i różnice zdań i postarać się ulepić jedną wiarę ze wspólnych elementów. Pogląd ten jest rzecz jasna niekatolicki i zaprzeczający Prawdzie. Papież wskazuje, iż Prawda objawiona przez Boga nie może być w żaden sposób przedmiotem układów. W końcu sam Chrystus polecił swoim Apostołom, aby poszli na świat i nauczali wszystkich ludzi. Rozkaz ten przypieczętował ponadto słowami Kto uwierzy i da się ochrzcić, zbawion będzie, kto jednak nie uwierzy, będzie potępion. Oba te rozkazy Chrystusa, rozkaz nauczania i rozkaz wierzenia, które muszą być wypełnione dla zbawienia wiecznego, byłyby niezrozumiałe, gdyby Kościół nie wykładał tej nauki w całości i jasno, i gdyby nie był wolny od wszelkiego błędu. Dlatego błądzą ci, którzy uważają, iż dobro wiary znajduje się wprawdzie na ziemi, lecz, że trzeba go poszukiwać z takim wysiłkiem wśród tak głębokich badań i roztrząsań, iż dla odszukania i spożytkowania go nie wystarczy wiek ludzki.

Ojciec Święty wskazuje, iż wszechchrześcijanie czynią rzecz na pozór dobrą. Chcą bowiem pomnożyć miłość pomiędzy chrześcijanami. Czy jednak możliwe jest to, aby miłość zakwitła po zniszczeniu wiary? Tu odpowiedź jest chyba oczywista. Papież przywołuje tu postać św. Jana Apostoła. Nazywa się go niekiedy Apostołem Miłości, bardzo gorliwie głosił on bowiem nowe przykazania „Miłujcie się nawzajem”. Jednocześnie jednak ten sam Apostoł stanowczo zabraniał utrzymywania stosunków z tymi, którzy nie wyznawali wiary w Chrystusa w całości i bez uszczerbku. Ponadto papież wskazuje, iż czymś pozbawionym sensu byłoby, gdyby w jednym Kościele znalazły się osoby o tak skrajnie różnych poglądach, np. osoby wierzące w realną obecność Chrystusa w Eucharystii jak i osoby nie podzielające tej wiary. Postawa taka prowadzi najczęściej do modernizmu, który nie uważa prawdy dogmatycznej za prawdę absolutną, lecz za relatywną, tj. zmienną według miejscowych i czasowych potrzeb. Ponadto niedozwolone jest również dzielenie artykułów wiary na zasadnicze i niezasadnicze (te drugie zdaniem wszechchrześcijan mogłyby pozostać do swobodnego uznania wiernych). Nadnaturalna cnota wiary ma bowiem przyczynę formalną w autorytecie objawiającego Boga.


MAŁGORZATA JAROSZ

Magister historii, działaczka Brygady Małopolskiej. W swoich artykułach porusza najczęściej tematy związane z historią Kościoła i historią Polski.

Za:  https://kierunki.info.pl/2017/08/14218/