czwartek, 14 września 2017

Mateusz Ochman: Nie jesteśmy zwierzętami. Kilka słów o obscenicznych zabawach weselnych

Nie jesteśmy zwierzętami. Kilka słów o obscenicznych zabawach weselnych 
       Polskie wesela to temat na wiele tomów rozpraw. Z jednej strony są tak różne, że trudno o zabawę na dwóch takich samych; z drugiej jednak strony mają coś, co łączy zbyt wiele z nich – często zmieniają się w festiwal żenady nieprzystającej do rozumu i godności człowieka.



Wesele. Do mało której sytuacji tak bardzo pasuje powiedzenie nie szata zdobi człowieka. To właśnie tutaj pięknie wystrojone kobiety uczesane jak w żadnej innej sytuacji i ubrani w najlepsze garnitury mężczyźni przekraczają normy, które poza obszarem weselnej sali nie są akceptowane przez jakiekolwiek środowisko pragnące uchodzić za wysmakowane lub po prostu przyzwoite.



Ciotki i przyjaciółki jeszcze przed kilkudziesięcioma minutami robiły wszystko, by łzy wzruszenia nie zniszczyły ich mozolnie przygotowywanego makijażu. Technik jest wiele, od przygryzania warg przez wznoszenie oczu ku górze, aż po nieśmiertelne wachlowanie ręką twarzy. Te, którym się ta trudna sztuka nie udała ocierają chusteczką kąciki oczu i policzki zostawiając na niej tym samym brązowe ślady fluidu mającego zakryć niedoskonałości cery. Trudno dziwić się ich emocjom, przecież właśnie w tym momencie, w tej oto przecudnej chwili nasza ukochana, tak niewinna – dajmy na to – Krysia składa przysięgę miłości, wierności i uczciwości na wieki.



Dlatego tym bardziej trudno się nie dziwić, że ta podniosła, spowita niesamowitą estymą chwila odchodzi w zapomnienie niczym zeszłoroczna choinka w momencie przekroczenia progu sali weselnej. Tam dochodzi do scen, w których żaden dojrzały człowiek w innych okolicznościach nie brałby udziału. A jednak jest w weselach coś takiego, że ludzie pozwalają sobie na więcej, ich granice wstydu i poczucia żenady niebezpiecznie się poszerzają uwypuklając głęboko skrywane atawizmy.



Któż nie widział na własne oczy (choćby przeglądając YouTube) niezwykle „śmiesznych” zabaw polecających na tym, że kobieta przeciąga surowe jajko z jednej nogawki swojego partnera do drugiej? Albo kto choćby nie słyszał o niesamowicie „zabawnej” konkurencji weselnej, kiedy to panowie rywalizują ze sobą w przepychaniu pomarańczy za pomocą banana uwieszonego między nogami? Kogo nigdy nie przeszły ciarki żenady wywołane widokiem weselnych wujków oraz bliższych i dalszych kuzynów stających w szranki w zawodach picia wódki na czas?



Czy wątpliwej jakości nagroda (zazwyczaj butelka wódki) lub kilkuminutowa tania popularność są warte podeptania własnej godności? Skąd wzięła się powszechność wszędobylskiej weselnej obsceniczności? I dlaczego mało kto na to reaguje?



Jest coś demonicznego w tych wulgarnych zabawach, mających miejsce chwilę po przepięknym i niezwykle głębokim akcie składania przez samym Bogiem przysięgi bezwarunkowej miłości do końca życia. Jakby sam szatan już w pierwszych chwilach starał się splugawić tę niesamowitą rzeczywistość miłości sprowadzając ją jedynie do sfery seksualnej, mało tego – przejawiającej się w najbardziej plugawy sposób.



Ruchy frykcyjne, symulacje stosunków seksualnych, niedwuznaczne nawiązania do erotyki, „łamanie tabu”, a to wszystko przy donośnym rechocie i afirmacji zgromadzonych gości. Czy można sobie pozwolić na większą niestosowność?



Jak do miłości ma się „taniec” w pozycji leżącej, który w wykonaniu pijanych już najpewniej gości kończy się na udawanej kopulacji? Co wspólnego z wiernością ma bieganie po sali w celu rozebrania losowych mężczyzn z poszczególnych, wskazanych przez wodzireja, elementów garderoby? Czy uczciwe ze strony Pana Młodego jest uprzedmiatawianie swojej świeżo poślubionej żony i wskakiwanie pod jej suknię w ramach tzw. oczepin?

Dlaczego tak mało jest osób, które wprost potrafiłyby powiedzieć stanowcze „nie”? Dlaczego nawet mężowie i ojcowie Panien Młodych przyzwalają na te wszystkie obsceniczne gesty i ruchy w ich kierunku?



Winny jest przede wszystkim strach przed ostracyzmem. Lęk przed reakcją bliskich (najczęściej pełną presji i wyrzutu) potrafi być paraliżujący, dlatego instynkt stadny nie pozwala na interwencję nawet osobom z gruntu przekonanym o naganności bezwstydnych zabaw.



Warto jednak pamiętać, że nie jesteśmy zwierzętami żyjącymi w stadach, dającymi ponosić się atawizmom, tylko ludźmi osadzonymi w konkretnym, cywilizowanym – zdawałoby się – społeczeństwie. 





Mateusz Ochman