niedziela, 10 września 2017

prof. Bartyzel: Polski ruch monarchistyczny cz.6

         Znalezione obrazy dla zapytania bartyzel 
       Kandydatów do tronu notyfikuje Rada Regencyjna. Powinno być ich co najmniej dwóch, aby wybór nie był prostym plebiscytem „za” lub „przeciw”, ale też górną granicą powinna być jakaś rozsądna liczba, powiedzmy – siedmiu. Przy podanych wyżej, raczej „zaporowych”, warunkach nie powinno być chyba zresztą specjalnego natłoku.

Po zamknięciu listy powinien nastąpić okres publicznej prezentacji kandydatów, powiedzmy trzymiesięczny, ale z wykluczeniem autoprezentacji, aby uniknąć poniżającego mizdrzenia się i autoreklamiarstwa, jak w demokratycznych „kampaniach wyborczych” (kandydat, który mimo zakazu próbowałby to jednak czynić, może być i na tym etapie skreślony). Prymas Polski i wszyscy biskupi zarządzają permanentne modły w świątyniach o dobry wybór i aby Duch Święty zstąpił na członków Kolegium Elektorskiego i natchnął ich.

I tak doszliśmy do kwestii składu i sposobu procedowania owego – jednorazowego – ciała wyborczego. Wykluczamy oczywiście wybory powszechne, z drugiej strony nie może być to na przykład Senat, bo go jeszcze w nowej postaci nie ma. Nie może być zbyt liczne, ale winno stanowić możliwie najdoskonalszy wykładnik głównych interesów w społeczeństwie: duchowo-moralnego, intelektualnego, społecznego i materialnego. Z urzędu winni do niego wchodzić członkowie Generalności Konfederacji (zakładamy, że będą w nim zarówno dowódcy rodzajów sił zbrojnych, jak cywilni przywódcy kontrrewolucyjnego przewrotu), a następnie: Prymas Polski i arcybiskupi-metropolici (lecz tylko metropolii erygowanych przed rozdrobnieniami począwszy od 1992 r.) oraz zwierzchnik obrządku grecko-katolickiego, a także zwierzchnik Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego; prezesi obu Akademii oraz rektorzy uniwersytetów założonych przed 1939 r. (UMK i UWr byłyby reprezentowane jako kontynuacja uniwersytetów wileńskiego i lwowskiego); I Prezes Sądu Najwyższego oraz prezesi NSA i TK; marszałkowie sejmików wojewódzkich; prezes Najwyższej Izby Kontroli; prezesi Naczelnej Rady Adwokackiej oraz Krajowej Rady Notarialnej; prezesi Stowarzyszenia Pisarzy Polskich oraz związków artystycznych; reprezentant Krajowej Rady Izb Rolniczych oraz Związku Rzemiosła Polskiego; przedstawiciele stowarzyszeń pracodawców oraz związków zawodowych (zakładamy, że do tego czasu nie powstaną jeszcze „pionowe” korporacje stanowo-zawodowe). Optymalna była liczna 70 elektorów, czyli tylu, ilu było przez wiele stuleci członków Kolegium Kardynalskiego, tworzących zarazem konklawe wybierające papieża.

I właśnie konklawe, jako najdoskonalszy i najlepiej sprawdzony wzór elekcji modo aristocratico, winno być także wzorem dla procedowania Kolegium Elektorskiego. Elektorzy muszą być odizolowani od świata zewnętrznego. Przebiegiem obrad kieruje elektor-kamerling, którym jest Prymas Polski. Liczba głosowań nie może większa niż dwa jednego dnia. Głosowanie jest tajne: elektorzy głosują wpisując nazwisko preferowanego kandydata na karteczkach, które po obliczeniu głosów są spalane. Po każdym głosowaniu odpada ten kandydat, który uzyskał najmniejszą liczbę głosów. Dana tura zostaje uznana za zakończoną jeżeli jeden kandydat uzyska co najmniej 2/3 głosów. Po dokonaniu wyboru elektor-kamerling pyta kandydata czy przyjmuje wybór (jeżeli zatem kandydat sam nie jest członkiem kolegium, to musi być cały czas „w pogotowiu”, aczkolwiek niekoniecznie w bliskości, bo przecież w obecnych warunkach łączność z nim można uzyskać nawet drogą satelitarną). Po przyjęciu wyboru elektor-kamerling obwieszcza z balkonu: habemus regem!, zaś elektorzy są pierwszymi, którzy składają mu homagium.

Natychmiast po elekcji rozwiązuje się Generalność Konfederacji, a król-elekt wchodzi w pełnię swoich praw. Ustalony zostaje termin koronacji i namaszczenia króla, którego w Katedrze Wawelskiej dokonuje Prymas Polski. Po koronacji król udaje się na Jasną Górę, gdzie wraz z biskupami i dostojnikami świeckimi dokonuje aktu intronizacji Jezusa Chrystusa jako Króla Polski, przyjmując jednocześnie tytuł Jego ziemskiego porucznika w Królestwie Polskim. W przeciągu pierwszych trzech miesięcy swojego panowania król albo oktrojuje Kartę konstytucyjną królestwa, albo – jeśli uzna, że prawa kardynalne nie muszą być ujęte w jednym akcie ustawodawczym – to zaprezentuje plan i terminarz nadawania ustaw regulujących poszczególne kwestie, z zastrzeżeniem, że termin nie powinien przekroczyć jednego roku.
(A teraz, ponieważ wypada, aby „nawiedzony profesor” powiedział coś mistycznego, jeszcze…)

KODA
I tak oto nastanie – po pierwszym, Bolesławowym i po drugim Przemysławowo-Władysławowym – Trzecie Królestwo Polskie, a czwartego już nie będzie.

Czwartego królestwa nie będzie, bo trzecie trwać będzie, aż nastaną czasy ostateczne, kiedy naprzód ustąpi katechon, a ukaże się Niegodziwiec, który zwiedzie bardzo wielu, większość ludzi. I kiedy Bestia będzie się srożyć, dziać się będą rzeczy przerażające i straszne, przepowiedziane w Objawieniu według św. Jana. I przy Chrystusie wytrwa tylko garstka ludzi, zaś papież, wypędzony z Rzymu, będzie się musiał schronić na ziemi polskiej. I kiedy ta garstka, pod przewodnictwem Papieża i polskiego Króla-Harfiarza trwać będzie w modlitwie na kolanach, nadejdzie, w święto Zmartwychwstania, dzień ostatni, dzień Paruzji. Po raz ostatni zabrzmi Zygmuntowy dzwon, a na gruzy rozpadającego się Wawelu, od strony konfesji Św. Stanisława, na złocistym rydwanie zaprzężonym w cztery białe rumaki, wjedzie Chrystus-Apollo-Salwator, aby zakończyć dzieje.

„Hej, pieśń skończona, pieśń Wawelu,
gdzie nieśmiertelna Sława.
Na zdruzgotany głaz kastelu
Bóg wpisał swoje prawa”
(S. Wyspiański, Akropolis)