środa, 18 października 2017

Kaczyński i zakaz aborcji. Co przeszkodzi tym razem?

Kaczyński i zakaz aborcji. Co przeszkodzi tym razem? 
        Przygotowany przez Komitet Inicjatywy Ustawodawczej #ZatrzymajAborcję projekt ustawy zakazujący zabijania dzieci poczętych na podstawie tzw. przesłanki eugenicznej, to druga w obecnej kadencji Sejmu inicjatywa obrońców życia. Po raz kolejny życie dzieci w łonach matek zależeć będzie od wyniku politycznej gry, którą prowadzi Jarosław Kaczyński, prezes Prawa i Sprawiedliwości.

Lider partii rządzącej przez wielu swoich zwolenników jest postrzegany jako gorliwy katolik, „ostatni sprawiedliwy” broniący wartości cywilizacji łacińskiej i genialny strateg polityczny. Określenia te tracą jakąkolwiek rację bytu, jeśli odniesiemy je do kwestii najważniejszej – prawnej ochrony ludzkiego życia od poczęcia do naturalnej śmierci. Najlepiej obrazuje to ubiegłoroczna batalia o całkowity zakaz aborcji, w której obrońcy życia poczętego ponieśli porażkę.

Mimo początkowych zapowiedzi przedstawicieli partii rządzącej, że wszystko będzie dobrze i przygotowany przez Instytut Ordo Iuris projekt „Stop Aborcji!” zostanie w Polsce wprowadzony; mimo przepięknych słów, jakie padły wówczas z mównicy sejmowej, jak chociażby podczas wystąpienia poseł Anny Milczanowskiej z PiS: „Jestem matką dziecka z zespołem Downa i zapewniam Państwa: to nie cierpienie, to miłość!”, za które polityk dostała owacje na stojąco m.in. od swoich partyjnych kolegów i koleżanek; mimo wsparcia setek tysięcy Polaków biorących udział w „Marszach dla Życia i Rodziny”, obrońcy życia nie zdołali przekonać większości sejmowej do swoich racji.

A co ja będę z tego miał?
Dlaczego ich projekt upadł? Odpowiedź na to pytanie można znaleźć w książce autorstwa Jarosława Kaczyńskiego pt. „Porozumienie przeciwko monowładzy. Z dziejów PC”. Prezes PiS przytacza w niej wydarzenie, jakie miało miejsce w roku 1986:
„Pracowano też nad projektem konstytucji (przygotowywanej przez przedstawicieli „Solidarności” – przyp.), ale brakowało jasnej wizji, jak ta nowa Polska ma wyglądać. Leszek i ja mieliśmy kilka pomysłów skierowanych w przyszłość. Pierwszym było zbudowanie sojuszu pomiędzy podziemną „Solidarnością” a Kościołem. W tym właśnie celu proponowany przez nas nowy program podejmował choćby takie sprawy, jak ochrona życia”.

Widać tu jak na dłoni, że obrona życia stanowiła wówczas dla Jarosława Kaczyńskiego jedynie przedmiot targów politycznych, dzięki któremu uda się scementować przyszły elektorat. Nie chodziło o ratowanie przed śmiercią w męczarniach dzieci poczętych (przypomnijmy: w 1986 roku tzw. „kompromis aborcyjny” nie obowiązywał, przez co zabijano ok. pół miliona dzieci rocznie), ale tylko i wyłącznie o budowę obozu politycznego, „mamienie” ewentualnych sojuszników i co za tym idzie – próbę zaprezentowania się przed hierarchami Kościoła Katolickiego, jako ten „dobry”.

Kolejny fragment książki Kaczyńskiego jest jeszcze bardziej „smakowity”:
„Program (przygotowany przez braci Kaczyńskich - przyp.)został przedstawiony na posiedzeniu TKK (Tymczasowy Komitet Koordynacyjny – przyp.) i już się wydawało, że przejdzie, gdy nagle jeden z niestałych członków komisji z Torunia zapytał: co, chcecie alimenty płacić? Było po wszystkim. Większość TKK nie zgodziła się na ochronę życia”.

Ludzie, którzy walczyli o wolną Polskę, wykazali się tutaj iście „komunistyczną wrażliwością”. Okazało się bowiem, że wprawdzie ochrona życia dzieci poczętych jest dla przyszłych „elit” ważna, ale uciechy życia doczesnego jak seks i pieniądze są NAJWAŻNIEJSZE. Po co przysparzać sobie „kłopotów” (czym bowiem innym według ich rozumowania przedstawionego przez Jarosława Kaczyńskiego były dzieci?), skoro PRL-owskie prawo może rozwiązać obecne i przyszłe „problemy” i zachować trochę „grosza” w portfelu?

Powtórki z rozrywki
Sytuacja ta, w pewnym sensie, powtórzyła się 30 lat później, w roku 2016. Obrona życia poczętego po raz kolejny musiała ustąpić miejsca polityce i potężnym pieniądzom, jakie w obronę aborcyjnego przemysłu śmierci inwestują wszelkiej maści „obrońcy praw kobiet”. Jarosław Kaczyński stwierdził, że nie należy wprowadzać dyscypliny partyjnej, jak np. w przypadku głosowania nad ubojem rytualnym, dzięki czemu posłowie PiS uratowali przed śmiercią w męczarniach „niewinne zwierzęta”. W przypadku obrony życia lider partii rządzącej decyzję jak głosować w tej sprawie pozostawił „sumieniom” swoich posłów. Być może była to jedynie (czy może w tym wypadku aż) zagrywka polityczna, która pozwoliła PiS zachować władzę. Nie zmienia to jednak faktu, że brak stanowczej decyzji ze strony Jarosława Kaczyńskiego umożliwił aborterom mordowanie setek kolejnych dzieci w łonach matek.

Warto przypomnieć również, jak partia rządząca i jej prezes rozwiązali „problem”, jaki pojawił się w związku z odrzuceniem projektu „Stop Aborcji!” - Prawo i Sprawiedliwość zaproponowało w ramach programu „Za życiem” jednorazowe wsparcie w wysokości 4 tys. zł dla rodziców i opiekunów dzieci „z ciężkim i nieodwracalnym upośledzeniem albo nieuleczalną chorobą zagrażającą życiu”. Czy nie było to powtórzenie manewru Sejmu „kontraktowego” z 1991 roku?

Powtórzmy manewr postkomuny…
Jesienią 1990 roku Senat RP, składający się w 99 proc. z „ludzi Solidarności” przedstawił projekt ustawy stanowiącej całkowite zaprzeczenie przepisów z 1956 roku „zezwalających” na „aborcję na żądanie”. Projekt ustawy powędrował do Sejmu i... nie wchodził pod obrady na kolejnych posiedzeniach. Pytali o niego senatorowie, dziennikarze, działacze społeczni. Jeśli przyjrzeć się sylwetce ówczesnego Marszałka Sejmu Mikołaja Kozakiewicza, sprawa „zamrożenia” prac sejmowych staje się jaśniejsza – przewodniczący „kontraktowego” Sejmu w jednej z publikacji przyznał, że jest zwolennikiem aborcji. Ale do blokady prac posłużył się podstępem – zamiast rozpatrzenia, wpadł na pomysł „konsultacji społecznych”, które odwlekały problem w czasie i zarazem dawały głos hałaśliwym zwolennikom aborcji.

Pozyskany czas posłużył obrońcom dzieciobójstwa do sporządzenia i przesłania Sejmowi własnego, kuriozalnego projektu ustawy. „Pod wpływem zaproszonych niektórych ekspertów, lekarzy i prawników, próbowano nawet rozszerzyć ustawę z 1956 roku poprzez przyjęcie dopuszczalności aborcji także ze wskazań eugenicznych. Pewien zaproszony ekspert (profesor ginekologii) twierdził, że przerwanie ciąży wydaje się uzasadnione bezwzględnie z punktu widzenia socjotechnicznej ochrony społeczeństwa przed jednostkami ułomnymi, co – jak zauważyła senator Alicja Grześkowiak – brzmi szczególnie groźnie, jako potrzeba swoistej selekcji jakościowej ludzi i przyznania prawa do życia tylko ludziom bez ułomności”, relacjonował w książce „Światowy spisek przeciwko życiu” Marek Czachorowski.

W maju 1991 roku senacki projekt oraz projekt lewicy trafiły wreszcie pod obrady. Do głosu doszli mistrzowie obłudy z Unii Demokratycznej, którym obrona życia była i nadal jest nie na rękę, przedstawiając kuriozalny projekt uchwały. Mówił on, iż „do klęsk społecznych dzisiejszej doby należy zjawisko przerywania ciąży” i zarazem postanawiał, że... Sejm nie rozpatrzy żadnego z tych dwóch projektów. Oczywiście, Sejm mógł postąpić wówczas z godnością, a więc odrzucić absurdalną inicjatywę lewicy i skierować projekt Senatu do komisji. Ale nikt się tym nie zajął, bowiem uchwała UD trafiła pod obrady jako pierwsza i zyskała większość głosów.

Za zniweczeniem pracy senatorów głosowali postkomuniści z SdRP, częściowo także z PSL i SD oraz udająca zatroskaną o „szacunek dla życia poczętego” Unia Demokratyczna. Łącznie „za” padło 208 głosów. Przeciwnych było 145 posłów z OKP, PZKS, PAX-u oraz część PSL. 14 posłów wstrzymało się od głosu.

Zaraz po odrzuceniu propozycji senatorów posłowie przedstawili projekt ustawy mającej na celu… „wsparcie dla kobiet z trudnymi ciążami”, co na niemal dwa lata zamknęło dyskusję w sprawie ochrony życia poczętego w Polsce.

Historia ta powtórzyła się 25 lat później – pod koniec roku 2016. Różnica polega na tym, że projekt ustawy „Stop aborcji” upadł przede wszystkim „dzięki” postawie posłów Prawa i Sprawiedliwości reprezentujących ponoć prawicę. Żeby zamknąć usta krytykom i uciszyć sumienia własnych posłów, partia rządząca zrobiła de facto to samo, co postkomuniści do spółki z Unią Demokratyczną w roku 1991 – zaproponowała zainteresowanym wsparcie socjalne, co zwolennicy obecnego rządu nazwali „najlepszym z możliwych rozwiązań”. Po raz kolejny doraźny interes polityczny wygrał z interesem poczętych dzieci.

Nie można kupczyć ludzkim życiem!
Sprawę skomentował dla portalu PCh24.pl dr Bawer Aondo-Aka. Dla tego znanego z nieugiętej obrony życia teologa sprawa jest jasna: dla ludzi, którym powierzyliśmy wtedy i dziś przyszłość naszą i naszej ojczyzny ważniejsze są budowa pozycji politycznej i wszelkiej maści względy materialne niż obrona życia poczętego.

„Po pierwsze: postawa dr. Jarosława Kaczyńskiego, który próbował i nadal próbuje coś ugrać dzięki obronie życia jest z gruntu rzeczy niemoralna, ponieważ oznacza ona w rzeczywistości kupczenie dziećmi poczętymi. Jest to po prostu niedopuszczalne, ponieważ życie człowieka jest bezcenne i przenigdy nie może stanowić przedmiotu targów politycznych! Nie można kupczyć życiem dzieci poczętych, które same nie mogą się obronić!

Po drugie: będąc osobą wierzącą, ufam hierarchom świętego Kościoła Katolickiego z biskupem Rzymu na czele. O swojej wierze niejednokrotnie przekonywał również dr Jarosław Kaczyński. Skoro więc święty Kościół Katolicki od dwóch tysięcy lat powtarza, że wartość ludzkiego życia jest niezależna od pełnosprawności czy niepełnosprawności i każdy człowiek ma niezbywalne prawo się narodzić, to dlaczego przedstawiając się jako katolik dr Kaczyński sprzeciwia się tej nauce?” – dowodzi Aondo-Aka.

Czy mit przetrwa?
Mit „Sierpnia ’80” i „Solidarności” to jedna z głównych podstaw systemu III RP. Powołują się na nie niemal wszyscy rządzący III RP od samego początku jej trwania. Przedstawiciele pierwszej „Solidarności” tworzący OKP i niejednokrotnie zasiadający w kolejnych kadencjach Sejmu w poselskich i senatorskich ławach dla wielu są przykładem „elity” walczącej o wolność i godność człowieka. Jednak z perspektywy obrony życia poczętego wielu z nich nie potrafi wyzwolić się z narzuconej przez Marksa, Engelsa i Lenina ideologii dającej „zielone światło” do mordowania dzieci w łonach matek.

Czy w przypadku projektu #ZatrzymajAborcję historia po raz kolejny się powtórzy? Czy życie poczęte znowu będzie stanowiło przedmiot politycznego kupczenia? Czy obrońcy życia, których mimo wszystko w Prawie i Sprawiedliwości nie brakuje, będą w stanie „postawić się” swojemu prezesowi i za cenę „utraty stołka” uratować życie tysięcy dzieci? Już niedługo poznamy odpowiedzi na te pytania.


Tomasz D. Kolanek, Paweł Momro