środa, 4 października 2017

Marian Małecki: Kapitulacja Jerozolimy i antychrześcijański mit


Kapitulacja Jerozolimy i antychrześcijański mit 
       Dokładnie 2 października 1187 r. obrońcy Jerozolimy poddali się Saladynowi. Wiele lat później narodził się antychrześcijański mit, według którego muzułmanie okazali się wówczas bardziej ludzcy od rzekomo brutalnych krzyżowców. Ta fałszywa legenda funkcjonuje po dzień dzisiejszy. A jak było naprawdę?

Pomiędzy wiosną a latem 1187 r. zmieniła się diametralnie sytuacja Królestwa Jerozolimskiego. Dość przeciętny dotąd, za to okrutny sułtan Saladyn, przechodził wówczas do historii. Wojska krzyżowców, które z reguły unikały otwartych starć z muzułmanami (odpierając dotąd ich ataki w solidnych zamkach), teraz stawiły im czoła w otwartym polu. Jeśli do tego dodać, że żyzne okolice Nazaretu rycerze chrześcijańscy opuścili bez zapasów wody, udając się na bezwodny płaskowyż w okolicach wzgórz Turanu by walczyć w upale lata w pełnym rynsztunku bojowym, to wynik bitwy był prosty do przewidzenia. Tak jak dziesięć lat wcześniej chory na trąd Baldwin IV pokonał przez zaskoczenie (wychodząc z twierdzy) tegoż Saladyna pod Montgisard, tak tu, na wierzchołkach wzgórza Hittin, krzyżowcy ponieśli druzgocącą klęskę - klęskę tak wielką, że utracili św. Krzyż. Tolerancyjny - jak uważa część historyków Zachodu - sułtan Saladyn pozwolił relikwię przytwierdzić do końskiego ogona i wlec po obozie zwycięzców. Do niewoli dostał się cały establishment polityczny i wojskowy państwa, w tym król jerozolimski - Gwidon Luzynian. Saladyn nie podarował życia księciu Renaldowi de Châtillon, nie oszczędził życia członkom zakonów rycerskich - jak templariusze i joannici. Tych mordowano szczególnie okrutnie. Pozwolono sufim, ówczesnym „nauczycielom” Koranu, trenować ciosy na bezbronnych jeńcach. Resztę sprzedano - jeśli wierzyć kronikarzowi - uzyskując za chrześcijańskiego niewolnika równowartość pary sandałów. Bezbronne Królestwo Jerozolimskie dogorywało. Przyczyną tego stanu rzeczy był nie tylko temperament króla i kilku doradców, ale także zdrada - pójście księcia Rajmunda, pana na Tyberiadzie, na układ z Saladynem i wpuszczenie jego armii na „rekonesans” do Galilei. Kiedy templariusze odczytali ten akt jako zdradę i stanęli do walki w pobliżu miejsca zwanego  Źródłami Cresson - w bitwie zginęli prawie wszyscy. Pojednanie Rajmunda z królem było aktem spóźnionym. Połączone siły musiały skapitulować. Sułtanowi poddawały się kolejne zamki, a tam gdzie stawiano zaciekły opór, w razie przegranej obrońcy mogli liczyć wyłącznie na śmierć. Przekonali się o tym w swoim czasie templariusze z Chastellet, na których muzułmanie dokonali krwawej rzezi, a następnie zapełnili studnie korpusami tysiąca chrześcijan.

Jerozolima przygotowana była jednak na oblężenie, ale nie dysponowała odpowiednią liczbą rycerzy - ci walczyli wcześniej, o czym była już mowa, na szczycie stożka wulkanicznego przypominającego rogi,zwanego Hittinem - 8 kilometrów od Tyberiady i tafli Jeziora Genezaret. Dowództwo w mieście objął szanowany za nieskazitelny charakter - także przez sułtana - rycerz Balian z Ibelinu. Zamierzał on - jak się zdaje - zatrzymać się tylko przez jedną noc wraz ze swoją rodziną w mieście. Za zgodą Saladyna bezpiecznie, ale bez broni przemieszczał się po zajętym przez muzułmanów terytorium - docierając do pozbawionego dowództwa miasta. Poinformowany o tragicznej sytuacji mieszkańców postanowił im pomóc. Był jednak rycerzem, a dał Saladynowi słowo, że nie podniesie na niego ręki, więc wysłał gońca z prośbą o zwolnienie z przysięgi. Saladyn przystał na to.

Oblężenie rozpoczęło się 20 września 1187 r. Obliczono, że na jednego wojownika przypadało pięćdziesięcioro kobiet i dzieci. Nawet, jeśli przyjąć, że  to mocno przesadzone dane, to oddają one istotę problemu - Jerozolimy nie miał kto bronić. Postanowiono zwerbować więc, kogo się dało, i tak w walce zbrojnej wzięli udział nawet duchowni. Aby zwiększyć oddziały zbrojnych posunięto się nawet do zerwania srebrnych blach okalających Święty Grób, by dochód ze sprzedaży przeznaczyć na żołd dla najemników.

Cała potęga muzułmanów rozpoczęła oblężenie. Jeden z kronikarzy zanotował: „Strzały padały gęsto, jak krople deszczu, tak że nie można było wystawić palca poza mury, aby nie być trafionym”. Joannici nie nadążali z wyjmowaniem strzał z ciał rannych obrońców. Po drugiej stronie barykady atakujący wznosili wojenne okrzyki i urządzali tańce wokół murów - wszystko w jednym celu - by osłabić morale krzyżowców. Ci ostatni urządzali tzw. wycieczki w miejsca ulokowania machin oblężniczych, co spowodowało, że sułtan po pięciu dniach oblężenia musiał przestawić nieco szyk swojego wojska, rozlokowując się wokół Góry Oliwnej. Rozkazał swoim saperom wykonać podkop pod Bramą Kolumny, który 29 września był już gotowy. Obrońcom pozostały dwa wyjścia: spróbować walki w polu i poprzez zaskoczenie zaatakować obóz muzułmański - jednak w razie klęski oznaczało to koniec nadziei o jakimkolwiek ocaleniu. Pozostawało jeszcze drugie wyjście: rokowania z Saladynem. Dzięki patriarsze Świętego Miasta wybrano ten drugi wariant. Wyłom w murze, brak obrońców, problem humanitarny związany z utrzymaniem ludności cywilnej, wisząca na włosku groźba wybuchu epidemii. Wysłano więc emisariuszy. Podczas rozmów zdarzył się pewien incydent, który zmienił koleje rokowań. W pewnym momencie jeden z oddziałów muzułmańskich wdarł się na mury i wywiesił sztandar, na co od razu zareagował Saladyn - „Po co dyskutować z miastem, które zdobyto?” - zapytał. Niejako w odpowiedzi obrońcy zrzucili ów sztandar w dół i wybili atakujących. Incydent ten wykorzystał z kolei Balian, który zaprzysiągł następujący scenariusz sułtanowi: „Sułtanie, wiedz, że my, wojownicy, jesteśmy w tym mieście wśród Bóg wie ilu ludzi, którzy nie palą się do walki w nadziei twej łaski, wierzących, że udzielisz jej tak jak innym miastom udzielałeś  - śmierć ich bowiem przeraża, a życie kusi. Lecz my, gdy widzimy, że śmierć nam pisana, na Boga, pozabijamy synów naszych i niewiasty nasze, w ogień rzucimy wszystkie nasze bogactwa i nie pozostawimy nawet szeląga, ni najlichszej blaszki do zrabowania, ni męża, ni niewiasty do wzięcia w pęta. A gdy dzieła dokonamy, zniszczymy Skałę i meczet Al - Aksa i inne święte miejsca, pozabijamy muzułmańskich niewolników, co w naszych pozostają rękach - a jest ich blisko 5 tys. - zabijemy też wszystkie zwierzęta domowe i wierzchowce, jakie posiadamy. A spełniwszy to wszystko, ruszymy na was lawą, ramię przy ramieniu i walczyć będziemy o życie nasze, żaden z nas bowiem nie padnie, póki któregoś z was nie ubije, tak więc w chwale polegniem albo zwyciężym, jak szlachetnie urodzonym przystało”.

Saladyn miał zbyt wiele do stracenia. Ustąpił, ale za określoną cenę. Każdy chrześcijanin, który chciał opuścić miasto, musiał za to zapłacić: mężczyzna płacił 10 dinarów, kobieta 5, dziecko 1 dinara. Dla Baliana były to ogromne sumy – wręcz nierealne do zapłaty. Szacowano, że w mieście znajdowało się 20 tys. chrześcijan. Zaproponował więc Saladynowi formę ryczałtu - Saladyn zażądał 100 tys. dinarów za owe 20 tys. Nie mógł na to przystać Balian, więc sułtan zgodził się, by 7 tys. mieszkańców zapłaciło ryczałt 30 tys. dinarów. Wypadało się teraz zgodzić Balianowi. Oznaczało to jednak, że reszta pójdzie do niewoli, na place targowe, do haremów. Ustalono czas na opuszczenie miasta (40 dni) i czas ogłoszenia kapitulacji - 2 października 1187 r. Saladyn wybrał tę datę celowo (27 dzień miesiąca rejeb - wspomnienie chwili, gdy Mahomet odwiedził Jerozolimę i miał być zgodnie z Koranem zabrany do Nieba). Mimo kilku spektakularnych gestów wykonanych przez rodzinę sułtańską (jak na przykład ofiarowanie wolności około 1700 mieszkańcom) prawda i tak była przerażająca – aż 15 tys. mieszkańców Jerozolimy poszło do niewoli. Podczas wkraczania do miasta Saladyn wysłał patrole, by przeciwstawić się rabunkom zwycięzców. Uchodźcy zmierzali do Askalonu, gdzie zbyt wysokie opłaty za transport morski spowodowały, że dalsza część ludności musiała poddać się wojskom muzułmańskim. Z politycznego punktu widzenia Królestwo Jerozolimskie przestało istnieć. Pozostał wąski pas wybrzeża. I wtedy z pomocą chrześcijanom na Wschodzie przybyli po raz kolejny Europejczycy. Trzecia krucjata nazwana została królewską - poprowadziło ją trzech znaczących monarchów Europy - cesarz Fryderyk I Barbarossa, który utonął podczas przeprawy w rzece Salef na terenie dzisiejszej Turcji, Filip II August - król Francji, i najbardziej znany z nich wszystkich - król Anglii Ryszard I Lwie Serce. Barbarossa miał napisać list do Saladyna, w którym wzywał go do zaniechania oporu i wydania Świętego Miasta, bo jak wyliczał, szły z nim niezliczone zastępy wojowników chrześcijańskich (a wśród nich „okrutni Polacy”). Opowieść o III krucjacie musi jednak zejść na plan dalszy, tym bardziej, że w tym roku przypada 800 - lecie piątej krucjaty, zwanej węgierską, którą poprowadził król Węgier Andrzej II. Przechodzi ona jak dotąd bez echa.

Saladyn zwyciężył. Sposób w jaki obszedł się z Jerozolimą, kontrastuje z tym, czego dokonali krzyżowcy podczas I krucjaty, kiedy doszło do rzezi mieszkańców miasta. Stwierdzenie to wymaga jednak stosownego komentarza. Jerozolima w 1099 r. została zdobyta w wyniku szturmu - nie w wyniku kapitulacji. Ci, którzy się wówczas zawczasu poddali, ocaleli. Nie usprawiedliwiając demiurgów tego zdarzenia - warto jednak o tym pamiętać. Zdobycie miasta w walce prawie zawsze równa się rzezi - zwłaszcza ludności cywilnej, a przykładów tego można szukać aż nadto dobrze także w dzisiejszych czasach. Muzułmanie nie odbiegali okrucieństwem od krzyżowców, a nawet ich w tym przewyższali. Kroniki Antiocheńskie podają, że po bitwie na Krwawym Polu (Ager Sanquinis), gdzie chrześcijańska armia księcia Antiochii legła w gruzach, wziętych do niewoli chrześcijan mordowano w taki sposób, że autor tej zapiski celowo nie wymienił ich rodzajów, by czasem komukolwiek z chrześcijan nie przyszło do głowy zabijać w ten sam sposób drugiego człowieka.

Słowo też o samym Saladynie. Uważany jest powszechnie za człowieka łagodnego - tymczasem źródła o nim wcale nie są tego takie pewne. Tego, że potrafił mścić się na chrześcijanach doświadczył Renald de Châtillon (którego po bitwie na Rogach Hittinu sułtan osobiście dekapitował), templariusze w twierdzy Castellet, rycerze zakonni wymordowani po wzięciu do niewoli w bitwie na Rogach Hittinu. Według słów samego sułtana oto nastąpił dzień, w którym „... zniknie na zawsze to przeklęte plemię” - mając na uwadze rycerzy w habitach. Potrafił być tak samo okrutny dla swoich. Nizarytów kazał krzyżować na bramach miast muzułmańskich, a buntowników ze swej armii w Kairze kazał spalić w koszarach razem z rodzinami…

Ziemia Święta ocalała w rękach chrześcijan jeszcze na 100 lat. Później, kiedy zainteresowanie krucjatami zeszło na plan dalszy, muzułmanie - bynajmniej nie pokojowo - znaleźli się w Europie. Podbili część południowej Europy, dochodząc do Węgier, które zniszczyli i podporządkowali sobie, swój marsz kończąc na południowej granicy Rzeczypospolitej. Po drodze  - tym razem podczas oblężenia - zdobyli Bizancjum, dokonując rzezi znajdujących się tam chrześcijan. Potrzeba było spektakularnych zwycięstw pod Lepanto i pod Wiedniem, by uratować spuściznę apostołów Piotra i Pawła w Europie.

Dzisiejszy świat radykalizuje się poprzez postawy skrajne. Nie pozwalają one - poprzez napływ emocji - na chłodne rozmowy i nić porozumienia. Winę za ten stan rzeczy ponoszą zwłaszcza propagatorzy tezy o raz wywalczonej wolności pozostającej rzekomo nadaną na zawsze, a także ci, którzy nie znając wartości przez wieki tworzących fundamenty Europy, odmawiają prawa głosu garstce nieustającej w walce o jej tożsamość.

Marian Małecki