sobota, 25 listopada 2017

Sławomir Strzelec: Życie i służba o. Rafała Kalinowskiego


„Ojczyzna nie krwi, ale potu potrzebuje”

o. Rafał Kalinowski

       ”Dziś musimy podpalić świat, tak by pozostał po nim tylko popiół. Zniszczyć wszelki przejaw kłamstwa, niesprawiedliwości i zdrady. Nie ulegać żadnym kompromisom, poprzez które stalibyśmy się częścią systemu. Nasza walka jest walką Va Banque, grą o wszystko. Na szali jest nasza wolność więc musimy być gotowi na wszystko. (…) Walczymy o wszystko – bo nasza niepodległość jest dla nas wszystkim. Dziś musimy podpalić świat, by jutro należało do Nas!”

Ten wzniosły i chwytający za polskie serce tekst to fragment przemówienia kończącego II Marsz Wolnej Polski. 11 listopada atmosfera była podniosła: biało-czerwone flagi, hymn państwowy, huk petard, palące się w barwach narodowych. Ile z tego romantycznego obrazka pozostało 12 listopada? Pewnie niewiele. My Polacy lubujemy się w romantycznych zrywach, a wzdrygamy się na samą myśl nad pozytywistyczną pracą u podstaw – szczególnie tą, którą trzeba wykonać nad samym sobą. Hasło ”Bóg, Honor, Ojczyzna” wyciska łzy na twarzy wielu z nas, ale jakże ciężko w imię wzmiankowanego Boga pójść na mszę świętą w tygodniu – nie tylko od święta. Jak trudno nie zapomnieć o codziennej wieczornej modlitwie dziękując za to, że udało się nam przeżyć kolejny dzień. Jak prosto wydzierać się w powietrze ”Wielka Polska Katolicka”, a jak trudno żyć zgodnie z katolickimi zasadami na co dzień.

Dlatego chcę dziś napisać o (...) o. Rafale Kalinowskim, stawiając go jako wzór patrioty. Jest to postać tak wybitna, że nawet senat zgniłej III RP docenił jego osiągniecie. Dlaczego akurat jego ? Otóż zdawał on sobie sprawę, że słomianym zapałem nie da się podpalić świata – całym życiem służył Bogu i Ojczyźnie ciężko pracując choć nie widział od razu efektów swojej pracy. Najważniejszą cechą świętego było jednak to, że potrafił on pracować na co dzień, gdy jednak wybuchło powstanie – wziął w nim czynny udział a skończyło się to dla niego wyrokiem śmierci.

Józef, bo takie imię otrzymał na chrzcie przyszedł na świat 1 września 1835 roku w Wilnie. Powołanie zakonne odkrył już we wczesnych latach młodzieńczych. Jednak przez okres studiów i służby wojskowej starał się stłumić je w sobie. Doszło nawet co tego, że przez okres 10 lat nie przystępował nawet do sakramentu spowiedzi. Ukończenie akademii inżynierii wojskowej w Petersburgu, które wiąże się z nadaniem stopnia porucznika w armii carskiej zapewniło mu względy licznych dam z petersburskiej klasy wyższej co pomagało w stłumieniu głosu sumienia. Przyszły święty pracował po ukończeniu studiów przy wyznaczaniu linii kolejowej pomiędzy Kurskiem, Kijowem a Odessą. Wolny czas, z dala od zgiełku Józef spędzał na lekturze pism św. Augustyna co stanowiło początek Jego drogi powrotnej do Boga, warto podkreślić: tylko początkiem ponieważ pełne nawrócenie nastąpi dopiero w obliczu zesłania bliskiego przyjaciela na Sybir.

Gdy 22 stycznia 1863 roku wiadomość o wybuchu powstania dotarła do Józefa bardzo go zasmuciła – zdawał on sobie bowiem sprawę z potęgi militarnej Rosji, co gorsza istniała realna możliwość wzięcia udziału w walce przeciwko powstańcom (był wszak porucznikiem armii carskiej). Na szczęście złożona jeszcze przed insurekcją prośba o zwolnienie z wojska została rozpatrzona pozytywnie. Józef czym prędzej dotarł na Litwę i zaangażował się w pracę powstańczych władz cywilnych – został ministrem wojny w rejonie rodzinnego Wilna. Jak przystało na prawdziwego patriotę trwał w szeregach państwa podziemnego nawet gdy w wyniku aresztowań jego towarzysze broni po kolei szli na szubienice bądź katorgę. Pomimo ciągłej groźby utraty życia długo nie mógł się zdobyć na powrót do Boga, przełom nastąpił gdy aresztowano jego przyjaciela – Jakuba Gieysztora – Józef postanowił dać skazańcowi pamiątkę, która wlewałaby otuchę w serce katorżnika. Poprosił przyrodnią siostrę, aby podarowała mu swój krzyżyk z relikwiami. Ta zaś postanowiła bratu jeden warunek – musi się on wyspowiadać. Józef zgodził się i jak przystało na człowieka honoru słowa dotrzymał.

Gdy wkrótce sam znalazł się w więzieniu, już z większą odwagą patrzył w przyszłość, którą zgodnie z orzeczeniem sądu miała być śmierć. Pan Bóg miał jednak według nowo nawróconego inne plany – dzięki staraniom rodziny najwyższy wymiar kary został zamieniony na 10 lat zesłania. Czas spędzony w Usolu, a potem w Irkucku nie był jednak czasem stracony – wzrastał on w wierze aż w końcu podjął decyzję o wstąpieniu do klasztoru. Warto odnotować, że na zesłaniu, które dla wielu stanowi koniec wszelakiej nadziei przyszły o. Rafał udzielał korepetycji polskim i rosyjskim dzieciom – świadczy to o jego szczególnym zamiłowaniu do pracy organicznej.

Muszę tu odnotować tragiczną sytuację klasztorów karmelitańskich na terenie przedrozbiorowej Rzeczpospolitej: aresztowania, eksterminacja duchownych, wszechobecna rusyfikacja sprawiły, że jedynym ośrodkiem sił katolickich na tym terenie był ledwo działający już ośrodek w podkrakowskiej Czernej. Okazało się, już nie Józef a ojciec Rafał stał się główną siłą napędową odbudowy najpierw klasztoru w Czernej a potem innych zarówno męskich jak i żeńskich.

Ciężka praca przełożonego i duszpasterza wyczerpywała siły świętego zakonnika. Zmarł 15 listopada 1907 r. w Wadowicach, gdzie pełnił funkcję przeora.(...)

Według mnie najpiękniejsze w życiu świętego było to, że służąc ojczyźnie służył Bogu, a służąc Bogu służył Ojczyźnie. Starajmy łączyć ze sobą te dwie płaszczyzny, bo tylko wtedy droga do naszego zwycięstwa stanie przed nami otworem.

Za: http://3droga.pl/religia/slawomir-strzelec-zycie-i-sluzba-swietego-rafala-kalinowskiego/

OD REDAKCJI: Autor artykułu tytułował o. Rafała Kalinowskiego "świętym", co niestety nie może być prawdą ponieważ został kanonizowany przez hierarchię modernistyczna a więc niekatolicką. Być może o. Rafał jest "świętym dla nieba" ale tu na ziemi jeszcze nie został nim ogłoszony.