czwartek, 30 listopada 2017

Ultima ratio: Jose Antonio Primo de Rivera – 81. rocznica śmierci


         O ile zaranie XX wieku upływało w cieniu czerwonego sztandaru, o tyle lata międzywojenne rzuciły śmiałe wyzwanie ruchom wyrastającym ze zbrodniczej doktryny marksistowskiej, które właśnie wtedy rozpoczynały swój zwycięski (z perspektywy czasu) „marsz przez instytucje”. W latach ’20, a jeszcze bardziej ’30 światową prawicę (a zwłaszcza europejską) stać było na stawienie czoła temu lewackiemu spychaczowi, który właśnie nabierał rozpędu, i na zaproponowanie antykomunistycznej alternatywy. W niemal wszystkich krajach krzewiły się ruchy podejmujące walkę z lewicową doktrynologią Hitlera i Stalina. A choć wszystkie niemal zostały zniszczone w toku II wojny światowej i jej bezpośrednich następstw, to jednak ich rozkwit jest niezwykle fascynującym faktem, który ukazuje, że historia nie musi ewoluować wyłącznie w kierunku totalnego zlewaczenia, że możliwy jest skuteczny opór i odzyskanie utraconych posterunków.

Jak trafnie spostrzega prof. Jacek Bartyzel, większość tych ruchów chciała być „komunizmem a rebours” – komunizmem „od tyłu”, „na opak”. Widzimy organizacje na wskroś nowoczesne, które odżegnują się od prawicowości czy lewicowości, a dla których kapitalizm i marksizm są porządkami równie zbrodniczymi. Nie przypominają one XIX-wiecznego klubu starszych panów, którzy w dymie cygar nostalgicznie wspominają „stare dobre czasy”. Żywe jest tu odwołanie do żywiołu robotniczego i próba uchronienia go przed komunistyczną propagandą. „Nasze miejsce jest na wolnym powietrzu, pod czystym nocnym niebem, z bronią w ręku i na wysokości, w gwiazdach” – jak powiadał bohater niniejszego artykułu.

Widzimy twardą, bezkompromisową retorykę, charyzmatycznych przywódców, którzy nie lękają się śmierci i nie odżegnują od przemocy. Którzy śmiało wchodzą między masy, aby głosić wśród nich ideę opartą na prastarych wartościach, a jednak na wskroś współczesną. Którzy z nadzieją i bez sentymentalnego spoglądania w zwierciadło historii prowadzą swych ludzi w karnych szeregach ku nowoczesności, którą witają uśmiechem.

Jednym z takich przywódców, nieodrodnym synem swej epoki, był właśnie Jose Antonio Primo de Rivera, legendarny założyciel i wódz hiszpańskiej Falangi. Urodził się 1903 roku w rodzinie arystokratycznej – jego ojcem był Miguel Primo de Rivera y Orbanega, markiz de Estella. Postać i poglądy ojca wywarły ogromny wpływ na młodego Jose Antonio, jako że był generałem i weteranem wojen w Maroko i na Kubie. W obliczu trudnej sytuacji w kraju wykorzystał poparcie wojska i przejął władzę, piastując w latach 1923-1930 urząd premiera. Siedmiolecie jego rządów było okresem stabilizacji i rozwoju, jednak Wielki Kryzys 1929 roku zupełnie zmienił realia i nastroje społeczne. W 1930 roku Miguel Primo de Rivera ustępuje, zaś władzę w kraju przejmują Republikanie – dla Hiszpanii rozpoczyna się smutny okres rządów lewicy.

W tym czasie Jose Antonio odebrał staranne wykształcenie w kierunku prawniczym i otworzył własną praktykę adwokacką w Madrycie. Zdobywał szlify publicystyczne broniąc na łamach La Nacion polityki ojca. Był również działaczem jego konserwatywnej i monarchistycznej partii Union Patriotica. Stopniowo jednak jego poglądy ewoluowały w kierunku nacjonalizmu i „rewolucyjnego tradycjonalizmu”. Największy wpływ na to wywarły z jednej strony sukcesy włoskiego faszyzmu i coraz bardziej gmatwająca się sytuacja Hiszpanii rządzonej przez lewicę, z drugiej zaś recepcja myśli Ortegi y Gasseta, niestrudzonego piewcy rządów republikańskich.

„Hiszpania przestała być katolicka!”

Hiszpania początku lat ’30 XX wieku była stosunkowo ubogim krajem, w którym większość gruntów rolnych skupiała się w rękach latyfundystów, zaś Wielki Kryzys pogłębiał niekorzystne procesy wewnętrzne. Kolejne rządy lewicowe, witane z nadzieją przez zubożałe społeczeństwo nie spełniały oczekiwań. Jednak po wprowadzeniu pewnych reform m. in. w obszarze rolnictwa (zresztą nieudanych) republikanie koncentrowali się na kwestiach ideologicznych, za wszelką cenę chcąc z Hiszpanii uczynić kraj świecki i na wskroś socjalistyczny.

Już w 1931 roku wprowadzono cenzurę prasy. Majątek Kościoła został skonfiskowany, zaś zgromadzenia zakonne rozwiązane i pozbawione możliwości nauczania. Wtedy też następują ataki bojówek anarchistycznych i komunistycznych na kościoły i klasztory – winowajcy uchodzą bezkarnie, zaś protestujący prymas został zmuszony do opuszczenia kraju. Lewicowy premier (a późniejszy prezydent) Manuel Azana powiedział wówczas: „wszystkie kościoły Hiszpanii razem wzięte nie są warte życia nawet jednego republikanina”. Silnie rozbrajano i redukowano armię, którą uważano za ostoję starego porządku.

W tym czasie poglądy Jose Antonio krystalizowały się. W obliczu czerwonej dyktatury na ołtarzu ojczyzny z złożył swoją karierę i przyszłość, stając się bojownikiem idei – mógł pozwolić, aby nad Hiszpanią zatriumfował sierp i młot. 29 października 1933 roku w madryckim Teatrze Komedii proklamował utworzenie Falangi Hiszpańskiej. Ta początkowo niewielka organizacja stopniowo krzepła stając się filarem późniejszych oddziałów powstańczych i rządów gen. Franco po zakończeniu wojny domowej.

Widział, że rewolucja, pomimo iż niesie nowoczesność, to jest jednak okupiona straszliwymi stratami. Widział też, że tradycjonalizm, choć staje w obronie fundamentalnych wartości, jest skazany na porażkę, bo częstokroć chce powstrzymać wszelkie zmiany. Jak powiadał Bierdiajew, absurdem jest wzdychać do Boga o przywrócenie warunków sprzed rewolucji, gdyż rewolucję należy upatrywać właśnie jako karę Bożą za grzechy tejże epoki niż brutalne przecięcie jej sielankowej atmosfery.

Jose Antonio wyciągnął wnioski z konfliktów targających jego krajem. Dlatego też w swoim ruchu starał się połączyć wartościowe pierwiastki obydwu nurtów, tak aby uzyskać ideę opartą na uniwersalnych wartościach, ale na wskroś nowoczesną, która zaproponuje drogę pośrednią pomiędzy liberalizmem i kapitalizmem a marksizmem. Tak powstał narodowy syndykalizm – ruch skierowany przede wszystkim do robotników, dający im alternatywę wobec agresywnej indoktrynacji lewicy.

Jose Antonio występował przeciwko regionalnym separatyzmom opowiadając się za zjednoczoną Hiszpanią. Odrzucał walkę klas – interesy pracowników i pracodawców miały być realizowane w ramach syndykatów. Jednak jego celem było stworzenie masowego ruchu społecznego, który nie będzie partią i który nie tylko będzie zdolny kształtować stosunki wewnątrz państwa, lecz jeszcze bardziej osobowość obywatela, tak aby stał się on gorliwym patriotą żywo interesującym się losami wspólnoty. Kluczem i fundamentem była jednak religia katolicka, której Jose Antonio był wręcz mistycznym wyznawcą.

Z sympatii do Hitlera, żywej w wielu ruchach ówczesnej Europy, wyleczył się szybko. Już po pierwszym – i ostatnim – spotkaniu (maj 1934 roku) nabrał doń odrazy. „To zły człowiek, bo nie wierzy w Boga” miał oświadczyć współpracownikom. Toteż współpraca z JONS i jego stylizującym się na niemieckiego dyktatora przywódcą nie trwała długo.

„Cara al Sol!”

Rok 1935 Jose Antonio spędził na objeżdżaniu kraju i zakładaniu komórek Falangi. Był błyskotliwym mówcą, a w dodatku młodym i przystojnym, dlatego też jego przemówienia wszędzie gromadziły liczne audytorium. Pomimo iż organizacja wzrastała w warunkach terroru politycznego, to jednak powstawały kolejne placówki, zaś szeregi falangistów rosły. Szybko zostali zauważeni przez politycznych nieprzyjaciół, stając się obiektami napaści z rąk anarchistów i komunistów. Jose Antonio początkowo starał się chłodzić nastroje – miał świadomość, do czego może doprowadzić eskalacja przemocy. Jednak powtarzające się akty agresji zmusiły falangistów do samoobrony i ataków odwetowych. W 1936 roku Falanga liczyła już ok. 40 000 tys. członków – karnych, zdyscyplinowanych i gotowych do walki z czerwoną hydrą.

Gdy brakuje siły argumentów, zawsze pozostaje argument siły: doświadczyli tego Corneliu Codreanu, przywódca rumuńskiego Legionu św. Michała Archanioła, działacze przedwojennego ONR zamykani w Berezie Kartuskiej, czy estońscy Wabsowie. Nie inaczej stało się z wieloma członkami Falangi i z samym Jose Antonio.

W 1936 roku władzę obejął rewolucyjny Front Ludowy. Represje polityczne i prześladowania religijne były chlebem powszednim. Podpalenia kościołów, profanacje i napaści na wiernych stały się smutną codziennością. Masowe morderstwa na osobach duchownych przybrały wręcz charakter zorganizowanych pogromów. Wszystko przy całkowitej bierności władz. Represje sięgnęły zenitu latem: 12 lipca zginął Jose Calvo Sotelo zamordowany przez Gwardię Szturmową – nigdy dotąd nie zdarzyło się, aby przywódca legalnej opozycji i parlamentarzysta padł ofiarą zamachu z rąk funkcjonariuszy publicznych! Co ciekawe, towarzyszyła mu policyjna ochrona, która nie śmiała reagować. Miesiąc później doszło do słynnej masakry w Modelo – 1800 więźniów politycznych wyselekcjonowano 70 osób, które następnie rozstrzelali anarchiści. Śmierć ponieśli profesorowie, lekarze, prawnicy, mężowie stanu – ich największą winą był ich światopogląd. Zginął również Fernando Primo de Rivera – młodszy brat założyciela Falangi, lekarz i szef madryckich struktur.

14 marca 1936 roku został aresztowany sam Jose Antonio. Ostatnie miesiące życia spędził w więzieniu. Zachował jednak możliwość korespondencji ze światem zewnętrznym, z czego obficie korzystał wysyłając listy do podwładnych i powstańców, którzy już prowadzili działania zbrojne. 17 listopada został uznany winnym działalności spiskowej i planowania rebelii zbrojnej oraz skazany na śmierć. Jose Antonio Primo de Rivera y Saenz de Heredia, III markiz de Estella, został rozstrzelany o świcie trzy dni później.
„Niech inni zajmują się nadal swoimi ucztami. My, na zewnątrz, w napiętej czujności, żarliwej i niezawodnej, już przeczuwamy brzask w radości naszych dusz.”