piątek, 5 stycznia 2018

Brzozowski: Konserwatyzm radosny

 
      W tygodniu rozpoczętym Niedzielą Gaudete winniśmy się głęboko zastanowić nad miejscem radości w życiu konserwatysty. Radości, która wydaje się być przysłonięta smutkiem wynikającym z jakiejś głębokiej nostalgii, jakiejś tęsknoty, która nie dostrzega żadnych pozytywnych aspektów w tym co stworzone. 
 
Zrozumiałe jest, że nasze gaudete  nie bierze się z widzenia świata, a raczej z widzenia Boga lub dostrzegania Boga. Zasadnicze wydaje się pytanie: czy dostrzegamy w widzialnym świecie niewidzialnego Boga? To pytanie jest swego rodzaju otwarciem na świąteczne refleksje polityczno-teologiczne. Jest pytaniem o widzenie Tradycji, pośród wyewoluowanych racjonalistycznych idei – wszechobecnego turbokapitalizmu oraz nihilizmu czy relatywizmu.
 
Piewca tego co minęło, tego co przyjmowało formę pewnego misterium (władza) i tego co było nieodzownym elementem misterium sacrum – doświadcza, zapewne, swego rodzaju konwulsji rozglądając się wokół tych misternych i sakralnych miejsc, które nie błyszczą tak samo jak świecące wokół świąteczne światełka. Nie są perfekcyjnie zapakowane, przyozdobione, a raczej łączą  się z jakąś ascetyczną formą życia – i może dlatego tak bardzo żałujemy, że tej ascezy nikt nie chce podjąć i nie chce pojąć jej znaczenia.  Tenże obserwator, który tęskni za Ancien régime’u, coraz częściej rozżala się z powodu widzialnego świata. Coraz częściej gnuśnieje w swojej gorliwości w dążeniu do zmian porządku społecznego czy politycznego. Jeśli nie gnuśnieje, to co najmniej boleje, a co gorsza pieni się z powodu nienawiści do tego co lub kogo widzi. W pewnym sensie staje się więźniem swojego widzenia świata – człowiekiem, który musi unikać tego czego nie da się potępić, bo zapewne chciałby potępić wszystko i wszystkich. Nauczony dostrzegania Boga tam, gdzie tylko on Go dostrzega i niedostrzegania Go tam, gdzie roi się od jego przeciwników ideologicznych. Trudno tutaj o radość, a jeszcze trudniej o dyskusję. Co gorsza – trudno o zmianę. A chyba wszyscy wiemy, że zmiany, i jako conversio i jako poenitentia, potrzebujemy – wszyscy, bez wyjątku.
 
To nawrócenie, ta zmiana, jest szczególnie potrzebna tym, którzy tęsknią za niewidzialnym Bogiem w widzialnym świecie, za odpowiednią hierarchią wartości i hierarchią społeczną – to My winniśmy rozważyć zmianę naszego podejścia w celu afirmowania nie tyle świata, co człowieka. Nie możemy nie szukać usprawiedliwienia dla tych, którzy są pochłonięci tym co przemijające, ani odbierać im radości z życia, której nam tak często brakuje. Jak pisał wybitny egzystencjalista Kierkeegard „Człowiek jest syntezą skończoności i nieskończoności, czasowości i wieczności, konieczności i wolności”. Czyni to człowieka niezwykłą sprzecznością, formą dualistyczną samą w sobie i treścią pełną wewnętrznych konfliktów – czyni to człowieka istotą cierpiącą niekończące rozdarcie. I z samego naszego wspólnego jestestwa winniśmy więcej rozumieć by zmienić, niż zmieniać, żeby inni zrozumieli. Musimy też, choć na chwilę, odejść od tego co uważamy za uniwersalne, bo i Kierkeegard mawiał o nieustannym „stawaniu się”, o ciągłych zmianach w człowieku. Mawiał tak również nasz Marszałek Piłsudski, który niechętnie odnosił się do wszelkiego doktrynerstwa: „w życiu ciągle się wszystko zmienia, wszystko idzie naprzód, a doktryny stoją w miejscu”. Wydaje się, że pochłonięci tęsknotą za przeszłością stoimy w miejscu, jak doktryny, a nie podążamy naprzód jak ludzie nadziei.
 
Te podążanie naprzód musi wiązać się również z nadzieją, która jest podstawą Niedzieli Gaudete, jak i podstawą naszego życia. Nie jest możliwe radosne wędrowanie bez nadziei, że dojdzie się do celu. Nie jest możliwe zrozumienie tego świata bez nadziei – zrozumienie w sensie próby usprawiedliwienia, a nie potępienia. Jak pisał abp. Fulton Sheen „Jeśli rozpoczniemy pracę (co jest koniecznością) u dołu drabiny, mając współczucie dla wszystkich ludzi, nic, co przytrafia się innym, nie będzie nam obce”. Nie będzie nam obce nie tylko cierpienie, ale również nie będzie nam obce zrozumienie tych, którzy dali się pochłonąć temu wszystkiemu co przemijające, nihilistyczne. I w końcu, nie będzie nam obca radość z życia, pośród tych, którzy myślą i żyją innymi imponderabiliami.
 
Zbliżający się okres Bożego Narodzenia winien wzbudzać w nas refleksje o narodzinach. Winniśmy znaleźć korzenie naszych idei, naszych wartości, i nie powinniśmy dać się pochłonąć jakieś duchowo miernej myśli, która proponuje nam widzenie świata w szarych barwach, bez nadziei i bez radości. Aby nastąpiło conversio (nawrócenie) na to co wartościowe i piękne, musimy mieć uśmiech na twarzach i radość w sercu, żeby się nie okazało, że to co dawne i Tradycyjne było tylko smutne, ascetyczne i pozbawione pierwiastka radości. Ośmieliłbym się wysnuć tezę, że to właśnie brak radości, współczucia i miłości jest największym błędem współczesnego konserwatyzmu – rozszarpanego przez politycznych dysydentów – chcących użyć konserwatywnych wartości, aby walczyć a nie czynić pokój, aby potępiać a nie współczuć, aby nienawidzić a nie miłować.
 
„Dobry człowiek z dobrego skarbca wydobywa dobre rzeczy, zły człowiek ze złego skarbca wydobywa złe rzeczy. A powiadam wam: Z każdego bezużytecznego słowa, które wypowiedzą ludzie, zdadzą sprawę w dzień sądu. Bo na podstawie słów twoich będziesz uniewinniony i na podstawie słów twoich będziesz potępiony” (Mt 12,31-37)
 
Franciszek Brzozowski