poniedziałek, 8 stycznia 2018

Michał Wałach: Kogo zachwyci „Korona królów”?


      Internauci żyją premierą nowego serialu TVP. Opowiadająca o XIV-wiecznej historii Polski „Korona królów” wzbudza silne, często skrajnie negatywne emocje. Produkcji faktycznie można zarzucić bardzo wiele. Film w żaden sposób nie może konkurować z wielkimi i drogimi produkcjami z Zachodu. Pytanie tylko, czy faktycznie taki był jego cel?

Jeśli twórcy „Korony królów” mieli ambicję zaprezentowania polskiej odpowiedzi na „Grę o tron” (HBO), „Wikingów” (History) czy którąś z historyczno-kostiumowych produkcji Netflixa, to należy stwierdzić krótko: ponieśli sromotną klęskę!

Serial wypada jednak inaczej w porównaniu z podbijającym niegdyś polskie małe ekrany tureckim „Wspaniałym stuleciem”. Jeśli więc celem było osiągnięcie takiego poziomu wizualnego i fabularnego – a o tym donosiły media – to produkcja TVP nie jest niewypałem.

„Korona królów” absolutnie nie może zachwycić i powalić na kolana wymagających widzów. Ludzie obcujący z zachodnimi serialami kostiumowymi w stylu „Dynastii Tudorów” czy „Rzymu” oczekują pod względem technologicznym znacznie więcej. Fani wysokobudżetowych historycznych produkcji to jednak tylko pewna część polskiego społeczeństwa.

Bardzo wielu Polaków nie ogląda jednak seriali z Netflixa, a filmy typu „M jak miłość”, zaś z produkcji historycznych wspomniane wyżej „Wspaniałe stulecie” oraz „Krzyżaków”, „Potop” i „Ogniem i Mieczem”. Tacy widzowie mogą przyjąć „Koronę królów” ciepło. I to pomimo wad i niedociągnięć, których – przynajmniej w zaprezentowanych na razie dwóch odcinkach – nie brakuje. Cała lista historycznych błędów, a nawet sprzeczności czy absurdów, dostrzegalna jest bowiem wyłącznie dla wyczulonego oka pasjonata nauki przeszłości. Wpadki nie przeszkadzają traktować serialu jako dość lekkiej rozrywki na późne popołudnie.

Niestety twórcy, w sposób niewnoszący do fabuły absolutnie niczego, „ubogacili” serial w „momenty”, które rodzą trudności w oglądaniu serialu razem z dziećmi. W wyświetlonych na razie odcinkach szczególnie razi scena kąpieli w jeziorze jednej z głównych bohaterek. Fabuła serialu bez pokazania owej nagości nie straciłaby absolutnie niczego – scena dodana jest sztucznie i całkowicie na siłę. Producentom najwyraźniej zależy jednak na opinii „odważnych” i „postępowych”. Nawet jeśli cierpi na tym szacunek do czasu widza, najzwyczajniej marnowanego. To co prawda droga wytyczona chociażby przez twórców ociekającej seksem (w sposób niezgodny z książkowym oryginałem) „Gry o tron”, ale droga błędna.

Jeśli serial faktycznie dedykowano widzom niewymagającym „fajerwerków”, jeśli zamiarem producentów było stworzenie typowego dzieła telewizyjnego, to cel został osiągnięty. Jeśli jednak tym serialem TVP planowała podbić światowe rynki i nastraszyć wielkie wytwórnie rozwojem w Polsce groźnej konkurencji, to musimy odnotować zupełną porażkę.

Gra aktorska w „Koronie królów” jest (przynajmniej na razie) dość przeciętna – przyczepić można się do bardzo wielu osób, ale rzeczony wyżej niewymagający widz być może nie zrazi się do produkcji po pierwszych dwóch odcinkach. Większym ryzykiem jest… znudzenie się jak na razie mało porywającym scenariuszem i niewyraźnie zarysowanymi postaciami. To wszystko jednak i tak przewyższa niektóre z serialowych dialogów. Większość jest akceptowalna, ale część – niestety – przypomina szkolne przedstawienie i deklamację uczniów stremowanych obecnością rodziców na widowni.

Nadzieja dla serialu to natomiast – nawet w sytuacji utrzymania „poziomu” dialogów i gry aktorskiej – upływający czas. Wraz z rozwojem fabuły opartej, bądź co bądź, na wydarzeniach historycznych, musi się w „Koronie królów” dziać więcej. Być może serial nie będzie w każdym odcinku przeładowany emocjonującymi wydarzeniami i ludzie nie będą z niecierpliwością czekali na kolejne odsłony (jak w przypadku zachodnich produkcji kostiumowych), być może niektóre wątki będą rozwleczone (jak we „Wspaniałym stuleciu”), ale ów niewymagający widz może przywiązać się do produkcji. Historia Polski jest bowiem pełna emocjonujących momentów i zaskakujących zwrotów akcji.

Żaden scenarzysta nie byłby w stanie tego zepsuć. Prawda?

Michał Wałach