wtorek, 2 stycznia 2018

Tadeusz Gluziński: Elita czy szary człowiek?


       W drugiej połowie XIX w. rozpoczął się zwycięski pochód demokracji. Zatriumfowała niemal wszędzie i pod jej hasłami sprawowano rządy. Właściwie aż do wojny światowej spośród państw europejskich przez jej naporem ostała się jedynie carska Rosja. Najpotężniejsze państwa, jak Francja, Stany Zjednoczone, Anglia, Włochy rządzone były demokratycznie, bądź to wprost, jako republiki, bądź też jako monarchie konstytucyjne, w których monarchia odgrywała tylko rolę dziedzicznego prezydenta, pozbawionego samodzielnej władzy. Nawet Niemcy i Austrio- Węgry, w których dynastie zachowały wielki wpływ na życie polityczne, posiadały parlamenty, oparte na czteroprzymiotnikowym głosowaniu i parlamentarne rządy. Po wojnie światowej demokracja odniosła dalsze sukcesy.

Zapytam się teraz, wiele ze swych obietnic urzeczywistniła w ciągu swych długotrwałych rządów? Czy wprowadziła równość między ludźmi, a choćby równość wobec prawa? Pozornie litera prawa zniosła przywileje kastowe. Za to jednak w miejsce dawnej elity magnacko- szlacheckiej powstała dzięki demokracji nowa, mniej dostrzegalna, lecz bardziej jeszcze, niż tamta, gniotąca „szarego człowieka”: elita pieniądza, elita bogactwa. Czy biedny stał się równy bogatemu? Ongiś goły szlachcic górował społecznie nad bogatym mieszczaninem, dziś bogaty handlarz czy przemysłowiec góruje nad najszlachetniejszym gołym mędrcem.

Czemu oskarżam o to demokrację? Albowiem jej system rządzenia musi potęgować rozwój ustroju kapitalistycznego, opartego na ubóstwianiu pieniądza. Demokracja, otwarłszy dla wszystkich dostęp do polityki, oparłszy rządy na parlamencie, pochodzącym z powszechnego głosowania, uczyniła politykę zajęciem bardzo zyskownym i równocześnie bardzo kosztownym. Koszty propagandy rządowej i partyjnej, wydatki na wybory zmuszały rząd i stronnictwa do szukania pieniędzy. Dawali je bogaci, dawał je później anonimowy wielki kapitał, lecz nikt nie dawał za darmo. Za świadczenia swoje uzyskiwał kapitał wpływ na rząd, na ustawodawstwo, na prasę i namacalne korzyści pieniężne. Dzięki demokracji rósł w siły i narzucał pojedynczym narodom coraz brutalniej swą obręcz, ściskającą wszystkich za gardło. Wielki kapitał stał się nieodstępnym towarzyszem demokratycznego ustroju, a równość między ludźmi stała się w rezultacie równością „szarych ludzi” w służbie wielkiemu kapitałowi światowemu, a więc równością między niewolnikami.

A może za to demokracja zapewniła ludziom wolność? Znowu pozornie tak. Pozwoliła w miarę krzyczeć i nawet wygrażać rządom pięściami, czyli uprawiać opozycję w parlamentach i na wiecach. Ale znowu zapytam czy „szary człowiek”, uzależniony do ostatka od czynników mu nieznanych, od anonimowego kapitału i od chwilowej koniunktury gospodarczej, na którą niema wpływu, albo od kaprysu zwierzchników, których zwykle na oczy nie widział, jest człowiekiem wolnym? To przecież parodia wolności, jeżeli ten „wolny obywatel” pozostaję stale pod groźbą utraty chleba, jeżeli szantażuje się go widmem głodu! Czy nowoczesny robotnik, inteligent pracujący, a nawet chłop, zawisły od kupca zbożowego i od handlarza trzodą, może w najbardziej demokratycznym raju marzyć o wolności?

A braterstwo, które przyrzekła światu demokracja? Braterstwo wśród ludzi i braterstwo ludów? Nie będę silił się na odpowiedź. Wiemy aż nadto dobrze, że walki między ludźmi, walki polityczne i gospodarcze, walka o byt nigdy nie były bardziej zapienione nienawiścią, jak właśnie za panowania demokracji. W stosunkach między narodami demokratycznymi przyniosła wprawdzie zmianę istotną, ale czy wyszła ona na korzyść „ludzi szarych”? Oto zniknęły wojny dynastyczne, wojny między monarchami ale za to w ich miejsce zjawiły się wojny, prowadzone w interesach wielkiego kapitału. Zamiast wojen o następstwo tronu, czy o zabór cudzych krajów przeżył świat wojny o kolonie, o węgiel, naftę, o przewóz towarów, wojny bardziej jeszcze od tamtych kosztowne i krwawe i jeszcze bardziej szarym ludziom obce.

W okresie „oświeconego absolutyzmu” szary człowiek był pognojem dla elity, zamkniętej przed nim i obwarowanej przywilejami. W okresie panowania demokracji znowu stał się pognojem elity kapitalistycznej, przed nim zamkniętej i obwarowanej potęgą pieniądza. Elita przywileju dziedzicznego i elita kapitału. Czy diabeł lepszy od Belzebuba?

Czyżby więc zarówno „oświecony absolutyzm”, jak i demokrację należało odsądzić od czci i wiary, a przeszłość ostatnich trzystu lat bez zastrzeżeń nazwać czarną kartą dziejów? Najłatwiej przekląć wszystko w czambuł, odwrócić się i splunąć. Ale co potem?

W stertach plewy zawsze można doszukać się ziarna. I tak jest tutaj. „Oświecony absolutyzm” przy wszystkich swoich zbrodniach dawał jedną rzecz: ciągłość rządów, stałość linii politycznej, tradycja umiejętnego rządzenia. Demokracja dawała znowu przy wszystkich swych oszustwach i grzechach pewne korzyści prawdziwe: otwierała dostęp do życia publicznego każdemu, umożliwiając ujawnianie się talentów i wiedzy. Przyrzeka nadto rzeczy słuszni choć nie przeprowadzała ich w życiu: przyrzekała jawność celów politycznych i uzgodnienie ich z „ludem” czyli z narodem, przyrzekała poszanowanie wolności jednostki, czyli uszanowanie człowieczeństwa.

Rząd narodowy w Polsce stanie kiedyś przed pytaniem, jak ma się ustosunkować do zasad „oświeconego absolutyzmu” i do haseł demokracji? Czy ma pójść po linii „oświeconego absolutyzmu”, czyli w kierunku rządów autorytarnych, opartych o elitę rządzącą pilnującą tajności polityki i stosującą dyktaturę państwa nad jednostką? Czy też ma podążyć za hasłami demokracji i hołdować zasadom rządów ludowych głoszących jak największą wolność jednostki? Czy jeszcze inna otwiera się droga?

Siła narodu nowoczesnego tkwi w powszechności obowiązków jednostek wobec niego, w powszechnym przyczynianiu się jednostek do trudów i ciężarów rządzenia, Rządy elity, odbierając „szaremu człowiekowi” prawa przekreślają też jego obowiązki. Niegodziwych i uznanych obowiązków bez praw są tylko ciężary. Rządy elity ograniczają się siły narodu zasobów kasty rządzącej i do tego wysiłku, rządzącym udaję się wymusić od „ludzi szarych” więc tłumikiem, nałożonym na naturalne siły narodu. Dostęp ogółu „ludzi szarych” do spraw rządzenia to wartościowy dorobek demokracji i nic nas tutaj nie zmusza do cofania się do przywilejów kastowych „oświeconego absolutyzmu”. A forma tego dostępu? Demokracja wypaczyła i sparodiowała tę formę a jej parlamentaryzm stał się jaskinią ciemnych sił i naigrywaniem się z prawdziwych myśli i dążeń „szarego człowieka”. Sejm, oparty na- tak łatwo zresztą fałszowanej- kartce wyborczej, nie daje „szaremu człowiekowi” żadnej rękojmi wpływu na rządy i politykę. Tę rękojmię dać mu może tylko wciągnięcie go do czynnej pracy na rzecz narodu.

Siła narodu nowoczesnego tkwi także w wartości moralnej i intelektualnej jednostek. Człowiek nie może zachować swej wartości, jeżeli poniewiera się z zasady jego godność ludzką, czyniąc zeń niewolnika, czy człowieka- maszynę. I tu znowu trzeba stwierdzić, że nic nas nie zniewala do powrotu do systemu „oświeconego absolutyzmu”, kiedy to „szary człowiek” był „poddanym” i niczym więcej, chyba że w chwili niebezpieczeństwa dla państwa zaawansował na „mięso armatnie”. Także i tutaj należy pójść raczej za hasłami demokracji i uszanować, choćby w skromnym zakresie, wolność jednostki i rodziny i nade wszystko godność ludzką. A forma, w jakiej należy je uszanować? Tu znowu wiemy, że demokracja sparodiowała te hasła, że uczyniła z nich szyld, zasłaniający oszustwo i kłamstwo i podała je na pośmiewisko. Ustrój narodowy musi znaleźć miarę właściwą. Musi poczuć godności u człowieka związać ściśle z zakresem jego samodzielnego działania publicznego i z odpowiedzialnością, jaką za tę swoją działalność będzie ponosić.

Natomiast jedną cenną rzecz, cechującą rządy „oświeconego absolutyzmu”, zatraciła demokracja doszczętnie. Ciągłość linii politycznej w rządach, tradycję polityczną i opartą na niej stałość rządów. Te cechy ustrój narodowy musi wskrzesić. Ciągłość, tradycję, stałość zapewnić może tylko hierarchiczny ustrój narodu. I tu źródło najczęstszych nieporozumień. Hierarchia a elita- to nie dwa pojęcia ze sobą związane, lecz raczej wyłączające się wzajem. Ustrój hierarchiczny- to wcale nie to samo, co podział narodu na elitę i poddanych, na panów i niewolników. To właśnie ustrój, przypominający strukturę armii, stopnie od marszałka w dół do prostego żołnierza; oczywiście stosunek zależności i podległości musi tu być inaczej pojęty niż w wojsku. Hierarchia w nowoczesnym narodzie nie wyłącza odpowiedzialności jej szczytów przed narodem, przeciwnie wymaga zwiększenia tej odpowiedzialności w miarę tego, im wyżej ktoś stoi na jej drabinie. Hierarchia pozostawia jednostce wolność osobistą w granicach, dających się pogodzić z potrzebami narodu- tak pojęta hierarchia zmusza tych, co są na szczycie, do prowadzenia jawnej polityki, do uzgadniania celów rządzenia z całym narodem.

Rząd w nowoczesnym narodowym państwie- to nie przywilej elity, choćby nie wiem jak dobranej, ale to rząd dobrem wspólnym, administracja powiernicza w imieniu ogółu „szarych ludzi”, wypełniających codzienne życie narodu swą mrówczą pracą. Odpowiedzialność rządu wobec historii i przyszłych pokoleń- to frazes piękny, lecz pozbawiony realnej treści. Rząd narodowy ponosić bowiem musi odpowiedzialność także wobec żyjącego pokolenia, odpowiedzialność realną, a więc polityczną i karną. Formy prawne w jakich się ta odpowiedzialność wyrazie- to na razie rzecz dalsza.

Tekst opublikowany w Nowy Ład. Miesięcznik Polityczny, nr 1 (3), sierpień 1935, s. 4-6. Za: Życie i śmierć dla narodu! Antologia myśli narodowo- radykalnej z lat trzydziestych XX wieku pod redakcją Arkadiusza Mellera i Patryka Tomaszewskiego. 

Za: http://3droga.pl/idea/tadeusz-gluzinski-elita-czy-szary-czlowiek/