poniedziałek, 5 marca 2018

Ze Świata: Czarne zbrodnie na białych farmerach. Teraz mają, czego chcieli: głód i nędza


       Niegdyś kwitnące farmy odebrane przemocą białym, nowi czarni “właściciele” zaledwie w kilka lat zamienili w totalną ruinę. A cały kraj zbankrutował. Tak się kończą lewackie eksperymenty ze “sprawiedliwością społeczną”.

Zimbabwe było w nie najgorszej sytuacji gospodarczej, zanim ok. 2000 r. prezydent Robert Mugabe nie postanowił przeprowadzić “reformy rolnej”. Popierane przez rząd dzikie hordy czarnych wdzierały się na farmy i zabierały je siłą prawowitym białym właścicielom.

Jeśli ktoś nie zdążył uciec – był zabijany. Zginęło co najmniej 12-tu farmerów. Do 2013 r. zrabowano w ten sposób ponad 5 tys. farm – w całym kraju nie pozostał ani jeden biały farmer.

Kontrolowane przez czarnych rządowe media pomijały te zbrodnie milczeniem, a nawet zachęcały do rabunku. Lewacy na Zachodzie byli wręcz zachwyceni “sprawiedliwą reformą rolną”, a europejskie rządy udawały, że nie widzą, iż w Zimbabwe jest faktycznie dokonywana na białych ludziach czystka etniczna.
Dopiero kiedy dyktator Robert Mugabe zaczął niedawno nękać czarną opozycję nasyłanymi gangsterami i tajnymi służbami, Zachód nagle się obudził – nałożył na Zimbabwe sankcje i zażądał przy okazji rekompensat dla bezprawnie wywłaszczonych farmerów.

Przyciśnięty do muru rząd Zimbabwe obiecał we wrześniu br. wypłacić rekompensaty dawnym białym właścicielom z dochodów podatkowych zebranych od obecnych czarnych farmerów. Tyle, że ani jeden z nich nie płaci żadnych podatków bo nie ma żadnego dochodu!

zimbabwe_farmerzy2
        Nowi czarni “właściciele” nie mają elementarnego pojęcia o gospodarowaniu na farmie i niewielu ma w ogóle ochotę się tego nauczyć. Mówią, że nie są w stanie związać końca z końcem, a co dopiero płacić jakieś podatki. Wręcz przeciwnie – sami żądają pomocy finansowej od państwa.

Dzisiejsza produkcja rolna Zimbabwe to zaledwie znikomy ułamek tego, co kraj produkował przed 2000 r., kiedy farmy należały do białych. Ziemia leży porzucona i zarasta dżunglą. Nikt niczego nie sieje, ani niczego nie hoduje. Gospodarka zeszła na poziom prymitywnej wegetacji plemiennej.

Zresztą nietrudno obliczyć, że obiecane 42,7 mln USD odszkodowania za 5 tys. wielkich farm to 8,5 tys. USD za farmę – co najmniej kilkaset razy mniej niż każda z nich była warta w momencie przejęcia.

Gazeta South Africa’s Independent opisuje – jeden z wielu – przypadek 80-letniego dziś byłego farmera Briana van Buurena. W 1964 r. kupił farmę i przez lata ją rozwijał, wkładając w nią całe swoje serce. Najpierw uprawiał tytoń, potem doszła plantacja bananów. Dawał pracę wielu czarnym i dobrze ich traktował.

Zbudował system nawadniania, zmeliorował teren, kupił nowoczesne maszyny, traktory, postawił magazyny tytoniu i owoców oraz dwie tamy. Wszystko to odebrano mu siłą w 2010 r. “Udało mi uratować tylko dwa samochody i trochę mebli z domu” – przyznaje.

Teraz żyje w nędzy w Mutare, nie ma pracy, kończą mu się oszczędności. Nigdy zresztą nie miał dużo gotówki bo wszystko inwestował w farmę. Czasem spotyka się z innymi dawnymi byłymi farmerami, których w ten sam sposób obrabowanego z całego dobytku.

Jego kolega Pieter de Klerk też stracił swoją farmę Kondozi w Odzi, którą rozwijał przez 50 lat. Kiedyś było to wielkie kwitnące przedsiębiorstwo ogrodnicze produkujące na eksport. Dziś de Klerka utrzymują dzieci.

Stary człowiek nie ma żadnych szans na znalezienie zajęcia – bezrobocie w Zimbabwe wynosi już ponad 80 proc. Inflacja – kilka milionów procent rocznie. Kraj jest od dawna całkowitym bankrutem. Za to jest “sprawiedliwość społeczna” – czarni dostali ziemię!

Na której pewnie sami niedługo umrą z głodu, chyba że zasilą szeregi uciekających do Europy imigrantów…