poniedziałek, 9 kwietnia 2018

Bartosz Poznański: PiS a UE


      W 2003 roku odbyło się ogólnokrajowe referendum dotyczące wejścia Polski do Unii Europejskiej. W obawie o zbyt niską frekwencję, by uznać wyniki referendum za wiążące za zgodą niemal wszystkich opcji parlamentarnych zarządzono, że trwać będzie ono 2 dni, dokładnie 7 i 8 czerwca. Ostatecznie wyniosła ona 59% uprawnionych do głosowania Polaków i Polek.

Od samego początku przystąpienie do Unii Europejskiej krytykowały marginalne wtedy siły nacjonalistów, antyliberalna partia buntu Samoobrona czy kierująca się jeszcze wtedy w mniejszym lub większym stopniu wartościami katolickimi i narodowymi Liga Polskich Rodzin. Kreujące się obecnie na obrońcę polskiej suwerenności przed zamordystami z Brukseli Prawo i Sprawiedliwość stało wówczas w jednym szeregu z SLD, PO, Unią Pracy, Unią Wolności oraz PSL-em.

Oczywiście PiS dostrzegał już wtedy wady Unii Europejskiej. Już w 2002 roku reprezentujący partię w programie „Forum” emitowanym w TVP1 Wiesław Walendziak zmuszony był tłumaczyć się ze słów Jarosława Kaczyńskiego o tym, że wstąpienie do UE zagraża… demokracji w Polsce. Sam poseł Walendziak stosunek partii do Unii tłumaczył następująco: „My chcemy w tym referendum powiedzieć »tak«, tylko chcemy powiedzieć „tak” uczciwie, patrząc ludziom w oczy. Chcemy uczestniczyć w wielkim historycznym sukcesie, a nie wielkiej historycznej kompromitacji ”. Inne zastrzeżenia PiS-u dotyczyły też niepewności wobec wielkości dopłat dla polskich rolników. Ostateczne dopłaty różnić mogły się nawet o 10% od deklarowanych, co przekładałoby się na brak kilku miliardów złotych.

W tym miejscu można dyskutować, czy partia Kaczyńskich powiedziała 15 lat temu swoim wyborcom „tak” uczciwie czy nie. Nie jest to rolą tego artykułu, by rozsądzać czy politycy kierują się moralnością, czy nie. Faktem natomiast pozostaje, że PiS namawiał do głosowania za wstąpieniem Polski do UE – czy się to komuś podoba, czy nie.

Późniejsze lata pokazały, że wg liderów Prawa i Sprawiedliwości Polska utraciła rzecz jasna część suwerenności, ale umożliwiło jej to walkę o swoje prawa na zasadzie podmiotowości w większym, ponadnarodowym tworze, jakim jest UE. Osiągnąć to powinna Polska poprzez rozmaite zabiegi dyplomatyczne takie jak np. twarde stanowisko oraz retoryka w kwestii reformy sądownictwa w Polsce, by po jakimś czasie je złagodzić. Dzięki temu, w opinii lidera partii, rząd pokazać powinien swoje suwerenne stanowisko oraz zdolność do negocjacji. W wyniku tego inne państwa powinny zacząć uważać Polskę za podmiot w polityce międzynarodowej, nie zaś przedmiot. Jasnym staje się fakt, że poprzez taką politykę państwo nie uzyska statusu mocarstwa ani kontynentalnego, ani globalnego. Rzeczywistość pokazuje także, że nie działa to korzystnie na nasze relacje z innymi państwami. Kwestie polityki zagranicznej pozostawmy jednak na inny artykuł.

Pod koniec pierwszej kadencji rządów PiS kraje Europy Zachodniej zaczęły działać na rzecz reformy Unii Europejskiej w stronę, która zwiększy ich znaczenie kosztem państw niedawno dołączonych do wspólnoty – w tym Polski. O ile parlament – gdzie większość miała już wtedy koalicja PO – PSL szybko przegłosował ratyfikację dokumentu, upoważniając w ten sposób prezydenta Lecha Kaczyńskiego do podpisania, o tyle ten bardzo długo unikał tego.

Poza Polską podobnie długo przed podpisaniem traktatu wstrzymywała się Irlandia, gdzie doszło nawet do dwóch referendów w tej sprawie – w pierwszym mieszkańcy Zielonej Wyspy opowiedzieli się przeciwko ratyfikowaniu umowy. Ostatecznie w drugim głosowaniu Irlandczycy zgodzili się przyjąć porozumienie. Jeszcze nim odpowiednie irlandzkie organy władzy dokonały stosownych podpisów (23.10.2009 – przyp.aut.), zrobił to prezydent Kaczyński (12.10.2009- przyp. aut.), który zakończył w ten sposób symboliczny opór wobec Brukseli.

W istocie bardzo dobrze pokazuje to opór Prawa i Sprawiedliwości przed ingerencją instytucji unijnych w wewnętrzne sprawy Polski. Co prawda początkowo partia sprzeciwia się, głośno protestuje, wykorzystując przy tym wiele pięknych retorycznie, patriotycznych frazesów, lecz koniec końców ugina się przed nimi. Tłumaczy to wyższą koniecznością, postawą innych państw i bezsensem samotnego oporu. Jeżeli tak ma jednak ta sprawa wyglądać, to warto być może, aby rządząca partia zaczęła działać w kierunku PolExitu?
Odpowiedź na to pytanie ze strony PiS może być tylko jedna: nie. Teoretycznie opowiada się ono przeciwko federalizacji UE. Stąd między innymi sprzeciw dla jednorodnej polityki zagranicznej UE. W praktyce jednak poparcie dla lasowanej przez m.in. narodowców koncepcji Europy Ojczyzn jest ze strony Kaczyńskiego i jego pomagierów wyłącznie w sferze pustych deklaracji. Jak inaczej określić bowiem stwierdzenia o konieczności powołania armii europejskiej?

Obecny konflikt na linii polski rząd – UE wynika tak naprawdę z walki o władze. Kaczyński chciałby móc zreformować kraj zgodnie z własnym zdaniem, nie zważając przy tym na zdanie ościennych państw czy ponadnarodowych instytucji. Nie może tego zrobić także za własną przyczyną, w końcu sam wpychał Polskę do m.in. Unii Europejskiej. Wobec tego ta stara się torpedować jego zmiany i wspierać opozycję, do której bliżej jej ze względów towarzyskich i politycznych.

Zwolennicy polityki uprawianej przez Prawo i Sprawiedliwość zapytają: no dobrze, ale co jeśli nie UE? Tutaj tak naprawdę nie ma jednej alternatywy. Pewnym rozwiązaniem jest wspomniany wcześniej PolExit, czyli wyjście z UE i układanie swoich relacji dyplomatycznych i gospodarczych bez jej pośrednictwa. Na wariant ten zdecydowała się Wielka Brytania. Środowiska narodowe w większości opowiadają się za zastąpieniem obecnej Unii – Europą Wolnych Ojczyzn. Byłby to obszar swobodnej współpracy suwerennych państw europejskich – także tych nie należących do obecnej UE – oczywiście jeżeliby tego chciały.

Inna części środowiska narodowego optuje za współczesną, nie do końca jeszcze sformowaną koncepcją Międzymorza (kwestią poddawaną dyskusji jest np. obecność Ukrainy). Jedna z marginalnych grup narodowych postuluje odwrócenie się od Zachodu na rzecz współpracy z Rosją Putina, jednak jest to koncepcja tak samo zła, jak dalsza federalizacja Unii Europejskiej.

Czas pokaże, która z alternatywnych koncepcji stanie się najrozsądniejsza z punktu widzenia polskiego interesu narodowego i czy znajdzie się rząd będący w stanie zaryzykować, aby podjąć się urzeczywistnienia jej realizacji.

Bibliografia:

[1] http://referendum2003.pkw.gov.pl/sww/kraj/indexA.html, dostęp w dniu 27.03.2018
[1] M. Bednarek, Jak PiS lawirował w sprawie przystąpienia Polski do UE, http://wyborcza.pl/7,75398,21531828,jak-pis-lawirowal-w-sprawie-przystapienia-polski-do-ue-dotarlismy.html, dostęp w dniu 27.03.2018
[1] https://wiadomosci.wp.pl/jaroslaw-kaczynski-europa-powinna-byc-supermocarstwem-6027392823727233a, dostęp w dniu 27.03.2018