piątek, 27 lipca 2018

Ewa Zarzeczna: Podatki w ustroju narodowym wg Doboszyńskiego


         Nowoczesny człowiek pracuje i płaci, płaci i pracuje, podnosi na kredyt swoją stopę życiową, kupuje na kredyt samochód, bo ktoś musi na tym zarobić, ubezpiecza się na starość na warunkach lichwiarskich, bo wie, że w młynie kapitalizmu nie zdoła dojść do własnego mienia, którego widok umiliłby mu ostatnie dni życia. Pracuje w ciągłym napięciu i niepewności czy tej pracy nie straci, czy mu się nie zwali na głowę gmach jego życia, pożyczek, zaległych rat i zaległych podatków. Pracuje pod naciskiem państwa, które coraz to więcej od niego wymaga, a równocześnie zwęża jego pole do pracy i zarobku.

W myśl marksizmu wysokie podatki mają wyrównywać krzywdy i zmieniać rozkład dochodu społecznego. Państwo zabiera część dochodu przemysłowca w formie podatku i zwraca je źle opłacanym pracownikom, zaspokajając bezpłatnie różne ich potrzeby, zwiększając pośrednio ich dochód. Im wyższy podatek, tym przemysłowiec będzie płacił coraz mniej pracownikom, którzy będą potrzebować większej pomocy od państwa, które szukając środków jeszcze bardziej obciąży przemysłowca. Otrzymujemy w ten sposób zamknięte koło.
Krzywdzący rozdział dochodu i majątku społecznego następuje codziennie przy milionach transakcji między poszczególnymi ludźmi. Naiwnością jest przypuszczać, że rząd może przy zielonym stoliku tak kierować poborem i zużyciem podatków, by wpływały kojąco na te niezliczone miejsca, gdzie zachodzi jakaś krzywda, a wręcz przeciwnie, podatki mają wrodzoną skłonność do wspierania właśnie tych rządzących i powiązanych z nimi. Obok złudzeń doktrynerów dopomogła dążność “inteligencji”, która pozbawiona przez “postęp” możności dojścia do własnego mienia w godziwy sposób, widzi w strumieniu podatkowym jedyną okazję dorobienia się. Zamiast zwiększać podatki, należy zreformować ustrój w godziwy sposób i zapewnić dzięki temu o wiele sprawiedliwszy rozdział dochodu społecznego niż to może uczynić najbezstronniejsza nawet władza.

Podatki progresywne

Progresja ma na celu wyrównywać różnice majątkowe. Zamożniejszy wydaje więcej na przyjemności i rzeczy zbędne, powinien zatem więcej płacić społeczeństwu. Kto zarabia miliony powinien oddawać na podatki prawie wszystko. Podatek progresywny zmierzałby zatem do 100% dla najbogatszych ludzi. Jest to utopia, ponieważ milioner, mający płacić 70, 85, czy 99% podatku, przestałby zabiegać o swoje interesy i zarabiać, albo, co bardziej prawdopodobne, przekupywałby urzędników skarbowych. Zatem, aby taki system funkcjonował konsekwentnie, wielki kapitał musiałby być wyjęty spod zasięgu podatku progresywnego, co neguje jego główną przesłankę, postawioną na początku akapitu. Pozostanie też zawsze do dyskusji, jak szybko progresja ma wzrastać i na jakiej stopie się zatrzymać, a ta dowolność to sposobność do nadużyć.

Żądanie, by ktoś oddawał prawie całość swojego dochodu w formie podatku jest antyspołeczne i w konsekwencji doprowadziłoby do ruiny najwartościowsze jednostki społeczeństwa, które usiłowałyby wykonać przepisy ustawy. Każda ustawa zbyt wymagająca to woda na młyn jednostek szkodliwych i zdemoralizowanych. Nadmiernie wysokie podatki to selekcja negatywna, niszczenie ludzi uczciwych, moralnych i ideowych, a rozpanoszenie się szkodników, którzy przez przekupstwo, bankructwo, fałszowanie ksiąg itp. uchylają się od płacenia. Wysokie podatki prowadzą do przesuwania się własności z rąk rdzennych mieszkańców, kierujących się patriotyzmem, usiłujących wypełnić sumiennie swe zobowiązania podatkowe, na rzecz przybyszów, niezwiązanych z krajem, który zamieszkują, ludzi o podwójnej moralności gospodarczej, zmaterializowanych i pozbawionych ideałów narodowych oraz skrupułów. Progresja to młyn do miażdżenia rdzennych warstw średnich, prowadzący do realizacji marzeń marksizmu — mas bez własności oraz wielkiego kapitału i biurokracji na jego usługi. 

Wysokość podatku a jego sprawiedliwość

Niezależnie od tego, czy podatki będą nałożone na klasy posiadające, czy na te pozbawione własności, rozłożą się przez “przerzucenie” na ogół społeczeństwa, stosownie do istniejącego układu społecznego. Jeśli ten układ jest wadliwy to dochód społeczny leje się grubym strumieniem w jedne kieszenie, a skąpo sączy w inne. Żadnego podatku nie uda się nigdy nałożyć zupełnie sprawiedliwie ze względu na to, że nie ma dwóch ludzi, żyjących w identycznych warunkach, natomiast podatek musi być schematyczny. Jeśli podatek jest niski, to choćby wadliwie nałożony, stanie się szybko sprawiedliwy przez “przerzucenie”, natomiast wysoki, choć z biegiem czasu też się rozłoży na ogół, zrujnuje uprzednio najuczciwszych obywateli, a nierzadko całe działy wytwórczości. Zatem każdy wysoki podatek będzie krzywdzący, a każdy niski podatek — sprawiedliwy.

Każda warstwa społeczna stara się ciągnąć jak najwięcej korzyści z państwa, a zarazem usiłuje płacić mu jak najmniej. Każdy stan społeczny płaci podatki w odwrotnym stosunku do swej siły politycznej. W dobrze zorganizowanym społeczeństwie każdy stan powinien korzystać z takiej samej opieki państwa i powinien płacić na podatki taką samą część swojego dochodu. Żądanie by podatki wzrastały w tym samym stopniu co przywileje, jest szkodliwą utopią. Podstawą ustroju podatkowego powinna być nie progresja, a proporcjonalność. Obciążenia podatkowe powinny być rozłożone na wszystkie warstwy i działy wytwórczości możliwie w proporcji do ich siły gospodarczej.

Pośrednie a bezpośrednie

Pośredniość czy bezpośredniość podatków ma tylko dużą wagę z punktu widzenia łatwości poboru i “moralności podatkowej” społeczeństwa. Ponieważ jednak podatki zawsze będą “przerzucane”, choćby ze sprzedawcy na kupującego, ich charakter traci na znaczeniu, nie wyrówna się nimi krzywd społecznych. Podział ten wytworzono, ponieważ podatki bezpośrednie konieczne są do zastosowania progresji, nie da się jej zastosować do podatków pośrednich, a progresja prowadzić ma do przebudowy świata w myśl życzeń Marksa. Wśród podatków bezpośrednich na pierwszy plan wysunięto podatek spadkowy, osłabiający rodzinę, a premiujący anonimowe posiadanie. Zwolnienie z podatku spadkowego najbliższej rodziny zmarłego stanowi jeden z postulatów programu narodowego.

Zmniejszenie wydatków państwowych

Zmniejszenie wydatków osiągnąć można poprzez odciążenie państwa i samorządów z szeregu funkcji, które do nich absolutnie nie należą; powrót do pięknej staropolskiej tradycji bezpłatności pewnych urzędów; likwidację szeregu instytucji, które służą u nas interesom różnych międzynarodówek; wyczyszczenie gospodarki z jawnych i ukrytych subsydiów na rzecz rozlicznych protegowanych ludzi i organizacji. Państwo niecierpiące na przerost funkcji, nie będzie potrzebowało wysokich podatków, gdyż odstąpi inicjatywie społeczeństwa mnóstwo zadań, które współczesne państwo wzięło niesłusznie na swoje barki.

Podsumowanie

Podatki powinny być pobierane w wysokości niezbędnej do zaspokojenia potrzeb zbiorowych społeczeństwa; rozłożone sprawiedliwie, to znaczy obciążać wszystkich równomiernie; możliwie niezmienne i, co już wyżej wspomniano, proporcjonalne. Powinny być niskie, gdyż tylko niskie podatki rozkładają się sprawiedliwie. Społeczeństwu należy też pozostawić do dyspozycji pewne środki, którymi mogłoby dysponować na potrzeby zbiorowe, ale dysponować niezależnie od władzy i wszelkiego przymusu. Podatki powinny być też różnorodne, ponieważ podatek “jedyny” prowadziłby w praktyce do tego, że jedni płaciliby za dużo, a inni uchylaliby się całkowicie od płacenia. Nieprzesadna różnorodność, niewysokich podatków, daje ten rezultat, że każdy obywatel, w takiej czy innej formie coś płaci, a niesprawiedliwości poszczególnych podatków nawzajem się wyrównują. Optimum podatkowe, jeśli można tu zaryzykować cyfry, to 10%. Jest to górna granica nieszkodliwego opodatkowania.

Organizm narodowy winien żyć na podstawie gmachu państwa, lecz kształtować się z dala od urzędów i paragrafów. W myśl tej koncepcji władza nie może wysysać ze społeczeństwa w formie podatków wszelkich zasobów i rozprowadzać ich z powrotem w obrębie tego społeczeństwa według swego dowolnego, a jakże często nietrafnego, wyboru.

Źródło: Gospodarka Narodowa A. Doboszyński 1934, wydanie III, wyd. NORTOM, Wrocław 2004, s. 208-221