środa, 1 sierpnia 2018

Michał Kołodziejczak dla Kresy.pl: rząd nie staje w obronie polskiego rolnictwa


       Dopóki nie nagłośniliśmy sprawy finansowania rolnictwa na Ukrainie przez MSZ, to ministerstwo rolnictwa o niczym nie wiedziało. W ogóle tego nie uzgadniano. Rodzi się pytanie, ile jeszcze takich projektów jest i czego one dotyczą – mówi w rozmowie z portalem Kresy.pl Michał Kołodziejczak, prezes Unii Warzywno-Ziemniaczanej. Zwraca też uwagę na problem importu do Polski zboża z Ukrainy.

Polskie MSZ w ramach konkursu Polska pomoc rozwojowa przekazało 260 tys. złotych kieleckiemu Stowarzyszeniu Integracja Europa-Wschód by te szkoliło ukraińskich rolników na Wołyniu w uprawie malin. Projekt „Zachodnioukraińska Kooperatywa Ogrodniczo-Sadownicza” zakłada „specjalistyczne szkolenia” dla ukraińskich rolników, warsztaty i konsultacje z polskimi ekspertami w dziedzinie uprawy malin. Polska opłaci też zakup 70 tys. wysokiej jakości sadzonek polskich odmian maliny, ekologicznych środków ochrony roślin i wyposażenia technicznego dla ukraińskich rolników. Informacje o projekcie wywołały liczne protesty polskich rolników, co nie spodobało się szefowi resortu rolnictwa.

– Reakcję ministra rolnictwa Jana Ardanowskiego na to, że zaczęliśmy podnosić tę kwestię, można określił jako „po co robicie burzę w szklance wody” – mówi w rozmowie z portalem Kresy.pl Michał Kołodziejczak, Prezes Unii Warzywno-Ziemniaczanej, wcześniej także Stowarzyszenia Polskich Producentów Ziemniaków i Warzyw. – Dla nas to jest szok. Nam nikt nie dopłaca, dla nas pieniędzy nie ma, a teraz załatwiając różne sprawy w ministerstwie poświęcamy swój własny czas i środki.

Zaznacza, że polscy rolnicy sami dochodzą do odpowiedniego poziomu wiedzy i umiejętności w kwestii uprawy malin, a polskie władze całe „know-how” w tej sprawie oddaje Ukrainie za darmo, jeszcze do tego dopłacając.

– Można to porównać, nie wdając się w dyskusje nad słusznością samego projektu , z tym, jak premier Morawiecki mówi o budowaniu elektrycznych samochodów w Polsce. Tutaj my sami do tego dochodzimy, nasi najlepsi uczelni kończą szkoły w Polsce i za granicą, żeby mieć odpowiednią wiedzę, za pieniądze swoje lub z budżetu. Nie ma tak, że zadzwoni ktoś z Tesli, albo że my do nich zadzwonimy mówiąc: „dajcie nam inżyniera, dopłaćcie do niego, a my będziemy robić samochody”. A minister Ardanowski tego nie rozumie. To jasno wskazuje, że nie stoi on w obronie polskiego rolnictwa, polskiego kapitału, polskiego dorobku naukowego.

Kołodziejczak nawiązał też do sprawy szkoleń dla ukraińskich producentów sera finansowanych w ramach programu MSZ. – To kolejny szok i niedowierzanie, dlaczego tak się dzieje. Zwraca też uwagę na to, co obecnie dzieje się na Ukrainie:

– Dzisiaj w Polsce, z terenów zagrożonych ASF (afrykańskim pomorem świń), jest utrudniony handel zbożem, słomą, nie można tego przewozić. Na Ukrainie z ASF nie walczy się w ogóle. Unia Europejska w ramach porozumienia wydała zgodę na bezcłowy przywóz 1,5 mln ton zboża z Ukrainy. Polski też do dotyczy. Jaką mamy pewność, że to zboże z Ukrainy nie pochodzi z terenów objętych lub zagrożonych ASF? Podobnie słoma. Jeżeli tam się z tym nie walczy, to to wszystko może do nas przyjechać. W Polsce są ograniczenia, które obowiązują takiego kapitału zagranicznego.

Kołodziejczak zaznacza, że on i jego środowisko są jak najbardziej za tym, żeby pomagać ludziom w potrzebie, także Ukraińcom czy innym. – Ale wszystko ma też swoje granice. Dziś widzimy, jak trudne jest pozyskiwanie tych wszystkich elementów, które mają budować dorobek kraju. My do tego dochodzimy sami, a dziś trzeba jasno powiedzieć, że nie zachowujemy się logicznie.

Jego zdaniem, przekazywanie środków na wspieranie ukraińskich rolników wygląda trochę tak, jakby parę osób wpadło na pomysł, jak wyciągać pieniądze z budżetu państwa. – Parę osób założyło sobie stowarzyszenie i pomyśleli, że w ten sposób mogą wyprowadzić pieniądze z budżetu państwa na szkolenia, na czym można ładnie zarobić. Trochę tak to wygląda, że pod pozorem niby-naukowym wyprowadza się pieniądze dla konkurencji.

Kołodziejczak dziwi się też reakcji ministra rolnictwa:

– Dla nas słowa ministra, który dziwi się, że podnosimy ten temat, są nielogiczne. Warto podkreślić, że na początku działalność, gdy pan Ardanowski został ministrem rolnictwa, to pierwszą wizytę złożył w Izraelu. Mamy więc sytuację, gdy polski minister rolnictwa leci do Izraela, bawi się w ambasadora, a polskie MSZ finansuje uprawę malin na Ukrainie, bawi się w resort rolnictwa. To pokazuje pewien absurd. A jest jeszcze jeden: dopóki nie nagłośniliśmy sprawy finansowania rolnictwa na Ukrainie przez MSZ, to ministerstwo rolnictwa o niczym nie wiedziało. W ogóle tego nie uzgadniano, komisja rolnictwa też o niczym nie wiedziała. Rodzi się pytanie, ile jeszcze takich projektów jest i czego one dotyczą.

Według najbardziej dziwi fakt, że praktycznie wszyscy takiego czegoś bronią, zarówno rząd, jak i większość opozycji. – Opozycja, poza nielicznymi posłami niezrzeszonymi czy z Kukiz’15, też się w tym temacie za bardzo nie wypowiada. Człowiek z PSL, partii, która zdradziła polskich rolników podpisuje nad tym patronat, a po jakimś czasie się z tego wycofuje, zamiast w ogóle tego nie podpisywać. Co z tego, że zrezygnował? Nie wiedział, co podpisuje czy zrezygnował pod naporem ujawnionych informacji? To nielogiczne. Partia, która mieni się partią chłopską, robi takie rzeczy? Szok!

Kołodziejczak odniósł się także do sprawy taniego zboża z Ukrainy, zalewającego wschodnią Polskę, o czym alarmowali polscy rolnicy. Ceny skupu zboża były tam średnio o 15 proc. niższe niż w innych częściach Polski. Rolnicy przekonywali, że jest to spowodowane importem taniego zboża z Ukrainy, które trafia do naszego kraju również przez Czechy i Słowację. Pszenica i kukurydza z Ukrainy jest kierowana głównie do polskich województw graniczących z tym krajem. Zdaniem rolników, niskie ceny sprawiają, że już wkrótce uprawa zbóż przez polskich rolników może przestać się opłacać. Już wcześniej „Nasz Dziennik” pisał, że Polsce zagraża zalew ukraińskiego zboża, a jeśli rządowi nie uda się zahamować nielegalnego importu zboża z Ukrainy, to polscy rolnicy poniosą ogromne straty. Wcześniej informowaliśmy, że w branży rolniczej pojawiają się skargi, że z Ukrainy do Polski trafiają ilości zboża znacznie przekraczające limity bezcłowych kontyngentów ze wschodu. Powoduje to spadek cen skupu ziarna od polskich rolników.

Prezes Unii Warzywno-Ziemniaczanej potwierdza, że od około 2 miesięcy otrzymuje alarmujące informacje w tej sprawie. Zaznacza, że ukraińskie zboże trafia na Słowację, a stamtąd do Polski. – Rolnicy już kilkukrotnie nas o tym informowali. Można powiedzieć, że jest to już oficjalny kanał przerzutowy. Jeżeli to trafi na Słowację, to już jest „unijne”, „europejskie”, a nie ukraińskie. Tak samo jest z ziemniakami, które trafiają z Izraela do Europy, do Włoch. Tam zostają oclone i już są unijne, a nie izraelskie. Tu sytuacja jest taka sama.

– Sam nie pochodzę z rejonu zagrożenia ASF, ale uważam, że generalnie jako rolnicy jesteśmy ograniczani różnymi przepisami w kwestii przewozu towarów ze stref ASF. Jako Polska powinniśmy powiedzieć, że dla nas ASF jest na całej Ukrainie. Niech wtedy nawet kontrole międzynarodowe to badają.

Zdaniem Kołodziejczaka, komuś zależy na tym, żeby ukraińskie zboże trafiało do Europy. Zaznacza, że „bardzo często jest to zboże produkowane przez rolników na Ukrainie, ale dla rolników z zachodu Europy”. Ekspansja Zachodu jest tu bardzo silna. Wiele źródeł pokazuje, jak zagraniczny kapitał rozwija się na Ukrainie. I tutaj chyba właśnie o to chodzi. To wszystko nie jest robione dla Ukrainy, tylko dla tych, którzy tam wyjechali i dzierżawą ziemię [na razie na Ukrainie nie ma możliwości kupowania ziemi, jednak prowadzone są prace nad zmianą prawa w tym zakresie – red.]. Na przykład Holandia – to kraj wręcz kolonizacyjny, oni poszerzanie swoich terenów wpływu mają chyba we krwi. Oni działają logicznie dla siebie, ale Polska nie działa logicznie dla nas. To nie jest żadna pomoc dla Ukrainy.