(Przedruk z "Rzeczpospolitej", nr 220, 20 IX 1997.)
Hitler nie pobłogosławił
W
1991 roku, przed pogrzebem ostatniego szefa sztabu Narodowych Sił
Zbrojnych, ppłk. Piotra Abakanowicza, ktoś wymalował na jego trumnie
swastyki. Nieznany sprawca lub sprawcy uznali, że w życiu oficera
wydarzyło się coś, co sprawiło, że ostatnią drogę zmarłego należy
naznaczyć hitlerowskim piętnem.
Losy
Abakanowicza były podobne do dziejów innych żołnierzy podziemia
niepodległościowego. Pod koniec lat 40. pułkownika aresztowali, a
następnie zamordowali funkcjonariusze komunistycznego Urzędu
Bezpieczeństwa (UB). Jego ciało - wspominał Jan Rossman, wyższy rangą
dowódca Szarych Szeregów - wrzucono do zwykłego dołu. Dopiero po 1989 r.
rodzina odnalazła miejsce pochówku i otrzymała pozwolenie na ekshumację
oraz pogrzeb.
Wiele,
choćby swastyki wymalowane na trumnie pułkownika, świadczy o tym, że
NSZ nadal uznaje się za organizację, której głównym celem była
współpraca z Niemcami i mordowanie Żydów. Nic bardziej błędnego. NSZ,
15-krotnie liczniejsze od AL, wniosły o wiele większy wkład do walki z
okupantem, niż formacje komunistyczne. Tymczasem środowiska
opiniotwórcze i naukowcy z wciąż unikają tematyki związanej z Narodowymi
Siłami Zbrojnymi.
Fałszerstwa z przeszłości
Jedną
z przyczyn powstania i utrwalenia niekorzystnego wizerunku NSZ są
dokonywane w PRL fałszerstwa dokumentów, dotyczących tej organizacji. Na
przykład, aby zilustrować rzekomy przypadek współpracy między NSZ a
Niemcami, komunistyczny historyk, Bogdan Hillebrandt, w wydanej w 1970
r. pracy "Partyzantka na Kielecczyźnie" świadomie przeinaczył cytat z
wydawnictwa emigracyjnego. Jak ujawniły ostatnio "Zeszyty historyczne
WiN-u", kilka lat wcześniej Hillebrandt sfabrykował rzekomy rozkaz NSZ,
nawołujący do mordowania Żydów.
Posługując
się takimi metodami oskarżano NSZ o kolaborację z Niemcami i mordowanie
komunistów, Sowietów i Żydów. W okresie PRL Polskę zalewała fala
propagandy mnożącej te zarzuty.
W
pamiętnikach generała milicji Mieczysława Moczara znajdujemy fragment,
który głosi, że NSZ "to kilka najpotworniejszych kreatur
reprezentujących czarną reakcję współpracującą z Niemcami..., banda
krzyżaków, płatnych sługusów pozostających na żołdzie pruskim". Podobne
schematy funkcjonowały w środowisku opozycyjnej "lewicy laickiej". Na
przykład, w pierwszym numerze podziemnego pisma "Krytyka" w 1979 r.
Jacek Kuroń pisał, że wrogiem "opozycji demokratycznej" nie jest
komunizm, a "totalitaryzm narodowców". Zgodnie z tym przeświadczeniem
nawet prof. Krystyna Kersten w pracy "Narodziny systemu władzy", wydanej
w 1985 r. w drugim obiegu i na emigracji, powtórzyła oskarżenia NSZ o
"mordowanie bezbronnych Żydów i czerwonych" oraz przyrównywała żołnierzy
niepodległościowych do "oprawców z UB".
Propagandowa
działalność specjalistów PRL zajmujących się historią, bo przecież nie
historyków, wydała obfity plon, o czym można się było przekonać nawet po
upadku systemu. Między 1992 a 1997 ukazało się w prasie przynajmniej 70
artykułów i wzmianek na temat NSZ. Przeważały w nich tony, które
trąciły dawną komunistyczną propagandą.
O
NSZ prasa pisała na przykład, że była to formacja, której "karty chwały
składają się głównie z dobijania ocalałych Żydów, mordowania chłopów i
nauczycieli, wieszania milicjantów" (Wiesław Górnicki w "Polityce",
styczeń 1991 r.), dla której żołnierzy "ostateczne i bezwzględne
zlikwidowanie kwestii żydowskiej" było "sprawą najważniejszą, racją
istnienia. Z hitlerowskiego błogosławieństwa korzystali w pełni" (Chaim
Skrzydło w "Dos Jidisze Wort - Słowo Żydowskie", luty 1992). W lutym
1993 "Życie Warszawy" opublikowało uchwałę Stowarzyszenia Żydów
Kombatantów i Poszkodowanych w II wojnie światowej, wyrażającą troskę o
to, że nie można nie dostrzegać "związku między przejawami antysemityzmu
w Polsce a idealizowaniem NSZ, która w stosunku do Żydów była
jednoznacznie wroga i zbrodniczo wysługująca się Niemcom". Odezwała się
też diaspora żydowska. W styczniu 1993 r. "Gazeta Wyborcza" opublikowała
list otwarty Żydów polskich, zamieszkałych w Australii. Według
sygnatariuszy, NSZ to "organizacja głosząca i uprawiająca jawnie
rasistowską ideologię i splamiona krwią niewinnych ludzi, w tym dzieci,
kobiet i starców, zamordowanych tylko dlatego, że byli Żydami... NSZ
pomagały wspólnemu wrogowi oczyścić Polskę z Żydów uciekając się nawet
do współpracy z gestapo w tym niecnym dziele". Podobne opinie ukazały
się w angielskojęzycznych pismach w USA, Kanadzie i Izraelu.
Nikt jednak nie podejmował całościowych badań nad dziejami NSZ.
Zmieniający się wizerunek
Te,
tymczasem, kryły wiele ciekawych odkryć. Na ślad pierwszego może
prowadzić wypowiedź wspomnianej już prof. Krystyny Kersten, która w maju
1993 r. w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" mówiła: "Czy NSZ mordowały
Żydów? Z tego, co dziś wiadomo, w czasie wojny, a także i po jej
zakończeniu, zabijanie Żydów jako Żydów nie leżało w ich programie...
Istnieje niewątpliwie związek między ideologią antysemicką a czynem, ale
to nie wystarczy, by uznać NSZ jako organizację programowo mordującą
Żydów".
Czy
pani profesor ma rację? Wiele wskazuje na to, że tak. Jej opinia, jakże
potrzebna, przyczyni się być może do zmiany wizerunku krzywdzącego NSZ.
O
tym, jak bardzo wizerunek ten jest wypaczony, niech świadczą choćby
badania, jakie pod koniec lat 80. nad antysemickim charakterem prasy NSZ
przeprowadził Paweł Szapiro. W "Biuletynie Żydowskiego Instytutu
Historycznego" stwierdził on, że "w wydawanym od 1940 r. do końca wojny
'Szańcu', w 129 analizowanych numerach, znaleziono ponad 150 artykułów,
notatek, informacji, w których wymienieni są Żydzi. Dodajmy, zawsze
oceniani negatywnie i widziani jako źródło zagrożenia".
Wyniki
tych badań zakwestionował Wojciech Jerzy Muszyński, przedstawiając w
czerwcu 1997 r. wyniki swoich prac w tygodniku "Nasza Polska". Na łamach
narodowo-radykalnego "Szańca" doszukał się 75 tekstów i wzmianek
dotyczących Żydów, z czego 32 odnosiło się do nich pozytywnie. Większość
komentarzy negatywnych dotyczyła postaw ludności żydowskiej pod
okupacją sowiecką na Kresach Wschodnich oraz związków między komunistami
a Żydami. Muszyński twierdził też, że w porównaniu do okresu
przedwojennego sprawy żydowskie były traktowane przez prasę narodową
marginalnie, a podziemne publikacje prowincjonalne SN i ONR ignorowały
tę kwestię niemal zupełnie.
Jak zatem NSZ naprawdę odnosił się do Żydów?
Wiadomo,
że Żydzi ginęli od kul partyzantów z oddziałów niepodległościowych, nie
tylko NSZ. Historycy zachodni, jak Reuben Ainsztein czy Joseph Kermish,
obarczają winę za te wypadki przede wszystkim AK. Z kolei w pracy
"Unequal victims: Poles and Jews During World War Two" (Nierówna ofiara:
Polacy i Żydzi w czasie II wojny światowej) naukowcy izraelscy Shmuel
Krakowski i Israel Gutman podają, że doszukali się 120 przypadków, w
których Żydzi polegli z rąk żołnierzy polskiego podziemia. Na 26
wymienionych przez tych uczonych konkretnych przypadków, tylko jeden
przypisano (niesłusznie) NSZ, a resztę AK.
Konkluzja,
że Żydzi byli głównym przeciwnikiem polskich partyzantów, jest jednak
fałszywa. Podziemie niepodległościowe likwidowało bowiem ludzi uznanych
za bandytów, szpiegów, czy "rewolucjonistów" nie oglądając się na
pochodzenie etniczne skazanych. Na przykład, komendant Okręgu
Białostockiego AK, płk Władysław Liniarski ("Mścisław") meldował w
raporcie do KG AK: "W ramach obrony koniecznej zlikwidowano 47 Polaków; 4
Żydów, 3 Białorusinów; 1 volksd.(eutscha); 18 'turystów' sowieckich -
razem 73 osoby". Co więcej, dane z zachodniej Lubelszczyzny wskazują, że
organizacją odpowiedzialną za śmierć dużej liczby Żydów jest PPR.
Świadectwo Juliana Tuwima
Załóżmy
jednak przez chwilę, że tezy o powszechnym antysemityzmie żołnierzy NSZ
nie uda się obalić. Jak wówczas tłumaczyć udział Żydów i osób
pochodzenia żydowskiego w szeregach NSZ?
Jak
wynika z pamiętników Feliksa Pisarewskiego-Parry, "Orły i resztki", ten
nieżyjący już autor żydowskiego pochodzenia został odbity przez NSZ z
transportu na Pawiak. Później służył jako oficer w jednej z komend NSZ.
Mieszkał w Australii i był kawalerem Krzyża Narodowego Czynu Zbrojnego. Z
kolei w 1943 r. w oddziale "Stepa" na Lubelszczyźnie walczył Eljahu
(Aleksander) Szandcer ("Dzik") - uciekinier z getta, którego przygarnęli
partyzanci NSZ. Zginął w walce z Niemcami i został pośmiertnie
przedstawiony do Krzyża Walecznych. W Powstaniu Warszawskim w oddziałach
NSZ służyli Jerzy Żmidygier-Konopka ("Poręba") i podchorąży Natanson,
który został ostatnio udekorowany Krzyżem Narodowego Czynu Zbrojnego
przez konsula RP w Kanadzie. Przykłady można mnożyć. Wyliczanie nazwisk
żołnierzy żydowskich w szeregach NSZ mija się jednak z celem, a ponadto
badania nad tym zagadnieniem utrudnia fakt, że organizacje
niepodległościowe nie prowadziły danych swych żołnierzy według ich
pochodzenia.
Nie
sporządzono też ewidencji pomocy, udzielonej Żydom przez NSZ. Ale takie
wypadki zdarzały się i wcale nie były odosobnione. Prof. Wiesław
Chrzanowski wspomniał na przykład swego czasu w wywiadzie dla "Gazety
Wyborczej", że jego kolega, "członek sztabu NSZ, przechował przez wojnę
rodzinę żydowską". Z kolei w liście Juliana Tuwima do szefa UB Jacka
Różańskiego, opublikowanym w pracy Bohdana Urbankowskiego "Czerwona msza
albo uśmiech Stalina", poeta prosił o darowanie życia jednemu z
żołnierzy NSZ, który bezinteresownie pomagał w czasie wojny jego matce.
Tych,
którzy znają prawdę, przekonywać nie trzeba. Tym, którzy wierzą, że
źródłem chwały NSZ było "dobijanie ocalałych Żydów", oczu nie uda się
już zapewne otworzyć. Nie można jednak nie przypomnieć, że według
wydanej w 1969 r. w Czechosłowacji pracy "Tabory utrpenia a smrti"
(Obozy cierpienia i śmierci), ostatnią akcją zbrojną Brygady
Świętokrzyskiej NSZ było zdobycie 5 maja 1945 r. obozu koncentracyjnego
Holyszew (filia KL Flossenburg) w Czechach. Wyzwolono 2000 kobiet, w tym
około 300 Żydówek, które SS-mani mieli zamiar spalić żywcem. Jak
wspominała więźniarka nr 50 579 Eugenia Dziarnowska z Warszawy: "Nawet w
najgłębszych snach nie marzyłyśmy o wyzwoleniu obozu przez polskich
żołnierzy. 5 maja - radość, niespodzianka, duma". Gdy w 1950 r.
komuniści starali się doprowadzić do ekstradycji do PRL dowódcy Brygady
płk. "Bohuna", więźniarki oswobodzone z obozu w Holyszewie zeznawały na
jego korzyść we francuskim sądzie.
Wspólnie z AK
Wśród
ujawnionych ważnych informacji jest fakt, że wielu oficerów NSZ
zajmowało wysokie stanowiska w AK, jak płk Witold Komierowski
("Sulima"), który został inspektorem KG AK, ppłk Stefan Tomkow ("Tur"),
który służył jako zastępca dowódcy Zgrupowania "Radosław" w Powstaniu
Warszawskim, czy ppłk Robert Piechowski ("Robert"), który był zastępcą
inspektora Inspektoratu Kieleckiego.
Ujawniono
też inne szczegóły współpracy AK i NSZ. Oto kilka przykładów. W latach
1942 i 1943 wywiadowcy NSZ zdobyli tajne informacje, dotyczące
niemieckiej broni rakietowej V-1 i V-2 i dostarczyli je wywiadowi AK. We
wrześniu 1943 NSZ współdziałał z AK w akcji odbicia więźniów w
Biłgoraju. Według raportu z Archiwum Akt Nowych, w lutym 1944 NSZ
wspomagała AK w zamachu na Kutscherę. Inny meldunek podaje, że latem
1943 r. na Podlasiu żołnierze NSZ likwidowali bandytów i szpicli na
podstawie list dostarczonych przez Komendanta Powiatu AK.
Oficer
AK Marian Gołębiewski ("Ster") z Hrubieszowszczyzny otwarcie przyznał,
że miał umowę z NSZ przeciw komunistom. Aby nie mieć kłopotów z KG AK,
która zabraniała akcji antykomunistycznych, Gołębiewski walczył z
komunistami, podszywając się pod NSZ.
Coraz
więcej dowiadujemy się o powojennych losach NSZ-owców. W powstaniu
antykomunistycznym po zakończeniu wojny z Niemcami walczyli oni w
szeregach Narodowego Zjednoczenia Wojskowego (NZW).
Dla
niektórych niepodległościowców wojna skończyła się wiele lat po 1945 r.
Jak ujawnił niedawno Andrzej Kiszka ("Dąb") w wywiadzie dla pisma
"Sztafeta", milicja ujęła go w ziemiance w Lasach Janowskich dopiero 31
grudnia 1961 r. Do partyzantki poszedł w 1943 r. Walczył do 1953 roku.
Podczas procesu sądowego prokurator zażądał dożywocia.Ostatecznie Kiszka
został skazany na 15 lat. Jak podała "Rzeczpospolita", dopiero w 1963
r. UB aresztował we Wrocławiu ukrywającego się pod fałszywym nazwiskiem
Czesława Czaplickiego ("Ryś"). Prokurator zażądał dla niego kary
śmierci. Ostatecznie skazano go na 15 lat. Jego "winą" było rozbicie
więzienia, przez co uratował kilkadziesiąt osób przed wywózką na Sybir.
Dowiadujemy
się też o zbrodniach, popełnionych na żołnierzach podziemia narodowego.
W grudniu 1996 "Gazeta w Radomiu", regionalny dodatek do "Gazety
Wyborczej", opublikowała wstrząsające szczegóły zabicia 7 osób, w tym
trzech NSZ-owców, przez grupę GL "Lwy" pod wodzą Izraela Ajzenmana w
Drzewicy, w styczniu 1943 r. Wiadomo, że w 1946 r. oficer UB Adam Humer
wraz z towarzyszami zamordował w śledztwie redaktora podziemnej prasy
narodowej, Tadeusza Łabędzkiego. Pełna liczba ofiar pozostaje nie znana.
Wyszli z NSZ
Coraz więcej wiadomo też o więziach, jakie ze środowiskiem narodowym łączyły wiele znanych postaci.
W
lutym 1997 "Szaniec Chrobrego" poinformował czytelników, że legendarny
Janek Bytnar ("Rudy") trafił do Szarych Szeregów z Grup Szkolnych ONR.
Być może, do dziś większość harcerek z warszawskiej drużyny ZHR im.
Wandy Węgierskiej nie wie także, iż ta ścięta toporem w Berlinie
wywiadowczyni, wywodziła się z NSZ. Warto także przypomnieć, że w
utworzonym 2 lipca 1943 r., "pod auspicjami Narodowych Sił Zbrojnych",
porozumieniu prasowym młodzieży prawicowej pod nazwą "Zjednoczenie -
ogólnoendecki komitet porozumiewawczy młodzieżowy", obok przedstawicieli
pism "Walka" (SN), "Szaniec" (ONR), "Praca i Walka" (SN), "Harcerstwo
Narodowe" (Hufce Polskie), uczestniczył delegat Frontu Odrodzenia Polski
Władysław Bartoszewski, reprezentujący związane z Sodalicją Mariańską
pismo "Młodzież Katolicka". Wpływowy myśliciel katolickiego
tradycjonalizmu ks. kpt. Michał Poradowski ("Benedykt") był Szefem
Służby Duszpasterstwa Dowództwa NSZ. Dumny ze swej służby w NSZ jest
wreszcie ks. biskup Zbigniew Kraszewski, obecny kapelan środowiska
więźniów politycznych.
Największe straty
Te
fakty mogą być dla wielu zaskoczeniem. Cenzura starała się bowiem
sumiennie wymazywać narodowców z historii Polski. Czasami jednak udało
się opublikować ich nazwiska bez wspominania przynależności
organizacyjnej. W 1964 r. dr Władysław Fejkiel ujawnił w "Pamiętniku
lekarzy", że dr Jan Mosdorf pomagał w Oświęcimiu współwięźniom Żydom, a
potem został przez Niemców rozstrzelany za udział w konspiracji
obozowej. Leon Wanat w swych pamiętnikach "Za murami Pawiaka" wspominał,
że w czerwcu 1940 r. wywieziono z tego więzienia i rozstrzelano w
Palmirach "działacza młodzieżowego", mecenasa Tadeusza Fabianiego. Tylko
nieliczni czytelnicy wiedzieli, że Mosdorf i Fabiani byli przywódcami
Obozu Narodowo-Radykalnego (ONR-ABC).
Nie
wolno też było podawać, że narodowcy ponieśli z rąk niemieckiego
okupanta procentowo największe straty ze wszystkich polskich stronnictw.
Według Jędrzeja Giertycha, na 45 jego kolegów z Komitetu Głównego
Stronnictwa Narodowego (SN) życie straciło 25 osób, a w tym prezesi:
Mieczysław Trajdos, Kazimierz Kowalski i Stefan Sacha. Zginęły tysiące
szeregowych działaczy. Ujawnienie takich faktów podważyłoby obowiązujące
stereotypy o "współpracy endeków z hitlerowcami".
Z
tych samych powodów nagminnie przypisywano NSZ-towskie walki z Niemcami
innym organizacjom, a szczególnie GL-AL. Na przykład, historyk
PRL-owski Jerzy Markiewicz w pracy "Nie dali ziemi skąd ich ród", opisał
rzekome zwycięstwo partyzantów komunistycznych nad żandarmerią
niemiecką 23 września 1943 r. pod wsią Ujście w powiecie biłgorajskim.
Po wojnie GL-owcy nadali sobie za to zwycięstwo wysokie odznaczenia. W
rzeczywistości walkę tę stoczyły NSZ. Jej uczestnik, Stanisław
Samborski-Tomkowicz, na próżno przypominał o tym w emigracyjnej
publikacji.
Na
emigracji zresztą również nie można było przez pewien czas swobodnie
pisać o NSZ - ze względu na obawę o los osób, które pozostały w kraju.
Mimo wszystko, część swych dziejów środowisko to przedstawiło w
wydawanych w Chicago "Zeszytach do historii Narodowych Sił Zbrojnych".
Ponadto spisali swe wspomnienia m.in. dowódcy partyzantcy: Władysław
Kołaciński ("Żbik"), Antoni Szacki ("Bohun-Dąbrowski") i Leonard
Zub-Zdanowicz ("Ząb").
Zadośćuczynienie
Powoli
jednak żołnierze NSZ zaczynają zajmować należne im miejsce w historii.
Wczesną wiosną 1990 grupa byłych partyzantów NSZ postanowiła zintegrować
środowisko. Niebawem powstał Związek Żołnierzy NSZ. Jego prezesem
został dr Bohdan Szucki. Obecnie związek zrzesza kilka tysięcy b.
żołnierzy w pięciu okręgach.
Za
sprawą prezydenta Lecha Wałęsy nastąpiła dość szybka weryfikacja stopni
i medali żołnierzy podziemia niepodległościowego, a w tym i NSZ-owców.
Sejm, który na mocy ustawy z 1991 roku przyznał im status kombatantów,
zaaprobował też NSZ-towskie odznaczenie z okresu okupacji: Krzyż
Narodowego Czynu Zbrojnego. Dwie podstawowe sprawy wciąż pozostały
jednak nie rozwiązane.
Pierwsza, to stalinowskie wyroki sądowe. Druga, to wypaczony wizerunek NSZ w oczach dużej części opinii publicznej.
Do
1992 r. zrehabilitowano pewną liczbę NSZ-owców, a w tym ostatniego
komendanta, Stanisława Kasznicę. Potem zaczęły się kłopoty.
Rehabilitacji nie mógł doczekać się, na przykład, strzelec Marian
Bobolewski, który twierdzi, że zakończeniu jego sprawy sprzeciwiają się
wysoko postawieni krewni ludzi, którzy go przesłuchiwali i skazywali 53
lata temu.
Napotykająca
tak wiele przeszkód rehabilitacja żołnierzy podziemia
niepodległościowego, a w tym NSZ, nie może nie wywołać oburzenia, przede
wszystkim dlatego, że wyroki sądów PRL, skazujące AK-owców czy
NSZ-owców były nielegalne.
Powszechnie
przyjmuje się, że w latach 1939-1945 - mimo deklaracji Hitlera i
Stalina - Państwo Polskie istniało nadal, a co za tym idzie, że
obowiązywało jego przedwojenne prawodawstwo; nawet pod okupacją. Kodeks
Karny Rzeczypospolitej z 1932 roku traktuje surowo ludzi, którzy
chcieliby oddać Kresy Wschodnie Związkowi Sowieckiemu i poddać Polskę
Stalinowi: "Kto usiłuje pozbawić Państwo Polskie niepodległego bytu lub
oderwać część jego obszaru, podlega (...) karze śmierci". Podobnie
surowej karze podlegają ci, którzy usiłują "zmienić przemocą ustrój
Państwa Polskiego" oraz ci, którzy "przechodzą do nieprzyjaciela". We
wszystkich wypadkach prawo odnosiło się więc do komunistów. O egzekucji
kary na takich przestępcach w warunkach wojennych pisano w Kodeksie
Karnym Wojskowym w 1932 roku: "Nie podlega karze żołnierz, który
dopuszcza się czynu, będącego wykonaniem rozkazu w sprawach służbowych".
Dlatego w świetle obowiązującego ówcześnie w Polsce prawodawstwa za
walki z komunistami nie można skazywać żołnierzy NSZ (czy AK i BCh).
Nawet
jeśli zakwestionujemy tak surową interpretację prawną, musimy pamiętać,
że większość historyków obecnie przyznaje, że tzw. Polski Komitet
Wyzwolenia Narodowego (PKWN) i późniejsze rządy PRL zostały Polakom
narzucone siłą przez Stalina. Były więc nielegalne i jako takie nie
mogły stanowić i egzekwować prawa.
Fałszywy
obraz NSZ w oczach opinii publicznej to wynik kłamstw, przemilczeń,
zakazów cenzury, nieuzasadnionych obaw, a nawet uprzedzeń. Pojawia się
jednak coraz więcej sygnałów, które pozwalają mieć nadzieję, że czarny
obraz NSZ, stanie się obrazem sprawiedliwym.