czwartek, 13 września 2018

Tomasz J. Kostyła: Mariana Kowalskiego rozwód z lubelskim kacerzem

Podobny obraz 
        Wiele osób chyba sobie jeszcze zadaje pytanie, co skłoniło Mariana Kowalskiego do rozwodu z lubelskim kacerzem. Wszak logika współczesna wskazuje na to, iż ani głupi, ani mądry dobrowolnie nie rezygnuje z dużych pieniędzy, które spadają niczym manna z nieba. Któż nie marzy o tym by jak najmniej pracować i jak najwięcej zarabiać? 

Taki american dream miał miejsce na rodzimej Lubelszczyźnie przez kilka ładnych lat. Samograj na legalu, przy udziale polactwa, które ochoczo wspierało coraz bardziej kabaretowe werbalno- pantomimiczne seanse absurdu i groteski. Pamiętajmy przy tym, iż Marian Kowalski to postać znana na co najmniej dwóch kontynentach. W jego życiorysie są różne epizody, co prawda nie tak spektakularne jak u TW Bolka, ale widać pewne analogie. Skoro Agent Bolek mógł obalić sam komunę, to Marian Kowalski o wiele prościej ocalił Marsz Niepodległości AD 2012, uzyskując w opinii publicznej- jako jedyny człowiek na świecie- tytuł Obrońcy Marszu Niepodległości. To piękny początek kariery politycznej, zainicjowana w tym przypadku nie skakaniem przez płot, a wskoczeniem na platformę TIR-a z nagłośnieniem Marszu.

Ale to już daleka przeszłość. Teraz, kiedy nadciąga kolejny Marsz Niepodległości władza warszawska znowu czyni umizgi do jego organizatorów. Mamy 100- lecie niepodległości, oraz nieco wcześniej wybory samorządowe i trzeba coś zrobić, aby rząd republiki okrągłego stołu, nie musiał się chować po urzędach, kiedy na Rondzie Dmowskiego 11 listopada w Warszawie wybije godzina 14.00. Apele banksterów, pomstowanie kodomitów, milczenie episkopatu nie dają rozwiązania korzystnego dla funkcjonariuszy „dobrej zmiany”. Czasu niewiele i rodzą się obawy, co może się wydarzyć, aby „milion” maszerujących nie przyćmił oficjalnych obchodów. Kto może pomóc wyjść z impasu?

Zanim Marian Kowalski trzasnął drzwiami wychodząc z lubelskiej sekty, pojawił się nieco wcześniej jakiś Stary Kiejkut, który ustami Radosława Patlewicza na kanale youtube przypomniał internetowej gawiedzi kilka faktów z życia niedoszłego prezydenta RP, a o których narodowcy wcześniej nie chcieli wiedzieć. Wyszły na jaw wszystkie dotychczasowe żony Mariana oraz kilka spraw, o których każdy rasowy rozwodnik chce szybko zapomnieć. To był impuls, bo nazajutrz Kowalski obrał nowy kurs medialny, trafiając przy okazji do poczekalni oczekując na właściwy moment dziejów.

Każdy kij ma marchewkę. I oto Marian Kowalski otworzył własna telewizję, ale chyba się nie zraza niepochlebnymi w większości komentarzami, skoro tak szybko odpuścił łatwy zarobek w klanie Chojeckich. Czy rodzinny interes państwa Kowalskich będzie usypiał ludzi mieląc półprawdy i domysły w sosie równoważników zdań okraszonych wulgaryzmami? Z pewnością, ale to już za mało na kabaret, a plan może być inny jeżeli weźmiemy pod uwagę ciągle realizowany projekt Stulecie Niepodległości.

Marian Kowalski będzie chciał mieć przy sobie kogoś, z kim będzie mógł realizować różne ambicje polityczne za parawanem medialnej publicystyki. To się ma we krwi- odwagę do przemawiania wobec tłumów, a potem dozgonne pragnienie panowania nad tym zjawiskiem. Jest ktoś, kto w tym Marianowi pomoże, kto ma podobne problemy i pragnienia i działa równie podobnie. To osoba, która wcześniej Kowalski, będąc w związku z heretykiem nie był w stanie przyciągnąć i namówić do współpracy. To osoba, na której Marianowi Kowalskiemu szczególnie zależało, do której słał niekończące się oferty via media, a nawet po programie telewizyjnym, w którym brał udział, złożył swój podpis na planszy obok tej- równie groteskowej postaci jak on.

Tą osobą jest ksiądz- konkubent.

Marian już na wstępie zadeklarował publicznie, że jego medium będzie otwarte na różnych ludzi. Oprócz krytyki i odcinania się od swojego poprzedniego chlebodawcy, chce wejść na salony polityczne, a do tego potrzebuje osób, które go tym uwierzytelnią. Jeżeli władza warszawska ma wobec Kowalskiego plany, to musi sprawić, iż dogada się on z kimś, kto ma podobne ambicje i chce wyskoczyć z marginesu do głównego nurtu wydarzeń. Nie chodzi przy tym o nic trwałego. Zarówno Marian Kowalski jak i ksiądz- konkubent to dwaj egocentrycy o wybujałych ambicjach, przelewający na papier swoje, w których chcą udowadniać światu potęgę relatywizmu i z których żaden nie chce iść na ustępstwa. Mogą jedynie przyjąć ofertę „dobrej zmiany” jeśli takowa się pojawi, aby zaistnieć po jakiejkolwiek ze stron w ten szczególny dzień jakim będzie 11 listopada AD 2018. Taka szansa nadciąga i Stary Kiejkut puści w niepamięć wiele ich ciemnych spraw i zapewni środki na wiele dalszych planów, przy czym zawsze może podpalić kolejną kukłę żyda rękoma opornych na jego sugestie.
Tak, każdy kij ma marchewkę.

TJK

Za: facebook.com