Wiele
osób chyba sobie jeszcze zadaje pytanie, co skłoniło Mariana
Kowalskiego do rozwodu z lubelskim kacerzem. Wszak logika współczesna
wskazuje na to, iż ani głupi, ani mądry dobrowolnie nie rezygnuje z
dużych pieniędzy, które spadają niczym manna z nieba. Któż nie marzy o
tym by jak najmniej pracować i jak najwięcej zarabiać?
Taki
american dream miał miejsce na rodzimej Lubelszczyźnie przez kilka
ładnych lat. Samograj na legalu, przy udziale polactwa, które ochoczo
wspierało coraz bardziej kabaretowe werbalno- pantomimiczne seanse
absurdu i groteski. Pamiętajmy przy tym, iż Marian Kowalski to postać
znana na co najmniej dwóch kontynentach. W jego życiorysie są różne
epizody, co prawda nie tak spektakularne jak u TW Bolka, ale widać pewne
analogie. Skoro Agent Bolek mógł obalić sam komunę, to Marian Kowalski o
wiele prościej ocalił Marsz Niepodległości AD 2012, uzyskując w opinii
publicznej- jako jedyny człowiek na świecie- tytuł Obrońcy Marszu
Niepodległości. To piękny początek kariery politycznej, zainicjowana w
tym przypadku nie skakaniem przez płot, a wskoczeniem na platformę TIR-a
z nagłośnieniem Marszu.
Ale to już daleka przeszłość. Teraz,
kiedy nadciąga kolejny Marsz Niepodległości władza warszawska znowu
czyni umizgi do jego organizatorów. Mamy 100- lecie niepodległości, oraz
nieco wcześniej wybory samorządowe i trzeba coś zrobić, aby rząd
republiki okrągłego stołu, nie musiał się chować po urzędach, kiedy na
Rondzie Dmowskiego 11 listopada w Warszawie wybije godzina 14.00. Apele
banksterów, pomstowanie kodomitów, milczenie episkopatu nie dają
rozwiązania korzystnego dla funkcjonariuszy „dobrej zmiany”. Czasu
niewiele i rodzą się obawy, co może się wydarzyć, aby „milion”
maszerujących nie przyćmił oficjalnych obchodów. Kto może pomóc wyjść z
impasu?
Zanim Marian Kowalski trzasnął drzwiami wychodząc z
lubelskiej sekty, pojawił się nieco wcześniej jakiś Stary Kiejkut, który
ustami Radosława Patlewicza na kanale youtube przypomniał internetowej
gawiedzi kilka faktów z życia niedoszłego prezydenta RP, a o których
narodowcy wcześniej nie chcieli wiedzieć. Wyszły na jaw wszystkie
dotychczasowe żony Mariana oraz kilka spraw, o których każdy rasowy
rozwodnik chce szybko zapomnieć. To był impuls, bo nazajutrz Kowalski
obrał nowy kurs medialny, trafiając przy okazji do poczekalni oczekując
na właściwy moment dziejów.
Każdy kij ma marchewkę. I oto Marian
Kowalski otworzył własna telewizję, ale chyba się nie zraza
niepochlebnymi w większości komentarzami, skoro tak szybko odpuścił
łatwy zarobek w klanie Chojeckich. Czy rodzinny interes państwa
Kowalskich będzie usypiał ludzi mieląc półprawdy i domysły w sosie
równoważników zdań okraszonych wulgaryzmami? Z pewnością, ale to już za
mało na kabaret, a plan może być inny jeżeli weźmiemy pod uwagę ciągle
realizowany projekt Stulecie Niepodległości.
Marian Kowalski
będzie chciał mieć przy sobie kogoś, z kim będzie mógł realizować różne
ambicje polityczne za parawanem medialnej publicystyki. To się ma we
krwi- odwagę do przemawiania wobec tłumów, a potem dozgonne pragnienie
panowania nad tym zjawiskiem. Jest ktoś, kto w tym Marianowi pomoże, kto
ma podobne problemy i pragnienia i działa równie podobnie. To osoba,
która wcześniej Kowalski, będąc w związku z heretykiem nie był w stanie
przyciągnąć i namówić do współpracy. To osoba, na której Marianowi
Kowalskiemu szczególnie zależało, do której słał niekończące się oferty
via media, a nawet po programie telewizyjnym, w którym brał udział,
złożył swój podpis na planszy obok tej- równie groteskowej postaci jak
on.
Tą osobą jest ksiądz- konkubent.
Marian już na wstępie
zadeklarował publicznie, że jego medium będzie otwarte na różnych
ludzi. Oprócz krytyki i odcinania się od swojego poprzedniego
chlebodawcy, chce wejść na salony polityczne, a do tego potrzebuje osób,
które go tym uwierzytelnią. Jeżeli władza warszawska ma wobec
Kowalskiego plany, to musi sprawić, iż dogada się on z kimś, kto ma
podobne ambicje i chce wyskoczyć z marginesu do głównego nurtu wydarzeń.
Nie chodzi przy tym o nic trwałego. Zarówno Marian Kowalski jak i
ksiądz- konkubent to dwaj egocentrycy o wybujałych ambicjach,
przelewający na papier swoje, w których chcą udowadniać światu potęgę
relatywizmu i z których żaden nie chce iść na ustępstwa. Mogą jedynie
przyjąć ofertę „dobrej zmiany” jeśli takowa się pojawi, aby zaistnieć po
jakiejkolwiek ze stron w ten szczególny dzień jakim będzie 11 listopada
AD 2018. Taka szansa nadciąga i Stary Kiejkut puści w niepamięć wiele
ich ciemnych spraw i zapewni środki na wiele dalszych planów, przy czym
zawsze może podpalić kolejną kukłę żyda rękoma opornych na jego
sugestie.
Tak, każdy kij ma marchewkę.
TJK
Za: facebook.com