poniedziałek, 5 listopada 2018

Gladius Ferreus: Ku Kontrrewolucji - wywiad

Gladius Ferreus 
       Norbert Polak (dalej NP): Viva Cristo Rey! Dla Państwa mówi Norbert Polak, a naszym rozmówcą jest Gladius Ferreus – bloger, wojownik cywilizacji Christianitas. Drogi Gladiusie, rzeknę nieco teatralnie, acz głęboce: Kim jesteś?

Gladius Ferreus (dalej GF): Que viva! Kim jestem? Myślę, że chyba najlepiej i najbardziej wyczerpująco odpowiada na to pytanie rubryka „O mnie” widniejąca na mym blogu – „wojujący katolik, legitymista, kontrrewolucjonista, reakcyjny tradycjonalista, partyzant Idei. Bezlitosny wróg demokracji, tolerancji, praw człowieka, masonerii, rozdziału Kościoła od państwa, suwerenności ludu, równości wobec prawa, wolności słowa, liberalizmu, protestantyzmu, modernizmu, pacyfizmu, humanitaryzmu, egalitaryzmu, socjalizmu, komunizmu, bolszewizmu, syjonizmu, parlamentaryzmu, konstytucjonalizmu, indywidualizmu, konsumpcjonizmu, feminizmu, genderyzmu oraz wszelkich innych heretyckich i wywrotowych idei w każdej formie i pod każdą postacią”.

NP: Co oznacza Twoje imię? A może to i nazwisko? I dlaczego tak tajemnicza nazwa?

GF: Gladius Ferreus znaczy po łacinie Żelazny Miecz. Nie jest to imię, ani nazwisko, lecz literacki pseudonim. Brzmiący – zwłaszcza w uszach zarażonych (neo)modernizmem katolików posoborowych – tak wojowniczo, ponieważ ma w założeniu wyrażać bezwzględny, pozbawiony wszelkich kompromisów, sprzeciw wobec dzisiejszej, bezbożnej, laickiej, egalitarnej i nienawidzącej każdej ustanowionej hierarchii, niszczycielskiej demoliberalnej antycywilizacji. Antycywilizacji – dodajmy – z którą niestety wielu niby to prawicowych pisarzy, autorów, twórców kultury, blogerów etc., nazbyt często – pomimo deklaratywnego katolicyzmu, czy konserwatyzmu – wchodzi w rozmaite układy i relacje, zdradzając przy tym swoją ideową tożsamość. Na to zaś nigdy nie może być naszej zgody!

NP: Dlaczego stworzyłeś bloga?

GF: Ponieważ pragnąłem dołożyć od siebie cząstkę – choćby i najdrobniejszą! – w szczytnym dziele walki o odnowę prawdziwej cywilizacji – katolickiej, łacińskiej, sakralnej, ascetycznej, monarchicznej, hierarchicznej i autorytarnej. A także – co jest nieodmiennie drugą stroną tego medalu – pragnę równie gorąco przyczynić się do obalenia i ostatecznego zdruzgotania jej nędznej, demoliberalnej atrapy, która tak upodliła, zwłaszcza w ostatnim półwieczu, Europę i w ogóle cały świat. Czy oba te święte i – jak już wyżej wspomniałem – nierozłącznie ze sobą powiązane, cele ziszczą się jeszcze za naszego żywota? To już tylko sam Bóg Wszechmogący raczy wiedzieć… Natomiast naszą – jako katolickich kontrrewolucjonistów – rolą jest wyłącznie robić swoje (na powierzonej każdemu z nas przez Najwyższego niwie – jaka to niwa konkretnie, już samemu musimy sobie w głębi duszy odpowiedzieć…) i trwać na powierzonym posterunku, pośród tylu nikczemnych zdrad i judaszowych przeniewierstw, które nas zewsząd otaczają…

NP: Dlaczego wybrałeś akurat taki sposób walki o Dobro, Prawdę i Piękno?

GF: Gdyż sądzę, utwierdzany w swym zdaniu przez życzliwych – zarówno mojej skromnej osobie, jak i przede wszystkim naszej świętej Sprawie – znajomych, że zostałem obdarzony przez Pana Zastępów pewnym, naocznie dostrzegalnym, talentem literackim i właśnie on (tzn. ów talent), stanowi moją największą i najskuteczniejszą broń w akcji kontrrewolucyjnej (oczywiście na polu przyrodzonym, naturalnym – wiadomo, że w tym wszystkim, tzn. w naszej walce o cywilizację katolicką, rzeczą absolutnie fundamentalną są bez wątpienia środki nadprzyrodzone w postaci modlitwy i świętych Sakramentów!).

Proszę również wybaczyć, jeżeli w powyższej odpowiedzi można dopatrzeć się jakiejś niemiłej zmysłowi katolickiemu nuty braku pokory, czy skromności, ponieważ, primo, nie jest to moją intencją i secundo, tak to właśnie postrzegam.

NP: Powiedziałeś, że wielu ludzi prawicy zdradza Sprawę i wchodzi w układy. Kiedy zatem Katolikowi i patriocie nie wolno wchodzić w układy? Często zastanawiamy się bowiem, czy wykazać się tzw. bezkompromisową postawą, czy postąpić dyplomatycznie?

GF: Mówiąc, iż pod żadnym pozorem nie wolno wchodzić w układy ze schizmatyckim względem prawdziwej rzeczywistości światem rewolucyjnym, miałem konkretnie na myśli to, że nigdy nie należy iść na kompromisy ideowe i zdradzać swych prymarnych, nie podlegających dyskusji, wiecznych cywilizacyjnych Wartości.

NP: Dobrze, ale czy zawsze można być bezkompromisowym? Czy nie lepiej podejść czasem metodą małych kroków? Mamy być w końcu mądrymi jako wężowie, a prostymi jako gołębice

GF: Choć osobiście nie jestem, jak to raczyłeś zgrabnie ująć, zwolennikiem metody małych kroków, lecz – skokowej i gwałtownej – konserwatywnej rewolucji/rewolucji tradycjonalistycznej/rewolucji przeciwko rewolucji (jak zwał, tak zwał), to jednak byłbym gotów ją jakoś zaakceptować, pod warunkiem jednak, że ukazano by nam w realnym, dającym się jasno określić, horyzoncie czasowym, widoczny, nie posiadający żadnych rys i zabrudzeń, obraz zwycięstwa idei reakcyjnych na skutek jej zastosowania. Jednakże małokrokowcy właśnie nawet nie myślą w takich (tzn. stricte reakcyjnych), kategoriach! Ich największą ambicją, jest zaledwie ochrzczenie demokracji i chrystianizacja liberalizmu… A to już nie jest nawet jakimś rozumnym kompromisem ideowym (jak z lubością uwielbiają nazywać każdą swoją kapitulację…), lecz po prostu Zbrodnią w biały dzień, pisaną przez duże „Z”!

NP: Jesteśmy kontrrewolucjonistami, walczymy z Rewolucją. Jakich środków godzi się nam używać w tej walce, a jakie mogłyby być nadużyciem, upodabniającym nas do, nie daj Boże, rewolucyjnego ducha?

GF: Jakich środków należy używać w naszej walce? Jak mawiał Maurras, wszelkich, nawet legalnych! (oczywiście z tym niepodważalnym zastrzeżeniem, by nie przekraczały one obiektywnych norm katolickiej Wiary i moralności…).

NP: Jak powinniśmy podchodzić do kwestii popierania rzekomej prawicy, czyli po prostu pseudoprawicy w Polsce? Naczelnym argumentem jest to, że przecież jeśli nie oni, to przyjdzie lewica albo że nie można rozdzielać głosów.

GF: I to właśnie stanowi ze strony tych nieszczęsnych ludzi największą bujdę na resorach, wierutne oszustwo! Jest dokładnie odwrotnie, niż mówią – gdyby nie rozkładowa, szkodliwa działalność tzw. centroprawicy (przede wszystkim – choć nie tylko! – konserwatywnych liberałów i chrześcijańskich demokratów), stale wyciągającej ręce w kierunku ruchów rewolucyjnych na przestrzeni dwóch stuleci z okładem, to obóz kontrrewolucyjny stanowiłby także i dzisiaj realną, liczącą się politycznie, siłę! Pseudoprawicę należy więc popierać jedynie warunkowo i wybiórczo, tzn. o tyle, o ile czasem (!) robi coś dobrego (np., gdy honoruje, po latach zapomnienia i opluwania, Żołnierzy Niezłomnych), jednakże w żadnym wypadku nie wolno jej traktować jako rzeczywistej zapory względem sług Chaosu, gdyż nią zwyczajnie nie jest.

Jeśli nie oni, to niby ma przyjść lewica, tak? Hola, hola, niech się tak nie niepokoją chłopaki! Oni robią dokładnie to samo, co wywrotowe lewactwo, tylko to, co tamci zrealizowaliby przez jedną kadencje, ci rozkładają na raty. Ten wszechstronny proces destrukcji może nawet trwać stosunkowo długo, powiedzmy, że dwadzieścia lat na przykład, ale cel finalny jest zawsze ten sam! Innymi słowy, centroprawica nie posiada w ogóle pomysłu, jak zatrzymać Rewolucję, ponieważ nie jest Kontrrewolucją, lecz zwyczajną wydmuszką, nędznym surogatem, żałosną namiastką, najlichszą podróbką. I niczym więcej.

Powiadasz Kolego, że gadają, iż nie można rozdzielać głosów?! Mój Boże! Najlepsze, co mogłyby zrobić ze sobą te typy, odpowiedzialne za to, że zupełnie legalnie (sic!) wystawia się w naszym kraju bluźniercze spektakle, morduje dzieci nienarodzone i promuje pederastyczne zboczenia, to po prostu dobrowolnie złożyć swoje mandaty, oddać swe głosy i aktywa nam – prawdziwej Prawicy i na koniec litościwie usunąć się w cień i polityczny niebyt – może wówczas historia lepiej by ich oceniła… No i przekonaliby się też w końcu na własne oczy, jak się normalnie rządzi państwem…

NP: Dzisiejszy Katolik często musi rozeznawać, co jest prawdziwą wiernością Mistycznemu Ciału Chrystusa, czyli Kościołowi. Nie chciałbym jednak otwierać tak szerokiego tematu, dlatego zapytałbym o jeden tylko przykład dramatycznej historii. Jest nią historia powstania Cristeros. Historia jest nauczycielką życia, dlatego warto odnieść się do tego przykładu. Drogi Gladiusie, powiedz naszym Czytelnikom, jaką politykę prowadził Kościół w tej sytuacji i czy skutki takiej a nie innej decyzji Watykanu okazały się po latach pozytywne czy negatywne? Czy były dobrze uzasadnione?

GF: Jaką politykę prowadził Kościół katolicki – zarówno mexykański, jak i powszechny – względem powstania Cristeros, najlepiej opisał w języku polskim p. prof. Jacek Bartyzel w swojej znakomitej xiążce „Krzyż pośrodku księżyca”, do której też lektury naszych gorąco Czytelników zachęcam – tam znajdą wszystkie, drobiazgowo opisane, szczegóły tej smutnej historii. Od siebie mogę jedynie dodać, że decyzja Stolicy Apostolskiej i podpisanie tzw. arreglos (czyli uzgodnień), z bezbożnym, masońskim (i, jak się później okazało, do szczętu wiarołomnym!), reżimem Callesa, była wielkim błędem. Bo popatrzmy tylko na jej skutki i retorycznie spytajmy – czy dzisiejszy Mexyk jest katolicką monarchią, uznającą powszechne, społeczne panowanie Chrystusa Króla, czy też wolnomularską, prawoczłowieczą, demoliberalną republiką partiokratyczną? Jak więc widać, dar nieomylności nie rozciąga się tak szeroko i nie obejmuje politycznych decyzyj rzymskiego Papieża – chrystusowego Wikariusza, widzialnej Głowy Świętego Kościoła. Lecz to już stanowi temat na całkiem inną opowieść…

Wywiad ukazał się na portalu isidorium.blogspot.com

Za:  https://gladiusferreus.wordpress.com/2018/09/25/ku-kontrrewolucji/#more-317



   Gladius Ferreuswojujący katolik, legitymista, kontrrewolucjonista, reakcyjny tradycjonalista, partyzant Idei. Bezlitosny wróg demokracji, tolerancji, praw człowieka, masonerii, rozdziału Kościoła od państwa, suwerenności ludu, równości wobec prawa, wolności słowa, liberalizmu, protestantyzmu, modernizmu, pacyfizmu, humanitaryzmu, egalitaryzmu, socjalizmu, komunizmu, bolszewizmu, syjonizmu, parlamentaryzmu, konstytucjonalizmu, indywidualizmu, konsumpcjonizmu, feminizmu, genderyzmu oraz wszelkich innych heretyckich i wywrotowych idei w każdej formie i pod każdą postacią. Jego dewizą są słowa hiszpańskiego karlisty, Eugenia d’Orsa – „wszystko, co nie jest Tradycją, jest plagiatem” oraz brazylijskiego tradycjonalisty, Arlinda Veigi dos Santosa – „wszelka polityka, która nie jest Tradycją, jest z pewnością zdradą”.