niedziela, 30 grudnia 2018

Radosław Osenkowski: Bezkompromisowy idealizm


Znalezione obrazy dla zapytania idealizm
      Coraz częściej możemy się spotkać z twierdzeniem, wedle którego nacjonaliści powinni kierować się przede wszystkim pragmatyzmem. Chłodne spojrzenie, powolna praca, taktyczne sojusze i odrzucenie głosu serca i sumienia na rzecz zdroworozsądkowej analizy faktów. Koniec ze zwalczaniem zła w każdej jego postaci, pora na wybieranie tego mniejszego. Koniec z marzeniami o narodowej rewolucji i zniszczeniu demoliberalnego systemu, pora na działania mające na celu jego zmianę. I wreszcie koniec z radykalizmem, pora na przypodobanie się zmanipulowanemu społeczeństwu w nadziei, że w ten sposób zdołamy do niego nareszcie dotrzeć i chociaż w niewielkim stopniu naprostować.

Zdaniem wielu osób, które rzekomo życzą dobrze naszemu środowisku, a także (o zgrozo) wywodzą się z niego, lub je współtworzą, jest to jedyny sposób na osiągnięcie sukcesów. Droga prowadząca do celu musi być pełna ustępstw i kompromisów, inaczej nigdy jej nie pokonamy. Aby zwyciężyć musimy „dorosnąć” i pogodzić idealizm z realizmem, odrzucić to, co czyni nas wyjątkowymi na tle innych.
Osobiście brzydzę się słowami takimi jak „kompromis”, „realizm”, „ustępstwo”. Chłodna kalkulacja cechuje naszych wrogów, którzy ze spokojem godnym nazistowskiego urzędnika planują mieszanie ras i narodów, wyniszczanie katolicyzmu i tożsamości narodowej, a wreszcie zniszczenie rodziny.

My musimy kierować się sercem i czystym idealizmem. Nacjonalizm to przecież miłość, miłość do własnego narodu, kultury, wiary i bliźniego. A każdy się zgodzi, że trudno o uczucie bardziej irracjonalne od miłości. Racjonalnym jest egoizm, który wypłukuje z człowieka wszelki altruizm i sprawia, że nie interesuje go nic poza własnym dobrem. Racjonalna jest bierność, która zapewnia człowiekowi święty spokój. Racjonalnym jest konformizm, który daje nam wygodę i poczucie bezpieczeństwa.

Jako narodowi radykałowie jesteśmy nonkonformistami i buntownikami, w końcu to dzięki tym cechom odrzuciliśmy szarą masę i postanowiliśmy walczyć z otaczającą nas rzeczywistością. Każda nasza decyzja i czyny są podejmowane z uwagi na dobro naszego narodu i reszty ludzkości, jak więc możemy odrzucić wszystko to, co czyni nas tym, kim jesteśmy i ze spokojem spoglądać na świat? Jak w ogóle możemy myśleć o kompromisach, skoro znamy prawdę i wiemy, że nasza walka jest słuszna?

Każdy kompromis, każde ustępstwo to cios zadany wyznawanej przez nas idei. Większy lub mniejszy, lecz zawsze wyniszczający. Wyrażanie na nie zgody nie zapewni nam zwycięstwa. Może nam się wydawać, że tak będzie, jednak zapewniam, że zakładając na głowy wieńce laurowe każdy z nas zda sobie sprawę, że tak naprawdę przegraliśmy, bo co stanie się ze szlachetną ideą, w której imię walczyliśmy? Zostanie zniszczona i rozmyta, a co gorsza nie będzie to dziełem naszych wrogów, lecz nas samych. Szybko zrozumiemy, że wybierając „mniejsze zło”, idąc na ugodę z ludźmi, którzy za nic mają prawdę, sami staliśmy się tacy jak oni, nasze dusze stały się zbrukane, nasze sumienie już nigdy nie pozwoli nam zasnąć w spokoju, a każde spojrzenie w lustro wywołuje w nas silne poczucie wstydu.

Czym osoby takie jak Codreanu, Venner, czy też Mishima podbiły nasze serca i stały się dla nas natchnieniem. Był to pragmatyzm, czy idealizm – niezłomny idealizm, za który każdy z nich poniósł najwyższą cenę? Czy darzylibyśmy ich tym samym szacunkiem i uwielbieniem, gdyby wybrali bardziej ugodową drogę? Niech każdy z nas dokładnie przemyśli to pytanie i szczerze sobie na nie odpowie.

„Nienawidzimy kompromisu: jest to nie tylko cechą młodości naszej, ale ducha czasów, w których żyjemy.” – Jan Mosdorf