Agencja
pocztowa. Mała kanciapa wciśnięta w parter jednego z bloków na dużym
osiedlu. Dwie osoby przede mną w kolejce i już mały tłok. Za mną jedna
kobieta, którą wyprzedziłem idąc tutaj. Stoi trzęsąc się, a ja wyczuwam
od niej woń moczu, niemytego ciała, przepalonych płuc i popsutych zębów.
Nawet jej nieuczesane siwe włosy pożółkły od tych petów. Ale nic; stoję
pokornie, bowiem już widzę, że to się szybko nie skończy.
Rozglądam się. To typowy kram osiedlowy jakich miliony, niemalże ze
wszystkim co można sprzedać ludziom z betonu. Od butów sportowych i
legginsów w panterki po komisowe książki. W dodatku gazety różnego
rodzaju. Prasa prawa i prasa lewa, typowe mózgojeby z kolorowymi
okładkami dla emerytów i znudzonych matek. Ale też pornografia,
motoryzacja, kulinaria, zdrowie, sport- słowem połapać się nie idzie,
kto dzisiaj z kim sypia, kto kogo zdradza, kto się spuścił, a kto zginął
w wypadku. Stojąc pokornie przeglądam cały regał od podłogi po sufit.
Dziwne, że ludzie chcą to kupować, jak można stojąc przy okienku
wyczytać wszystko z pierwszych stron. Dzisiaj dowiaduję się jak radzić
sobie ze stresem, jak wydłużyć penisa, czym ujędrniać pośladki, co
zrobić, aby u szcześćdziesięcioletniej kobiety wagina była nadal
wilgotna.
Fetor z tyłu przenika mnie coraz bardziej, a kolejka
nadal zastygła. Dziadek przy okienku chce odebrać list, którego nie mogą
znaleźć kobiety za ladą. Jedna z nich to właścicielka tego kramu, a
druga pracownica. Ta pierwsza może sobie pozwolić na okazywanie
znudzenia, narzekanie i generowanie różnych problemów, wynikających z
pierdolenia o niczym przez cały dzień. To przywilej, o którym druga
kobieta może sobie tylko marzyć. Uśmiecha się do gościa, coraz bardziej
desperacko przerzucając listy w kuwetach. Lata pracy tutaj sprawiły, że
kręgosłup zaczyna przypominać nieco paragraf, ale jeszcze nie na tyle by
wyrwać rentę z ZUS-u. Trzeba zapierdalać na tipsy szefowej i jej
zmienne nastroje.
Kiedy zacząłem już tracić nadzieję, ze
załatwię rzecz w ciągu najbliższego kwadransa, to jakimś cudem udaje się
znaleźć ten list. Teraz już idzie szybko, a całe zło jest zrzucone na
listonosza. Ktoś musi być winny, że list polecony trafił gdzieś w pizdu
na tył tego bałaganu, a nie tam gdzie trzeba. W końcu już jestem drugi w
kolejce, a właścicielka dostrzegła kobietę za mną.
- Czemu nie mówi że stoi? – pyta tonem domowym, z jakim zwraca się zapewne do męskiej części swojej rodziny.
-Dwie paczki, albo i daj pani trzy- chrypi niewyraźnie kobieta za mną, podająć zwitek banknotów trzęsącą się ręką.
-Dwie paczki, albo i daj pani trzy- chrypi niewyraźnie kobieta za mną, podająć zwitek banknotów trzęsącą się ręką.
Szefowa sprawnie podaje papierosy i wciska resztę do podniszczonego portfelika.
Dość dziwne są te nowe zasady obsługi niektórych klientów panujące
tutaj, ale i ulga, że w końcu ten przeklęty smród minie i cuchnąca baba
sobie już pójdzie. Bo jeszcze przyjdzie mi tutaj postać, albowiem drugi
facet usiłuje zrealizować wypłatę pieniędzy. W dobie światłowodów to nie
lada wyczyn w tutejszej agencji pocztowej, czego dowodem jest wariujący
komputer. Ja pierdolę, chciałem tylko wysłać paczkę do Warszawy, mam
wszystko przygotowane, opisane. Dwie baby za ladą debatują nad sposobem
uruchomienia programu pocztowego, robi się gorąco, facet sapie nerwowo,
spoglądam na zegarek, policzyłem już wszystkie dezodoranty na regale i
staram się nie słyszeć babskiego pierdolenia o rzeczach technicznych. To
gorzej niż ploty o zdradzanych mężach. Dobrze, że paczka jest lekka i
tylko jeden gość przede mną. W międzyczasie dowiaduję się o tym, która z
nich i gdzie spędzi Święta i co robić będzie na Sylwestra. Słucham
historie o miejscach i o kreacjach wieczorowych, o sprawach
wychowawczych krnąbrnych dzieci. O tym jakie życie jest niewdzięczne i
nieudolne. Tutaj wszystko słychać. Że też im się to nie znudzi
codziennie tak? Co jakiś czas kobieta siedząca pyta gościa o sumę
wypłaty. Facet też ma cierpliwość- typowy stoicyzm sytuacyjny. Chciałby
się już napić, koledzy czekają pod budką alkohole 24h, a musi sekundować
zmaganiom dwóch kobiet z archaicznym komputerem z końca ubiegłego
wieku. Przestaję spoglądać na zegarek, pochłania mnie czasoprzestrzeń.
W końcu się udało. Ruszył ten kierat. Facet dostaje swoją kasę a moja
paczka ląduje na wadze. Czuję się wybudzony i spadam na terytorium
poczty polskiej w realnym świecie, w którym kobiety zdominowały urzędy.
Wychodzę szczęśliwy. Zimne powietrze oczyszcza moje myśli z obaw, że ta
historia jeszcze nie raz się powtórzy w całkiem podobnym wymiarze.