wtorek, 18 grudnia 2018

Tomasz J. Kostyła: Agencja pocztowa

Znalezione obrazy dla zapytania kostyła 
       Agencja pocztowa. Mała kanciapa wciśnięta w parter jednego z bloków na dużym osiedlu. Dwie osoby przede mną w kolejce i już mały tłok. Za mną jedna kobieta, którą wyprzedziłem idąc tutaj. Stoi trzęsąc się, a ja wyczuwam od niej woń moczu, niemytego ciała, przepalonych płuc i popsutych zębów. Nawet jej nieuczesane siwe włosy pożółkły od tych petów. Ale nic; stoję pokornie, bowiem już widzę, że to się szybko nie skończy.

Rozglądam się. To typowy kram osiedlowy jakich miliony, niemalże ze wszystkim co można sprzedać ludziom z betonu. Od butów sportowych i legginsów w panterki po komisowe książki. W dodatku gazety różnego rodzaju. Prasa prawa i prasa lewa, typowe mózgojeby z kolorowymi okładkami dla emerytów i znudzonych matek. Ale też pornografia, motoryzacja, kulinaria, zdrowie, sport- słowem połapać się nie idzie, kto dzisiaj z kim sypia, kto kogo zdradza, kto się spuścił, a kto zginął w wypadku. Stojąc pokornie przeglądam cały regał od podłogi po sufit. Dziwne, że ludzie chcą to kupować, jak można stojąc przy okienku wyczytać wszystko z pierwszych stron. Dzisiaj dowiaduję się jak radzić sobie ze stresem, jak wydłużyć penisa, czym ujędrniać pośladki, co zrobić, aby u szcześćdziesięcioletniej kobiety wagina była nadal wilgotna. 
Fetor z tyłu przenika mnie coraz bardziej, a kolejka nadal zastygła. Dziadek przy okienku chce odebrać list, którego nie mogą znaleźć kobiety za ladą. Jedna z nich to właścicielka tego kramu, a druga pracownica. Ta pierwsza może sobie pozwolić na okazywanie znudzenia, narzekanie i generowanie różnych problemów, wynikających z pierdolenia o niczym przez cały dzień. To przywilej, o którym druga kobieta może sobie tylko marzyć. Uśmiecha się do gościa, coraz bardziej desperacko przerzucając listy w kuwetach. Lata pracy tutaj sprawiły, że kręgosłup zaczyna przypominać nieco paragraf, ale jeszcze nie na tyle by wyrwać rentę z ZUS-u. Trzeba zapierdalać na tipsy szefowej i jej zmienne nastroje. 

Kiedy zacząłem już tracić nadzieję, ze załatwię rzecz w ciągu najbliższego kwadransa, to jakimś cudem udaje się znaleźć ten list. Teraz już idzie szybko, a całe zło jest zrzucone na listonosza. Ktoś musi być winny, że list polecony trafił gdzieś w pizdu na tył tego bałaganu, a nie tam gdzie trzeba. W końcu już jestem drugi w kolejce, a właścicielka dostrzegła kobietę za mną.

- Czemu nie mówi że stoi? – pyta tonem domowym, z jakim zwraca się zapewne do męskiej części swojej rodziny.
-Dwie paczki, albo i daj pani trzy- chrypi niewyraźnie kobieta za mną, podająć zwitek banknotów trzęsącą się ręką. 

Szefowa sprawnie podaje papierosy i wciska resztę do podniszczonego portfelika.
Dość dziwne są te nowe zasady obsługi niektórych klientów panujące tutaj, ale i ulga, że w końcu ten przeklęty smród minie i cuchnąca baba sobie już pójdzie. Bo jeszcze przyjdzie mi tutaj postać, albowiem drugi facet usiłuje zrealizować wypłatę pieniędzy. W dobie światłowodów to nie lada wyczyn w tutejszej agencji pocztowej, czego dowodem jest wariujący komputer. Ja pierdolę, chciałem tylko wysłać paczkę do Warszawy, mam wszystko przygotowane, opisane. Dwie baby za ladą debatują nad sposobem uruchomienia programu pocztowego, robi się gorąco, facet sapie nerwowo, spoglądam na zegarek, policzyłem już wszystkie dezodoranty na regale i staram się nie słyszeć babskiego pierdolenia o rzeczach technicznych. To gorzej niż ploty o zdradzanych mężach. Dobrze, że paczka jest lekka i tylko jeden gość przede mną. W międzyczasie dowiaduję się o tym, która z nich i gdzie spędzi Święta i co robić będzie na Sylwestra. Słucham historie o miejscach i o kreacjach wieczorowych, o sprawach wychowawczych krnąbrnych dzieci. O tym jakie życie jest niewdzięczne i nieudolne. Tutaj wszystko słychać. Że też im się to nie znudzi codziennie tak? Co jakiś czas kobieta siedząca pyta gościa o sumę wypłaty. Facet też ma cierpliwość- typowy stoicyzm sytuacyjny. Chciałby się już napić, koledzy czekają pod budką alkohole 24h, a musi sekundować zmaganiom dwóch kobiet z archaicznym komputerem z końca ubiegłego wieku. Przestaję spoglądać na zegarek, pochłania mnie czasoprzestrzeń.

W końcu się udało. Ruszył ten kierat. Facet dostaje swoją kasę a moja paczka ląduje na wadze. Czuję się wybudzony i spadam na terytorium poczty polskiej w realnym świecie, w którym kobiety zdominowały urzędy. 

Wychodzę szczęśliwy. Zimne powietrze oczyszcza moje myśli z obaw, że ta historia jeszcze nie raz się powtórzy w całkiem podobnym wymiarze.

TJK