Z byłym mjr. ABW Tomaszem Budzyńskim, prowadzącym rozpoznanie Andrzeja Leppera, rozmawiała Aldona Zaorska
Ludzie,
którzy mieli dużą wiedzę i byli blisko prawdy, w III RP byli niszczeni
systemowo. Tym bardziej niszczono ich wiarygodność i reputację, im
bardziej zagrażali poważnym interesom i wpływowym osobom, które za nimi
stały. Za swoje odkrycia płacili wysoką cenę oskarżeń i pomówień, a
bywało też, że cenę najwyższą.
Sprawa śmierci Andrzeja Leppera jest sztandarową sprawą pokazującą oblicze III RP?
W
moim przekonaniu tak właśnie jest. Sprawa śmierci Andrzeja Leppera
pokazuje, że III RP była systemem kłamstwa i zbrodni. Lepper nie
popełnił samobójstwa i myślę, że nikt, kto przeczyta książkę pt.
Niebezpieczne związki Andrzeja Leppera, nie będzie miał w tym względzie
najmniejszych wątpliwości. Zasadnicze pytanie brzmi: jak to możliwe, że
ważny polityk, były wicepremier i wicemarszałek sejmu zostaje
zamordowany i nikogo nie interesuje ani wyjaśnienie prawdziwych
okoliczności, ani wskazanie sprawców tej zbrodni? To pytanie retoryczne.
To, że formalnie dotąd nikt nie udzielił na nie odpowiedzi, mówi więcej
o III RP, niż jakiekolwiek słowa.
Jak to się stało, że Andrzej Lepper, pokazywany jako „człowiek znikąd”, dotarł do największych tajemnic państwowych?
Andrzej
Lepper wszedł w bardzo „niebezpieczne związki” zarówno z Wojskowymi
Służbami Informacyjnymi, jak i – a może przede wszystkim – ze Służbą
Bezpieczeństwa Ukrainy, a za jej pośrednictwem z rosyjskimi służbami
specjalnymi. Służby specjalne z jednej strony takich ludzi jak Andrzej
Lepper wykorzystywały, stosując metody nacisku i szantażu, z drugiej
dbały o to, by tacy ludzie robili karierę. Bo im więcej znaczą, tym
bardziej będą przydatni. Według takiego właśnie mechanizmu SBU Andrzeja
Leppera szantażowała, a jednocześnie „karmiła” wiedzą. To właśnie tam,
na Ukrainie, a konkretnie nad jeziorem Świteź, Lepper dowiedział się o
kulisach kontraktu gazowego…
W
internecie można zobaczyć filmik „8 minut, które przesądziło o śmierci
Andrzeja Leppera”. Andrzej Lepper z mównicy sejmowej wymienia w nim
korzyści majątkowe i nazwiska wpływowych polityków, którzy je przyjęli.
Czy faktycznie taka wiedza mogą być dla niego niebezpieczna?
Przewodniczący
Samoobrony miał świadomość, że wiedza, którą pozyskał, może być dla
niego niebezpieczna. Liczył na to, że może dzięki niej wrócić do
wielkiej polityki, ale zarazem zdawał sobie sprawę z tego, że jest to
wiedza niebezpieczna dla bardzo ważnych osób, która może stanowić
zagrożenie dla bardzo poważnych interesów. To była wiedza z gatunku
takiej, która może albo człowieka wynieść wysoko, albo zakopać półtora
metra pod ziemią. Niestety, stało się to drugie…
Operacja
wyszydzania Andrzeja Leppera trwała wiele lat, ale szczególne rozmiary
zyskała po ujawnieniu przez niego sprawy więzień CIA w Polsce. Ci,
którzy ją wówczas rozpętali, wiedzieli, że Lepper mówi prawdę?
Oczywiście
że wiedzieli. I właśnie dlatego niszczyli jego reputację. Tak to
działa, trochę jak w lotnictwie i dotyczy nie tylko Andrzeja Leppera:
najsilniejszy ostrzał jest wtedy, gdy jesteś bezpośrednio nad celem.
Ludzie, którzy mieli dużą wiedzę i byli blisko prawdy, w III RP byli
niszczeni systemowo, tym bardziej niszczono ich wiarygodność i
reputację, im bardziej zagrażali poważnym interesom i wpływowym osobom,
które za nimi stały. Za swoje odkrycia płacili wysoką cenę oskarżeń i
pomówień, a bywało też, że cenę najwyższą.
Czy
może Pan zdradzić, skąd Andrzej Lepper posiadł wiedzę o kontrakcie
gazowym, co jest uważane za jedną z przyczyn jego śmierci?
Uzyskał
ją od takich ludzi jak Mykoła Hinajło* i jego „znajomi” z SBU i z
rosyjskich służb specjalnych, czyli od ludzi, którzy z jednej strony
Andrzeja Leppera kontrolowali i szantażowali, z drugiej jednak zależało
im, by polityk ten powrócił do wielkiej polityki. Mieli już na niego
swojego widoki…
Ten kontrakt, niby znany, jest wciąż bardzo tajemniczy. Dlaczego? Co tak naprawdę oznaczał on dla Polski?
Oznaczał,
że w sposób niebywały przepłacaliśmy i wciąż przepłacamy za rosyjski
gaz – blisko miliard dolarów rocznie przez kilkanaście lat, a Gazprom
uzyskał także inne profity, takie jak anulowanie długu i korzystne
rozwiązania w systemie własnościowym operatora przesyłowego. Panowie
Waldemar Pawlak i Donald Tusk mają naprawdę wielki tupet, nazywając ten
kontrakt sukcesem. Tak podpisany kontrakt z pewnością był sukcesem, ale
strony rosyjskiej. I tylko rosyjskiej.
Pamiętam,
że w lutym 2010 r. podczas spotkania z kilkoma politykami PiS-u w
sejmie padły słowa, że podczas pobytu w Moskwie w sprawie tego właśnie
kontraktu Waldemar Pawlak nagle gdzieś zniknął „na dwie godziny”. Urwał
się na piwo, czy miał tam coś do załatwienia?
Odpowiedzi na to pytanie mogę udzielić dopiero po zwolnieniu mnie z tajemnicy państwowej, co dotąd nie nastąpiło.
Czy jest możliwe, że w sprawie kontraktu gazowego doszło do zdrady interesów Polski?
Odpowiedź
na to pytanie z pewnością przyniesie śledztwo, które wszczęto w związku
z faktami ujawnionymi w książce Niebezpieczne związki Andrzeja Leppera.
Oczywiście pod warunkiem, że prokuratorom oraz ich przełożonym
wystarczy determinacji i odwagi, by pójść wskazanymi przez nas – przeze
mnie i Wojtka Sumlińskiego – tropami. Jeżeli tak się stanie, mogę
zapewnić, że będzie ciekawie.
Miało
dojść do spotkania Andrzeja Leppera z Jarosławem Kaczyńskim,
zorganizowanego za pośrednictwem Tomasza Sakiewicza z „Gazety Polskiej”.
Andrzej Lepper zginął właśnie dlatego, że mógł powiedzieć Jarosławowi
Kaczyńskiemu za dużo?
Jarosław
Kaczyński nie ufał Andrzejowi Lepperowi i miał po temu swoje powody. I
właśnie dlatego Tomasz Sakiewicz sondował, na ile Andrzej Lepper ma do
przekazania przewodniczącemu PiS-u realną wiedzę, a na ile jest to z
jego strony pewien rodzaj gry. Lepper nie zdążył powiedzieć tego, co
wiedział, a szkoda, bo gdyby zdążył, najnowsza historia Polski mogłaby
potoczyć się inaczej. I wiele spraw, dotąd niejasnych, byłoby dziś w
pełni zrozumiałych dla opinii publicznej.
Z
tego co Pan mówi, wynika, że rodzaj informacji posiadanych przez
Andrzeja Leppera był takiego kalibru, iż nawet jeśli zabrał je do grobu,
gdzieś powinny zostać „kopie”. Czy one istnieją?
Kopie
zostają zawsze. Tak było w 1989 i nie inaczej jest teraz, bo z punktu
widzenia pragmatyki służb specjalnych ich zniszczenie byłoby po prostu
marnotrawstwem.
W sprawie śmierci
Andrzeja Leppera ważna wydaje się osoba mecenasa Ryszarda Kucińskiego,
będącego, jak to Pan określił, „na pasku wojskowych służb”. Służby
wiedziały, jak groźny jest dla nich Lepper i podstawiły mu swojego
człowieka? Skąd wiadomo, że to człowiek wojskowych służb?
Proszę
wybaczyć, że na to pytanie nie odpowiem wprost. A nie odpowiem, bo
patrząc z mojej perspektywy byłaby to odpowiedź na pytanie: skąd
wiadomo, że woda jest mokra? Zresztą bardzo dokładnie wyjaśnił to w
swoich książkach Wojtek Sumliński, który w sprawie byłego prokuratora, a
później znanego warszawskiego adwokata, Ryszarda Kucińskiego, wyłożył
całą wiedzę, jak karty w pasjansie. I jest to wiedza prawdziwa.
Jeśli
ABW otoczyło Andrzeja Leppera całą siecią podsłuchów, jeśli w grę
wchodziły działania z zakresu tzw. płytkiego wywiadu, to znaczy, że
polskie służby posiadły ogromną wiedzę o tym człowieku. Czy w sprawie
śmierci Andrzeja Leppera nie jest przypadkiem tak, że służby zostały
wykorzystanie nie tyle do ochrony bezpieczeństwa państwa polskiego, co
do ochrony polityków, którzy narazili Polskę na niebezpieczeństwo?
Nie
mogę na to pytanie odpowiedzieć bez narażania się na ujawnienie
tajemnicy państwowej. Mogę natomiast z całą mocą stwierdzić, że w III RP
służby specjalne częstokroć zajmowały się nie tyle ochroną
bezpieczeństwa państwa, co bezpieczeństwa polityków, którzy, delikatnie
rzecz ujmując, nie byli bielsi niż biel.
Panie
majorze, w prokuraturze przedstawił Pan „twarde dowody” w sprawie
śmierci Andrzeja Leppera i kontraktu gazowego. Jak zostały przyjęte? Czy
coś się dalej dzieje? Prokuratura podjęła jakieś działania? Możemy się
spodziewać np. ekshumacji ciała śp. Andrzeja Leppera?
Gwoli
ścisłości – powiedziałem prokuratorowi tyle, ile powiedzieć mogłem, nie
zdradzając tajemnicy państwowej, bo, jak podkreśliłem to wcześniej,
dotąd nikt z tajemnicy państwowej mnie nie zwolnił. Ale w moim
najgłębszym przekonaniu powiedziałem dość, by prokurator nie miał
najmniejszych wątpliwości, że w śmierć Andrzeja Leppera były
zaangażowane tzw. osoby trzecie. Powiem to jeszcze raz, by zostać dobrze
zrozumianym: nie ma najmniejszych wątpliwości, że Andrzej Lepper został
zamordowany. A jeżeli tak, to automatycznie nasuwa się pytanie: kto
zabił i dlaczego? Jeżeli prokuratorom oraz ich przełożonym wystarczy
determinacji i odwagi, by idąc wskazanymi przez nas tropami poszukać
odpowiedzi na te pytania, dojdziemy do spraw kluczowych dla zrozumienia,
czym była III RP. I do ludzi, którzy odpowiadają nie tylko za tę
zbrodnię.
A jeżeli śledztwo w sprawie śmierci Andrzeja Leppera znowu utknie w martwym punkcie? Co wtedy?
Byłoby
bardzo źle. Bo oznaczałoby to, że wciąż uczestniczymy w grze, w którą
gramy od początku powstania III RP, a w której chodzi nie o to, by
króliczka złapać, lecz o to, by go gonić. A wtedy moglibyśmy sobie
powiedzieć: „tyle się zmieniło, a nic się nie zmieniło”. Tak jak
dotychczas, przez ostatnich trzydzieści lat. Chcę wierzyć, że tym razem
będzie inaczej.
* Mykoła Hinajło –
oficjalnie „tylko” były major Armii Radzieckiej, później prawosławny
duchowny z przygranicznego Włodzimierza Wołyńskiego, był doradcą
Andrzeja Leppera. Już dziesięć lat temu sprawę jego przeszłości i
kontaktów z Andrzejem Lepperem na polecenie ówczesnego koordynatora
służb specjalnych Zbigniewa Wassermana sprawdzało ABW (przyp. Red.).