Prezes Agrounii Michał Kołodziejczak usłyszał w
poniedziałek zarzuty w związku z protestem, który jego organizacja
przeprowadziła 13. marca na pl. Zawiszy w Warszawie.
Chłopskiemu
działaczowi grozi do pięciu lat pozbawienia wolności. Kołodziejczaka
wezwano w poniedziałek do komendy rejonowej policji na warszawskiej
Ochocie. Jak powiedział Informacyjnej Agencji Radiowej rzecznik
komendanta stołecznego policji Sylwester Marczak, lidera Agrounii
chciano przesłuchać w charakterze podejrzanego, jednak odmówił składania
wyjaśnień. Kołodziejczakowi postawiono zarzuty udziału w nielegalnym
zbiegowisku oraz zniszczenia mienia – według policji w trakcie protestu
doszło do uszkodzenia nawierzchni jezdni oraz sygnalizatora przy ulicy
Grójeckiej. Za udział w zbiegowisku grożą 3 lata pozbawienia wolności,
za uszkodzenie mienia – 5 lat.
Liderowi Agrounii towarzyszyło co najmniej kilkudziesięciu
solidaryzujących się z nim rolników. Po przedstawieniu mu zarzutów
prokuratorskich wszyscy przeszli na pl. Zawiszy, by „sprawdzić
uszkodzony sygnalizator i uszkodzoną nawierzchnię”, jak podano na
facebookowym profilu Agrounii. Przemarszowi towarzyszyły bardzo duże
siły policji, co widać na nagraniach opublikowanych przez Agrounię.
„Widać, że służby jak chcą, to działają” – mówił na jednym z nagrań
Kołodziejczak wcześniej zwracając uwagę, że podobnej mobilizacji służb
państwowych nie widać na granicy podczas kontroli importowanej żywności.
Według Agrounii pochodowi rolników towarzyszyło kilkanaście radiowozów a
nawet armatka wodna.
Na placu Zawiszy rolnicy uruchomili przyniesione ze sobą syreny. „Te
syreny to zapowiedź tego, co będzie się działo w przyszłą środę [3.
kwietnia – red.], bo tych syren nie będzie trzy, ale kilkadziesiąt.
Będziemy robić to cały dzień i cała Warszawa będzie w takim dźwięku. To
będzie dźwięk naszej rozpaczy.” – mówił Kołodziejczak.
Jak pisaliśmy,
w środę 13. marca na pl. Zawiszy w Warszawie rozpoczął się kolejny
protest ruchu społeczno-politycznego AGROunia. Na miejscu pojawiło się
kilkudziesięciu rolników z transparentami, którzy rozłożyli na drodze
snopki słomy i opony, które następnie podpalili. Rozsypano też jabłka i
ułożoną na ziemi tuszę świni. Wyły też syreny. Protest sparaliżował ruch
w centrum stolicy Polski, a nad Placem Zawiszy widać było gęsty dym.
Rolnicy i hodowcy domagali się m.in. gwarancji prowadzenia w marketach w
całym kraju co najmniej 50 proc. polskich produktów, a także
odpowiedniego znakowania żywności, podkreślającego kraj jej pochodzenia.
Władze uznały zgromadzenie za zbiegowisko, podczas gdy Agrounia
twierdzi, że było to zgromadzenie spontaniczne. Minister spraw
wewnętrznych i czołowy polityka Prawa i Sprawiedliwości Joachim
Brudziński nazwał protestujących rolników „chuliganerią” i zapowiedział wyciągnięcie wobec nich konsekwencji.
Kresy.pl / IAR / rmf24.pl / Facebook