CHRZEŚCIJANIE: Przepraszamy, ale to co robicie jest dla nas przykre. Czy moglibyście tego nie robić?
SZURIA: A ch… nas to obchodzi, właśnie dlatego macie to znosić, jeb…e faszysty!
Kluczowe jest to, że obrażenie chrześcijan jest CELEM, a nie mimowolnym skutkiem większości tego typu prowokacji,
czegokolwiek by potem nie udawali ich twórcy i popularyzatorzy. Banałem
jest przypominanie, że czy to ze względów komercyjnych (dla zysku i/czy
popularności), czy z powodu osobistej obsesji są ludzie i całe
środowiska, których cała działalność sprowadza się do prób wywołania
negatywnej reakcji wierzących chrześcijan.
Oczywiście, często pojawiają się różne zasłony dymne, że to o wolność
słowa, artystycznego wyrazu czy wspomnianą tolerancję chodzi, jednak
przecież nie wierzą w to chyba ani kreatorzy, ani popularyzatorzy takich
zdarzeń. Chodzi o to, żeby „dojebać wierzącym, bo oni się tak fajnie złoszczą”.
Ot, heroizm na poziomie obrzucania dziecka odchodami w nadziei, że się
rozpłacze albo wścieknie. I latają za tym poważni podobno ludzie…!
Żenujące.
Po co obrażać drugiego człowieka?
Wbrew bowiem próbom przeniesienia całej dyskusji na platformę prawną
wyłącznie – przeanalizować należy jeden, zupełnie nieistotny aspekt: czy warto w ogóle obrażać drugiego człowieka?
Nie przekonywać go potem, że nie ma prawa czuć się dotknięty. Powtórzę
pytanie: Po co obrażać innych? Znowu jest też, że coś się dzieje na
złość PiS. A ja uparcie proszę o zostanie przy jednej kwestii: Czemu
zainteresowani nie chcą zdobyć się na tak rzadkie ludzkie cechy, jak empatia i wrażliwość? I nie, nie odpowiadajcie, że „a bo chrześcijanie to…!”. To przecież ciągle to samo przedszkole: - Dlaczego włożyłeś Krzysiowi kupkę do zupki? – Bo on wcześniej miał ładniejsze klocki!
A przecież jeśli na imprezie pojawi się cham, który głośno beka,
puszcza wiatry, wulgarnie zaczepia gości – to ktoś mu w końcu zwraca
uwagę, bo może nie jest stuknięty, tylko po prostu źle wychowany i nie
rozumie, że innym sprawia przykrość i dyskomfort. Ciekawe, że w życiu
publicznym ma to być niedopuszczalne, a potępiony ma być właśnie ów
zwracający uwagę?
Rozumiem też, że są koledzy ateiści, politeiści, agnostycy itd. Czy więc biegam naokoło wrzeszcząc „ateizm to gówno, Światowid to frędzel!„? To może chociaż niektórzy też umieliby się zachować z kulturką i bez pierdolca, skoro tylu innym się udaje powstrzymywać?
Co zaś się tyczy rzekomych działań artystycznych, to dzielą się one z grubsza na:
- na chama: podrzeć Biblię, nasrać na wizerunek religijny, obsikać Kościół (że kaprofilia i obscena? No, ale to przykłady z życia, takie formy „twórcy” wybierają),
- udawać głupiego: wsadzić banana, pokazać ch… a potem wołać „hahaha, to było lewe ucho” czy właśnie nieszczęsne zabawy z tęczą, która tylko zostaje zauważona od razu przestaje być Symbolem Wiadomo Czego, „no co wy, to wam się tak kojarzy, świntuchy jedne, hihi haha” .
Mamy więc do czynienia z pierdolcem agresywnym albo dziecinnym. O,
gdybyż osoby nimi dotknięte choćby entą część okazywanego zaangażowania
przeniosły na jakiekolwiek pożyteczne zajęcie!
Polska nie jest państwem chrześcijańskim. Ale powinna być
Obecny dysonans wynika z faktu, że nasze państwo nie jest bynajmniej chrześcijańskie,
nie jest tak zorganizowane i nie odstaje od reszty świata bez Boga.
Stąd właśnie przepisy o ochronie uczuć religijnych pozostają realnie
martwe, a ich przywoływanie bez szerszego kontekstu, bez przynajmniej
odwołania się do tzw. moralności publicznej – nie ma więc innego sensu
niż ubłocenie w bieżących gierkach politycznych, ze szkodą dla pozycji wiary i religii w ramach państwa, a zwłaszcza społeczeństwa.
To trochę jak z cenzurą: byłaby naturalnym instrumentem państwa
idealnego, lecz w państwie niedoskonałym i wręcz szkodliwym pozostaje
jedynie kolejnym narzędziem destrukcji i zepsucia. Demoliberałom, nawet upozowanym na ludzi zasad – należałoby odebrać zabawki spoza ich świata, zanim doszczętnie je zepsują.
Oczywiście też, takie sprawy mogłyby być sądzone z powództw
prywatnych. Sęk w tym, że sądy III RP nie są do tego mentalnie
przygotowane i mało byłoby sędziów uznających interes prawny wiernego
obrażonego kolejnym gównianym happeningiem. Niestety, to kwestia
praktyki. Sąd III RP łatwiej uwierzy, że czyjąś matkę obraziło
powiedzenie do niej „ty kurwo!” niż że kogoś innego uraziło wsadzenie krucyfiksu w mocz. W rzekomo opresyjnym katolicko kraju organy państwa wcale nie traktują chrześcijaństwa jako czegoś realnie odczuwanego.
To właśnie źródło innego paradoksu, docierającego już do Polski z
Zachodu – sędziom, policjantom, prokuratorom łatwiej uwierzyć, że
obrażono muzułmanina czy hinduistę „bo oni wierzą naprawdę„,
niż że naprawdę urażony został chrześcijanin. Przecież chrześcijaństwo
to nie jest taka prawdziwa wiara, tylko zwyczaj, prawda, który w sumie
należałoby już zmienić, nie?
Pozostaje więc odwołanie się do wspomnianej empatii. Szur
subiektywnie nie obraża przecież Boga, w którego nie wierzy, choć Go
przeważnie jednocześnie nienawidzi. Sprawia ból drugiemu człowiekowi,
przeważnie nieznajomemu. A to jest zwyczajnie sprzeczne z zasadami
funkcjonowania jednego gatunku, nie mówiąc o jednym narodzie i
społeczeństwie. Stąd prosimy grzecznie: nie róbcie tego.
Za: http://xportal.pl/?p=34569