ŻYDOWSCY KACI NKWD I SB W POWOJENNEJ POLSCE
Negowanie znaczenia roli Żydów w służbie NKWD
jest sprzeczne z podstawowymi faktami ustalonymi przez historyków. Prof.
Andrzej Paczkowski sformułował tę tezę jako „nadreprezentacją Żydów w
UB”. Jednoznacznie pisze o „nadreprezentatywności Żydów w UB” inny
czołowy historyk IPN-owski dr hab. Jan Żaryn w swym opracowaniu „Wokół
pogromu kieleckiego” (Warszawa 2006, s. 86).
O bardzo niefortunnych dysproporcjach, wynikających z nadmiernej liczebności Żydów w UB, pisali również niejednokrotnie dużo rzetelniejsi od Grossa autorzy żydowscy, np. Michael Chęciński, były funkcjonariusz informacji wojskowej LWP, w wydanej w 1982 r. w Nowym Jorku książce „Poland. Communism, Nationalism, Anti-semitism” (s. 63-64).
Żydowski autor wydanej w Paryżu w 1984 r. książki „Les Juifs en Pologne et Solidarność” („Żydzi w Polsce i Solidarność”) Michel Wiewiórka pisał na s. 122: „Ministerstwo spraw wewnętrznych, zwłaszcza za wyjątkiem samego ministra, było kierowane w różnych departamentach przez Żydów, podczas gdy doradcy sowieccy zapewniali kontrolę jego działalności”.
O bardzo niefortunnych dysproporcjach, wynikających z nadmiernej liczebności Żydów w UB, pisali również niejednokrotnie dużo rzetelniejsi od Grossa autorzy żydowscy, np. Michael Chęciński, były funkcjonariusz informacji wojskowej LWP, w wydanej w 1982 r. w Nowym Jorku książce „Poland. Communism, Nationalism, Anti-semitism” (s. 63-64).
Żydowski autor wydanej w Paryżu w 1984 r. książki „Les Juifs en Pologne et Solidarność” („Żydzi w Polsce i Solidarność”) Michel Wiewiórka pisał na s. 122: „Ministerstwo spraw wewnętrznych, zwłaszcza za wyjątkiem samego ministra, było kierowane w różnych departamentach przez Żydów, podczas gdy doradcy sowieccy zapewniali kontrolę jego działalności”.
Na
szeregu stronach „Strachu” Gross stara się całkowicie zanegować wobec
amerykańskich czytelników jakiekolwiek znaczenie roli Żydów w UB.
Równocześnie jednak ten sam Gross całkowicie przemilcza istotne wpływy,
wręcz dominację żydowskich komunistów w innych sferach władzy, takich
jak sądownictwo, propaganda czy gospodarka. W ponad 50-stronicowej
części książki poświęconej „żydokomunie” nawet jednym zdaniem nie
wspomina o tym amerykańskim czytelnikom, cynicznie utrzymując ich w
totalnej nieświadomości na ten temat.
Rola Żydów w bezpiece, jej
wyjątkowość polegała nie tylko na nadmiernej liczebności, lecz także na
splamieniu się przez bardzo wielu żydowskich funkcjonariuszy UB
przykładami ogromnego okrucieństwa, brakiem jakichkolwiek skrupułów i
brutalnym łamaniem prawa wobec polskich więźniów politycznych. Rzecz
znamienna – złowieszcza rola żydowskich funkcjonariuszy jest widoczna w
każdej bardziej znaczącej zbrodni UB, od ludobójczych mordów w obozie w
Świętochłowicach począwszy, poprzez sądowe mordy na generale Fieldorfie
„Nilu” i rotmistrzu Pileckim po proces gen. Tatara i współoskarżonych
wyższych wojskowych.
Główni winowajcy zabójstwa tego polskiego
bohatera to w przeważającej części żydowscy komuniści. Była wśród nich
czerwona prokurator Helena Wolińska (Fajga Mindla-Danielak), która
zadecydowała o bezprawnym aresztowaniu gen. Fieldorfa, a później równie
bezprawnie przedłużała czas jego aresztowania. Wyrok śmierci na generała
w sfabrykowanym procesie wydała sędzia komunistka żydowskiego
pochodzenia Maria Gurowska z domu Sand, córka Moryca i Frajdy z domu
Einseman.
Dodajmy do tego żydowskie pochodzenie trzech z czterech
osób wchodzących w skład kolegium Sądu Najwyższego, które zatwierdziły
wyrok śmierci na polskiego bohatera (sędziego dr. Emila Merza, sędziego
Gustawa Auscalera i prokurator Pauliny Kern). Cała trójka później
dożywała ostatnich lat swego życia w Izraelu. Przypomnijmy również, że
wcześniej w rozprawie pierwszej instancji oskarżał gen. „Nila” jeden z
najbezwzględniejszych prokuratorów żydowskiego pochodzenia Benjamin
Wajsblech. Dodajmy, że prawdopodobnie sam Józef Różański (Goldberg)
wręczał przesłuchującemu gen. Fieldorfa porucznikowi Kazimierzowi
Górskiemu tzw. pytajniki, tj. odpowiednio spisane zestawy pytań, które
miał zadawać więźniowi (wg P. Lipiński, Temat życia: wina, Magazyn
„Gazety Wyborczej”, 18 listopada 1994 r.).
Warto przypomnieć w tym kontekście fragment rozmowy Sławomira Bilaka z Marią Fieldorf-Czarską, córką zamordowanego generała.
Powiedziała
ona m.in.: „Pytam się dlaczego nikt nie mówi, że w sprawie mojego ojca
występowali wyłącznie sami Żydzi? Nie wiem, dlaczego w Polsce wobec
obywatela polskiego oskarżali i sądzili Żydzi” (cyt. za: Temida oczy ma
zamknięte. Nikt nie odpowie za śmierć mojego ojca, „Nasza Polska”, 24
lutego 1999 r.).
Przypomnijmy teraz jakże haniebną sprawę wydania
wyroku śmierci na jednego z największych polskich bohaterów rotmistrza
Witolda Pileckiego i stracenia go w 1948 roku. Człowieka, który
dobrowolnie dał się aresztować, aby trafić do Oświęcimia i zbadać prawdę
o sytuacji w obozie, a później stał się tam twórcą pierwszej obozowej
konspiracji. Oficera, którego wybitny angielski historyk Michael Foot
nazwał „sumieniem walczącej przeciw hitlerowcom Europy” i jedną z kilku
najwybitniejszych i najodważniejszych postaci europejskiego Ruchu Oporu.
Otóż – jak pisał na temat sprawy rotmistrza Pileckiego i
współoskarżonych z nim w procesie Tadeusz M. Płużański:
„Wyroki
zapadły już wcześniej – wydał je dyrektor departamentu śledczego MBP
Józef Goldberg Różański. Podczas jednego z przesłuchań powiedział
Płużańskiemu: „Ciebie nic nie uratuje. Masz u mnie dwa wyroki śmierci.
Przyjdą, wyprowadzą, pieprzną ci w łeb, i to będzie taka zwykła ludzka
śmierć” (por. T.M. Płużański, Prokurator zadań specjalnych, „Najwyższy
Czas”, 5 października 2002 r.).
Warto przy okazji stwierdzić, że
jednym z członków kolegium Najwyższego Sądu Wojskowego, który 3 maja
1948 r. zatwierdził wyrok śmierci na Pileckim, wykonany 25 maja 1948 r.,
był sędzia Leo Hochberg, syn Saula Szoela (wg T.M. Płużański, Prawnicy
II RP, komunistyczni zbrodniarze, „Najwyższy Czas”, 27 października 2001
r.).
Pominę tu szersze relacjonowanie jednej z najczęściej
przypominanych zbrodni – ludobójczego wymordowania około 1650 niewinnych
więźniów w ciągu niecałego roku przez Salomona Morela i podległych mu
żydowskich oprawców z UB (zob. na ten temat szerzej książkę autora jakże
rzetelnego żydowskiego samo-rozrachunku Johna Sacka „Oko za oko”,
Gliwice 1995).
Przypomnę tu tylko jedną z ulubionych „zabaw”
ludobójczego „kata ze Świętochłowic” S. Morela, polegającą na ustawianiu
piramid z ludzi, którym kazał się kłaść czwórkami jedni na drugich. Gdy
stos ciał był już dostatecznie duży, wskakiwał na nich, by jeszcze
zwiększyć ciężar. Po takich „zabawach” ludzie z górnych części stosu
wychodzili w najlepszym wypadku z połamanymi żebrami, natomiast dolna
czwórka lądowała w kostnicy.
Dużo mniej znane są późniejsze zbrodnie,
popełnione przez Morela na młodocianych polskich więźniach politycznych
„reedukowanych” w obozie w Jaworznie. Morel zastąpił tam na stanowisku
komendanta kapitana NKWD Iwana Mordasowa. W książce Marka J.
Chodakiewicza, „Żydzi i Polacy 1918-1945” (Warszawa 2000, s. 410),
czytamy:
„Między 1945 a 1949 rokiem w obozie w Jaworznie
zmarło około 10 tysięcy więźniów”. Te aż tak przerażające dane liczbowe
brzmią wprost niewiarygodnie i wymagają gruntownego sprawdzenia, choć
Chodakiewicz przytacza je za źródłową pracą M. Wyrwicha, („Łagier
Jaworzno”, Warszawa 1995).
Różne relacje potwierdzają w każdym razie
wyjątkowe okrucieństwo okazywane wobec młodocianych polskich więźniów
przez komendanta Morela. Począwszy od witania przez niego kolejnych
transportów młodocianych więźniów typowym dlań powitaniem:
„Popatrzcie na słońce, bo niektórzy widzą je po raz ostatni!”. Czy słowami: „Jesteście bandytami, pokażemy wam tutaj, co znaczy wojowanie przeciwko władzy ludowej”.
„Popatrzcie na słońce, bo niektórzy widzą je po raz ostatni!”. Czy słowami: „Jesteście bandytami, pokażemy wam tutaj, co znaczy wojowanie przeciwko władzy ludowej”.
(Oba cytaty za tekstem napisanego przez
Mieczysława Wiełę „Listu otwartego do premiera rządu RP” („Jaworzniacy”
nr 2/29 z lutego 1999 r.).
Poza katuszami fizycznymi Morel lubił zadawać
swoim ofiarom różne udręki psychiczne. Na przykład kazał pisać po tysiąc
razy: „Nienawidzę Piłsudskiego” (wg M. Wyrwich, „Łagier Jaworzno”,
Warszawa 1995, s. 90).
Ludobójczy zbrodniarz S. Morel otrzymywał polską rentę – mniej więcej 5 tys. zł.
Czołowy historyk IPN dr hab. Jan Żaryn pisał niedawno:
”Doświadczenia z lat 1944-1945 jedynie utrwalały
stereotyp żydokomuny”. „NKWD przy pomocy pozostałych Żydów urządza
krwawe orgie’ – meldował Władysław Liniarski „Mścisław”, komendant
Okręgu AK w Białymstoku w styczniu 1945 r. do „polskiego Londynu” (…).
Polacy po wojnie, używając hasła „żydokomuna”,
posługiwali się zatem stereotypem wytworzonym przez samych Żydów
komunistów. Żydzi stawali się zatem współodpowiedzialnymi za cierpienia
Polaków, w tym za utratę – po raz kolejny – niepodległości państwowej.
Do rodzin docierały szczegóły tortur, jakim byli
poddawani w ubeckich kazamatach ich najbliżsi – często żołnierze
podziemia niepodległościowego. „Gdy wyszedłem z karceru, zaraz wzięli
mnie na górę i enkawudzista Faber [Samuel Faber - przypis J. Żaryna],
(kto on był, nie wiem, czy to Polak, czy Rosjanin, na pewno Żyd) (…)
kazał mnie związać. Zawiązali mi usta szmatą i między ręce i nogi
wsadzili mi kij, na którym mnie zawiesili, po czym do nosa zaczęli mi
wlewać chyba ropę. Po jakimś czasie przestali. Przytomności nie
straciłem, więc wszystko do końca czułem. Dostałem od tego krwotoku (…)’
– wspominał Jakub Górski „Jurand”, żołnierz AK” (…).
Inny działacz podziemia niepodległościowego,
Mieczysław Grygorcewicz, tak zapamiętał pierwsze dni pobytu w areszcie
NKWD i UB w Warszawie:
„(…) Na pytania zadawane przez Józefa Światłę –
szefa Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa początkowo nie odpowiadałem,
byłem obojętny na wszystkie groźby i krzyki, opanowała mnie apatia,
przede mną stanęła wizja śmierci. Przecież jestem w rękach wroga, i to w
rękach żydowskich, których w UB nie brakowało. Poczułem do nich ogromny
wstręt, przecież miałem do czynienia z szumowiną społeczną, przeważnie
wychowaną w rynsztoku nalewkowskim”.
„Józef Światło – Żyd z pochodzenia, mając
pistolet w ręku, oświadczył mi, że jeżeli nie podam swego miejsca
zamieszkania, strzeli mi w łeb (…)”.
Światło przyprowadził Halickiego, kierownika
sekcji śledczej, który również był Żydem, i ten rozpoczął śledztwo
wstępne (…). Oficerowie ubowscy zmieniali się często (…). Szczególnie
jeden z nich brutalnie i ordynarnie do mnie się odzywał, groził karą
śmierci bez sądu. Jak się później dowiedziałem od śledczego porucznika
Łojki – był to sam Józef Różański (Józef Goldberg), zastępca
Radkiewicza, ministra bezpieczeństwa.
W takiej sytuacji i wśród tej zgrai ubeckiej
byłem przygotowany na najgorsze, nawet na rozstrzelanie (…)”. (cyt. za
J. Żaryn, Hierarchia Kościoła katolickiego wobec relacji
polsko-żydowskich w latach 1945-1947, we: „Wokół pogromu kieleckiego”,
Warszawa 2006, s. 86-88)”.
Przypomnijmy, że wymieniony tu Józef Różański
(Goldberg), dyrektor Departamentu Śledczego w MBP zyskał sobie zasłużoną
sławę najokrutniejszego kata bezpieki. Od byłego oficera AK Kazimierza
Moczarskiego, który był jedną z ofiar „piekielnego śledztwa”
prowadzonego pod nadzorem Różańskiego, wiemy, jakie były metody
katowania więźniów przesłuchiwanych w MBP. Spośród 49 rodzajów
maltretowania i tortur, którym go poddawano, Moczarski wymienił m.in.:
„1. bicie pałką gumową specjalnie uczulonych
miejsc ciała (np. nasady nosa, podbródka i gruczołów śluzowych,
wystających części łopatek itp.);
2. bicie batem, obciągniętym w tzw. lepką gumę, wierzchniej części nagich stóp – szczególnie bolesna operacja torturowa;
3. bicie pałką gumową w pięty (seria po 10 uderzeń na piętę – kilka razy dziennie);
4. wyrywanie włosów ze skroni i karku (tzw. podskubywanie gęsi), z brody, z piersi oraz z krocza i narządów płciowych;
5. miażdżenie palców między trzema ołówkami (…);
6. przypalanie rozżarzonym papierosem okolicy ust i oczu; (…)
8. zmuszanie do niespania przez okres 7-9 dni (…)” (cyt. za K. Moczarski, Piekielne śledztwo, „Odrodzenie”, 21 stycznia 1989 r.).
2. bicie batem, obciągniętym w tzw. lepką gumę, wierzchniej części nagich stóp – szczególnie bolesna operacja torturowa;
3. bicie pałką gumową w pięty (seria po 10 uderzeń na piętę – kilka razy dziennie);
4. wyrywanie włosów ze skroni i karku (tzw. podskubywanie gęsi), z brody, z piersi oraz z krocza i narządów płciowych;
5. miażdżenie palców między trzema ołówkami (…);
6. przypalanie rozżarzonym papierosem okolicy ust i oczu; (…)
8. zmuszanie do niespania przez okres 7-9 dni (…)” (cyt. za K. Moczarski, Piekielne śledztwo, „Odrodzenie”, 21 stycznia 1989 r.).
Dygnitarz MBP – Józef Światło nadzorował tajne
więzienie w Miedzeszynie, gdzie do metod wydobywania zeznań należało
m.in. skazywanie na klęczenie na podłodze z cegieł z podniesionymi do
góry rękami przez 5 godzin, przepędzanie nago korytarzami z jednoczesnym
chłostaniem stalowymi prętami, bicie pałką splecioną ze stalowych
drutów (wg T. Grotowicz, Józef Światło, „Nasza Polska”, 22 lipca 1998
r.).
O tych wszystkich okrucieństwach i zbrodniach
żydowskich katów z UB nie znajdziemy nawet jednego zdania informacji w
książkach J. T. Grossa, tak chętnie i obszernie rozpisującego się o
zbrodniach popełnionych przez Polaków na Żydach.