Komentując tegoroczną Paradę Równości w Warszawie, mógłbym ją skwitować
prostym i oklepanym sloganem: pff, kolejny raz demonstrują swoje
dewiacje i w sumie dobrze, bo odpychają zwykłych ludzi swoją
obscenicznością i obrażaniem świętości. Byłoby to proste i dla wielu
uszu zapewne przyjemne skwitowanie sprawy, która jak wszystko w życiu
społecznym stanowi dużo bardziej złożony proces. Dobrze jest
upraszczać swoją wizję świata, ponieważ staje się ona wtedy łatwiej
przyswajalna dla odbiorcy, a także porządkuje i nie wymaga od nas
wkładania wysiłku w mozolne i nieustanne dążenie do wiedzy o otaczającym
świecie, ale żeby zdiagnozować chorobę musimy rozpatrywać problem
całościowo, a nie tylko powierzchownie i emocjonalnie.
Skąd więc takie zainteresowanie i poparcie dla idei, czy też otoczki
medialnej Parady Równości? Szczególnie jest przecież zauważalne wśród
młodych Polaków, którzy są w przekazie medialnym od paru lat wręcz
wpychani do szufladki stereotypowej „skrajnej prawicy”. Jak to się
dzieje, że wystarczy parę lat, żeby wykreować tak odmienne nastroje
społeczne, które przeczą utrwalonym schematom i depczą po wyniesionych z
domów rodzinnych, wartościach religijnych oraz narodowych?
Mamy tutaj do czynienia z dużo większym procederem, jak tylko
siłowa emancypacja różnych, zdecydowanie mniejszościowych w skali
Narodu, środowisk seksualnych. Tutaj idzie o dużo większy cel
niż pewne regulacje prawne w zakresie homomałżeństw czy adopcji dzieci
dla ludzi, którzy nie mają naturalnego prawa ich posiadać ze względu na
swoje seksualne fanaberie. Chodzi o całościowy charakter przemian globalnych i ich kierunku dziejowego.
Trzeba zdać sobie sprawę z faktu, że w tym momencie rozgrywki nie
jesteśmy, jako ludzie zapatrujący się tradycyjnie na sprawę naszych
zwyczajów, ani rozgrywającymi, ani też przodującymi w tej grze. Przez
ostatnią dekadę miliony euro grantów, płynące do różnego typu fundacji i
stowarzyszeń, które promują „tolerancję”, „LGBT” oraz podobne zasłony
dymne, zbudowały silną sieć oddziaływania na społeczeństwo.
Oczywiście ci aktywiści często szczerze i fanatycznie wierzą w głoszone
idee, ponieważ ze względu na swoje dewiacje seksualne, tylko w ten
sposób mogą za jakiś czas być, w odczuciu swoim oraz postronnych, uznani
za „normalnych”. Musi się to wiązać z nachalnym wciskaniem tęczowej
propagandy, ponieważ zapewnienie akceptacji i afirmacji, często mocno
odstającym od normy jednostkom, wymaga ogromnej poprawności politycznej,
a przecież idee równościowe, jako element dominującego w naszym świecie
liberalizmu, nie mają tak naprawdę racjonalnego końca i możemy się
spodziewać z ich strony coraz dalej idących pomysłów, kogo to jeszcze
ogół ma uznać za coś „normalnego”.
Dominujące, uproszczone spojrzenie na tę sprawę jest jednak dość
fałszywe. W skali społeczeństwa, nieafiszujący się geje czy lesbijski
nie są szkodliwi, ponieważ zawsze żyli swoim życiem na marginesie
społeczeństw europejskich.
Ich prawdziwą rolą szkodnika, którą należy dostrzegać i
punktować, jest bycie narzędziem w grze globalnego kapitału, który dąży
do brutalnego przeforsowania swoich interesów ekonomicznych oraz
narzucenia państwom narodowym swojej decyzyjności w formie
ponadnarodowej. Po tegorocznej, jawnej i masowej, obecności
międzynarodowych koncernów, banksterów oraz ambasady USA na warszawskiej
Paradzie Równości jest to chyba dla każdego w pełni czytelne i
zrozumiałe.
Czym się to przejawia? Nie trudno zauważyć, że w przypadku naszego
obszaru Europy, który w okresie panowania wpływów ZSRR stał się
jednolity etnicznie i kulturowo, a także dość oporny względem idei
„postępowych” przez doświadczenie narzuconego siłą komunizmu przez
Sowietów po 1945 roku. Ciężko jest podporządkować go interesom
globalistów. Oczywiście, w dużym stopniu się to udaje Zachodowi oraz
siłom stojącym za jego agendą światopoglądową. Niemniej pompowanie
ogromnych sum celem korumpowania lokalnej kasty politycznej i
rozbudzanie, tradycyjnie anemicznych u nas, ruchów liberalnych w
peryferyjnej Polsce i regionie to dość żmudna oraz kosztowna operacja.
Z tego powodu globalny kapitał tak mocno, bezpośrednio
zaangażował się w tęczowe ruchy, które mogą doprowadzić do rozbicia
monolitów, stojących na drodze do arbitralnego narzucania swojej woli
oraz interesów ekonomicznych.
Społeczeństwa, które zostaną pocięte na takie kolorowe plasterki,
niezdolne do zjednoczenia w obliczu dyktatu kapitalistów, to główny cel,
do którego osiągnięcia potrzebne jest LGBT i tego typu „kolorowe”
ruchy. Z jednej strony „tęczowy obywatel” będzie kupował droższy,
dedykowany dla niego produkt korporacji, a z drugiej będzie zdolny do
mobilizacji ruszyć pospolitym ruszeniem do obrony interesów kapitału pod
pretekstem walki z „faszyzmem” czy też „komunizmem”. Na dodatek
„tęczowy obywatel” nigdy nie ugryzie „niewidzialnej” ręki rynku, która
łaskawie dała mu poczucie normalności i wyjątkowości wspomnianą,
dedykowaną kolekcją ubrań czy skierowanym do określonej grupki spotem
reklamowym.
Taki, odkryty na nowo człowiek liberalny nigdy, wbrew
wyobrażeniom lewicy chcącej walczyć z liberałami o rolę „rzeczniczki”
LGBT, nie wybierze na poważnie strony antykapitalistycznej poza
pozorami. Dlaczego? Sprawy socjalne i narodowe będą dla niego
zawsze przebytą przeszkodzą do uzyskania emancypacji, będącej dla niego
celem samym w sobie, a jak wspomniałem wcześniej, dla globalnego
kapitału pełniącej funkcję zastępczego klucza do poskromienia narodów,
zagrażających zagarnięciu władzy politycznej przez globalistów.
Co w tej sytuacji można zrobić? Trudno szukać recept przy tak
miażdżącej przewadze materialnej przeciwnika, który na dodatek jest
rozgrywającym i jednocześnie sędzią w tym starciu. Warto jednak
zauważyć, że liberalizm jest ideą pulsującą przede wszystkim na obszarze
wpływów USA i Zachodu, a u wschodzących potęg światowych trudno
doszukiwać się chęci zaakceptowania jego ideowej dominacji, widzianej
jako osłabiające te nowe mocarstwa wpływy amerykańskie. Polacy,
Europejczycy sami nie zwalczą tego trendu, ponieważ jest to sprawa
globalnego kalibru i tylko tak może być ostatecznie zwyciężona.
Jednakże nie zwalnia nas to z obowiązku świadomości gdzie tak naprawdę
leży źródło aktualnej ofensywy kulturowej w Polsce. Gdybyśmy mieli
przełożyć tę walkę z globalistami i ich siłami zastępczymi na realne
działania, w obecnych warunkach politycznych możemy np. wywierać
nacisk na rządzących, aby zablokowali możliwość finansowego zasilania
organizacji pozarządowych w kraju, a idąc dalej prawnego zakazania
propagandy LGBT na terenie Polski. Takie decyzje wydatnie
zablokowałyby możliwość wpływania na opinię publiczną i rozbijania
jedności polskiej klasy pracującej, która stanowi uśpiony, ale wielki
potencjał w walce z mackami kapitału.
Bynajmniej nie możemy na to liczyć ze strony PiS.
Pozostaje nam więc praca u podstaw wśród Narodu, który nadal nie został
przemielony przez liberalną maszynkę. Warto obnażać hipokryzję
liberalnych lewicowców, którzy myślą, że tęczowi w ogóle pomyślą o
sprawach socjalnych na poważnie, warto budować pracowniczą alternatywę,
która racjonalnie łączy sprzeciw wobec LGBT z antykapitalizmem, a przede
wszystkim warto uderzać w głowę, a nie macki tej hydry. Naszym wrogiem
nie jest pobieżnie przekonany nastolatek, który dzisiaj idzie na paradę
równości, a jutro być może zmieni zdanie i pójdzie np. na Marsz
Niepodległości. Tutaj potrzeba skutecznej chemioterapii, a nie leczenia kataru.
Krystian Jachacy,
Praca Polska Warszawa