poniedziałek, 10 czerwca 2019

Krystian Jachacy: Tęczowy klucz do globalizacji


        Komentując tegoroczną Paradę Równości w Warszawie, mógłbym ją skwitować prostym i oklepanym sloganem: pff, kolejny raz demonstrują swoje dewiacje i w sumie dobrze, bo odpychają zwykłych ludzi swoją obscenicznością i obrażaniem świętości. Byłoby to proste i dla wielu uszu zapewne przyjemne skwitowanie sprawy, która jak wszystko w życiu społecznym stanowi dużo bardziej złożony proces. Dobrze jest upraszczać swoją wizję świata, ponieważ staje się ona wtedy łatwiej przyswajalna dla odbiorcy, a także porządkuje i nie wymaga od nas wkładania wysiłku w mozolne i nieustanne dążenie do wiedzy o otaczającym świecie, ale żeby zdiagnozować chorobę musimy rozpatrywać problem całościowo, a nie tylko powierzchownie i emocjonalnie.
 
Skąd więc takie zainteresowanie i poparcie dla idei, czy też otoczki medialnej Parady Równości? Szczególnie jest przecież zauważalne wśród młodych Polaków, którzy są w przekazie medialnym od paru lat wręcz wpychani do szufladki stereotypowej „skrajnej prawicy”. Jak to się dzieje, że wystarczy parę lat, żeby wykreować tak odmienne nastroje społeczne, które przeczą utrwalonym schematom i depczą po wyniesionych z domów rodzinnych, wartościach religijnych oraz narodowych? 

Mamy tutaj do czynienia z dużo większym procederem, jak tylko siłowa emancypacja różnych, zdecydowanie mniejszościowych w skali Narodu, środowisk seksualnych. Tutaj idzie o dużo większy cel niż pewne regulacje prawne w zakresie homomałżeństw czy adopcji dzieci dla ludzi, którzy nie mają naturalnego prawa ich posiadać ze względu na swoje seksualne fanaberie. Chodzi o całościowy charakter przemian globalnych i ich kierunku dziejowego.
 
Trzeba zdać sobie sprawę z faktu, że w tym momencie rozgrywki nie jesteśmy, jako ludzie zapatrujący się tradycyjnie na sprawę naszych zwyczajów, ani rozgrywającymi, ani też przodującymi w tej grze. Przez ostatnią dekadę miliony euro grantów, płynące do różnego typu fundacji i stowarzyszeń, które promują „tolerancję”, „LGBT” oraz podobne zasłony dymne, zbudowały silną sieć oddziaływania na społeczeństwo.
Oczywiście ci aktywiści często szczerze i fanatycznie wierzą w głoszone idee, ponieważ ze względu na swoje dewiacje seksualne, tylko w ten sposób mogą za jakiś czas być, w odczuciu swoim oraz postronnych, uznani za „normalnych”. Musi się to wiązać z nachalnym wciskaniem tęczowej propagandy, ponieważ zapewnienie akceptacji i afirmacji, często mocno odstającym od normy jednostkom, wymaga ogromnej poprawności politycznej, a przecież idee równościowe, jako element dominującego w naszym świecie liberalizmu, nie mają tak naprawdę racjonalnego końca i możemy się spodziewać z ich strony coraz dalej idących pomysłów, kogo to jeszcze ogół ma uznać za coś „normalnego”. 

Dominujące, uproszczone spojrzenie na tę sprawę jest jednak dość fałszywe. W skali społeczeństwa, nieafiszujący się geje czy lesbijski nie są szkodliwi, ponieważ zawsze żyli swoim życiem na marginesie społeczeństw europejskich. 

Ich prawdziwą rolą szkodnika, którą należy dostrzegać i punktować, jest bycie narzędziem w grze globalnego kapitału, który dąży do brutalnego przeforsowania swoich interesów ekonomicznych oraz narzucenia państwom narodowym swojej decyzyjności w formie ponadnarodowej. Po tegorocznej, jawnej i masowej, obecności międzynarodowych koncernów, banksterów oraz ambasady USA na warszawskiej Paradzie Równości jest to chyba dla każdego w pełni czytelne i zrozumiałe. 

Czym się to przejawia? Nie trudno zauważyć, że w przypadku naszego obszaru Europy, który w okresie panowania wpływów ZSRR stał się jednolity etnicznie i kulturowo, a także dość oporny względem idei „postępowych” przez doświadczenie narzuconego siłą komunizmu przez Sowietów po 1945 roku. Ciężko jest podporządkować go interesom globalistów. Oczywiście, w dużym stopniu się to udaje Zachodowi oraz siłom stojącym za jego agendą światopoglądową. Niemniej pompowanie ogromnych sum celem korumpowania lokalnej kasty politycznej i rozbudzanie, tradycyjnie anemicznych u nas, ruchów liberalnych w peryferyjnej Polsce i regionie to dość żmudna oraz kosztowna operacja. 

Z tego powodu globalny kapitał tak mocno, bezpośrednio zaangażował się w tęczowe ruchy, które mogą doprowadzić do rozbicia monolitów, stojących na drodze do arbitralnego narzucania swojej woli oraz interesów ekonomicznych.
 
Społeczeństwa, które zostaną pocięte na takie kolorowe plasterki, niezdolne do zjednoczenia w obliczu dyktatu kapitalistów, to główny cel, do którego osiągnięcia potrzebne jest LGBT i tego typu „kolorowe” ruchy. Z jednej strony „tęczowy obywatel” będzie kupował droższy, dedykowany dla niego produkt korporacji, a z drugiej będzie zdolny do mobilizacji ruszyć pospolitym ruszeniem do obrony interesów kapitału pod pretekstem walki z „faszyzmem” czy też „komunizmem”. Na dodatek „tęczowy obywatel” nigdy nie ugryzie „niewidzialnej” ręki rynku, która łaskawie dała mu poczucie normalności i wyjątkowości wspomnianą, dedykowaną kolekcją ubrań czy skierowanym do określonej grupki spotem reklamowym. 

Taki, odkryty na nowo człowiek liberalny nigdy, wbrew wyobrażeniom lewicy chcącej walczyć z liberałami o rolę „rzeczniczki” LGBT, nie wybierze na poważnie strony antykapitalistycznej poza pozorami. Dlaczego? Sprawy socjalne i narodowe będą dla niego zawsze przebytą przeszkodzą do uzyskania emancypacji, będącej dla niego celem samym w sobie, a jak wspomniałem wcześniej, dla globalnego kapitału pełniącej funkcję zastępczego klucza do poskromienia narodów, zagrażających zagarnięciu władzy politycznej przez globalistów. 

Co w tej sytuacji można zrobić? Trudno szukać recept przy tak miażdżącej przewadze materialnej przeciwnika, który na dodatek jest rozgrywającym i jednocześnie sędzią w tym starciu. Warto jednak zauważyć, że liberalizm jest ideą pulsującą przede wszystkim na obszarze wpływów USA i Zachodu, a u wschodzących potęg światowych trudno doszukiwać się chęci zaakceptowania jego ideowej dominacji, widzianej jako osłabiające te nowe mocarstwa wpływy amerykańskie. Polacy, Europejczycy sami nie zwalczą tego trendu, ponieważ jest to sprawa globalnego kalibru i tylko tak może być ostatecznie zwyciężona. 

Jednakże nie zwalnia nas to z obowiązku świadomości gdzie tak naprawdę leży źródło aktualnej ofensywy kulturowej w Polsce. Gdybyśmy mieli przełożyć tę walkę z globalistami i ich siłami zastępczymi na realne działania, w obecnych warunkach politycznych możemy np. wywierać nacisk na rządzących, aby zablokowali możliwość finansowego zasilania organizacji pozarządowych w kraju, a idąc dalej prawnego zakazania propagandy LGBT na terenie Polski. Takie decyzje wydatnie zablokowałyby możliwość wpływania na opinię publiczną i rozbijania jedności polskiej klasy pracującej, która stanowi uśpiony, ale wielki potencjał w walce z mackami kapitału. 

Bynajmniej nie możemy na to liczyć ze strony PiS. Pozostaje nam więc praca u podstaw wśród Narodu, który nadal nie został przemielony przez liberalną maszynkę. Warto obnażać hipokryzję liberalnych lewicowców, którzy myślą, że tęczowi w ogóle pomyślą o sprawach socjalnych na poważnie, warto budować pracowniczą alternatywę, która racjonalnie łączy sprzeciw wobec LGBT z antykapitalizmem, a przede wszystkim warto uderzać w głowę, a nie macki tej hydry. Naszym wrogiem nie jest pobieżnie przekonany nastolatek, który dzisiaj idzie na paradę równości, a jutro być może zmieni zdanie i pójdzie np. na Marsz Niepodległości. Tutaj potrzeba skutecznej chemioterapii, a nie leczenia kataru.
 
Krystian Jachacy,

Praca Polska Warszawa