Kiedyś aktywny homoseksualizm był karalnym przestępstwem, dziś w
świecie zachodnim karalnym przestępstwem jest aktywna homofobia.
(Fryderyk Martel1)
(…) Natomiast, że mamy do czynienia z podskórnymi trendami, które
w perspektywie w Polsce zburzą ten kościelny porządek, to dla mnie nie
ulega najmniejszej kwestii. Ale to jest optymizm historyczny.
(prof. Krzysztof Pomian2)
Gdyby obserwacje życia społecznego w Polsce ograniczać do doniesień
medialnych, nadchodzących obojętnie z której strony demokratycznej
barykady, Nowy Kościół montiniański jawiłby się jako ostatnia, lecz
wciąż potężna zapora przeciwko importowanemu z Zachodu zjawisku
potocznie nazywanemu ideologią (ideologiami?) LGBT+ i gender. Zajęte przez modernistów świątynie wciąż – przynajmniej w porównaniu z innymi krajami dawnej Christianitas – wydają się pełne, marsze „wesołków” blokowane są przez odważnych młodych ludzi3, grzeszne, a publicznie ogłaszane skłonności nadal budzą wstręt u większości Polaków4.
Prowincja polska Unii Europejskiej uważana jest za zieloną wyspę
konserwatyzmu. Dlaczego zatem ideologia modernizmu w starciu z ideologią
LGBT+ (do której dodaje się kolejne litery – zwykle QIA – ale nie wolno
dopisywać literki P) okazuje się kolosem na glinianych nogach? Dlaczego
postkatolicki modernizm przegra?
Odpowiedź jest prosta: ideologia LGBT+ jest konsekwentnym
rozwinięciem idei rewolucji modernistycznej, tej samej, która
doprowadziła do samozniszczenia Kościoła katolickiego (jego części
zwanej Kościołem Walczącym) i po 1958 roku pozbawiła go widzialnej
głowy. Jeżeli można było zastąpić Kościół Święty montiniańską atrapą – i
dotychczasowi katolicy przeszli nad tym do porządku dziennego,
akceptując nową wiarę, równie dobrze i równie skutecznie tym samym
ludziom można wmówić, że gatunek Homo sapiens cieszy się
bogactwem kilkudziesięciu płci, wśród których można w dodatku wybierać, a
każdy wybór będzie właściwy i niepodlegający krytyce. LGBT+ to
modernizm – tylko cokolwiek dalej. Wspólna okazuje się utopijna wizja
nowego człowieka: płeć i wiara są płynne, „ponowoczesne”. Reguły
przestały obowiązywać, jak zauważył kardynał Nowego Kościoła Walter
Kasper: Każda sytuacja to „Einzelfall” – przypadek specjalny, ponieważ każdy człowiek jest wyjątkowy5.
Jeżeli zmienia się Magisterium wyrażające oczekiwania Boga pod
adresem Jego stworzenia, trzeba równocześnie przyjąć, że Bóg się
zmienił, lub założyć, iż o Nim i Jego relacjach z ludźmi nie można
stwierdzić niczego pewnego, a nauczanie Kościoła jest tylko jedną z
wielu dopuszczalnych interpretacyj Bytu absolutnego i Jego obecności w
dziejach. Jeżeli nic nie wiemy o Źródle naszego istnienia, każde
mniemanie na temat kondycji ludzkiej jest równie prawdziwe. Modernizm
pozbawił zatem pojęcie prawdy wszelkiego sensu.
*****
Doktrynę modernizmu w sposób najprzystępniejszy z możliwych wyłożył
duchowny Nowego Kościoła, ks. Rafał Cyfka, głosząc w ostatniej z
sierpniowych edycyj programu Kościół z bliska, nadawanego przez TVP Info: Każdy człowiek ma prawo wierzyć, ma prawo do zmiany religii, to mu przysługuje, to wynika z godności człowieka. (…) Stąd
też jest to bardzo ważny głos, bardzo potrzebny dzisiaj światu, żebyśmy
w tym wszystkim, co dzieje się dookoła nas, nie zapomnieli o tym, że
prawo do wolności religijnej jest prawem człowieka6.
Jeżeli potraktujemy te słowa poważnie (zakładam, że tego życzyłby
sobie ks. Cyfka), oznaczają one, że tak pojmowane prawa i godność
człowieka są ważniejsze od Pierwszego Przykazania. To jest właśnie
podstawowy błąd antropologiczny modernizmu – stworzenie wynosi się ponad
Stwórcę. Zauważmy, że nawet wtedy, gdy Polskę obiegają kolejne
informacje o profanacjach i bluźnierstwach, potępienie sprawców odnosi
się przede wszystkim do dokonanej przez nich obrazy tzw. uczuć
religijnych (fenomenów życia psychicznego), czasami też do uszkodzenia
lub zniszczenia zabytku. Istnienie Boga pozostaje poza obszarem
zainteresowań demoliberalnego ustawodawcy. Niejasno sformułowane prawo
nie staje w obronie Boga i należnej Mu czci, którą powinien odbierać od
każdego człowieka – ważne są prywatne mniemania, emocje i doznania,
czyli zastosowanie mają kryteria niedalekie wymogom politycznej
poprawności. Nietrudno zresztą dostrzec, że uczucia religijne wyznawców
różnych konfesyj (a nawet w ramach tej samej wspólnoty wyznaniowej7) mogą być wzajemnie sprzeczne.
Czyż jednak można mieć pretensje do ks. Cyfki, który w dodatku
postrzegany jest jako konserwatysta? Zwierzchnik Nowego Kościoła
montiniańskiego, ks. Jerzy Bergoglio, dokonując aktualizacji nauczania,
jednoznacznie potwierdził, że: Wolność jest prawem każdej osoby: każdy korzysta z wolności wiary, myśli, słowa i działania. Pluralizm i różnorodność religii, koloru skóry, płci, rasy i języka są wyrazem mądrej woli Bożej, z jaką Bóg stworzył istoty ludzkie [podkreślenie: AN]. Ta boska Mądrość jest źródłem, z którego wywodzi się prawo do wolności wiary i wolności do bycia różnymi8.
Działania misyjne podejmowane przez Kościół Święty od czasu apostołów i
pierwszych męczenników zostały tym samym po raz kolejny zdeprecjonowane
jako sprzeczne ze Słowem Bożym9.
Oznacza to, że trwanie w grzechu przeciwko Pierwszemu Przykazaniu
miałoby być pożądanym przez Boga stanem duszy. Więcej: grzech może być
rozumiany jako cecha, z którą przychodzimy na świat i nie mamy na nią
wpływu. Oczywiście równie prawdopodobna i zgodna z powyższym cytatem
jest myśl, że grzech po prostu nie istnieje – w końcu religia została
wymieniona obok zjawisk biologicznych.
Z tego samego dokumentu, ze wzmianki o pluralizmie i różnorodności
płci, można także wyinterpretować aprobatę dla koncepcji istnienia
kilkudziesięciu płci. Pula dostępnych płci może być przecież zmienna,
tak jak zmienna jest wielość „wiar” ewoluujących w nowe, wcześniej
nieznane formy kultu. Kolejna cecha języka religijnego modernistów –
wieloznaczność.
*****
Jak dowodzi przykład atrofii wspólnot protestanckich, struktura
quasikościelna, która odrzuca ducha misyjnego i kwestionuje swoje
nauczanie, traci wiarygodność i przestaje być traktowana poważnie,
przede wszystkim przez własnych członków. Trudno umrzeć za jakkolwiek
pojmowaną Dobrą Nowinę, jeśli podlega ona adaptacji do „ducha czasu”, a
głoszący ją hierarchowie wymagają więcej od innych niż od siebie (albo
nie wymagają już niczego, przekształcając się w urzędników instytucji
charytatywnej i usługowej). Efektem jest obojętność statystycznych
„wiernych” i układanie przez nich na własną rękę wiary patchworkowej,
dlatego we współczesnej Polsce nauczanie Nowego Kościoła montiniańskiego
w coraz większym stopniu staje się jedynie częścią tracącego zadawniony
sens i żywotność kodu kulturowego, który ma jednoczyć wyobrażoną
wspólnotę polityczną. Czasami wręcz – pewnym programem o charakterze
partyjnym, kiedy modernistyczni duchowni nie są rozliczani z wierności
Stwórcy, lecz z dostosowania przekazu do oczekiwań sił ustanowionych10.
Dlatego nie dziwmy się, że w postkatolickiej Polsce można np.
publicznie ogłosić herezje, że samobójcy będący „osobami
nieheteronormatywnymi” królują z naszym Panem Jezusem Chrystusem w
Niebie11, a z kolei święci Kościoła katolickiego, których nie da się wtłoczyć w schematy politycznej poprawności, znoszą wieczne męki12
– i żaden z hierarchów Nowego Kościoła montiniańskiego nie reaguje na
te najohydniejsze zniewagi miotane pod adresem Boga. Moderniści
protestują przeciwko wulgarnej propagandzie wizualnej – jak najbardziej
słusznie – ale nie sprzeciwiają się zatruwaniu dusz treściami
wielokrotnie bardziej szkodliwymi. Każdy pogląd okazuje się uprawniony w
społeczeństwie pluralistycznym, którego istnienie duchowni Nowego
Kościoła pokornie przyjęli do wiadomości. Nie przypominają, bo nie mają
już ku temu doktrynalnych podstaw, że istnieje tylko jedna i w dodatku
wąska droga zbawienia. Jeżeli zaś oczekują jakichś przywilejów, to nie
tych, które z natury rzeczy należą się Mistycznemu Ciału Chrystusa – bo
Jego nie reprezentują – tylko związanych z przekonaniem, że podobno
wciąż są głosem większości. Ostatecznie kryterium rozstrzygającym o
obecności w przestrzeni publicznej są więc reguły grzeczności i dobrego
smaku oraz statystyka, a nie Dekalog.
Właśnie w tym kontekście należy postrzegać bombardowanie reszty
społeczeństwa „miłością” przez rewolucjonistów spod znaku ułomnej tęczy13.
Któż choćby przeciętnie wrażliwy ośmieli się wystąpić przeciwko
„zakochanym”, którzy w dodatku po każdym przejawie dezaprobaty wobec ich
roszczeń publikują dobrze skonstruowane opowieści o tym, jak boją się
wychodzić z domu, trzęsą się i płaczą? W epoce usankcjonowanej prawem i
zwyczajem monogamii seryjnej „miłość” (od pasa w dół) stała się przecież
najwyższym prawem14. Rozpusta jest dziś kulturową normą – gra toczy się już tylko o pewne przesunięcie akcentów15.
*****
Don’t you hear the H-bomb’s thunder
Echo like the crack of doom?
Jan Brunner, The H-Bomb’s Thunder
Echo like the crack of doom?
Jan Brunner, The H-Bomb’s Thunder
Jeżeli zatem w przekonaniu Nowego Kościoła wolność religijna nie jest
niszczycielską siłą, lecz prawem wynikającym z godności osoby ludzkiej,
swobodnym wyborem, który Stwórca pozostawił każdemu człowiekowi, nie
formułując pod jego adresem żadnych oczekiwań – można skorzystać z niej
również poprzez odrzucenie Boga, manifestowane np. wynoszeniem na
sztandary grzechu sodomskiego. Rewolucjoniści z tego nauczania jedynie
wyciągnęli wnioski.
W rzeczywistości oferta tysięcy grup wyznaniowych, z których można
wybierać w erze globalizacji, to iluzja. Żaden człowiek nie uniknie
wyboru między obozem świętych pod sztandarem Chrystusa i Niepokalanej a
obozem potępionych wokół tronu śmierci. Oczywiście, jak zapewne sądzi
wielu „wesołków”, można głosić, że szatan nie istnieje, a po śmierci nie
ma już nic, można szerzyć herezję powszechnego zbawienia, można
odwoływać się do rozmaitych innych tworów myśli ludzkiej – szatan nie ma
powodu martwić się tym, że ktoś w niego nie wierzy. Szatanowi
prawdopodobnie jest obojętne, które z Przykazań odrzuciła dusza
podążająca ku jezioru ognia i siarki.
Demokracja – rozwiązłość – modernizm. Przemoc – nienasycenie – śmierć.
Wiele wskazuje na to, że ludzie nie są w stanie zrezygnować z nowych
możliwości, jakie niosą odkrycia i wynalazki, nawet jeśli prowadzą do
Zagłady.
*****
Rośnie grono Polaków gotowych przyjąć, że grzech sodomski stał się
akceptowalnym wyborem stylu życia – i jest to grono młodych, które
dorastało w cieniu mitu „papieża Polaka”, będąc żywym dowodem jego
klęski16.
Czciciele wolności religijnej i praw człowieka są częścią problemu, a
nie jego rozwiązaniem. Chcieli unieważnić tragiczny wymiar egzystencji,
lecz muszą upaść lub przyłączyć się do kolejnego pokolenia radykałów, bo
przeminęła niosąca ich przez kilkadziesiąt lat fala rewolucji –
zakładającej zresztą nieuchronność przemian i dostosowywanie wierzeń do
stanu i oczekiwań wyemancypowanej społeczności wiernych17.
Ta zmiana dokonuje się na naszych oczach. Czy jest zatem jakiś
specjalny powód, aby Bóg wspierał tych, którzy Go odrzucili, i wybrał
spośród różnych, zantagonizowanych wspólnot religijnych akurat Nowy
Kościół montiniański?
Jako doświadczenie religijne modernizm jest martwy18.
Rewolucja będzie trwać, deprawować, niszczyć i zwyciężać, dopóki
postkatolicy nie uświadomią sobie i nie uwierzą, że jedyne prawa, które
ma człowiek na tym łez padole, to prawo do odnalezienia prawowitego
władcy i prawo do wielbienia Boga w sposób przez Niego oczekiwany.
Prawa, których rewersem są obowiązki.
*****
A popatrzmy szerzej, na Polskę: jeszcze kilka lat temu naprawdę
trudno było mówić o marszach równości jako oczywistym elemencie
mainstreamowego krajobrazu, a na pierwszych krakowskich marszach leciały
kamienie i butelki. Trudno było też mówić o prawie do aborcji, młodsi
ode mnie o dziesięć lat aktywiści, wychowani na lekcjach religii,
odmawiali zbierania podpisów pod akcją „TAK dla kobiet”. Dziś w ramach
czarnych protestów na ulice potrafią wyjść tłumy, warszawska Parada
Równości jest wielkim kilkudziesięciotysięcznym świętem, informują o
niej wszystkie media, a kolejne marsze organizowane są w mniejszych
miastach, Gnieźnie, Płocku czy Radomsku.
(Justyna Drath19)
*****
Równolegle do postępów rewolucji modernistycznej nasz Pan zesłał Kościołowi łaskę oczyszczenia. W roku 2019 Kościół katolicki
jest małą trzódką, Kościołem świadomego wyboru. Na szczęście.
Współcześnie już nie można być katolikiem z przypadku czy przymusu,
spełniającym oczekiwania wszystkich dookoła, tylko nie Boga.
1 Rozmawiał Adam Szostkiewicz, Różowe i czarne, „Polityka” nr 39/2019, str. 24.
2 Rozmowa z Dorotą Sajewską i Krzysztofem Pomianem, Kostiumy i struktury.
3 Demokraci podkreślający przywiązanie do enigmatycznych „wartości chrześcijańskich” i zajmujący pierwsze rzędy w trakcie Novus Ordo Missae
wysyłają policję przeciwko sprzeciwiającym się publicznej
niemoralności. Nie są zaś w stanie powstrzymać mordowania dzieci w
łonach „matek”, chociaż inne sprawy rozstrzygali w ciągu jednego
posiedzenia parlamentu. Obrazuje to rzeczywistą hierarchę „wartości”.
Cena władzy: życie tysięcy dzieci wysłanych na wieczność do limbusa.
4 Trzeba jednak liczyć się z tym, że akceptacja dla grzechów wołających o pomstę do Nieba będzie wzrastać. Por. Anton Ambroziak, Polki i Polacy gotowi na związki partnerskie i równość małżeńską [SONDAŻE I EUROBAROMETR] oraz Grzegorz Wysocki, Moja rodzina wciąż za PiS, „Gazeta Wyborcza”, 5-6 października 2019 r., str. 22-24.
5 Rozmawiał Andrea Tornielli, „Istnieją powody, by protestanci mogli przyjmować Komunię św.”.
6 Kościół z bliska, 25.08.2019, 15:30.
7 Por. Stanisław Krawczyk, Tęcza nas nie obraża! Stoimy u boku Elżbiety Podleśnej.
9 Nawracanie innowierców zostało odrzucone przez Nowy Kościół w tzw. Deklaracji z Balamand przyjętej 23 czerwca 1993 r.
10 O
tym, że dla demokratów religia jest narzędziem realizacji polityki
„tożsamościowej”, a nie drogą zbawienia, świadczy przytoczona przez pana
Piotra Lisiewicza relacja z rozmowy z panią Jadwigą Chmielewską, która
na pytanie, dlaczego kurierzy Solidarności Walczącej do Związku
Sowieckiego przemycali Koran, a nie Pismo Święte, odpowiedziała: Bo ja nie jestem misjonarz, tylko dywersant.
Tłumacząc z polskiego na polski, oznacza to, że los milionów
zmierzających ku potępieniu był mniej ważny niż przyspieszenie upadku
Sowietów. Chrystus zszedł na dalszy plan (trudno jednak bez popadania w
sprzeczność nawracać mahometan i przyjmować za nauczanie Kościoła słowa
Jana Pawła II, który w 1985 r. ogłosił, że chrześcijanie i mahometanie
wierzą w tego samego Boga). Por. Piotr Lisiewicz, Zyziu na koniu Hyziu, „Gazeta Polska” nr 41/2019, str. 4.
11 Damian Maliszewski, Nie wyrzekam się wiary, wyrzekam się Was,
„Gazeta Wyborcza”, 17-18 sierpnia 2019 r., str. 22-23. Czytając artykuł
pana Maliszewskiego można w ogóle dojść do wniosku, że Syn Boży stoi po
stronie tych, którzy mają lepszy „piar”. Por. wywiad pani Marty
Abramowicz z siostrą Janiną Gramick pt. Zakonnica od gejów i lesbijek,
„Wysokie Obcasy” nr 41/2019 r., str. 17-19, z którego m.in. można
dowiedzieć się, że pielgrzymi obciążeni grzechami wołającymi o pomstę do
Nieba zostali w 2015 r. uhonorowani specjalnymi miejscami i asystą
Gwardii Szwajcarskiej podczas Nowej Mszy sprawowanej na placu św.
Piotra.
12 Por. Paweł Smoleński, Nawet kamienie nie wołają – 70 lat po Wielkiej Akcji w warszawskim getcie.
13 Pod hasłem Love is love podpisali się również JKW xiążę Henryk z Grecji i Danii oraz jego żona Meghan. Właściwszym byłoby jednak hasło F..k is f..k. Też na cztery litery, a o ile bliższe dominującej mentalności…
14 Na temat strategii ruchów homosexualnych: Jon Savage, 1966. Rok, w którym eksplodowała dekada,
tłum. Mikołaj Denderski, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa
2019, str. 292-320 i 341. Trudno przy tym zapomnieć o słynnej scenie z Dziecka Rosemary Iry Levina, kiedy rok 1966, trzy tygodnie po zakończeniu Soboru Watykańskiego II, zostaje ogłoszony Rokiem Pierwszym panowania diabła: On obali możnych i zniszczy ich świątynie! On zbawi wzgardzonych i pomści spalonych i torturowanych!
(tłum. Bogdan Baran, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1988, str. 227). W
tym satanicznym kontekście należy też odczytywać jeden z wielu artykułów
prezentujących strategię działania aktywistów LGBT+ na polu queerowania kultury (oraz języka i wszystkiego, co się uda queerować), zatytułowany Nie wiemy, co to jest siłość (autorzy: Monika Borys i Piotr Fortuna) – ze szczególnie złowrogo brzmiącym zdaniem: Widowisko zaczęło się od sceny, w której Koutana zacisnął sobie stryczek na szyi, po czym zmartwychwstał jako demon. Poświęconych tej tematyce artykułów na portalu dwutygodnik.com jest więcej.
15 Dwa fragmenty wywiadu z panem Szymonem Adamczakiem: (…) To
jest też w pewnym sensie list do osoby, która przekazała mi wirusa. Nie
udało mi się niestety ustalić jej tożsamości, co już jest czymś trudnym
do powiedzenia. (…); Tato był całkiem nieźle poinformowany w
sprawie HIV, czym mnie zaskoczył. Ale też powiedział zdanie, które mnie
zabolało: „Gdybyś uważał, nic takiego by się nie stało”. I to nawet nie
było z pozycji umoralniającej, ale raczej zdroworozsądkowej. (Rozmawiał Mike Urbaniak, HIV i ja,
„Wysokie Obcasy” nr 43/2019, str. 36). Każda krytyka grzesznych
zachowań oraz ideologii LGBT+ traktowana jest jak homo-, trans- i
bifobiczny atak personalny. Przydałby się więc poradnik pt. Jak dyskutować z miłośnikami nietypowych figli łóżkowych i unikać zakazanych słów?
Będzie tym bardziej potrzebny, gdyż osoby poddane praniu mózgu w ramach
tzw. edukacji sexualnej często nie są w stanie określić swojej
tożsamości płciowej – nie można zatem np. przewidzieć, jakie zwroty
grzecznościowe w rozmowie okażą się „obraźliwe”. A jednak mimo tak
oczekiwanego rozkładu wszelkich norm i stałych punktów odniesienia
(dotyczy to także gramatyki) logiczną konsekwencją rewolucji będzie
również wystawianie dowodów tożsamości, w których zostaną odnotowane
„preferencje”, aby już na pierwszy rzut oka można było stwierdzić,
jakimi przywilejami cieszy się dana osoba. Życie intymne pod ścisłym
nadzorem biurokratów LGBT+.
16 Por. Krzysztof Pacewicz, W Polsce Bóg umiera dzisiaj, „Gazeta Wyborcza”, 10-11 sierpnia 2019 r., str. 28-29.
17 Por. wywiad pana Ignacego Dudkiewicza, Andrzej Kuśmierski OP: być może Kościół zweryfikuje swoje nauczanie o orientacji homoseksualnej.
18 Według
doniesień medialnych z ostatnich miesięcy: australijscy biskupi Nowego
Kościoła protestujący przeciwko nowemu „prawu”, które nakazuje łamanie
tajemnicy spowiedzi, powołują się w swoich wystąpieniach na zasadę
wolności religijnej. Czy w imię wolności religijnej ktokolwiek będzie
skłonny znosić prześladowania? Czas pokaże. Warto jednak dostrzec, że
przeciwko wspomnianemu aktowi tyranii nie protestują świeccy wyznawcy
Nowego Kościoła (być może nie chcą się spowiadać u dzielnicowego). Na
marginesie tych rozważań warto również odnotować podstawowy błąd
„konserwatywnych” modernistów – zawsze uważają, że najgorsze dopiero
nadejdzie. Tymczasem właściwa odpowiedź na powtarzające się pytanie: czy Nowemu Kościołowi grozi schizma?,
brzmi: nie grozi, gdyż już teraz można pozostawać jego członkiem i
wierzyć, w co tylko się chce wierzyć. Lokalne struktury Nowego Kościoła
są coraz bliższe „Kościołom narodowym”: interpretują dokumenty
„papieskie”, dostosowując się do oczekiwań świata, a drogą korygowania
ewentualnych nadużyć ma być „dialog” z radykałami. Wyjątek zawarty w
przypisie nagle może stać się regułą. W tych realiach pojęcie jedności
wiary nie znajduje doktrynalnego uzasadnienia. Nawet nałożenie
modernistycznej anatemy, przypadek rzadszy niż opad śniegu w północnej
Afryce, nie jest traktowane jako poważne zagrożenie dla zbawienia. Za
wyraz tego sui generis „unarodowienia” postkatolicyzmu można
także uznać złudzenie, wedle którego modernizm w Polsce pozostaje
impregnowany na tendencje rozkładowe – przy obojętności na inwolucję
widoczną tuż za granicami tutejszych diecezyj.
19 Justyna Drath, Jak nie zwątpić w nadzieję.