środa, 6 listopada 2019

Adrian Nikiel: Zwycięstwo rewolucji



Kiedyś aktywny homoseksualizm był karalnym przestępstwem, dziś w świecie zachodnim karalnym przestępstwem jest aktywna homofobia.
(Fryderyk Martel1)

(…) Natomiast, że mamy do czynienia z podskórnymi trendami, które w perspektywie w Polsce zburzą ten kościelny porządek, to dla mnie nie ulega najmniejszej kwestii. Ale to jest optymizm historyczny.
(prof. Krzysztof Pomian2)

        Gdyby obserwacje życia społecznego w Polsce ograniczać do doniesień medialnych, nadchodzących obojętnie z której strony demokratycznej barykady, Nowy Kościół montiniański jawiłby się jako ostatnia, lecz wciąż potężna zapora przeciwko importowanemu z Zachodu zjawisku potocznie nazywanemu ideologią (ideologiami?) LGBT+ i gender. Zajęte przez modernistów świątynie wciąż – przynajmniej w porównaniu z innymi krajami dawnej Christianitas – wydają się pełne, marsze „wesołków” blokowane są przez odważnych młodych ludzi3, grzeszne, a publicznie ogłaszane skłonności nadal budzą wstręt u większości Polaków4. Prowincja polska Unii Europejskiej uważana jest za zieloną wyspę konserwatyzmu. Dlaczego zatem ideologia modernizmu w starciu z ideologią LGBT+ (do której dodaje się kolejne litery – zwykle QIA – ale nie wolno dopisywać literki P) okazuje się kolosem na glinianych nogach? Dlaczego postkatolicki modernizm przegra?

Odpowiedź jest prosta: ideologia LGBT+ jest konsekwentnym rozwinięciem idei rewolucji modernistycznej, tej samej, która doprowadziła do samozniszczenia Kościoła katolickiego (jego części zwanej Kościołem Walczącym) i po 1958 roku pozbawiła go widzialnej głowy. Jeżeli można było zastąpić Kościół Święty montiniańską atrapą – i dotychczasowi katolicy przeszli nad tym do porządku dziennego, akceptując nową wiarę, równie dobrze i równie skutecznie tym samym ludziom można wmówić, że gatunek Homo sapiens cieszy się bogactwem kilkudziesięciu płci, wśród których można w dodatku wybierać, a każdy wybór będzie właściwy i niepodlegający krytyce. LGBT+ to modernizm – tylko cokolwiek dalej. Wspólna okazuje się utopijna wizja nowego człowieka: płeć i wiara są płynne, „ponowoczesne”. Reguły przestały obowiązywać, jak zauważył kardynał Nowego Kościoła Walter Kasper: Każda sytuacja to „Einzelfall” – przypadek specjalny, ponieważ każdy człowiek jest wyjątkowy5.

Jeżeli zmienia się Magisterium wyrażające oczekiwania Boga pod adresem Jego stworzenia, trzeba równocześnie przyjąć, że Bóg się zmienił, lub założyć, iż o Nim i Jego relacjach z ludźmi nie można stwierdzić niczego pewnego, a nauczanie Kościoła jest tylko jedną z wielu dopuszczalnych interpretacyj Bytu absolutnego i Jego obecności w dziejach. Jeżeli nic nie wiemy o Źródle naszego istnienia, każde mniemanie na temat kondycji ludzkiej jest równie prawdziwe. Modernizm pozbawił zatem pojęcie prawdy wszelkiego sensu.

*****

Doktrynę modernizmu w sposób najprzystępniejszy z możliwych wyłożył duchowny Nowego Kościoła, ks. Rafał Cyfka, głosząc w ostatniej z sierpniowych edycyj programu Kościół z bliska, nadawanego przez TVP Info: Każdy człowiek ma prawo wierzyć, ma prawo do zmiany religii, to mu przysługuje, to wynika z godności człowieka. (…) Stąd też jest to bardzo ważny głos, bardzo potrzebny dzisiaj światu, żebyśmy w tym wszystkim, co dzieje się dookoła nas, nie zapomnieli o tym, że prawo do wolności religijnej jest prawem człowieka6.

Jeżeli potraktujemy te słowa poważnie (zakładam, że tego życzyłby sobie ks. Cyfka), oznaczają one, że tak pojmowane prawa i godność człowieka są ważniejsze od Pierwszego Przykazania. To jest właśnie podstawowy błąd antropologiczny modernizmu – stworzenie wynosi się ponad Stwórcę. Zauważmy, że nawet wtedy, gdy Polskę obiegają kolejne informacje o profanacjach i bluźnierstwach, potępienie sprawców odnosi się przede wszystkim do dokonanej przez nich obrazy tzw. uczuć religijnych (fenomenów życia psychicznego), czasami też do uszkodzenia lub zniszczenia zabytku. Istnienie Boga pozostaje poza obszarem zainteresowań demoliberalnego ustawodawcy. Niejasno sformułowane prawo nie staje w obronie Boga i należnej Mu czci, którą powinien odbierać od każdego człowieka – ważne są prywatne mniemania, emocje i doznania, czyli zastosowanie mają kryteria niedalekie wymogom politycznej poprawności. Nietrudno zresztą dostrzec, że uczucia religijne wyznawców różnych konfesyj (a nawet w ramach tej samej wspólnoty wyznaniowej7) mogą być wzajemnie sprzeczne.

Czyż jednak można mieć pretensje do ks. Cyfki, który w dodatku postrzegany jest jako konserwatysta? Zwierzchnik Nowego Kościoła montiniańskiego, ks. Jerzy Bergoglio, dokonując aktualizacji nauczania, jednoznacznie potwierdził, że: Wolność jest prawem każdej osoby: każdy korzysta z wolności wiary, myśli, słowa i działania. Pluralizm i różnorodność religii, koloru skóry, płci, rasy i języka są wyrazem mądrej woli Bożej, z jaką Bóg stworzył istoty ludzkie [podkreślenie: AN]. Ta boska Mądrość jest źródłem, z którego wywodzi się prawo do wolności wiary i wolności do bycia różnymi8. Działania misyjne podejmowane przez Kościół Święty od czasu apostołów i pierwszych męczenników zostały tym samym po raz kolejny zdeprecjonowane jako sprzeczne ze Słowem Bożym9. Oznacza to, że trwanie w grzechu przeciwko Pierwszemu Przykazaniu miałoby być pożądanym przez Boga stanem duszy. Więcej: grzech może być rozumiany jako cecha, z którą przychodzimy na świat i nie mamy na nią wpływu. Oczywiście równie prawdopodobna i zgodna z powyższym cytatem jest myśl, że grzech po prostu nie istnieje – w końcu religia została wymieniona obok zjawisk biologicznych.

Z tego samego dokumentu, ze wzmianki o pluralizmie i różnorodności płci, można także wyinterpretować aprobatę dla koncepcji istnienia kilkudziesięciu płci. Pula dostępnych płci może być przecież zmienna, tak jak zmienna jest wielość „wiar” ewoluujących w nowe, wcześniej nieznane formy kultu. Kolejna cecha języka religijnego modernistów – wieloznaczność.

*****

Jak dowodzi przykład atrofii wspólnot protestanckich, struktura quasikościelna, która odrzuca ducha misyjnego i kwestionuje swoje nauczanie, traci wiarygodność i przestaje być traktowana poważnie, przede wszystkim przez własnych członków. Trudno umrzeć za jakkolwiek pojmowaną Dobrą Nowinę, jeśli podlega ona adaptacji do „ducha czasu”, a głoszący ją hierarchowie wymagają więcej od innych niż od siebie (albo nie wymagają już niczego, przekształcając się w urzędników instytucji charytatywnej i usługowej). Efektem jest obojętność statystycznych „wiernych” i układanie przez nich na własną rękę wiary patchworkowej, dlatego we współczesnej Polsce nauczanie Nowego Kościoła montiniańskiego w coraz większym stopniu staje się jedynie częścią tracącego zadawniony sens i żywotność kodu kulturowego, który ma jednoczyć wyobrażoną wspólnotę polityczną. Czasami wręcz – pewnym programem o charakterze partyjnym, kiedy modernistyczni duchowni nie są rozliczani z wierności Stwórcy, lecz z dostosowania przekazu do oczekiwań sił ustanowionych10.

Dlatego nie dziwmy się, że w postkatolickiej Polsce można np. publicznie ogłosić herezje, że samobójcy będący „osobami nieheteronormatywnymi” królują z naszym Panem Jezusem Chrystusem w Niebie11, a z kolei święci Kościoła katolickiego, których nie da się wtłoczyć w schematy politycznej poprawności, znoszą wieczne męki12 – i żaden z hierarchów Nowego Kościoła montiniańskiego nie reaguje na te najohydniejsze zniewagi miotane pod adresem Boga. Moderniści protestują przeciwko wulgarnej propagandzie wizualnej – jak najbardziej słusznie – ale nie sprzeciwiają się zatruwaniu dusz treściami wielokrotnie bardziej szkodliwymi. Każdy pogląd okazuje się uprawniony w społeczeństwie pluralistycznym, którego istnienie duchowni Nowego Kościoła pokornie przyjęli do wiadomości. Nie przypominają, bo nie mają już ku temu doktrynalnych podstaw, że istnieje tylko jedna i w dodatku wąska droga zbawienia. Jeżeli zaś oczekują jakichś przywilejów, to nie tych, które z natury rzeczy należą się Mistycznemu Ciału Chrystusa – bo Jego nie reprezentują – tylko związanych z przekonaniem, że podobno wciąż są głosem większości. Ostatecznie kryterium rozstrzygającym o obecności w przestrzeni publicznej są więc reguły grzeczności i dobrego smaku oraz statystyka, a nie Dekalog.

Właśnie w tym kontekście należy postrzegać bombardowanie reszty społeczeństwa „miłością” przez rewolucjonistów spod znaku ułomnej tęczy13. Któż choćby przeciętnie wrażliwy ośmieli się wystąpić przeciwko „zakochanym”, którzy w dodatku po każdym przejawie dezaprobaty wobec ich roszczeń publikują dobrze skonstruowane opowieści o tym, jak boją się wychodzić z domu, trzęsą się i płaczą? W epoce usankcjonowanej prawem i zwyczajem monogamii seryjnej „miłość” (od pasa w dół) stała się przecież najwyższym prawem14. Rozpusta jest dziś kulturową normą – gra toczy się już tylko o pewne przesunięcie akcentów15.

*****

Don’t you hear the H-bomb’s thunder
Echo like the crack of doom?

Jan Brunner, The H-Bomb’s Thunder

Jeżeli zatem w przekonaniu Nowego Kościoła wolność religijna nie jest niszczycielską siłą, lecz prawem wynikającym z godności osoby ludzkiej, swobodnym wyborem, który Stwórca pozostawił każdemu człowiekowi, nie formułując pod jego adresem żadnych oczekiwań – można skorzystać z niej również poprzez odrzucenie Boga, manifestowane np. wynoszeniem na sztandary grzechu sodomskiego. Rewolucjoniści z tego nauczania jedynie wyciągnęli wnioski.

W rzeczywistości oferta tysięcy grup wyznaniowych, z których można wybierać w erze globalizacji, to iluzja. Żaden człowiek nie uniknie wyboru między obozem świętych pod sztandarem Chrystusa i Niepokalanej a obozem potępionych wokół tronu śmierci. Oczywiście, jak zapewne sądzi wielu „wesołków”, można głosić, że szatan nie istnieje, a po śmierci nie ma już nic, można szerzyć herezję powszechnego zbawienia, można odwoływać się do rozmaitych innych tworów myśli ludzkiej – szatan nie ma powodu martwić się tym, że ktoś w niego nie wierzy. Szatanowi prawdopodobnie jest obojętne, które z Przykazań odrzuciła dusza podążająca ku jezioru ognia i siarki.

Demokracja – rozwiązłość – modernizm. Przemoc – nienasycenie – śmierć.

Wiele wskazuje na to, że ludzie nie są w stanie zrezygnować z nowych możliwości, jakie niosą odkrycia i wynalazki, nawet jeśli prowadzą do Zagłady.

*****

Rośnie grono Polaków gotowych przyjąć, że grzech sodomski stał się akceptowalnym wyborem stylu życia – i jest to grono młodych, które dorastało w cieniu mitu „papieża Polaka”, będąc żywym dowodem jego klęski16. Czciciele wolności religijnej i praw człowieka są częścią problemu, a nie jego rozwiązaniem. Chcieli unieważnić tragiczny wymiar egzystencji, lecz muszą upaść lub przyłączyć się do kolejnego pokolenia radykałów, bo przeminęła niosąca ich przez kilkadziesiąt lat fala rewolucji – zakładającej zresztą nieuchronność przemian i dostosowywanie wierzeń do stanu i oczekiwań wyemancypowanej społeczności wiernych17. Ta zmiana dokonuje się na naszych oczach. Czy jest zatem jakiś specjalny powód, aby Bóg wspierał tych, którzy Go odrzucili, i wybrał spośród różnych, zantagonizowanych wspólnot religijnych akurat Nowy Kościół montiniański?

Jako doświadczenie religijne modernizm jest martwy18. Rewolucja będzie trwać, deprawować, niszczyć i zwyciężać, dopóki postkatolicy nie uświadomią sobie i nie uwierzą, że jedyne prawa, które ma człowiek na tym łez padole, to prawo do odnalezienia prawowitego władcy i prawo do wielbienia Boga w sposób przez Niego oczekiwany. Prawa, których rewersem są obowiązki.

*****

A popatrzmy szerzej, na Polskę: jeszcze kilka lat temu naprawdę trudno było mówić o marszach równości jako oczywistym elemencie mainstreamowego krajobrazu, a na pierwszych krakowskich marszach leciały kamienie i butelki. Trudno było też mówić o prawie do aborcji, młodsi ode mnie o dziesięć lat aktywiści, wychowani na lekcjach religii, odmawiali zbierania podpisów pod akcją „TAK dla kobiet”. Dziś w ramach czarnych protestów na ulice potrafią wyjść tłumy, warszawska Parada Równości jest wielkim kilkudziesięciotysięcznym świętem, informują o niej wszystkie media, a kolejne marsze organizowane są w mniejszych miastach, Gnieźnie, Płocku czy Radomsku.
(Justyna Drath19)

*****

Równolegle do postępów rewolucji modernistycznej nasz Pan zesłał Kościołowi łaskę oczyszczenia. W roku 2019 Kościół katolicki jest małą trzódką, Kościołem świadomego wyboru. Na szczęście. Współcześnie już nie można być katolikiem z przypadku czy przymusu, spełniającym oczekiwania wszystkich dookoła, tylko nie Boga.


1 Rozmawiał Adam Szostkiewicz, Różowe i czarne, „Polityka” nr 39/2019, str. 24.
2 Rozmowa z Dorotą Sajewską i Krzysztofem Pomianem, Kostiumy i struktury.
3 Demokraci podkreślający przywiązanie do enigmatycznych „wartości chrześcijańskich” i zajmujący pierwsze rzędy w trakcie Novus Ordo Missae wysyłają policję przeciwko sprzeciwiającym się publicznej niemoralności. Nie są zaś w stanie powstrzymać mordowania dzieci w łonach „matek”, chociaż inne sprawy rozstrzygali w ciągu jednego posiedzenia parlamentu. Obrazuje to rzeczywistą hierarchę „wartości”. Cena władzy: życie tysięcy dzieci wysłanych na wieczność do limbusa.
4 Trzeba jednak liczyć się z tym, że akceptacja dla grzechów wołających o pomstę do Nieba będzie wzrastać. Por. Anton Ambroziak, Polki i Polacy gotowi na związki partnerskie i równość małżeńską [SONDAŻE I EUROBAROMETR] oraz Grzegorz Wysocki, Moja rodzina wciąż za PiS, „Gazeta Wyborcza”, 5-6 października 2019 r., str. 22-24.
6 Kościół z bliska, 25.08.2019, 15:30.
9 Nawracanie innowierców zostało odrzucone przez Nowy Kościół w tzw. Deklaracji z Balamand przyjętej 23 czerwca 1993 r.
10 O tym, że dla demokratów religia jest narzędziem realizacji polityki „tożsamościowej”, a nie drogą zbawienia, świadczy przytoczona przez pana Piotra Lisiewicza relacja z rozmowy z panią Jadwigą Chmielewską, która na pytanie, dlaczego kurierzy Solidarności Walczącej do Związku Sowieckiego przemycali Koran, a nie Pismo Święte, odpowiedziała: Bo ja nie jestem misjonarz, tylko dywersant. Tłumacząc z polskiego na polski, oznacza to, że los milionów zmierzających ku potępieniu był mniej ważny niż przyspieszenie upadku Sowietów. Chrystus zszedł na dalszy plan (trudno jednak bez popadania w sprzeczność nawracać mahometan i przyjmować za nauczanie Kościoła słowa Jana Pawła II, który w 1985 r. ogłosił, że chrześcijanie i mahometanie wierzą w tego samego Boga). Por. Piotr Lisiewicz, Zyziu na koniu Hyziu, „Gazeta Polska” nr 41/2019, str. 4.
11 Damian Maliszewski, Nie wyrzekam się wiary, wyrzekam się Was, „Gazeta Wyborcza”, 17-18 sierpnia 2019 r., str. 22-23. Czytając artykuł pana Maliszewskiego można w ogóle dojść do wniosku, że Syn Boży stoi po stronie tych, którzy mają lepszy „piar”. Por. wywiad pani Marty Abramowicz z siostrą Janiną Gramick pt. Zakonnica od gejów i lesbijek, „Wysokie Obcasy” nr 41/2019 r., str. 17-19, z którego m.in. można dowiedzieć się, że pielgrzymi obciążeni grzechami wołającymi o pomstę do Nieba zostali w 2015 r. uhonorowani specjalnymi miejscami i asystą Gwardii Szwajcarskiej podczas Nowej Mszy sprawowanej na placu św. Piotra.
13 Pod hasłem Love is love podpisali się również JKW xiążę Henryk z Grecji i Danii oraz jego żona Meghan. Właściwszym byłoby jednak hasło F..k is f..k. Też na cztery litery, a o ile bliższe dominującej mentalności…
14 Na temat strategii ruchów homosexualnych: Jon Savage, 1966. Rok, w którym eksplodowała dekada, tłum. Mikołaj Denderski, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2019, str. 292-320 i 341. Trudno przy tym zapomnieć o słynnej scenie z Dziecka Rosemary Iry Levina, kiedy rok 1966, trzy tygodnie po zakończeniu Soboru Watykańskiego II, zostaje ogłoszony Rokiem Pierwszym panowania diabła: On obali możnych i zniszczy ich świątynie! On zbawi wzgardzonych i pomści spalonych i torturowanych! (tłum. Bogdan Baran, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1988, str. 227). W tym satanicznym kontekście należy też odczytywać jeden z wielu artykułów prezentujących strategię działania aktywistów LGBT+ na polu queerowania kultury (oraz języka i wszystkiego, co się uda queerować), zatytułowany Nie wiemy, co to jest siłość (autorzy: Monika Borys i Piotr Fortuna) – ze szczególnie złowrogo brzmiącym zdaniem: Widowisko zaczęło się od sceny, w której Koutana zacisnął sobie stryczek na szyi, po czym zmartwychwstał jako demon. Poświęconych tej tematyce artykułów na portalu dwutygodnik.com jest więcej.
15 Dwa fragmenty wywiadu z panem Szymonem Adamczakiem: (…) To jest też w pewnym sensie list do osoby, która przekazała mi wirusa. Nie udało mi się niestety ustalić jej tożsamości, co już jest czymś trudnym do powiedzenia. (…); Tato był całkiem nieźle poinformowany w sprawie HIV, czym mnie zaskoczył. Ale też powiedział zdanie, które mnie zabolało: „Gdybyś uważał, nic takiego by się nie stało”. I to nawet nie było z pozycji umoralniającej, ale raczej zdroworozsądkowej. (Rozmawiał Mike Urbaniak, HIV i ja, „Wysokie Obcasy” nr 43/2019, str. 36). Każda krytyka grzesznych zachowań oraz ideologii LGBT+ traktowana jest jak homo-, trans- i bifobiczny atak personalny. Przydałby się więc poradnik pt. Jak dyskutować z miłośnikami nietypowych figli łóżkowych i unikać zakazanych słów? Będzie tym bardziej potrzebny, gdyż osoby poddane praniu mózgu w ramach tzw. edukacji sexualnej często nie są w stanie określić swojej tożsamości płciowej – nie można zatem np. przewidzieć, jakie zwroty grzecznościowe w rozmowie okażą się „obraźliwe”. A jednak mimo tak oczekiwanego rozkładu wszelkich norm i stałych punktów odniesienia (dotyczy to także gramatyki) logiczną konsekwencją rewolucji będzie również wystawianie dowodów tożsamości, w których zostaną odnotowane „preferencje”, aby już na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, jakimi przywilejami cieszy się dana osoba. Życie intymne pod ścisłym nadzorem biurokratów LGBT+.
16 Por. Krzysztof Pacewicz, W Polsce Bóg umiera dzisiaj, „Gazeta Wyborcza”, 10-11 sierpnia 2019 r., str. 28-29.
18 Według doniesień medialnych z ostatnich miesięcy: australijscy biskupi Nowego Kościoła protestujący przeciwko nowemu „prawu”, które nakazuje łamanie tajemnicy spowiedzi, powołują się w swoich wystąpieniach na zasadę wolności religijnej. Czy w imię wolności religijnej ktokolwiek będzie skłonny znosić prześladowania? Czas pokaże. Warto jednak dostrzec, że przeciwko wspomnianemu aktowi tyranii nie protestują świeccy wyznawcy Nowego Kościoła (być może nie chcą się spowiadać u dzielnicowego). Na marginesie tych rozważań warto również odnotować podstawowy błąd „konserwatywnych” modernistów – zawsze uważają, że najgorsze dopiero nadejdzie. Tymczasem właściwa odpowiedź na powtarzające się pytanie: czy Nowemu Kościołowi grozi schizma?, brzmi: nie grozi, gdyż już teraz można pozostawać jego członkiem i wierzyć, w co tylko się chce wierzyć. Lokalne struktury Nowego Kościoła są coraz bliższe „Kościołom narodowym”: interpretują dokumenty „papieskie”, dostosowując się do oczekiwań świata, a drogą korygowania ewentualnych nadużyć ma być „dialog” z radykałami. Wyjątek zawarty w przypisie nagle może stać się regułą. W tych realiach pojęcie jedności wiary nie znajduje doktrynalnego uzasadnienia. Nawet nałożenie modernistycznej anatemy, przypadek rzadszy niż opad śniegu w północnej Afryce, nie jest traktowane jako poważne zagrożenie dla zbawienia. Za wyraz tego sui generis „unarodowienia” postkatolicyzmu można także uznać złudzenie, wedle którego modernizm w Polsce pozostaje impregnowany na tendencje rozkładowe – przy obojętności na inwolucję widoczną tuż za granicami tutejszych diecezyj.