„Katolickiego króla musi koronować katolicki biskup”
prof. Jacek Bartyzel
Nasi
koledzy ze środowiska „My Reakcja” zwrócili moją uwagę na nowo
zawiązaną monarchistyczną społeczność warszawską – Rojaliści.
Na
swoim profilu facebookowym wyraziłem wobec tej inicjatywy dużą dozę
sceptytyzmu. Podziwiam samą ideę, aczkolwiek jest ona nafaszerowana
ideami, które są kompletnie niezgodne z tradycyjnym monarchizmem.
Przesiąknięte myśleniem modernistycznym, w końcowym rozrachunku mogą
okazać się dla polskiego monarchizmu szkodliwe. Dlaczego?
Moje rozczarowanie spowodowane jest końcowymi wnioskami powyżej wspomnianego spotkania. Dla przykładu stwierdzenie że „Ściąganie
koronowanych głów z zagranicy, do państwa narodowego jakim jest Polska,
w większości przypadków to nierealna mrzonka, niemożliwa do
zaakceptowania społecznie. Już nie mówiąc o tym, że takowy kandydat
musiałby najpierw z jakiegoś powodu chcieć przyjechać do naszego, często
odmiennego klimatem kraju i walczyć przez długie lata o zaistnienie w
przestrzeni publicznej, oraz przekonanie do siebie jako cudzoziemca
Polaków”, pokazuje brak podstawowej wiedzy tematycznej. A co
najważniejsze, zakotwiczenie w myśli postrewolucyjnej i brak szacunku
dla ukształtowanych i sprawdzonych na przestrzeni wieków „mrzonek” idei,
do której społeczeństwo rojalistów warszawskich próbuje się odwoływać.
Jedno zdanie jest tutaj wszakże prawdziwe, nasze społeczeństwo nie jest
gotowym na powrót króla. Wspominaliśmy o tym już niejednokrotnie. Tak
czy inaczej, w swym wymiarze monarcha stoi ponad przyziemnymi podziałami
narodowymi. Aprobata tzw. przestrzeni publicznej to także przekład
myślenia demoliberalnego na kwestie monarchizmu prawdziwego. Nasz
przyszły vicarius Dei, wobec braku rodzimej (polsko—litewskiej)
nierozerwalnej ciągłości dynastycznej, pomimo możliwości wyłonienia
kandydata z grona potomków rodów książęczych w Polsce (Piastowie), na
Litwie (Giedyminowicze) czy na Rusi (Rurykowicze), szukany może być
wśród innych europejskich domów królewskich.
Nic, z punktu widzenia
monarchistycznego, nie stoi temu na przeszkodzie. Opinia publiczna,
aprobata ludu jest w tej kwestii nieistotna. Jak pisał na ten temat
kol. Matuszewski, monarchizm stanowi „antytezę kompletną otaczającego nas świata demoliberalnego”.
Jego fundamentem jest pewność, że wszelka zasada pochodzi od Boga, z
kolei filarami pozostają niezmiennie Wiara, Etyka, Tradycja i Autorytet.
Jak
wspomiałem, naszym zadaniem jest budowa fundamentu, przygotowania
społeczeństwa do zrozumienia i ponownego zaakceptowania tych filarów.
Zasad. Przypomineć, że prawdziwie europejska cywilizacja pielęgnowała
przede wszystkim poczucie szlachetności, poświęcenia dla innych i
samodyscypliny. Właśnie w tych zachowaniach nasi przodkowie widzieli
drogę do prawdziwego szczęścia, tego ich uczono; rodzina, szkoła,
uczelnia, miejsce pracy – wszystkie one budowały w nich poczucie
szacunku dla samego siebie, uczyły samodyscypliny i samodzielności.
Szacunku do władzy, do autorytetu. Wtedy i tylko wtedy, możemy zacząć
mówić o odkryciu tożsamości naszego z nieba nadanego Pana. Być może za
myślą przedwojennych legionistów powinniśmy propagować koncepcję
„Legionu Zasłużonych”, być może w rezultacie uda się nam zbudować nową,
rodzimą dynastię na jej bazie? Opcji jest mnóstwo. Ale jak już
wspominałem – co nagle to po diable.
Drugim punktem, który wprowadza mnie w zakłopotanie to „Silny
nacisk kładziony jest na Polskość, Słowiańskość w wymiarze symbolicznym
oraz na „neutralne podejście do Kościoła”. Autorzy stwierdzają, że
wiara jest kwestią prywatną, dlatego też nie należy na siłę „doczepiać”
jej do monarchicznej restauracji. Autorzy projektu zapewniają, że
działać w ich strukturach mogą wszystkie osoby zainteresowane,
niezależnie od wyznawanej religii.” Nie wiem gdzie zacząć.
Polskość – rozumiana etnicznie? Na to wskazywałaby ów „symboliczna”
Słowiańskość? Ale przecież faktyczne narodziny narodu polskiego to akt
chrztu Mieszka z Piastów. Polskość to tożsamość rzymsko – katolicka,
wytworzona w procesie naturalnej ewolucji ludów posługujących się
językiem słowiańskim. Porzucenie przez naszych przodków ich pogańskiej
przeszłości a co za tym idzie tzw. kulturowej słowiańskości było właśnie
konsekwencją decyzji naszego Księcia o przyjęciu „rzymskiej formy
istnienia” dla nas wszystkich. Istnienia w „wymiarze religijnym,
duchowym i politycznym”. To akt spojenia i świadomego wkroczenia w świat
cywilizacji chrześcijańskiej. Wiara zatem nie jest kwestią prywatną.
Odchodzenie od niej w życiu publicznym, a co gorsza, powrót do tzw,
słowiańskości wypacza prawdziwie polskiego ducha dziejowego. Oczywiście,
Rzeczpospolita była zawsze gościnną dla innych wyznań, ich wyznawcy
wykazywali się głębokim patriotyzmem i poświęceniem. Co nie zmienia
faktu że odrodzone nad Wisłą królestwo katolicyzmem stać będzie- jak
zawsze stało. Jak to spuentował profesor Bartyzel, w dniu koronacji to „Katolickiego króla musi koronować katolicki biskup”.
W
podsumowaniu, pracujmy u podstaw. Na jałowej ziemi nic nie wyrośnie.
Sprawy monarchizmu bierzmy na poważnie. Społeczości stołecznych
rojalistów życzę powodzenia, radzę jednak zastanowic się nad jakością
wysuwanych postulatów i ich konsekwencji.
Arkadiusz Jakubczyk