Powstaniec Wandejski |
- Badacze dziejów komunizmu zwracali uwagę, że korzenie tej czerwonej
ideologii sięgają do rewolucyjnej Francji. Przypomnijmy choćby słynne
słowa Lenina, wypowiedziane w 1917 r.: ''Musimy eksterminować Kozaków.
To nasza Wandea''. Lenin dokładnie studiował działania francuskich
rewolucjonistów, jeżeli chodziło o topienie Wandei we krwi. Jeżeli
przyjrzymy się temu, co działo się od 1917 r. na ziemi rosyjskiej, to
dokładnie widać, co było wzorcem dla bolszewików – mówi francuski
historyk Reynald Secher w rozmowie z magazynem '' Historia Do Rzeczy''.
Piotr Włoczyk, Historia Do Rzeczy: Do czego można porównać ''kolumny piekielne''?
Reynald
Secher: Moim zdaniem śmiało możemy je porównać do Einsatzgruppen. Po
rozgromieniu armii powstańczej pod Savenay władze rewolucyjne wysłały te
oddziały na początku 1794 r. w celu wymordowania zbuntowanej ludności
zamieszkującej Wandeę i część okolicznych departamentów. ''Kolumn
piekielnych'' było 24, dowodził nimi bezwzględny gen. Louis Marie
Turreau. Początkowo jego oddziały przetaczały się przez tereny wiejskie,
niszcząc wszystko, co napotykały na trasie przemarszu. Łupiły przy tym
wszystkich niemiłosiernie. Następnie kolumny zakładały kwatery w
strategicznie ważnych miejscach i zaczynało się już planowe, metodyczne
mordowanie okolicznej ludności. Tereny wiejskie pustoszały, a ci, którzy
przeżyli pierwszą falę najazdu ''kolumn piekielnych'', kryli się po
lasach. Turreau mówił, że ''Wandea musi się stać narodowym cmentarzem''.
Po
bitwie pod Savenay – doszło do niej 23 grudnia 1793 r. – gdy główne
siły powstańcze zostały pobite, gen. Turreau wydał instrukcję swoim
podkomendnym: ''Wszyscy bandyci, którzy zostaną znalezieni z bronią w
ręku lub którym będzie to dowiedzione, mają pójść na bagnety. W ten sam
sposób traktujcie kobiety, dziewczęta i dzieci […]. Osób tylko
podejrzanych również nie oszczędzać. Wszystkie wioski, miasteczka,
zarośla janowca i wszystko, co można spalić, należy wydać na pastwę
płomieni''.
Czy rewolucyjny Paryż wiedział dokładnie, jak wyglądało pacyfikowanie Wandei?
Oczywiście.
8 lutego 1794 r. Komitet Ocalenia Publicznego odpowiedział pozytywnie
na propozycję gen. Turreau utopienia Wandei we krwi, pisząc m.in.:
''[...] niszcz tych bandytów aż do ostatniego, oto twój obowiązek''.
Ludzie Turreau szaleli w Wandei cztery miesiące, w tym czasie zabili
dziesiątki tysięcy ludzi. W miejscowości, w której się urodziłem i
dorastałem, La Chapelle-Bassemére, zamordowano 800 osób spośród 3250
mieszkańców. Nazywanie ich ''piekielnymi kolumnami'' nie jest
określeniem na wyrost. 25 stycznia 1794 r. dowódca jednej z kolumn
napisał do gen. Turreau: ''Dla dobra Republiki – nie ma już mieszkańców
Echaubrognes; nie pozostał tu nawet jeden dom. Nic nie umknęło narodowej
zemście. W chwili, kiedy piszę do ciebie, nakazałem właśnie rozstrzelać
czternaście kobiet, które mi zadenuncjowano''. Takie rzezie były dla
ludzi Turreau normą. Mieszkańców Wandei rozstrzeliwano, ścinano im głowy
(nie tylko gilotyną, lecz także nożami i bagnetami), topiono w wymyślny
sposób, a także palono żywcem.
Czy mógłby pan wyjaśnić termin ''deportacja pionowa''?
W nomenklaturze władz rewolucyjnych w Nantes oznaczało to topienie ludzi na masową skalę.
Od razu pojawia się skojarzenie z niemieckimi ''deportacjami'' Żydów.
Efekt
finalny był ten sam. Rewolucjoniści francuscy byli prekursorami w tej
dziedzinie. Jednym z odpowiedzialnych za te zbrodnie był Jean Baptiste
Carrier, komisarz z Nantes. Masowe topienie ludzi przeprowadzano w
Loarze. Ofiary trafiały na barki, ich burty miały specjalnie
przygotowane klapy, które rozbijano na środku rzeki. Ci, którym udało
się wypłynąć na powierzchnię, byli dobijani szablami przez katów
krążących na powierzchni w łódkach. Carrier nazywał topienie również
''pionową deportacją w narodowej wannie'' albo ''patriotycznym
chrztem''. Kilka tysięcy ludzi zginęło w ten sposób.
W tym kontekście pojawia się jeszcze jeden dziwnie brzmiący termin: ''małżeństwa republikańskie''.
Kaci
wiązali ludzi w pary: obcy ludzie byli rozbierani do naga, a następnie
przywiązywano ich do siebie nawzajem i topiono. Carrier lubował się w
upadlaniu ludzi tuż przed śmiercią. Terror dosięgnął jednak również jego
– rok później został zgilotynowany.
Generał Turreau nie skończył jednak tak źle. Napoleon wysłał go nawet do USA jako ambasadora Francji.
To
trochę bardziej skomplikowane, niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut
oka. Napoleon właśnie w ten sposób postanowił go ukarać – stanowisko
ambasadora w Waszyngtonie w tamtym okresie było tak naprawdę zesłaniem.
Nikt nie chciał tam jechać, USA były przecież wówczas dalekie od statusu
mocarstwa. Turreau pisał do Napoleona rozpaczliwe listy, prosząc go o
jak najszybsze ściągnięcie do kraju, ale cesarz był nieugięty.
Ilu ludzi wtedy zamordowano?
Według
moich obliczeń co najmniej 117 257. Zamordowano więc minimum 14 proc.
populacji żyjącej w czasach starego porządku na terenie objętym
powstaniem – pamiętajmy, że nie była to sama Wandea, ale również część
kilku sąsiednich departamentów: Deux-Sèvres, Maine i Loara, także Loara
Atlantycka.
W opracowaniach na temat wojen wandejskich często pojawia się też liczba 300 tys. ofiar.
Nie
można wykluczyć, że faktycznie aż tyle osób straciło wówczas życie.
Moje szacunki to absolutne minimum, które ustaliłem w naukowy sposób na
podstawie dokumentów, które zachowały się do naszych czasów.
Czym wyróżniała się Wandea na tle ówczesnej Francji, że akurat tam doszło do tak dużego buntu?
Wandejczycy praktycznie niczym nie różnili się od innych Francuzów.
W ''Encyklopedii Britannica'' można jednak przeczytać, że mieszkańcy Wandei byli wówczas niezwykle żarliwymi katolikami.
Tak się przyjęło myśleć, ale to nieprawda – nie byli oni niezwykli, jeżeli chodzi o ich religijność. To nie o to chodziło.
A o co?
Powstania
rojalistyczne wybuchły w tamtym okresie w wielu miejscach Francji. O
tym, że powstanie mieszkańców Wandei było relatywnie duże i długie,
zadecydował głównie jeden czynnik: ten region pozbawiony był właściwie
większych miast. Siły rewolucyjne nie miały więc tam swoich stałych
bastionów, dzięki którym mogłyby łatwo kontrolować okoliczny teren.
Dlatego aparat represji nie był – przynajmniej początkowo – dobrze
rozwinięty w Wandei i opór wobec nowych porządków mógł się łatwiej
rozwijać niż gdzie indziej w kraju.
Początek rewolucji nie zapowiadał jednak tego, co nastąpiło cztery lata później.
Faktycznie,
w 1789 r. ludność Wandei przywitała pierwsze zmiany z satysfakcją.
Szczególnie podobała się ludziom zmiana systemu podatkowego. Ten
przyjazny stosunek do rewolucji bardzo szybko zaczął się jednak
przemieniać w niezgodę na nowe porządki. Nowe władze chciały wszystko
kontrolować, odbierając tym samym chłopom wolność. Szybko podniesiono
także podatki. Bunt chłopów wzbudzały też stopniowa radykalizacja
polityki władz rewolucyjnych wobec Kościoła, chęć podporządkowania sobie
duchowieństwa (sprawa konstytucji cywilnej kleru). Wreszcie w styczniu
1793 r. ścięto Ludwika XVI i chłopi do reszty stracili prawa – terror
zajął miejsce wolności. Krótko potem rewolucyjny Paryż rozpoczął
zakrojony na szeroką skalę pobór do wojska. To przepełniło czarę goryczy
i ludność Wandei – a także okolicznych departamentów – chwyciła za
broń. Na początku było to powstanie czysto chłopskie. Lokalna szlachta i
arystokracja przystąpiły do niego w miarę krzepnięcia oporu, ale przez
cały czas powstanie miało charakter głównie chłopski. Rojaliści świetnie wykorzystywali trudny teren, w którym
dobrych dróg było jak na lekarstwo. Tradycyjna armia słabo sobie radziła
w takich warunkach. Dlatego siły rewolucyjne miały tak duży problem ze
zniszczeniem partyzantki i trwało to stosunkowo długo.
Czy powstańcy mieli w jakimkolwiek momencie realne szanse na zwycięstwo nad rewolucją?
W
tamtym okresie 60 proc. terytorium Francji objęte było buntem, ale siły
rewolucyjne miały jedną wielką przewagę: jeśli chodzi o terror - nie
znały żadnych granic. Powstańcy nie mieli szans w starciu z tą machiną –
byli katolikami, walczyli w imię wolności religijnej (wolności religii katolickiej - przyp. Redakcji Rex), więc siłą rzeczy
nie byli w stanie dorównać w bezwzględności przeciwnikom. Na przykład
nie zabijali ludzi, którzy nie mieli w ręku broni. To było trochę tak
jak w Rosji w 1917 r. – niewielka część społeczeństwa terrorem i
bezwzględnością potrafi obezwładnić większość i rzucić ją na ziemię.
Czy
rzeczywiście powstańcy byli tylko ofiarami? We wszystkich opracowaniach
na temat wojen wandejskich pojawia się kwestia masakry w Machecoul.
Ta
sprawa to jedna wielka manipulacja. Używa się Machecoul, by pokazać, że
obie strony były równie bezwzględne. To nieprawda. Czy wy, Polacy, nie
mieliście w swojej historii przypadków, gdy komuniści twierdzili, że
zrobili coś potwornego tylko dlatego, iż Polacy byli pierwsi? Na pewno
nieraz mieliście do czynienia z taką manipulacją.
Do
masakry w Machecoul rzeczywiście doszło. Dziś przyjmuje się, że
rojaliści zabili tam ok. 40–50 osób. Była to odpowiedź na masowe
zabójstwo, które republikanie dwa dni wcześniej urządzili w miejscowości
Pornic. Mord w Machecoul był absolutnym wyjątkiem, jeżeli chodzi o
działania powstańców, u republikanów takie masakry były normą.
Pańska
teza o tym, że pacyfikacja Wandei była w rzeczywistości ludobójstwem,
uwiera bardzo wielu francuskich historyków. Profesor Jean-Clément
Martin, były dyrektor Instytutu Historii Rewolucji Francuskiej,
twierdzi, że myli się pan, ponieważ ''bez zamiaru ideologicznego,
stosowanego do konkretnej, jasno sprecyzowanej grupy, pojęcie
ludobójstwa nie ma sensu. Tymczasem nie da się uznać istnienia
tożsamości wandejskiej, która istniałaby w jakiś sposób przed wojną, nie
da się też twierdzić, że rewolucja chciała zniszczenia konkretnego bytu
(religijnego, społecznego, rasowego)''.
Nie
od dziś zderzam się ze ścianą w sprawie Wandei. Moja książka ukazała
się we Francji w 1986 r. Pamiętajmy, że w tamtym czasie wydziały
historii francuskich uniwersytetów nieomal czciły Robespierre’a i
''ideały'', które stały za tym człowiekiem. Naturalną koleją rzeczy
podobnym kultem otoczony był Marks. Ci ludzie alergicznie wręcz
reagowali – i do dziś tak reagują – na myśl, że władze rewolucyjne z
Robespierre’em na czele odpowiadają za pierwsze ideologiczne ludobójstwo
w dziejach nowożytnych.
W
tej robespierre’owskiej narracji ofiary rewolucji tłumaczy się bardzo
prosto: ludzie ginęli, ale w zdecydowanej większości nie byli to ludzie
niewinni, lecz elementy kontrrewolucyjne. Tymczasem w tamtym czasie
ludzi zabijano głównie dlatego, że najzwyczajniej w świecie byli. W
mojej książce przedstawiam konkretne dokumenty, rozkazy władz
rewolucyjnych, które w bardzo jednoznaczny sposób przedstawiają
ludobójczy plan. Przecież w 1793 r. Konwent Narodowy wprost nakazał
eksterminację ludności Wandei.
A dla pana kim był Robespierre?
Pierwszym
ideologicznym zbrodniarzem ery nowożytnej. Jego następcy w kolejnych
stuleciach pełnymi garściami czerpali z jego „dziedzictwa ideowego”.
Co sprawiło, że tak bardzo zaangażował się pan w tę sprawę?
Zacznijmy
od tego, że jestem synem Wandei. Gdy zaczynałem prace nad moją książką,
nikt nie myślał, żeby klasyfikować to, co się stało tam przed 200 laty
jako ludobójstwo. Ja również się nie spodziewałem, że dokumenty, na
które natrafię, każą nazwać to po imieniu. W miarę odkrywania
dokumentów, rozkazów wydawanych przez władze rewolucyjne, m.in. przez
Komitet Ocalenia Publicznego, coraz bardziej docierało do mnie, że
termin ''ludobójstwo'' najbardziej odpowiada prawdzie. Nie chcę dopuścić
do tego, by postępowało ''pamięciobójstwo'' w sprawie ludobójstwa w
Wandei.
Poza
tym to, co wtedy się działo, miało konkretne przełożenie na późniejsze
czasy. Przecież badacze dziejów komunizmu zwracali uwagę, że korzenie
tej czerwonej ideologii sięgają do rewolucyjnej Francji. Przypomnijmy
choćby słynne słowa Lenina, wypowiedziane w 1917 r.: ''Musimy
eksterminować Kozaków. To nasza Wandea''. Cień ludobójstwa, o którym
rozmawiamy, widać było potem w Rosji bolszewickiej: Lenin dokładnie
studiował działania francuskich rewolucjonistów, jeżeli chodziło o
topienie Wandei we krwi. Jeżeli przyjrzymy się temu, co działo się od
1917 r. na ziemi rosyjskiej, to dokładnie widać, co było wzorcem dla
bolszewików.
Twierdzi pan, że nawet w dzisiejszej Francji mamy do czynienia z ''pamięciobójstwem'' na temat Wandei?
Oczywiście.
Stosunek do rewolucji to wielki problem we Francji. Nawet dziś nasi
politycy uważają się za dzieci rewolucji francuskiej. Ofiary się
przemilcza, a kaci wynoszeni są na piedestał: Robespierre jest przecież
patronem wielu ulic i szkół, a imię dowódcy piekielnych kolumn do dziś
wyryte jest na Łuku Triumfalnym!
Rozmawiał Piotr Włoczyk, Historia Do Rzeczy
Reynald
Secher jest francuskim historykiem. W Polsce ukazała się jego
najgłośniejsza książka: ''Ludobójstwo francusko-francuskie. Wandea –
Departament Zemsty''.
Za: https://opinie.wp.pl/rzez-powstania-w-wandei-pierwsze-ideologiczne-ludobojstwo-w-dziejach-nowozytnych-6126038194157697a?fbclid=IwAR2m50V8FvZPcR7rMB7QO5FMCuCMfRGcN4kTi-yPmMrP3HI3oxve3qlI-yE
Za: https://opinie.wp.pl/rzez-powstania-w-wandei-pierwsze-ideologiczne-ludobojstwo-w-dziejach-nowozytnych-6126038194157697a?fbclid=IwAR2m50V8FvZPcR7rMB7QO5FMCuCMfRGcN4kTi-yPmMrP3HI3oxve3qlI-yE