wtorek, 19 maja 2020

Marian Manteuffel: Kapitalizm


dal-corporativismo-alla-socializzazione
          Jeżeli przebiegniemy myślą historię doktryn ekonomicznych od czasu kiedy się ekonomia społeczna, jako nauka, zarysowywać zaczęła, t.j. od fizjokratów — aż do najnowszych czasów, to nie będziemy mogli nie zauważyć. że od początku przenikają ją. niby złote nitki, pewne idealne dążności, jak koncepcja porządku naturalnego. protesty przeciwko wybujałemu egoizmowi, obrona warstw pracujących i t. p. Poprzez Sismondiego, wybitnego historyka i ekonomistę, który utrzymywał. że ekonomia polityczna jest nauką moralną, wbrew poglądom liberałów, którzy uważali ją za naukę o bogactwach tylko, poprzez Roberta Owena, który widział zasadniczą podstawę reformy społecznej w zmianie moralnej człowieka, a nic w zmianie urządzeń prawnych, po przez dziwaczne poniekąd, ale bądź co bądź wysoce idealne poglądy Fouriera, po przez niemiecką szkołę historyczno-etyczną, która ocenia ekonomikę. jako naukę ściśle związaną z etyką, a w miejsce klasowego stanowiska liberalizmu i socjalizmu. głosi odważnie i wyraźnie hasło dobra ogółu: poprzez Le Playa twierdzącego, że w życiu gospodarczym nie tyle chodzić powinno o pomnożenie bogactwa indywidualnego, ile o dobrobyt ogółu i że ten ostatni istnieć nie może bez zupełnego spokoju społecznego — po przez te wszystkie znane i głośne nazwiska dochodzimy do teorii opartych na Chrystianizmie, które jakkolwiek różnią się w niejednym pomiędzy sobą, głoszą jednak wszystkie, że dla podniesienia społeczeństw nie wystarcza w żadnym razie zmiana środowiska, ani też zmiana warunków gospodarczych, o ile nie nastąpi przedtem — zmiana samego człowieka. 
Pomimo jednak tych wszystkich teorii głoszących mniej lub więcej wyraźnie, że podmiotem stosunków społeczno-gospodarczych jest człowiek, że obfitość dóbr materialnych, czyli bogactwo, nie może być jego celem, lecz środkiem do celu prowadzącym — pomimo to zwycięża w połowie w. XIX w umysłowości i obyczaju świata idea indywidualistyczno-liberalna, uznająca całkowitą niezależność ekonomiki od etyki i głosząca teorię samorodnej harmonii. Jakież przyczyny złożyły się na to?

Chcąc to sobie wyjaśnić, nie można w poszukiwaniach swych pozostać na powierzchni życia, należy sięgnąć głębiej — o wiele głębiej, aż do ideologii. jakiej ulegała umysłowość danych czasów. Albowiem zarówno życie, jednostek, jak i państw tudzież narodów, jest jednym wielkim dramatem woli, którego siła i napięcie zależą przede wszystkim od czynników ideowych. Człowiek musi mieć jakieś ideały; one mogą być wzniosłe, mogą być również marne – ale one być muszą. A od tych ideałów zależy linia postępowania człowieka.

Kulturę europejską stworzyły dwa czynniki: antyczna kultura grecko-rzymska i Chrześcijaństwo. Ich synteza była zupełnie możliwa, ponieważ oba składniki — jakkolwiek w pierwszej chwili zdawać by się to mogło nieprawdopodobnym — wykazywały pewne pokrewieństwo ideowe: głosiły dualizm rzeczywistości, prymat ducha, uzależniały człowieku od Absolutu i uznawały idealne cele życia, których osiągnięcie wymaga — ofiary. Nic przeto dziwnego, że Platon był wykładany w pierwszych szkołach chrześcijańskich, że nawet tysiąc lat później św. Tomasz z Akwinu sięgnął do filozofii arystotelesowskiej, by stworzyć syntezę myśli chrześcijańskiej.1

Idea chrześcijańska wsparta o filozofię grecką, kształtowała przez długie wieki duchowe oblicze Europy. Działalność doczesną człowieka podporządkowała celom nadziemskim, życie jego społeczne i państwowe zbudowała na moralności o pierwiastkach religijnych. Prawo, instytucje polityczne, wreszcie stosunki prywatne i międzynarodowe musiały oczywiście również dostosować się do norm religijnych. W tego rodzaju atmosferze życiowej wytworzyły się z biegiem lat swoiste zupełnie formy życiowe, które życiu europejskiemu nadały specyficzny charakter. Ideałem Kościoła w zakresie polityki stało się państwo Boże, civitas Dei, w przeciwstawieniu do państwa świeckiego, oparte wyłącznie na zasadach Boskich. Myśl gospodarczą owych czasów cechują nakazy Boskie.

Ale duch zła zaczął się tym poglądom przeciwstawiać. Z chaosu tarć, protestów i dysonansów jęła się wyłaniać ideologia nowa. która godziła wprost w dotychczasowy światopogląd. Rozpoczęto z nim walkę. Walka ta przechodziła kilka faz, zanim przybrała wreszcie formy charakterystyczne dla XIX wieku.

Pierwsza jej faza — to Odrodzenie. Czymże ono jest? Biorąc ogólnie — wyraźnym nawrotem do ideałów pogańskich; w przeciwieństwie bowiem do światopoglądu chrześcijańskiego, gloryfikuje życie doczesne, zwalcza chrześcijańską moralność, a na jej miejsce stawia tzw. cnoty naturalne. Humanizm stwarza sobie nowe ideały, którymi są: wiedza, siła, silne przeżycia. Odtąd datują się, w nauce — subiektywizm, a w prawie makiawelizm.

Drugą fazę w rozwoju myśli nowoczesnej stanowi Reformacja. Przecież nie kto inny, jak Harnack, pisał o niej: „Protestantyzm oznacza nie tylko reformację, ale i rewolucję, ponieważ protestował przeciwko całemu systemowi hierarchicznemu, przeciwko autorytetowi i sakramentalizmowi.” Reformacja zaszczepiła w samym ośrodku kultury, w religii – indywidualizm, tego bożka humanizmu. Czyniąc z człowieka, obciążonego grzechem pierworodnym, autorytet w sprawach wiary i moralności, rozpętała wszystkie jego niskie i niszczące skłonności oraz zachcenia.

Człowiek zrywa odtąd łączność ze światem wyższym, uniezależnia się od niego i stwarza sam sobie normy wierzenia. Subiektywizm religijny podniesiony tu został do poziomu dogmatu. A jakież były tego następstwa? Podkopanie wszelkiej w ogóle religii, absolutyzm państwowy i wybitnie doczesne nastawienie życiowe. Tu też odnajdujemy początki tzw. kapitalistycznego okresu w gospodarstwie.

Deizm XVIII w. to trzecia faza walki. Posunął się on jeszcze dalej w rewolucjonizowaniu myśli ludzkiej. Głosi tzw. „religię przy rodzoną”, a wszelka religię pozytywną, opartą na Objawieniu, piętnuje mianem fałszu i oszustwa. Chrześcijańskie pojęcia grzechu i winy ustępują miejsca płytkiemu optymizmowi życiowemu. Sfera nadprzyrodzona uważana jest po prostu za fikcję, wobec czego cały świat duchowy staje pod znakiem zapytania.

Dalsze konsekwencjo takich założeń, to antropocentryczny pogląd na świat i życie. Człowiek staje pośrodku wszystkich wartości – staje się ich miarą najwyższą. Jego rozum — to bóstwo, do którego modli się odtąd świat; jego postęp — to najważniejszy cel życia. Ale czymże jest autonomia rozumu i moralności, jeżeli nie wyniesieniem człowieka do wysokości absolutu? Toteż człowiek ten zrywa w końcu ostatnie węzły, jakie go łączyły ze światem nadprzyrodzonym. Klasycznym wyrazicielem tych dążeń jest Kant, który głosił podmiotowość poznania ludzkiego, niepoznawalność rozumową Boga, a religii przyznawał wartość jedynie hipotetyczną. Dowodził, że poznanie ludzkie nie wykracza poza sferę zjawisk: człowiek tworzy sobie własny świat pojęć, nadaje sobie prawo, a dążąc do pełni doskonałości – postuluje istnienie Boga.

Na tym niezwykłe podatnym dla siebie gruncie rozwija się kapitalizm, rośnie w potęgę, rozszerza swoje wpływy.

W czwartej — ostatniej — fazie, podjął już pozytywizm, do spółki z materializmem  najzupełniej otwartą walkę przeciwko duchowości. Twórca pozytywizmu, Comte, uznaje wyłącznie pozytywne fakty, jako przedmiot poznania: możliwość objęcia poznaniem sfery duchowej, odrzuca kategorycznie. Materializm Feuerbacha i Marxa ogranicza rzeczywistość do materii, a negując istnienie Boga występuje wrogo przeciwko wszelkiej transcendencji. Rzecz charakterystyczna, że negacja świata duchowego jest treścią większości systemów filozoficznych drugiej połowy XIX w.

Kapitalizm święci w tym czasie swoje triumfy. Długo — bo aż cztery prawie stulecia — toczyła myśl ludzka tę zaciekłą walkę z wartościami duchowymi, aż doszła w końcu do zupełnej ich negacji. Za kwestionowano przecież poznawalność duszy, poddano w wątpliwość możność poznania Boga, potem posunięto się do zupełnego odrzucenia sfery duchowej i zacieśniono rzeczywistość do granic materii. Takie kapitalne pojęcia, jak duchowości, niezmienności, wieczności — usunięto z filozofii, jako nierealne.

Pod wpływem tej ciągłej, tej nieustannej, a zaciekłej krytyki poczuł się świat nadzmysłowy w pojęciach ludzi zasnuwać z wolna mgłą niepewności, a metoda ta doprowadziła w rezultacie do wytworzenia spaczonego, bo niekompletnego obrazu rzeczywistości. Świadome bowiem pomijanie dwoistości bytu w poznaniu, usunięcie ze świata pierwiastków duchowych, zniekształca z konieczności obraz poznawczy, tłoczy myśl ludzką ku ziemi, zespala ją – brata nadmiernie z materią, a nie dając nic zgoła duchowi, musi wreszcie kiedyś zrodzić uczucie niezadowolenia, niesmaku, aż się człowiek ocknie — przed straszną pustką.

W tych to warunkach — na takim podłożu ideologicznym zaczął się powoli rozwijać kapitalizm. Czyż można się dziwić, że się stał wiernym odbiciem tej ideologii w dziedzinie gospodarczej? Człowiek „autonomiczny” w dziedzinie rozumu i moralności, podał swą bratnią dłoń „człowiekowi ekonomicznemu” w dziedzinie gospodarczej.

A ten „homo oeconomicus” pojął szczęście zupełnie po ziemsku. Rzekł: bogactwo je tylko dać może. Normą postępowania na drodze do jego zdobycia ma być egoizm. Niech każdy dba przede wszystkim o siebie — a wszystkim dobrze będzie. Egoizm nie potępia zasady, że cel uświęca środki. Budzenie ciągle nowych potrzeb, nad miarę i możność, bez względu na ich wartość moralną czy społeczną — nazywa się postępem; a postęp ekonomiczny, to główny cel zbiorowego życia. Produkcja ma zysk przede wszystkim na celu: produkuje się dla zysku niezależnie od ludzkich potrzeb, bo te potrzeby można wszak zawsze stworzyć, narzucić społeczeństwu. Od tego jest reklama.

Reklama dziwne przebyła koleje. Nie tak dawne to jeszcze czasy, kiedy nie znano jej niemal wcale w dzisiejszej postaci. Polegała ona właściwie tylko na mniejszym lub większym sprycie kupca. Dziś — zawładnęła światem. Nazywają ją „stugębną”. Niezliczona ilość ludzi żyje z niej i pracuje dla niej. Prasa i drukowane słowo na ogół — są na jej usługi; służą jej również pokornie wszystkie niemal wynalazki geniuszu ludzkiego w dziedzinie techniki. Z chwilą, gdy poczuła swą potęgę stała się jednak w niejednym wypadku niemoralną, a przez to szkodliwą. Wzięła z czasem konsumenta w swe posiadanie – opętała go niemal. Weźmy pierwsze lepsze wielkie miasto, taki Paryż np. ów „nowożytny Babilon”, jak go ktoś nazwał, czy Londyn, czy Berlin… zwiedźmy je wieczorem. Reklama tam wszędzie, niby olbrzymi odkurzacz, wsysa porywa — przytłacza konsumenta. Wspaniałe witryny, oślepiające światła, efekty świetlne, kuszące napisy, zgiełk ulicy, zapraszanie, wesoły śmiech, wesoła muzyka — „reklama” w oknach, na murach, na kioskach, nu trotuarach, na firmamencie niebieskim — na wozach, na autach, na zwierzętach, nu ludziach — „reklama” woła na konsumenta wszystkimi głosami, którym na ogół lak trudno oprzeć się słabej, dziś więcej może niż kiedykolwiek zepsutej, naturze ludzkiej. „Wejdź — zobacz! Kup! Weź na raty — na kredyt! Użyj wreszcie — przede-wszystkim użyj!” — I oto na skutek takiej reklamy płynie złoto z rąk konsumenta do rąk producenta, płynie złoto jakżeż często zupełnie nad możność i wbrew rzeczywistym potrzebom konsumenta. Reklama chwyta się wszystkich sposobów, gra nieraz na najniższych instynktach człowieka. Faktyczne potrzeby konsumenta nic ją nie obchodzą, „Après moi, le déluge!” – oto jej dewiza. Reklama zaczęła w ten sposób demoralizować ludzi. Na tle egoizmu wzrastała wciąż żądza zysku, a na odwrót zysk |potęgował wciąż egoizm.

Naukę ekonomii społecznej nazwał „człowiek ekonomiczny” ustami „klasycznej” szkoły nauką o bogactwach. Uniezależnił ją zupełnie od etyki. Pojęcie własności oparł na rzymskim prawic „utendi et abutendi”; nie uznaje w tej dziedzinie żadnych zastrzeżeń moralnej czy też społecznej natury, żadnych również obowiązków. Praca była dla niego „towarem”, przez to samo zależna od podaży i popytu – a w konsekwencji terenem wyzysku. Między robotnikiem a maszyną nie robił w gruncie rzeczy żadnej różnicy; godności jego ludzkiej uznać nie chciał. Interwencji państwa nie dopuszczał; był gorącym zwolennikiem wolnej wymiany. Swobodna konkurencja — dowodził — to najlepszy sposób wychowania i dobrej organizacji społeczeństw. Kapitalizm jest wyrazem wybujałego nad wszelki wyraz indywidualizmu, uważa jednostkę za jedyną sprężynę i jedyny cel działalności gospodarczej.

Zwiększenie produkcji nie następuje w epoce kapitalizmu w celu zaspokojenia zwiększonych potrzeb człowieka, ale jedynie w intencji zysku, wskutek chciwości producentów. Słynny renesansowy antenat przedsiębiorców niemieckich, Fugger, oświadczył przecież kiedyś: „Chcę ciągnąć zyski tak długo jak mogę!” Krótko — i wyraźnie. Fałszywe określenie pojęcia pracy, jako towaru podlegającego prawu podaży i popytu musiało w konsekwencji doprowadzić do fałszywej również oceny wartości pracy.

Wychodząc z założenia, że praca ludzka towarem nie jest i być nim nie może, musimy skonstatować, że robotnik epoki kapitalistycznej nie otrzymywał nigdy i po dziś dzień nie otrzymuje rzeczywistej, pełnej równowartości włożonej przez siebie w przedsiębiorstwo pracy, że całą jej „nadwartość” (znane określenie Marxa, jakkolwiek w danym wypadku nieco odmiennie pojęte) zgarniał przez długie wieki zupełnie niesłusznie i niezasłużenie kapitalista.

I tu właśnie — w tym fakcie fałszywego pojęcia i fałszywej oceny pracy ludzkiej oraz nie krępowanej obowiązkiem własności, leży źródło całej tzw. kwestii społecznej, źródło niesprawiedliwości, tkwiącej w wysoce nierównomiernym podziale dóbr, źródło szalonych różnic majątkowych, które prowadzi do tego, że całe bogactwo skupia się w rękach niewielu pozostawiając po drugiej stronie zubożałe, na nędzę i głód nieraz skazane masy.

Zacytuję tu słowa znanego profesora ekonomii politycznej. Wernera Sombarta: „Sens kapitalistycznej produkcji polega, jak wiemy, na zysku. Zyskiem jest nadmiar: wyłożony kapitał musi powrócić do swego punktu wyjścia z nadwyżką, z dorobkiem. Wtedy się nazywa, że kapitał został „użytecznie” ulokowany, tę nadwyżkę (dorobek, zysk) nazywamy „nadwartością”, jeżeli stosujemy ją do ogólnej sumy kapitałów danego społeczeństwa — zaś zyskiem (Profit), jeżeli dotyczy on każdego kapitału z osobna… Zrozumienie zasad tej gospodarki jest właśnie kluczem do zrozumienia „nadwartości”. Nic innego nie należy sobie uprzytomnić, jak tylko to jedno, że nadwartość jest zasadniczą częścią składową gospodarki kapitalistycznej i że jej „uzasadnienie” leży przeto w „uzasadnieniu” tego systemu, to znaczy, że jego założenia są założeniami kapitalizmu… Nadwartość przedstawia się wówczas jako wykładnik ekonomicznego ustosunkowania się sił pomiędzy klasą najemnych robotników i klasą kapitalistów we wzajemnym ich do siebie, nie krępowanym, stosunku”.

Kapitalizm — zażartował kiedyś Bernard Shaw powinien się właściwie nazywać proletaryzmem, gdyż przy tym systemie gospodarczym przeważna większość ludzi — to proletariusze.

O kapitalizmie pisze gorzko, ale nie bez dużej słuszności, Grossek-Korycka w swej „Supremacji zła“. W kapitalizmie — mówi — wszyscy są zarówno kapitalistami. Bogaty: kapitalista, któremu się powiodło. Biedny: kapitalista, któremu się nie powiodło. Żadnej innej różnicy pomiędzy nimi nie masz: w tendencji, w uczuciu, w przekonaniu, w metodach postępowania — w niczym. Niema żadnej duchowej różnicy pomiędzy miliarderem a nędzarzem. Każdy duszony przez silniejszych od siebie, dusi słabszych. Kto widział najmitę u chłopa, a sługę u rzemieślnika, ten dopiero wie, co to jest ucisk i wyzysk.

W belgijskiej parlamentarnej komisji pracy oświadczył w r. I886 jeden z przemysłowców, przejętych duchem liberalizmu: „Cała wiedza przemysłowa polega na tym, żeby od pracownika otrzymać największą możliwie sumę pracy, a wynagrodzić go najniższą możliwie płacą.” Komentarze niepotrzebne.

Teraz proszę zważyć: wszystkie zasadnicze założenia kapitalizmu nie mają nic — ale to nic — do czynienia z duchem chrześcijańskim. Niechrześcijańskim jest pogląd na własność, niechrześcijańskim jest pogląd na pracę, niechrześcijańskim jest wybujały indywidualizm, niechrześcijańskim jest uczucie egoizmu, jako pobudki działania, niechrześcijańskim jest określenie bogactwa, jako celu życia człowieka, niechrześcijańskim jest żądza zysku, niczym nie krępowana, niechrześcijańskim jest cały duch, jakim przesiąkł od lat wielu kapitalizm. A zdrowy rozsądek niech odpowie na pytanie czy działalność ludzka, wypływająca z pobudek czysto egoistycznych, żądzą zysku wyłącznie kierowana, oparta na tak opacznych pojęciach własności i pracy, obfitość dóbr materialnych stawiająca sobie za cel życia — nie musiała w końcu, pomimo nawet owych długich lat niebywałego wprost powodzenia w dziedzinie materialnej, pomimo potęgi, siły i błyskotliwej chwały w dziedzinie założeń doczesnych – doprowadzić świat do katastrofy? Jeżeli sobie powiemy, że świat cały z człowiekiem włącznie, jest tworem Boga jedynego i wszechmogącego — to będziemy musieli odpowiedzieć na powyższe pytanie twierdząco, to będziemy zmuszeni przyznać, że bunt stworzenia przeciwko swemu Stwórcy, ciągłe przeczenie Jego woli, stała negacja Jego przykazań – nie może trwać przez wieki całe bezkarnie.

Dmowski miał rację dowodząc,2 że Europa XIX w. jest nie tylko córką wielkiego przewrotu politycznego, francuskiej rewolucji, ale że w nie mniejszej, a bodaj większej jeszcze mierze ukształtował ją nowoczesny industrializm. Te tradycyjne instytucje i pojęcia, którym rewolucja wypowiedziała walkę, dopiero industrializm naprawdę zburzył i stworzył podstawy nowego życia, które z czasem wypaczyło duszę ludzką i doprowadziło do upadku religijnego, moralnego, obyczajowego i do pewnego stopnia — nawet umysłowego. Cywilizację europejską stworzył Rzym i Chrystianizm konkluduje ten głęboki publicysta i polityk — jakżeż daleko odbiegło to życie od jednego i od drugiego.

Duch kapitalizmu jest zatruty. I dlatego można nad tym ubolewać, ale dziwić się temu nie można, że w podobnej atmosferze powstawać mogły takie typy, jak ów osławiony twórca kolei czerniowiecko-jasskiej, Offenheim, który przed sądem karnym cynicznie oświadcza, że się — moralnością nie buduje kolei… jak ów słynny dyrektor Akc. T-wa „fur Trebertrocknang” w Kassel.3 znany pod przezwiskiem „Treber-Schmidt“, którego nazwano „geniuszem zbrodniczym”, jakiemu w historii gospodarki kapitalistycznej mało kto dorównał, jak wreszcie smutnej pamięci Ivar Kreuger, z którego Szwedzi tak bardzo byli dumni, którego imię wymawiano w ojczyźnie tego „Króla zapałczanego” z zachwytem i najwyższym szacunkiem, a który okazał się w rezultacie — pospolitym spekulantem i oszustem. Świat mu zawdzięcza — pisała w swoim czasie jedna z belgijskich gazet finansowych — najcudniejszą ilustrację hipokryzji fałszywej moralności, której starano się nadać przymusowy kurs.

O spekulantach i dostawcach mówił kiedyś Napoleon, że byli klęską, byli trądem narodu.4 Francja cała nie byłaby w stanie zaspokoić ich namiętności i pożądań. Stanowili prawdziwą potęgę i zagrażali bezpieczeństwu państwa, hamując działalność sprężyn państwowych i szerząc zepsucia przez intrygi własne, oraz ajentów swoich i licznej klienteli. Zajmowali wówczas w społeczeństwie stanowisko dominujące, w pierwszym kroczyli szeregu. Napoleon zaznacza, że zrównał ten blichtr zwodniczy z szarym tłumem. Nie sprawowali odtąd nigdy żadnego urzędu ni godności: z wszelkiego rodzaju arystokracji — kończy mocno cesarz — arystokracja pieniężna wydaje mi się najlichszą.

Pomimo dużych zasług, jakie w dziedzinie czysto materialnego, technicznego rozwoju gospodarstwa ma bezsprzecznie kapitalizm, skonstatować należy, iż dzięki metodom stosowanym i duchowi, który go przenika, zachwiał on się mocno w czasach ostatnich, jako system gospodarczy i polityczny.

Duch jego jest zatruty. To też ducha tego – nie ustrój bynajmniej — ale wyraźnie ducha jego, z którego wypływają szkodliwe instytucje, potępił jeszcze 40 lat temu wielki papież Leon XIII w encyklice swej „Rerum Novarum”, a w r. 1931 papież Pius XI w encyklice „Quadragesimo Anno”. Trudno zaiste o cięższe oskarżenie kapitalizmu, jak te, które padło z ust Ojca Świętego, a zawarte zostało w słowach:

„Nie bez podstaw można powiedzieć, że dzisiejszy ustrój społeczny i gospodarczy stawia niezmierne przeszkody ogromnej większości ludzi w trosce o to jedno niezbędne dobro — dobro zbawienia wiecznego”.

Prof. Rybarski dowodzi,5 że dzisiejsza organizacja gospodarcza świata nie ma już w chwili obecnej jednolitego typu, że pierwiastki indywidualistyczne pomieszane są w niej z pierwiastkami gospodarki planowej, że przeto i obecne przesilenie, pojęte raczej jako przesilenie ustroju gospodarczego, nie jest przesileniem gospodarki indywidualistycznej: zbyt wiele zrobiono w niej wyłomów, by można było wszystkie ujemne objawy kłaść na rachunek zasad organizacyjnych dawnego kapitalizmu. Przesilenie wynika raczej ze sprzeczności, które krzyżują się w dzisiejszym ustroju świata.

Jeżeli o same zasady organizacyjne chodzi, to nie można temu twierdzeniu odmówić pewnej dozy słuszności — jakkolwiek i tu owe zastrzyki doświadczalne gospodarki planowej na schorzałym organizmie kapitalizmu, dowodziłyby raczej, że kapitalizm nie ostał się próbie czasów. Niepodobna jednak zgodzić się z prof. Rybarskim, kiedy jest mowa o ideowych założeniach kapitalizmu i jego duchu: tu szkodliwość kapitalizmu jest, sądzę, dowiedziona.

Mussolini oświadczył przy jakiejś okazji, że na strzępy potarga sztywne i mechaniczne pojęcie „człowieka ekonomicznego”, obdartego z psychiki ludzkiej i oddzielonego od życia. Działa i tworzy jedynie człowiek z krwi. kości i — z ducha.

Więc czymże jest w rezultacie kapitalizm?
Według doskonałego określenia Orela6 władztwem nie uznającej obowiązków własności nad ludzką pracą.

Marian Manteuffel

Źródło: M. Manteuffel, Kapitalizm, socjalizm i katolicka doktryna społeczno-ekonomiczna na tle katastrofy świata, ss. 19-32, sbc.org.pl

Tekst ukazał się na łamach portalu Dystrybucjonizm.pl.

Przypisy:
  1. Ks. dr Józef Pastuszka „Kryzys w życiu umysłowem” — „Prąd”, wrzesień, 1932 r.
  2. Roman Dmowski „Świat powojenny i Polska”.
  3. Erich Wulffen „Gauner- und Verbrecher-Typen”
  4. Fryderyk Masson „Przed stu laty”.
  5. Roman Rybarski „Przyszłość gospodarcza świata”.
  6. Aton Orel „Oeconomia perennis”
Inspirowani myślą G.K. Chestertona, H. Belloca oraz społeczną nauką Kościoła katolickiego, tworzymy przestrzeń działań na rzecz uwłaszczenia rodzin. Jesteśmy przekonani, że dystrybucjonistyczne postulaty zasługują w naszym kraju na rzetelną intelektualną recepcję oraz trwałe miejsce w debacie publicznej. Pracujemy na rzecz organicznego charakteru społeczeństwa, gdzie dobro wspólne jest miarą racjonalności działań, a miłość na powrót przynależy ludziom i Bogu.