niedziela, 30 sierpnia 2020

Eugeniusz Onufryjuk: Nic nie będzie po staremu pod białoruskim niebem


Eugeniusz Onufryjuk: Nic nie będzie po staremu pod białoruskim niebem 

         Mimo, że protesty na Białorusi słabną i wydaje się, że Łukaszence udało się opanować sytuację, wydarzenia po wyborach 9 sierpnia 2020 roku pozostawią swoje długotrwałe skutki w tym kraju.

Powrót polityki

Po zdobyciu władzy w 1994 roku działania Łukaszenki były ukierunkowane na jej umocnienie i zabezpieczenie. Korzystając z faktu, że większość ludności na Białorusi nie angażowała się i, powiedzmy sobie szczerze, nie widziała sensu angażowania się w politykę, nowowybrany prezydent po prostu wyrugował politykę z kraju, przy aplauzie społeczeństwa. Ludzie chcieli mieć spokój i zapewnione bezpieczeństwo materialne. Większość ludzi na Białorusi nie ma pojęcia, jakie partie istnieją w tym kraju, nie mówiąc już kto jest tych partii przewodniczącym czy jakie mają programy. Jeżeli już przeciętny obywatel Białorusi zna jakieś partie, to tylko te, które powstały przed objęciem władzy przez Łukaszenkę.

Faktyczny brak życia politycznego na Białorusi jest również powodem, dla którego nie powstało żadne ugrupowanie pełniące funkcję zaplecza politycznego prezydenta. Większość w białoruskim parlamencie jest bezpartyjna, czasami trafi się kilku komunistów czy członków Białoruskiej Partii Liberalno-Demokratycznej. Z tym wiąże się również brak silnych osobowości w otoczeniu prezydenta – poza specjalistami mało kto wie na przykład, kto jest premierem na Białorusi. Silna, charyzmatyczna osobowość mogłaby stanowić punkt krystalizacji opozycji wewnątrz obozu władzy, co byłoby nie na rękę Łukaszence.

Namiastka polityki pojawiała się na Białorusi co 5 lat – z okazji wyborów prezydenckich można było zaobserwować wysyp jakichś anonimów, którzy swoje istnienie w świadomości społecznej rozpoczynali z chwilą rozpoczęcia zbierania podpisów, a kończyli albo zagranicą, albo za kratami. Rachityczna opozycja, prezentując ideologicznie absurdalny zlepek postulatów nacjonalistycznych (przede wszystkim w sferze kultury i polityki historycznej) i liberalnych (gospodarka kapitalistyczna, orientacja prozachodnia i wrogość wobec Rosji) nie była w społeczeństwie rozpoznawalna i miała znikome poparcie (głównie wśród inteligencji humanistycznej). Przeciętny obywatel Białorusi wiedział, że jakaś tam opozycja istnieje, ale nie wiedział, czym ona właściwie jest. Władza robiła wszystko, żeby poza wyborami masy pozostawały apolityczne.

Rok 2020 jest rokiem powrotu polityki na Białoruś. Jaki nie byłby wynik tych protestów, nie ma powrotu do status quo ante. Łukaszenka nie cieszy się już ogólnonarodowym poparciem, a jego przeciwnicy poczuli, że też są w stanie coś zrobić. Wynika to przede wszystkim z tego, że protesty odbywają się nie tylko w Mińsku, ale również w innych miejscowościach, czego jeszcze niedawno nie było. Pewną próbę tego mieliśmy w roku 2017 z okazji protestów przeciwko tzw. podatkowi od darmozjadów.

Założenie tego podatku było następujące: skoro bezrobotni i tak korzystają z infrastruktury i innych dobrodziejstw, które zapewnia im państwo, to muszą również partycypować w państwowych wydatkach, jak każdy obywatel.

Wprowadzenie tej daniny spowodowało wybuch niezadowolenia społecznego. Protesty wybuchły w Mińsku w lutym 2017 roku, w tym samym tygodniu ludzie zaczęli wychodzić na ulice innych białoruskich miast. Poza stolicą liczba protestujących rzadko była powyżej kilkuset osób, ale akcje protestu poza Mińskiem były czymś nowym. Po pacyfikacji mińskiej manifestacji z okazji dnia proklamacji Białoruskiej Republiki Ludowej (25 marca) protesty weszły w impas i już przestały być problemem dla władz. Po uregulowaniu sytuacji dekret, wprowadzający ową daninę, został skierowany do dalszych prac, w wyniku których brzmienie dekretu prezydenckiego zostało zmienione: bezrobotni nie muszą płacić tego podatku, ale zostaną wyłączeni z subsydiowania usług komunalnych, czyli będą musieli płacić za nie cenę rynkową.

W tym roku manifestacje przeciwników Łukaszenki odbywają się w wielu miejscowościach na Białorusi.

W tym roku na Białorusi powstała zasadniczo inna opozycja: rosyjskojęzyczna, nienastawiona wrogo do Rosji, można powiedzieć, technokratyczna. Budują ją osoby, które były blisko związane z białoruskim establishmentem – Cepkała, który był ambasadorem Białorusi w różnych krajach i zastępcą ministra spraw zagranicznych, bankster Babaryka, który był prezesem jednego z największych białoruskich banków, czy jeden z przewodniczących opozycyjnej Rady Koordynacyjnej Paweł Łatuszko, były minister kultury i dyplomata. Ta nowa opozycja nie odwołuje się do żadnych wielkich idei, nawet demokratyczne postulaty ubiera w retorykę własnościową: wodzireje opozycji nie mówią, że Łukaszenka złamał zasady demokracji, tylko że „ukradł” głosy Białorusinów. Oprócz „złodziejstwa głosów” najczęściej zarzuca się Łukaszence doprowadzenie gospodarki do uapdku, a Białoruś do zacofania w porównaniu z krajami Zachodu. Jeżeli chodzi o politykę międzynarodową, na razie opozycja w ogóle pomija ten temat. Nikt nie wypowiada otwarcie plany zmiany orientacji geopolitycznej Białorusi. Wielu polskich ekspertów mogłyby zdziwić słowa członkini Rady Koordynacyjnej noblistki Swietłany Aleksiejewicz i byłej kontrkandydatki Łukaszenki Swietłany Cichanowskiej, że Rosja mogłaby wystąpić jako rozjemca w obecnym kryzysie. Brak wrogości wobec Rosji jednak nie neguje tego, że obecne przywództwo tej opozycji jest w istocie pionkiem liberalnej hegemonii i po ewentualnym zdobyciu władzy wprowadziłoby na Białorusi całe dobrodziejstwo liberalnego inwentarza.

Jak pokazały wydarzenia po 9 sierpnia 2020 roku, ta nowa opozycja jest w stanie zmobilizować ludzi do wyjścia na ulice, bo przemawia w języku dla nich zrozumiałym. Na razie jeszcze nie jest w stanie zapanować nad protestującym tłumem, ale ci ludzie na ulicach wielkich miast są jej bazą społeczną. Dla Białorusi oznacza to powolny powrót polityki.

Obraz pro- i antyprezydenckich manifestacji są obrazem Białorusi po 2020 roku. Łukaszenka będzie się opierał na mieszkańcach mniejszych miejscowości, na osobach w wieku powyżej 35-40 lat. Łukaszenka stracił młodzież i wielkie miasta. Wielkomiejska młodzież jest wszędzie awangardą liberalizmu, a więc w białoruskim przypadku to nie jest nic nowego.

W warunkach powrotu polityki Łukaszenka nie będzie mógł rządzić po staremu – będzie potrzebował wieców poparcia, jak i zaplecza politycznego. Będzie też potrzebował jakiegoś czynnika, który znowu skonsoliduje społeczeństwo wokół władzy. Będzie musiał założyć jakąś partię, czy ruch społeczny. Władza białoruska musi przyznać, że czas braku polityki, tak wygodny dla niej, już się skończył i pora na inne metody działania. Poza tym wyzwaniem dla władz Białorusi jest stworzenie sposobów takiego wyrażania niezadowolenia obywateli, które nie tworzy zagrożenia dla bezpieczeństwa publicznego.

Protesty: Co poszło nie tak?

Specyfiką Białorusi było istnienie pewnego rodzaju umowy społecznej pomiędzy Łukaszenką a społeczeństwem: Łukaszenka trzymał władzę, a społeczeństwo miało małą stabilizację swojej sytuacji materialnej i pewien poziom bezpieczeństwa od państwa. Przez dłuższy czas tylko republiki nadbałtyckie wyprzedzały Białoruś pod względem poziomu życia zwykłego człowieka – przeciętny Białorusin żył lepiej niż przeciętny Rosjanin, a tym bardziej Ukrainiec. Ten białoruski dobrobyt nie brał się znikąd, tylko był pochodną białorusko-rosyjskiego partnerstwa. Ceny ropy naftowej i gazu dla Białorusi były bardzo niskie, białoruska gospodarka była faktycznie dotowana przez Rosję. Wschodni sąsiad był również największym rynkiem zbytu białoruskich towarów. Ten stan rzeczy trwał do początku recesji rosyjskiej gospodarki, co mocno się odbiło na blisko powiązanej z nią gospodarce białoruskiej. Problemy gospodarcze przełożyły się na poziom życia zwykłego obywatela, co jest jednym ze źródeł niezadowolenia społecznego. Szczególnie dotkliwym ciosem dla białoruskiej gospodarki okazały się działania większości państw świata w związku z pandemią koronawirusa. Mimo, że na Białorusi lockdown nie obowiązywał ani jednego dnia, gospodarka białoruska ucierpiała w skutek koronakryzysu.

Z koronawirusem o wiele bardziej wiąże się utrata poczucia bezpieczeństwa przez wielu mieszkańców Białorusi. Można mówić różne rzeczy, ale wielu Białorusinów przestało uważać, iż są bezpieczni – a część tego poczucia bezpieczeństwa polega właśnie na osobistym przekonaniu. Nie pomogły rady prezydenta co do zwalczania wirusa ani zapewnienia różnych stacji telewizyjnych, że należy dalej pracować w normalnym trybie. Większość informacji ludzie czerpali z internetu, patrząc na działania władz z krajów ościennych. Większość portali informacyjnych, czytanych przez mieszkańców Białorusi, krytykowały prezydenta za brak działań w związku z koronawirusem. W tym miejscu musimy opuścić sferę materialnego bezpieczeństwa.

Władza, kontrolując prawie wszystkie media, rażąco zaniedbała internet. W internecie mieszkańcy Białorusi czytają portale sympatyzujące z opozycją. Władza nie ma kontroli nad stronami internetowymi, które faktycznie formułują opinie swoich czytelników – wśród najpopularniejszych stron internetowych na Białorusi nie ma żadnego portalu, który by sympatyzował z władzą. Można powiedzieć, że internet stał się azylem dla przeciwników reżimu, w którym mogli spokojnie głosić swoje poglądy i je propagować. Działania władzy polegały albo na całkowitym odcięciu internetu (jak to było w tym roku w dniach 9-12 sierpnia) lub na czasowej blokadzie stron internetowych. Władze białoruskie nie próbowały stworzyć w internecie swojej infrastruktury informacyjnej i tak naprawdę nie dbały o to, jakie informacje są w nim rozpowszechniane. Walkę o duszę białoruskich obywateli w internecie władza przegrała z kretesem.

Jednym z głównych czynników niepokojów na Białorusi i masowych protestów jest brak wizji przyszłości samego Łukaszenki i jego otoczenia. Łukaszenka piastuje najwyższy urząd w państwie białoruskim od 26 lat. Jednym z motywów przewodnich retoryki Łukaszenki było ciągle odniesienie do kryzysu po upadku Związku Sowieckiego i stawianie sobie za zasługę powstrzymanie tego kryzysu. Jest to rozsądny argument, ale tylko dla osób, które te czasy pamiętają. Od 1994 urodziło się nowe pokolenie obywateli białoruskich, którzy nie mogą pamiętać kryzysu lat 90. W zasadzie mówienie o tym kryzysie nie jest dla nich żadnym argumentem. Jest to pokolenie, które wiedzę o świecie czerpie głównie z internetu (czyli czytając treści produkowane przez kręgi prozachodnie). „Łukaszenkizm” nie miał (i na razie nie ma) dla tej młodzieży nic do zaproponowania. W swojej wewnętrznej jałowości i braku refleksji ideowej (co prawda, tej refleksji nie ma też po stronie przeciwników władzy) obóz władzy w ramach wychowania propaństwowego mógł zaproponować tylko mit Wielkiej Wojny Ojczyźnianej i stabilizacji państwa białoruskiego, co nie przemawiało do młodych ludzi.

Na niektórych białoruskich uniwersytetach był wykładany dziwny przedmiot, którego nazwa brzmi: „Podstawy ideologii państwa białoruskiego”. Mogłoby to wskazywać na próby jakiegoś procesu twórczego wewnątrz białoruskich elit, nadanie białoruskiemu państwu trwałych podstaw światopoglądowych, wyemancypowanie go spod wszechobecnej liberalnej hegemonii i przekazanie jej przyszłemu pokoleniu. Niestety w materiałach do tego przedmiotu nic takiego nie ma. W istocie okazuje się, że na podstawy ideologii państwa białoruskiego w tym ujęciu składają się tzw. „prawa człowieka”, trójpodział władzy, wolność słowa, demokracja, świeckość państwa, państwo prawa itd. Taki zbiór „wartości” nie jest sprawką żadnej agentury, lecz został zaczerpnięty z białoruskiej ustawy zasadniczej. Młody człowiek, czytając te wszystkie rzeczy, ma dysonans poznawczy, ponieważ praktyka państwa białoruskiego odbiega od demoliberalnych standardów. Ludzie wychowani w kluczu demoliberalnym zaczęli w rzeczywisty sposób tych praw się domagać – co spowodowało obecne zamieszki na Białorusi. Szczególnie dezorientująco brzmiały słowa białoruskiego prezydenta, że w szkołach nie ma miejsca dla nauczycieli nie podzielających ideologii państwowej – z tego, co zostało zaserwowane białoruskim studentom (i co uzyskało aprobatę ministerstwa edukacji), właśnie liberalna dogmatyka ma decydować o kształcie ideologii państwa białoruskiego.

„I want to believe”

Najprawdopodobniej rzeczywista pozycja Łukaszenki nie jest już zagrożona. Łukaszenka pozostanie u władzy, ale nastroje przeciwko niemu nie znikną. Nadzieje, że każdy niezadowolony z rządów staronowego prezydenta opuści kraj, byłyby skrajną naiwnością. Natomiast zmieniły się zasady gry: Łukaszenka nie będzie mógł w spokoju rządzić przez kolejne 5 lat. W razie jakichkolwiek trudności można się spodziewać powtórki wydarzeń, świadkami których byliśmy teraz.

Najgorsze, co może uczynić teraz białoruska władza, to udawać, że nic się nie stało i wszystko będzie po staremu. Doprowadzi to w najbliższej przyszłości do kolejnej fali protestów, których Łukaszenka nie przetrwa.

Jeżeli Łukaszenka chce uniknąć powtórki zamachu stanu, powinien przeprowadzić gruntowne reformy ustrojowe, o których sam mówi, zapowiadając zmiany w konstytucji. Te reformy mogą być przeprowadzone na dwa sposoby.

Prezydent może delegować część swojej władzy parlamentowi, co wymagałoby wprowadzenia ordynacji mieszanej zamiast okręgów jednomandatowych. Uspokoiłoby to na jakiś czas nastroje społeczne i dałoby społeczeństwu uczucie wpływu na sprawy państwa. W dłuższej perspektywie spowoduje to staczanie się państwa białoruskiego ku rzeczywistej demokracji liberalnej i przekształcenie Białorusi w terytorium kolonialne globalnego zachodu.

Jest też inna droga. Polegałaby ona w pierwszej kolejności na rezygnacji z demokratycznej fasady i przyjęciu nowej konstytucji o autorytarnym duchu. W nowej konstytucji należy odejść nawet od nazwy „Republika Białoruś”, odrzucając republikański paradygmat ustroju państwowego. To z kolei wymagałoby odejścia od ideologii „praw człowieka”, czyniąc podmiotem praw wspólnotę ludową. Prawa osoby w tej opcji byłyby uzależnione od wykonywania przez nią obowiązków wobec ojczyzny i wodza. Władza głowy państwa (w nowej konstytucji byłaby stosowna rezygnacja z tytułu prezydenta) musiałaby mieć uzasadnienie metafizyczne i oczywiście głowa państwa nie może odpowiadać przed ludem, tylko przed Bogiem i historią. Nowe państwo białoruskie powinno zastosować zasady platonizmu politycznego, a więc nie może być państwem egalitarystycznym. Świat został stworzony hierarchicznie, a więc nowa białoruska konstytucja powinna z tą prawdą się pogodzić i przełożyć ją na płaszczyznę społeczną. Na płaszczyźnie polityki międzynarodowej Białoruś powinna dążyć do zacieśnienia współpracy z państwami, które kontestują demoliberalny (nie)ład światowy (pamiętajmy, że tylko takie państwa uznały zwycięstwo Łukaszenki w wyborach). W celu obrony tradycyjnego modelu życia państwo powinno zastosować doktrynę totalnej mobilizacji przeciwko głównemu wrogowi białoruskiego społeczeństwa, którym jest globalny Zachód. Państwo białoruskie na przyszłość powinno na poważnie potraktować postulat bezpieczeństwa państwa w przestrzeni informacyjnej, zwalczając wrogą propagandę i tworząc własny internet, chroniąc obywateli przed zachodnią indoktrynacją.

Państwo białoruskie powinno zagwarantować każdej tradycyjnej wspólnocie na swoim terytorium prawo do zachowania i rozwoju własnej tożsamości. Białoruś po reformie konstytucyjnej powinna unikać białorutonizującego glajchszaltowania społeczeństwa, dopuszczając pluralizm językowy w życiu publicznym.
Innymi słowy, jeżeli Łukaszenka chce się utrzymać, nie wystarczy po prostu rozpędzić zamieszek. Łukaszenka musi sam przeprowadzić rewolucję. Powinna być to rewolucja odgórna, która nada sens istnieniu białoruskiego państwa. Łukaszenka ma przed sobą dwie drogi: albo stać na czele białoruskiej rewolucji konserwatywnej, albo dołączyć do klubu obalonych dyktatorów. Tegoroczne protesty są zaledwie wstępem do walki o przyszłość państwa białoruskiego.

Eugeniusz Onufryjuk

Za:  https://xportal.pl/?p=37348&fbclid=IwAR09vyuOrq7A1QJOduAhZl-MxQiVMLOJg8FTDS97IVMAemwlTgS-h0cSYaA