sobota, 28 listopada 2020

W obronie flagi Konfederacji

            Flaga Konfederacji, nazywana też flagą Rebelii z 13 gwiazdami symbolizującymi 11 stanów Konfederacji oraz 2 stany graniczne. Sztandar ten został zmieniony z początkowej, oficjalnej formy (trochę podobnej do dzisiejszej flagi USA) na tę z krzyżem św. Andrzeja przez Armię Potomacu (Północnej Wirginii), aby ułatwić identyfikację na polu bitwy. Nie jest ona oficjalną flagą Skonfederowanych Stanów Zjednoczonych, ale najlepiej rozpoznawalną i prawdopodobnie najczęściej używaną nie tylko w USA, ale i na całym świecie. Obecnie, flaga dla wielu ludzi symbolizuje bunt, walkę o niepodległość oraz obronę tradycyjnych wartości, jednak jako powiązana z Konfederacją jest wyjątkowo znienawidzona przez pewne środowiska lewicowe, które utożsamiają ją z rasizmem i niewolnictwem. I tak, dla przykładu, wielebny William Barber, prezes NAACP (Narodowe Stowarzyszenie na Rzecz Awansu Ludności Kolorowej), domagając się – skutecznie zresztą – zdjęcia flagi z Kapitolu Karoliny Płn. stwierdził: „To ma kontekst historyczny. Ale co to za historia? Historia rasizmu. Historia samosądów. Historia śmierci. Historia niewolnictwa. Jeśli powiesz, że to nie powinno być obraźliwe, to albo nie znasz historii, albo zaprzeczasz historii”. Za to prof. James McPherson wystosował w 2009 list otwarty do prezydenta Obamy, aby ten nie składał wieńca pod pomnikiem żołnierzy konfederackich w Arlington w Wirginii, pisząc: „Pomnik Konfederatów w Arlington jest zaprzeczeniem zła uczynionego Afroamerykanom przez właścicieli niewolników, konfederatów i neokonfederatów w ten sposób, że pomnik zaprzecza, aby niewolnictwo było przyczyną secesji, oraz przedstawia konfederatów jako bohaterów.

Domaganie się nieokazywania szacunku poległym żołnierzom jest wyjątkowo żałosnym aktem, zwłaszcza że jako historyk McPherson musiał wiedzieć, że tylko 7% mieszkańców Południa posiadało w tamtym czasie niewolników, z czego logiczny wniosek, że większość żołnierzy ich nie miało, a do tego część właścicieli niewolników stanowili wyzwoleni Murzyni. Jednak nie przeszkadza to w twierdzeniach, że Konfederacja to czyste zło, o którym należy zapomnieć. Nawet w Polsce stowarzyszenie „Nigdy więcej” wpisało jej flagę na listę symboli rasistowskich. Sam zresztą zostałem kiedyś oskarżony o rasizm, ponieważ ją eksponowałem.

Dla niektórych lewicowców konfederatka jawi się niczym swastyka. Kilka przykładów: Georgia zniosła swoją flagę stanową z repliką sztandaru konfederackiego w obawie przed bojkotem, w Teksasie z budynku Sądu Najwyższego zdjęto dwie tablice upamiętniające poległych konfederatów, na Florydzie w 2001 usunięto sztandar ze szczytu stanowego Kapitolu, w Missisipi zabroniono studentom machać chorągiewkami na stadionach, w Maryland na cmentarzu w Point Lookout zakończono tradycję ustawiania małych flag na grobach poległych żołnierzy Południa, w tym samym stanie zarządzono usunięcie tablic rejestracyjnych na których widniał maleńki sztandar Konfederacji, w Antietam (miejscu historycznej bitwy) prowadzi się kampanię mającą na celu zakazania eksponowania jakichkolwiek symboli Konfederacji, nawet na terenie prywatnym, za to w Wirginii zniesiono Miesiąc Historii Konfederacji w wyniku gróźb wspomnianego wcześniej NAACP. Nad tym wszystkim ubolewał Patrick Buchanan w książce „Śmierć zachodu”, zwracając m.in. uwagę na nienawiść liderów rewolucji kulturowej do Konfederacji: „Ruch praw obywatelskich wtopił się w rewolucję kulturową, a jej wojujący przywódcy wysuwali coraz to nowsze żądania. Pieśni takiej jak Dixie nie można już śpiewać publicznie, Roberta Lee nie wolno już traktować jak bohatera (…) Sztandar Konfederacji to symbol rasistowski. Repliki sztandaru należy usunąć ze wszystkich flag stanowych, albo stany owe zostaną poddane bojkotowi”.

Potwierdza to poniekąd starą prawdę, że historię piszą zwycięzcy. Stąd wziął się powtarzany przez niektórych mit o „dobrej i postępowej Północy”, „złym i zacofanym Południu” oraz „Lincolnie – przyjacielu i wyzwolicielu czarnych”. Można to zobaczyć zwłaszcza w najnowszych produkcjach Hollywood. Niewiele jednak w tym prawdy, a większość ataków na Konfederację jest, oprócz zwykłej ignorancji, celową zagrywką polityczną. Dlatego warto przypomnieć kilka faktów.

Niewolnictwo nie było przyczyną wojny

Kiedy tylko Południe dowiedziało się o wyborze Lincolna na prezydenta w 1860, rozpoczęło proces secesji, na który zanosiło się od kilkunastu lat. Pierwsza oderwała się Karolina Północna, za nią podążyły Missisipi, Floryda, Alabama, Georgia, Luizjana i Teksas. 4 lutego 1861 Jefferson Davis został prezydentem nowo utworzonego państwa Skonfederowanych Stanów Ameryki, składającego się początkowo z 7 stanów. Secesja była zgodna z konstytucją, co gwarantowała X Poprawka, jednak Lincoln nigdy nie zaakceptował legalności i uznał skonfederowane stany za buntowników. Doprowadziło to do odłączenia się kolejnych stanów. Wirginia, na przykład, ratyfikowała konstytucję i przystąpiła do Unii tylko pod warunkiem możliwości wystąpienia – dlatego w obawie o swoją niezależność dołączyła do rebeliantów.

Był to zasadniczy powód, dla którego Południe tak bardzo obawiało się Lincolna – całkiem inaczej interpretował on Konstytucję, dążył do centralizacji władzy i przewagi rządu federalnego nad rządami stanowymi. Osiągnął zresztą ten cel, kiedy tylko wygrał wojnę – USA z roku na rok stawało się coraz bardziej scentralizowanych państwem, czego efekty możemy zobaczyć dzisiaj. Dla przywiązanych do niezależności i samorządności Amerykanów, tak daleko idąca władza prezydenta była niedopuszczalna. Późniejszy zabójca Lincolna, sympatyzujący z Konfederacją John Wilkes Booth, po oddaniu strzału krzyknął „Sic semper tyrannis!” („Tak kończą tyrani”). W istocie, tak właśnie postrzegały Lincolna południowe stany – jako żądnego władzy dyktatora.

Rzecz jasna kwestia niewolnictwa była w to wszystko wmieszana. Lincoln chciał je znieść federalnie, ale nie zgadzał się na pozostawienie tego w gestii stanów. Południowcy obawiali się, że abolicja będzie pretekstem do dalszych ingerencji w ich wewnętrzne sprawy. W gruncie rzeczy, na Południu systematycznie rosła liczba wyzwalanych niewolników, a przeciwników niewolnictwa nie było wiele mniej niż na Północy. Nie chcieli oni jednak znosić go natychmiast, lecz mieli zamiar robić to stopniowo, w okresie kilkudziesięciu lat (twierdzili, że Murzyni nie poradzą sobie sami i poniekąd mieli rację – po wojnie sytuacja wielu z nich, mimo teoretycznej wolności, wcale się nie poprawiła). Do tego należy zauważyć, że w skład Unii wchodziły cztery niewolnicze stany (Maryland, Delware, Kentucky i Missouri). Wydana przez Lincolna Proklamacja Emancypacji nie miała nawet do nich zastosowania – de facto, to na Północy niewolnictwo istniało dłużej niż na Południu.

Niewolnictwo przez większą część wojny było obojętne dla opinii publicznej w całej Ameryce. Trudno zresztą przypuszczać, aby setki tysięcy białych żołnierzy, wśród których wielu podzielało różne uprzedzenia rasowe, szło na wojnę i oddawało życie za Murzynów. Sam generał Ulysses Grant, głównodowodzący Północy, który przez cały okres wojny posiadał niewolników, powiedział po uchwaleniu Proklamacji Emancypacji, że „gdybym wiedział wcześniej, że wojna toczyła się o wyzwolenie niewolników, to zaoferowałby swoją szablę przeciwnej stronie”. Postawa Granta, którego niektórzy dziś przedstawiają jako wyzwoliciela czarnych, ciekawie kontrastuje z jego głównym przeciwnikiem, najwybitniejszym dowódcą tamtych czasów, gen. Robertem E. Lee. Był on zdecydowanym przeciwnikiem niewolnictwa i uwolnił swoich niewolników jeszcze przed wojną. W 1856 napisał: W tej oświeconej epoce jest niewielu, którzy nie przyznają, że niewolnictwo jako instytucja jest politycznym i moralnym złem w tym kraju. Mimo to stanął na czele Konfederacji, wygrywając dla niej liczne bitwy. Zrobił to z czystego patriotyzmu, w momencie, gdy jego rodzinna Wirginia wystąpiła z Unii. Ktoś taki nie mógł mieć za cel zachowania niewolnictwa – walczył o prawo do samostanowienia, które było dla niego ważniejsze niż cokolwiek innego. Podobnie było przypadku takich wybitnych postaci jak gen. Thomas Jackson, gen. Joseph Johnston czy gen. Pierre Beauregard, którzy opuścili armię federalną, aby bronić swoich stanów i Konfederacji.

Niewolnictwo nabrało strategicznego znaczenie dopiero po Proklamacji, która była raczej środkiem do celu, niż celem samym w sobie – reakcją przegrywającej Północy. Lincoln liczył, że Proklamacja zyska mu przychylność europejskich potęg oraz że wywoła rozruchy na Południu. W praktyce nie wyzwoliła jednak żadnego niewolnika. Lincoln przyznał w 1862: Moim głównym celem w tej walce jest zachowanie Unii, a nie uratowanie, bądź zniszczenie niewolnictwa. Gdybym mógł zachować Unię nie uwalniając, ani jednego niewolnika, zrobiłbym to. Gdybym mógł ją zachować uwalniając wszystkich niewolników, zrobiłbym to. Gdybym mógł ją zachować uwalniając część niewolników, a część pozostawiając, zrobiłbym to także. To co robię w kwestii niewolników i kolorowej rasy, robię ponieważ wierzę, że to pomoże zachować Unię, a to czego nie robię, nie robię dlatego ponieważ nie wierzę, że to pomoże zachować Unię.

Ale dlaczego Unia była taka ważna? Odpowiedź jest prosta – jak niemal każda wojna, wojna secesyjna nie toczyła się o ideały wolności, równości i braterstwa, ale o pieniądze. Relacje rolniczego Południa i uprzemysłowionej Północy przypominały trochę kooperację wsi i miasta. Południowi plantatorzy sprzedawali na północ i do Europy bawełnę oraz produkty rolnicze, kupując w zamian potrzebny sprzęt i przedmioty codziennego użytku. W efekcie, to Południe było bardziej uzależnione od handlu zagranicznego, a co za tym idzie, płaciło wyższe podatki, gdyż ówczesny rząd federalny utrzymywał się głównie z ceł. Lincoln w momencie objęcie władzy podniósł opłaty celne znacząco (od 50% do nawet 250%), a w dodatku większość pieniędzy szła na finansowanie północnej infrastruktury – należy pamiętać, że prezydent wygrał tylko głosami stanów północnych, a co za tym idzie, reprezentował interesy ich elit. Stąd też południowe stany chciały wprowadzić wolnorynkowy handel, pozbawiony wysokich opłat, aby zachęcić europejskich kupców, którzy przekierowaliby się do nich z północnych portów. Lincoln nie mógł pozwolić na coś takiego – brak taryf celnych oznaczałby brak wpływów do budżetu i potężną konkurencję dla północnego przemysłu, który przegrywałby rywalizację ze swobodnie wpływającymi towarami z Europy. Najprościej mówiąc, Lincoln dążył do podporządkowania sobie gospodarczo Południa. I to rozpoczęło secesję, a potem wojnę. Krwawą wojnę (ponad 620 tys. ofiar), której Południe wcale nie chciało – armia Konfederacji nigdy nie miała zamiaru poszerzać swojego terytorium. Za to pieniądze, które Północ wydała na działania wojenne wystarczyłyby, aby wykupić większość południowych niewolników i jeszcze dać każdemu kawałek ziemi.

Północ – Południe

Oczywiście dalej można argumentować, że bez względu na wszystko, niewolnictwo przeważało na Południu i dzięki wojnie zostało w końcu zniesione. Mogę się zgodzić, że Południe da się nazwać rasistowskim, ale tylko według dzisiejszych standardów. Jednak w kontekście historycznym, czy było ono gorsze od Północy, albo całego ówczesnego świata? Albo, inaczej mówiąc, czy flaga Konfederacji jest bardziej rasistowska niż dzisiejsza flaga Stanów Zjednoczonych bądź też flagi np. Wielkiej Brytanii lub Francji, które to zniosły niewolnictwo niewiele wcześniej od Amerykanów (odpowiednio 1833 i 1848)? Nie.

Czarni konfederaci istnieli, choć się o nich zapomina, i walczyli po stronie Południa. Tak wolni jak i niewolnicy. Tysiące Murzynów brało mniejszy lub większy udział w walkach (jedni tylko pomagali, inni ginęli), broniąc swojego kraju i dostając normalny żołd. Niektórzy z nich otrzymali nawet ordery. Sam gen. Lee doceniał obecność czarnych posiłków, a John B. Gordon był wręcz zachwycony walecznością kolorowych oddziałów. Po stronie Konfederacji opowiadały się również zamieszkujące Oklahomę plemiona indiańskie – ostatnim generałem Konfederacji, który skapitulował, był Stand Watie, z pochodzenia Czirokez. Czy ich też należy ich uznać za rasistów? Czy im też nie możemy składać hołdów, żeby kogoś nie urazić? Jefferson Davis pod koniec wojny zadecydował, że niewolnicy służący w armii otrzymają wolność oraz ziemię, a 1864 zatwierdził plan natychmiastowego uwolnienia wszystkich niewolników, jeżeli Wielka Brytania i Francja oficjalnie uznają jego niepodległe państwo. Można oczywiście powiedzieć, że był to akt desperacji człowieka, który przegrywał wojnę, jednak de facto zgodził się w ten sposób na zniesienie niewolnictwa. Czy zrobiłby to, gdyby to o nie toczyła się wojna? Nie byłoby w tym wielkiego sensu.

Południowcy, którzy chcieli zachować niewolnictwo nie kierowali się jakąś szczególną nienawiścią, ani nie martwili się o gospodarkę, która coraz mniej potrzebowała niewolników – obawiali się przede wszystkich skutków uwolnienie tak wielkiej liczby czarnych naraz – nie różnili się pod tym względem od Północy, która jednak nie miała takiego problemu, gdyż to na Południu żyło większość (90%) Murzynów. Lincoln wierzył w równość ludzi wobec prawa, ale negował równość naturalną. Popierał ustawę, które zobowiązywała do ścigania zbiegłych niewolników oraz chciał się pozbyć wszystkich Murzynów z kraju, odsyłając ich na Karaiby lub do Afryki. Nie uważał niewolnictwa za zło per se, ale sprzeciwiał się jego rozszerzaniu, ponieważ uważał czarnych za konkurencję dla białych robotników. Po wojnie nikogo nie obchodził los wyzwolonych niewolników – byli oni pozbawieni majątków, edukacji i samodzielności. Południe, które zamieszkiwali, zostało zniszczone, zgrabione i obrzucone licznymi restrykcjami – to Północ w czasie wojny zastosowała barbarzyńską taktykę spalonej ziemi, pozbawiając masy ludzi całego dobytku. Zdarzały się też sytuację, kiedy Murzyni bronili plantacji na których pracowali, co wyniku z okrucieństwa żółnierzy pod dowództwem Shermana. Czarni jeszcze przez całe lata byli dyskryminowali pod wieloma względami. Mit wojny o ich wyzwolenie jest próbą wybielania przez Amerykanów swojej historii i obwinienia za całe zło przegranej Konfederacji.

Symbol i historia

Nie chcę tu stawać jednoznacznie po stronie Konfederacji, nie twierdzę, że była ona bez skaz i całkiem niewinna. Choć gdybym musiał wybierać, to z pewnością walczyłbym po jej stronie. Nie chodzi tu jednak o prześciganie się w argumentach, kto był gorszy, a kto lepszy, ale o to, żeby nie potępiać bezmyślnie tylko jednej strony – historia jest na to zbyt skomplikowana. Flaga Konfederacji nie symbolizuje rasizmu. Symbolizuje pot wylany przez ciężko pracujących rednecków i Murzynów, krew przelaną przez walczących konfederatów (nie tylko białych), bogatą i fascynującą kulturę tamtych regionów oraz romantyczną tęsknotę za „krainą bawełny”, zgodne ze słowami pięknego hymnu Dixie (I wish I was in the land of cotton, old times there are not forgotten). Może też być symbolem sprzeciwu wobec autorytatywnych rządów na całym świecie oraz przywiązania do tradycyjnych, lokalnych i konserwatywnych wartości.

Warto zauważyć, że cywilizacja białego człowieka nie miała nigdy monopolu na niewolnictwo. Ono było niemal wszędzie od zarania dziejów, a w krajach afrykańskich trwa nieoficjalnie do dziś. Za to biały człowiek jako pierwszy zaczął je znosić, zarówno u siebie, jak i u innych. Ludzkość musiała do tego dojrzeć. Zawiłości historyczne nie są powodem, aby pogardzać symbolami wspaniałej cywilizacji, opartej na ciężkiej pracy i tradycyjnych wartościach. Ojczyzny tak białych, jak i czarnych, którzy przez wieki musieli nauczyć się żyć ze sobą i nawzajem tolerować.

„In Dixie Land I’ll take my stand, to live and die in Dixie”.

Autor: Wojciech Mazurkiewicz
Źródło: staraprawda

Bibliografia:

Hugh Broghman „Historia Stanów Zjednoczonych”
Thomas J. DiLorenzo „Lincoln Unmasked: What You’re Not Supposed to Know About Dishonest Abe”
Patric J. Buchanan „Śmierć Zachodu”
Zbigniew Mazurak „Czy kwestia niewolnictwa była główną przyczyną wybuchu wojny secesyjnej?”
Juliusz Jabłecki „Abraham Lincoln, jego wojna i jego Ameryka”
Charles Rice „America’s Civil War”

Za:  http://staraprawda.com/w-obronie-flagi-konferacji/