czwartek, 24 czerwca 2021

Marcin Austyn: Uzależnieni i bezbronni. Co zrobisz, gdy „zabraknie” prądu?

 

             Przerwa w dostawie energii elektrycznej, „awaria internetu”. Niejeden użytkownik z pewnością miał okazję wielokrotnie posmakować w warunkach domowych czym pachnie nawet krótkotrwały brak dostępu do tych mediów. Ale wyobraźmy sobie skalę makro i permanentny brak dostępu do e-usług, e-urzędów, e-płatności. Albo dłuższy „zanik” zasilania i rozmrożone lodówki czy liczne acz bezużyteczne urządzenia domowe… Nawet jeśli komuś wydaje się, że „e-świat” to nie jego kraina, to tak naprawdę jedynie się łudzi. Cyfryzacja dotyczy dziś każdego. A to oznacza, że groźny w skutkach – dla nas, indywidualnie, ale i globalnie – może okazać się atak na kluczową infrastrukturę zaburzający czy blokujący nasze normalne funkcjonowanie. Wystarczy tylko celnie „odciąć internet” lub dostawy energii. A tu jest jeszcze coś, co nam może zagrozić: ekologizm.

Pamiętają Państwo panikę z okresu „początku koronawirusa”? Te półki sklepowe świecące pustkami i brak towarów uznawanych za niezbędne w czasie zamknięcia w domach? Ten szturm na sklepy, dyskonty i kolejki „za papierem”? A nic wielkiego się nie wydarzyło. Ot, zapowiedź zaplanowanego i nieco dłuższego siedzenia w domu. Wszystko działało „normalnie”. Pojawił się tylko element niepokoju przeradzającego się w lekką panikę. Wszak sytuacja miała być kontrolowana. A co stałoby się, gdyby tylko „zabrakło” prądu i nie byłoby możliwe zaksięgowanie transakcji na kasie fiskalnej? Cóż z tego, że może niektórzy bardziej zapobiegliwi i przygotowani na awarię banku dysponowaliby gotówką, kiedy nie działałaby kasa fiskalna i sprzedawca nie mógłby wydać paragonu? Co zrobiłyby tłumy klientów widzących za szybą towar, niedostępny, a jakże pożądany, bo niezbędny do funkcjonowania do jakiego przywykliśmy?

Czy tego typu kryzysowa sytuacja jest w ogóle możliwa? Warto nad tym się zastanowić. Bo skala rażenia braku tylko tych wymienionych mediów, do których „bycia” się przyzwyczailiśmy, jest ogromna. Scenariusz konwencjonalnego ataku terrorystycznego na kluczową infrastrukturę oczywiście można brać pod uwagę, ale zapewne nie jest to pierwsze zagrożenie. Bardziej prawdopodobnym jest atak hakerski. Tu możliwości zakłócenia naszego funkcjonowania są całkiem spore. Mowa nie tylko o systemach bankowych, transakcyjnych, ale układach sterowania elektrowni, wodociągów (informacje o próbach uderzenia w taką infrastrukturę są przecież znane). I tu można szukać pewnych sposobów zabezpieczenia. Ale jest taka krzywda, którą wyrządzić możemy sobie sami, jako kraj.

Oto stoimy u progu realizacji wielkiego energetycznego planu: Nowy Zielony Ład. To nic innego jak eliminacja paliw węglowodorowych z rynku wytwarzania energii. W Polsce oznacza to zamykanie energetyki węglowej. Niby słyszymy o palach budowy elektrowni atomowej, o rozbudowie „zielonych” technologii, ale wiemy też doskonale, że kraje Zachodu już rozważają jak gospodarować energią, która powoli staje się towarem deficytowym. W Polsce przerabialiśmy „stopnie zasilania” i planowe wyłączenia dostaw energii elektrycznej. Obecnie pomysły na taki model funkcjonowania powracają i to w krajach rozwiniętych. Nie można więc wykluczyć, że wobec braku wystarczającej liczby źródeł energii, wrócimy do starych i prostych metod.

Jak to? Nie ma prądu? Internet się skończył?

Tymczasem rozwinięte społeczeństwa czerpią garściami z dorobku technologicznego. Ten opiera się na energii elektrycznej. Przyzwyczailiśmy się do naszpikowania naszego życia tego typu urządzeniami, że nawet nie zauważyliśmy, jak uzależniliśmy się od ich obecności. Tak jak oddychamy nie zastanawiając się nad pochodzeniem tlenu w atmosferze, tak czymś normalnym jest, że lodówka pozwala nam na dłuższe przechowywanie żywności (nowocześniejsze nawet same dokupią brakujące produkty), że mamy dostęp do licznych mediów, że łatwo się komunikujemy, że łatwo kupujemy. Nie zastanawiamy się głębiej nad tym skąd bierze się energia elektryczna, bo przeciętnemu użytkownikowi wystarcza, że jest ona dostarczona do gniazdka. No, może ów „świadomy” i zaangażowany ideologicznie klient będzie jeszcze chciał, by w tym gniazdku była „zielona energia” do ładowania jego elektrycznego pojazdu. Ale generalnie dominuje poczucie, że „prąd jest” i to normalny stan.

I takie budowanie nowoczesnego świata opartego na energii może być powodem naszej zguby. Uzależniamy wszystko od dostaw energii. To wspomniana już e-bankowość (a tylko czekać jak rozliczenia bezgotówkowe staną się obowiązującą normą), e-urzędy (niebawem to będzie jedyna forma wymiany pism z urzędami – wiemy, że mejle początkowo mają dostarczać jeszcze w formie papierowej listonosze), to działające online kasy fiskalne w sklepach… W wielu sferach „energia to codzienne życie”. Szczególnie w dobie koronawirusa upowszechniła się e-praca czy nauka zdalna, a także e-rozrywka – jak realizować je bez energii czy internetu? Może to dla wielu niewyobrażalne, ale są osoby, dla których włączenie komputera bez dostępu do internetu nie ma większego sensu, bo narzędzie staje się bezużyteczne. Tych co jeszcze mają pomysł na użycie PC-eta offline i tak pogrąży brak energii.

Ale przejdźmy na inny poziom. Na energii opiera się przecież produkcja. Ktoś pomyśli, że „jakoś przeżyjemy”, gdy nie wytworzymy tylu telewizorów, urządzeń czy samochodów jak zakładaliśmy, że „jakoś wytrzymamy” nie kupując tak często jak zwykle nowej odzieży. Tu włączy się chór ekologistów, że to nawet lepiej dla planety. Może i tak. Przecież nadmierny konsumpcjonizm nie jest niczym dobrym. Ale wyobraźmy sobie, że np. piece piekarnicze pozostaną zimne, że stanie produkcja żywności… Może gospodarstwa wiejskie, szczególnie te rodzinne, tradycyjne, prowadzące produkcję żywności jakoś sobie poradzą, ale już większe zakłady rozłożą bezradnie ręce. W końcu też bez energii nie będą w stanie nawet zatankować paliwa do swych maszyn rolnych. A co z ludźmi żyjącymi w mieście, w którym to zostaniemy odcięci od wszystkich znanych nam usług? A co z transportem i siecią dostaw towarów? Bez energii padną!

Czy zatem jesteśmy gotowi na blackout? Łatwo to sprawdzić! Wystarczy podejść do skrzynki z bezpiecznikami, „odciąć się” od dostaw energii i sprawdzić jak długo jesteśmy w stanie tak funkcjonować. Może się okazać, że w domu nie ma nawet świecy, która rozjaśniłaby nam mrok albo… zapałek. Można też spróbować przetrwać z pomocą dostępnych w domu narzędzi działających bez prądu (ot, przygoda jak na biwaku w leśnych ostępach z dala od cywilizacji) i sprawdzić jak u nas ze zdolnościami manualnymi oraz znajomością przyrody (coś trzeba jeść). To będzie tylko małą namiastką tego, co nas czeka bez dostępu do energii. A o taki scenariusz – jak się wydaje – z czasem będzie w Polsce coraz łatwiej. I choć można dla własnego dobra zaczerpnąć kilka dobrych „kryzysowych” pomysłów od tzw. preppersów, to w ostateczności, w kryzysowej sytuacji, (niestety) okażemy się – jako społeczeństwo – mocno bezradni. Najgorsze jest to, że nie ma tu łatwego sposobu na taki kryzys – wyłączając, rzecz jasna, szybkie przywrócenie zasilania.

Za:  https://pch24.pl/opinie/uzaleznieni-i-bezbronni-co-zrobisz-gdy-zabraknie-pradu/