czwartek, 9 lutego 2012

Brytyjski rząd chce użyć zabronionego gazu przeciwko demonstrantom. Naukowcy ostrzegają.

Naukowcy z londyńskiego Towarzystwa Królewskiego alarmują. Brytyjski rząd poważnie rozważa rozwój badań nad gazami paralityczno-drgawkowymi, które miałyby być użyte przeciwko demonstrantom. Badania takie są zakazane przez międzynarodowe konwencje.
Naukowcy z szacownego towarzystwa wysłali już do rządu Wielkiej Brytanii zapytanie, czy faktycznie takie badania mają miejsce. Włodarze jak do tej pory odpowiedzieli, że jedynie średniej klasy gaz podrażniający oczy i funkcje oddychania, podobny do gazu łzawiącego, jest przedmiotem ich zainteresowania. Potwierdzili za to, że chcieliby w przyszłości używać go do tłumienia zamieszek - pisze brytyjski "The Independent".

Silniejszy niż gaz łzawiący

Jednak naukowcy podejrzewają, że rząd chce znaleźć nowy środek i wykorzystać lukę w międzynarodowych przepisach. Ma on być zdecydowanie silniejszy, niż powszechnie dostępny gaz łzawiący i powodować paraliż i drgawki (ang. nerve-agent gas).W 1993 r. 182 państwa, podpisały konwencję o zakazie broni chemicznej (obowiązuje od 1997 r.). Zabrania ona produkcji, składowania, przekazywania i nabywania oraz użycia broni chemicznej. Co ważniejsze, konwencja zakazuje także badań nad tego typu substancjami. Obok celów militarnych, wymienia ona także zakaz użycia gazów przez policję.

Prowadzi do zmian w mózgu

Towarzystwo Naukowe ostrzega, że gaz, nad którym pracują rządowi chemicy, jest podobny do środka używanego przez rosyjskie siły bezpieczeństwa do rozpędzania tłumu. Badacze przywołują rządowe oświadczenie z 2009 r., w którym mówiło się o możliwości użycia gazu paraliżującego, jeśli będzie wymagała tego sytuacja.

- Ostatnie badania naukowe nie pozostawiają wątpliwości. Tego typu chemikalia prowadzą do nieodwołalnych zmian w ludzkim mózgu - ostrzega prof. Rod Flower z Queen Mary University w Londynie.

Premier: W przyszłości poprosimy armię o pomoc

W sierpniu ubiegłego roku w kilku miastach Wielkiej Brytanii doszło do poważnych zamieszek. Tłum przez kilka dni niszczył mienie, plądrował sklepy i walczył z policją.

- Władze rozprawią się z gangami, a jeśli w przyszłości dojdzie do zamieszek, to zwrócą się do armii o pomoc w walce z uczestnikami rozruchów - ostrzegł wtedy premier David Cameron na specjalnej sesji parlamentu na temat niepokojów w miastach.