środa, 2 kwietnia 2014

Kandydaci na monarchów. Gdzie ci mężowie?

W zasadzie o co chodzi z tymi mężami? Przecież się starają. Nie można ich tak ostro oceniać.

Cóż jednak poradzić, skoro prawie cała populacja mężów współczesnych i cywilizowanych uważa pracę zawodową swoich małżonek nie tylko za rzecz normalną ale pożądaną, a nawet konieczną.
 
Jako obrońcy sakramentalnego związku małżeńskiego pochylmy się nad funkcjami męża i żony.
 
Żona z natury jest sercem i mózgiem rodziny. Ona łączy wszystkie wątki duchowe, uczuciowe, materialne. Jest ozdobą domu. Rozkwita w warunkach, jakie są jej naturalnym dominium. Mąż jako głowa rodziny opiera swoje panowanie na zasadzie służby i poświęcenia. Każde panowanie w duchu katolickim oznacza służbę. Panowanie męża i poddanie żony to subtelna rzeczywistość, którą można zrozumieć wyłącznie na gruncie miłości. Kalkulacje stricte rozumowe prowadzą na manowce. Stąd biorą się prymitywne współczesne reakcje na uświęconą hierarchię rodziny. Jedynym kryterium owoców dobrego małżeństwa jest wierność i miłość, a przede wszystkim dzieci wychowane na chwałę Bożą.

Panowanie męża, tak jak w rodzinie królewskiej (bo rodzina jest małym królestwem) wymaga najwyższego szacunku, a kiedy zajdzie potrzeba, bezwzględnej obrony czci królowej czyli żony. Bez tego królestwo się chwieje, a nierzadko upada.
 
Patrząc na współczesne rodziny, trzeba zadać kilka pytań.
 
Mężowie! Jak chcecie bronić czci swoich żon, skoro zmuszone są przebywać w obcym środowisku pracy? Jak chcecie bronić czci swoich żon, skoro poddane są obcym mężczyznom lub kobietom, swoim zwierzchnikom? Jak chcecie bronić czci swoich żon, skoro zmuszone są do pracy, wyjazdów, zadań stawianych przez obcych ludzi? Jak chcecie bronić czci swoich żon, skoro otoczone są przez przypadkowych ludzi, często bez kultury i zasad? Jak żona ma wypełnić swoje naturalne i święte funkcje, skoro jej nie ma w domu, a jej serce jest zaśmiecone sprawami „zawodowymi”?
 
A może nie chcecie bronić jej czci, nie zależy wam na tym?
 
Nie w tym rzecz. Po prostu nie pomyśleliście o tym. Nie wydaje się to być problemem dla was. Poza tym żony same chcą pracować. Tak zostaliśmy wyhodowani, wytresowani od najmłodszych (przed)szkolnych lat i tak nam z tym dobrze. Przynajmniej na zewnątrz, bo wewnątrz rozgrywają się dramaty. Szczególnie w sercach niewiast rodzi się bunt i rozgoryczenie. Nie da się z serca wyrzucić naturalnego porządku, można go tłumić i dusić, zawsze z opłakanym skutkiem. Nawet jeśli małżeństwo dotrwa do spokojnej przystani, to co z drugim, ważniejszym kryterium. Co z dziećmi? Ileż to wokół nas poczciwych małżeństw, a ich dzieci zupełnie pogubione w życiu.
 
I znów wracamy do męża, a raczej do ojca.
 
Jeśli nie zadbałeś o żonę, to tym bardziej nie zadbasz i nie wychowasz córki. Już od najmłodszych lat będzie tresowana w koedukacyjnym, (przed)szkolnym systemie do konkurowania z chłopcami. Za cel swego kształcenia, a może istnienia, uzna zdobycie dobrze płatnej posady. Bo przecież mama zarabia, a i tak w domu ciągle czegoś brakuje. Utwierdzi ją w tym mama, i babcia, i sąsiadka. Piszą o tym w gazecie, mówią w TV. Ucz się córeczko, bo gdzie później znajdziesz pracę? To szczyt „mądrości” nam współczesnych. Czyli co, nie uczyć się? Ależ uczyć się, by być mądrą żoną i matką. Wątpliwe jednak, czy szkolne uczenie takiej mądrości sprzyja, ale to temat na inną refleksję.
 
W powietrzu wisi miażdżący argument.
 
Ba, nawet napisany już powyżej. Mama zarabia, a i tak w domu ciągle czegoś brakuje. No i co?! Jak utrzymać rodzinę? Kto odpowie na to pytanie?
 
Odpowiedź jest prosta. Spraw rodziny nie rozważamy z kalkulatorem w ręku tylko z rękami złożonymi do modlitwy. Bez wiary nie damy rady. Nawet wiara jak drobina piasku wystarczy, by poruszyć górę. Wiara da nam siłę, by zrozumieć, że jeśli sprawy zaczniemy układać po Bożemu, to nie ma takiej mocy, by nas złamać. Wiara umocniona pokorą, ufnością i męstwem. Łaska Boża da nam skrzydła orła i siłę lwa. To nie przenośnia ale rzeczywistość. To nie atrybuty chwały ale narzędzia do walki, bo będziesz ją toczył nieustannie. Będą i pot, i ból, i łzy i zwątpienia, ale życie wróci na właściwy tor. Poczujesz jego prawdziwy a nie plastikowy smak. Wyobraź sobie taką chwilę, mówisz do żony: „Kochanie, ja będę utrzymywał dom. Chcę, żebyś wróciła do domu i zajęła się dziećmi. Z pomocą Bożą wytrwamy.” Nie zapomnij o drobiazgach jak bukiet róż, gustowna sukienka i/lub pierścionek. Królowa zasługuje również na taką adorację i to nie jednorazowo. Przy okazji i ty stajesz się prawdziwym monarchą, głową królestwa swojej rodziny. W tej hierarchii ciąży na tobie ogromna odpowiedzialność. Przed tobą trudy i cierpienia, ale twój ciężar pomagają nieść aniołowie. Przed tobą prawdziwa walka, obrona rodziny. To współczesna Jerozolima, której mury atakuje zaciekle kudłata zgraja. Walcz i zwyciężaj, po to się narodziłeś.
 
A w końcu przyjdzie taki dzień, w którym zdamy sprawę z naszego życia. I powiesz: bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem. Za mną idą moja żona i dzieci.
 
Rubinowicz
sierpień 2009

Za:  http://www.rubinowicz.com/post/kandydaci-na-monarchow-gdzie-ci-mezowie-83/