czwartek, 20 listopada 2014

PRZECIWKO SOC-LIBERALNEMU KAPITALIZMOWI

    Powstałe po 1989 roku nowe warunki społeczno-polityczne, przyniosły wiele chaosu w prawidłowym ocenianiu pojęć, doktryn i idei. My, nacjonaliści, wyznawcy narodowo-radykalnych poglądów na świat, musimy zająć zdecydowaną pozycję w obecnym konflikcie sił ducha i triumfującego materializmu. Jesteśmy prawicowcami w sensie poszanowania tradycji i porządku, uznania dobrodziejstw własności prywatnej w służbie człowieka i wspólnoty, ale jednocześnie odrzucamy kult kapitalizmu, który jest ekonomiczną ideologią ruchów materialistycznych – i jako taki nie może być dobrym systemem gospodarczym dla Narodu, stawiającego na pierwszym miejscu pierwiastek duchowy bytu ludzkiego, będący podstawą każdej potęgi materialnej. Pieniądz jest faktem i koniecznością, lecz nigdy nie stanie się dla prawdziwego nacjonalisty bożkiem, wartym czołobitności i przestępstw w jego imię dokonywanych.

Klika przemalowanych komunistów na każdym kroku udowadnia, jak nikłe w zasadzie różnice dzielą pakiet antywartości lewicowych od kapitalizmu i vice versa. Byli PZPR-owscy baronowie zmienili się błyskawicznie w rasowych kapitalistów. Dla szarego motłochu wyborców, mają oni zbiór oklepanych populistycznych frazesów, zaś dla siebie pozostawili wielkie udziały w bankach, spółki akcyjne, firmy tudzież intratne interesy z tak znienawidzonym niegdyś Zachodem. Reguła łącząca lewicową(czy raczej lewacką) pseudomoralność i wilcze cechy kapitalizmu(wolny rynek - „wolny” w grabieniu biednych przez bogatych,wspólnie „doglądanych” przez biurokrację), jest rakiem toczącym ludzkość. Czerwoni i różowo-tęczowi z europejskiego i amerykańsko-północnego kontynentu, wyrzekli się dziecinnych rojeń o powszechnej rewolucji socjalnej albo hippisowskiej i entuzjastycznie uczestniczą w budowie wielkokapitalistycznego molocha na globalną skalę. Ma on różne imiona – Europy bez granic, amerykańskiego porządku, a w pazernej łapie trzyma zawsze jakiś gwiaździsty sztandar( patrz – flagi UE i USA). Nieprzypadkowo Bruksela trzęsie się cyklicznie od złodziejskich afer na gigantyczną skalę, w których to pierwsze skrzypce grają działacze partii socjaldemokratycznych, socjalistycznych, chadecko-liberalnych i odnowiono-komunistycznych. Ścisły sojusz przetworzonego bolszewizmu i lewactwa z kapitałem, rozwinął się po klapie rewolucji paryskiej 1968 roku oraz kompromitacji haseł hippisowskich. Kudłate ćpuny i wichrzyciele z portretami Mao, postanowili bogacić się zamiast podpalać sklepy i restauracje. W Polsce liderzy młodzieży komunistycznej (Jaskiernia,Miller, Szmajdziński itp.), nigdy nie popadli w dziecięcą chorobę lewicowości. Od początku byli cynicznymi pozerami, czekającymi na dzień, w którym zdobędą prawdziwe znaczenie i majątek. Nie zapewnił im tego PRL, tylko neosolidarnościowy okrągły stół i III Rzeczpospolita. Z kolei IV „Kaczyńska” nie przejawiała najmniejszego zamiaru, aby pozbawić kapitalistycznych towarzyszy bogactw. Co najwyżej groziła im zdemaskowaniem na listach agentów, z czego zainteresowani śmiali się do rozpuku. Wiedzieli, że to gierki dla tele-gawiedzi, a wpływów i dóbr nie uszczknie czerwonym kapitalistom żadna władza. Ta z PO również tego nie zrobi, bo jedna strona wie o drugiej i vice versa zbyt wiele.
Polscy nacjonaliści(narodowi-radykałowie), opierają swoje rozumienie polityki i gospodarki na myśli ideowej Obozu Wielkiej Polski, Stronnictwa Narodowego, Obozu Narodowo-Radykalnego(ONR-ABC), Ruchu Narodowo-Radykalnego Falanga, a także oryginalnego dorobku Adama Doboszyńskiego, nie wykluczając pewnych tez twórcy Zadrugi Jana Stachniuka. Współcześnie najbardziej moralnym systemem regulującym stosunki między pracą a kapitałem, wydaje się być połączenie elementów wolnej, zdecentralizowanej własności i narodowego syndykalizmu. Głosimy wyższość pracy nad bezdusznym kapitałem. Jego zdobywanie w imię rozwoju wspólnoty narodowo-społecznej stanowi chlubę, lecz wtedy jest to po prostu uczciwa i rzetelna praca. W życiu etycznym Narodu, obowiązywać powinny zasady tradycyjnej moralności katolickiej, która łączy się u naszego ludu ze starosłowiańską otwartością na niedolę brata-rodaka. Podobnie jak słowa Pisma Świętego o dobroczynności - „ niech nie wie lewica, co czyni prawica” - sprzeciwiamy się stanowczo cyrkom propagandowym, propagującym socjal-kapitalizm. Przykładem tego są efekciarskie imprezy Jerzego Owsiaka. Wspierać należy godną i cichą działalność charytatywną katolickiego stowarzyszenia „Caritas”, jak i każde inicjatywy wynikające z serca, a nie pragnienia zademonstrowania swojego gestu, często w celu przykrycia ciemnych celów. Tak zwykła postępować masoneria, gorliwie reklamująca swą „dobroczynność”.
Nie ma dla nas wątpliwości, że sojusz kapitalizmu i socjalizmu niesie zgubę polskiemu rzemiosłu, kupiectwu, a także zanikającemu przemysłowi. My pragniemy zwycięstwa Solidarystycznej Trzeciej Drogi, bez egoizmu w kwestiach politycznych i ekonomicznych, duchowych i materialnych. Narodowa potęga wznoszona zostaje na wielu ramionach, nie wierzymy w jedynie słuszne dogmaty ekonomiczne. Niegdyś panował kolektywistyczno-komunistyczny, dzisiaj wielkokapitałowy, stworzony zresztą przez byłych aktywistów PZPR (głównie Balcerowicza z kolegami). To chory układ naczyń połączonych, który powinien zostać unicestwiony.
Fundamentem społecznym obozu narodowego w czasach Międzywojnia – czyli okresu największej potęgi politycznej myśli narodowej – było (prócz rzesz inteligencji, młodzieży akademickiej i gimnazjalnej) polskie mieszczaństwo złożone z kupców i rzemieślników. Klasę tę chciały poszerzyć warstwy chłopskie, które pragnęły wyeliminować ze wsi żydowskie pośrednictwo i same zająć się sprzedażą swoich produktów rolnych. Na tym tle wybuchały zamieszki polsko-żydowskie (najczęściej na cotygodniowych targach) prowokowane przez broniących swego monopolu Żydów. Najgłośniejsze tego typu zdarzenia miały miejsce 9 marca 1936 r. we wsi Przytyk koło Radomia, nazywane dzisiaj kłamliwie przez filosemitów „pogromem”, gdy to w rzeczywistości Żydzi zabili wtedy pierwsi Polaka, co stało się przyczyną wybuchu antyżydowskiego gniewu mieszkańców Przytyka i przyjezdnych rodaków. Do podobnych starć dochodziło w walce z dominacją żydowskiego rzemiosła, pośrednictwa i handlu w dużych miastach.
Pamiętając o naszej ideowo-aktywistycznej przeszłości, musimy współcześnie odbudować sojusz nacjonalizmu z uświadomionym choćby pobieżnie narodowo mieszczaństwem, wydobyć na powierzchnię z premedytacją pomijane przez propagandę lewicowego kapitalizmu problemy polskiego kupiectwa, rzemiosła i dynamicznego handlowo chłopstwa, aby Polak operował kapitałem dla dobra Polski, społeczności lokalnej i swojej rodziny, a nie przegrywał na każdym kroku z obcymi hipermarketami i tanią tandetą, sprowadzaną z różnych stron świata. Odświeżenie sojuszu nacjonalistyczno-mieszczańskiego jest być może ostatnią szansą dla nas narodowców i polskiej tzw. klasy średniej.

ROBERT LARKOWSKI