sobota, 12 września 2015

Bóg dał zwycięstwo i sławę narodowi naszemu! - Dr Radosław Sikora

Bóg dał zwycięstwo i sławę narodowi naszemu!

      Polacy przy dźwięku trąb i miedzianych kotłów, z rozwiniętymi chorągwiami, ruszyli w szyku „kolano z kolanem”, czyli tak blisko siebie, że jeźdźcy dotykali się stopami i kolanami. Widok był tak niesamowity, że niemieccy żołnierze przystanęli, by móc podziwiać ostatnich rycerzy Europy!
 
Bitwa


12 września 1683 roku to dzień pamiętny dla całej chrześcijańskiej Europy. Po kilkugodzinnych zmaganiach armii koalicji chrześcijańskiej z armią Imperium Osmańskiego, do szarży ruszyło polskie rycerstwo. Uskrzydleni husarze z długimi kopiami, którym towarzyszyli noszący kolczugi i dzierżący w dłoniach dzidy pancerni, szli na czele całej sprzymierzonej armii, czyli wojsk koronnych, cesarskich i niemieckich. Polacy przy dźwięku trąb i miedzianych kotłów, z rozwiniętymi chorągwiami, ruszyli w szyku „kolano z kolanem”, czyli tak blisko siebie, że jeźdźcy dotykali się stopami i kolanami. Widok był tak niesamowity, że niemieccy żołnierze przystanęli, by móc podziwiać ostatnich rycerzy Europy!
Spływający po zboczach gór wiedeńskich „stalowy walec” kawalerii, dbając o zachowanie zwartości szeregów i oszczędzając siły spragnionych, i głodnych rumaków, powoli nabierał prędkości. Dopiero na 50-60 metrów przed Turkami przyspieszył do galopu, by na kilkanaście kroków przed nimi, z okrzykiem „Jezus!” oraz „bij, zabij!”,  przejść w cwał i z impetem uderzyć w szeregi nieprzyjaciela. Efekt był przerażający. Długie na niemal 5 metrów kopie husarzy wbijały się w przeciwników i łamały w ich ciałach, zanim ci w ogóle mogli użyć swojej broni. Czasami przebijały nawet dwie ofiary naraz. Wówczas husarze odrzucili ułamki drzewek. Sięgnęli po szable wiszące dotąd na temblakach i nimi torowali sobie dalszą drogę. Obok nich pancerni, zręcznie fechtując swoimi dzidami, wspomagali skrzydlatych rycerzy. Zbroje i kolczugi nieźle chroniły Polaków przed wrażymi ciosami. Dlatego co zręczniejsi Turcy starali się trafić w nieosłonięte twarze ludzi, czy też kierowali swą broń przeciw rumakom. I choć bywało, że ten i ów ranny czy zabity Polak spadł z konia, to jednak Turcy byli bez szans. Śmierć bezlitośnie zbierała swe żniwo w ich niemal nieopancerzonych szeregach.


Po zażartej walce Polacy zdobyli tureckie obozy. Jak pisał uczestnik batalii, generał artylerii polskiej Marcin Kątski:


„Przyznali Niemcy, że sami prawie Polacy się bili, bo dla nagłego nastąpienia ledwo się zdarzyło któremu z ich regimentów potkać [walczyć].


Podobnie zresztą pisał Jan III Sobieski do żony:


„Wojska wszystkie, które dobrze bardzo swoją czyniły powinność, przyznały P. Bogu a nam [Polakom] tę wygraną potrzebę [bitwę].


Wiedeń był ocalony! W świat poszła nowina o pogromie potężnej, bo liczonej wówczas na około 300 tys. ludzi, armii tureckiej. Pogromie, którego sprawcą miał być sam Bóg i wypełniający jego wolę Polacy.

„Venimus, vidimus, Deus Vicit!”, czyli „przybyliśmy, zobaczyliśmy, Bóg zwyciężył!” - pisał Jan III Sobieski do papieża Innocentego XI. Do żony zaś:


„Bóg i Pan nasz na wieki błogosławiony dał zwycięstwo i sławę narodowi naszemu, o jakiej wieki przeszłe nigdy nie słyszały.

Husaria


Ilu husarzy walczyło pod Wiedniem? Jeśli za husarzy uznać także ich lżejszą wersję w postaci petyhorców, zwanych alternatywnie lekką husarią (było to rycerstwo w kolczugach, dzierżące husarskie kopie), to otrzymamy 30 chorągwi o etatowej liczebności około 4000 koni. Jeśli nie uwzględnimy petyhorców, to liczby te spadają do odpowiednio 24 chorągwi i 3440 koni etatu. Stany rzeczywiste różniły się jednak od etatowych. Niestety ich precyzyjne ustalenie jest niemożliwe.


Husaria, idąc na czele wojsk całej sprzymierzonej armii, odegrała kluczową rolę w ostatniej, decydującej, zakończonej ucieczką nieprzyjaciela, fazie bitwy. Nie można jednak przeceniać jej wkładu w to zwycięstwo. Husaria nie walczyła tam przecież sama. Nie stanowiła najliczniejszego komponentu sprzymierzonej armii, którą szacować można na około 65 tys. żołnierzy. Wiktoria wiedeńska to zasługa nie tylko husarzy, ale całej armii chrześcijan.


Ocena wartości tej formacji wypada pozytywnie. Towarzysze, czyli właściciele pocztów, nie szczędząc olbrzymich kosztów, które musieli ponieść, wyruszyli na odsiecz cesarskiej stolicy w od dawna niespotykanej liczbie. Tak w drodze pod Wiedeń, jak i na samym polu bitwy, husarze zachowali wzorową dyscyplinę. Zanim starli się z przeciwnikiem, przedarli się przez bardzo trudny, lesisty teren gór wiedeńskich. W samej bitwie poczynali sobie nadzwyczajnie. Jan III Sobieski był z nich bardziej niż zadowolony, skoro jeszcze 6 października 1683 roku, w liście do żony pisał:


„o naszych niektórych, nad wszystkie na świecie spodziewanie, trzeba by cudowne rzeczy pisać".


Uznanie zdobyli sobie także w oczach sprzymierzeńców. I to tak swoim wspaniałym wyglądem, jak i postawą w boju. Na przykład o Polakach, którzy z niezwykłą odwagą wytrzymali niesamowicie zażartą walkę, pisał Francis Taaffe, czyli angielski oficer, biorący udział w bitwie wiedeńskiej. Wysoko ich także ocenił Eugeniusz książę Sabaudii:


„W kościele na Leopoldsbergu Sobieski służył do mszy skrzyżowawszy ramiona. Polacy, którzy – nie wiem dlaczego – tam się wspięli, runęli [w dół] jak szaleni i bili się jak lwy.


Także François Le Bègue, który nie pałał do Polaków zbytnią sympatią i w swoim opisie tej kampanii niemal kompletnie pominął wkład wojsk Sobieskiego w zwycięstwo, zdobył się na pochwałę:


„Polscy husarze dokonali nadzwyczajnego wyczynu, przełamując [forsując, pokonując] bardzo trudne miejsca [przejścia] pomimo ognia janczarów.


Tak więc husaria zdobyła sobie powszechne uznanie. Z czasem stała się symbolem wiedeńskiej wiktorii, która jest przełomowym wydarzeniem w historii świata. Odtąd Imperium Osmańskie zaczęło tracić swoją pozycję, by ostatecznie rozpaść się na początku XX wieku.
Radosław Sikora

Za: http://www.pch24.pl/bog-dal-zwyciestwo-i-slawe-narodowi-naszemu-,38139,i.html#ixzz3lYRrLRmj