Rok 2001,
pamiętam to jak dzisiaj. Prowadzący spotkanie przemawiał do zgromadzonych,
głównie młodych ludzi - "Za kilka lat będziemy potęgą, brak nam dojrzałych
ludzi w organizacji, brakuje nam kadr, brakuje pieniędzy! Za kilka lat będziemy
u władzy!”. To był rok 2001, pamiętam to jak dzisiaj, byłem jednym z młodych
patriotów, którzy zafascynowani ideą patriotyczną, narodową wstępowali w
szeregi dumnych organizacji z jeszcze bardziej pompatycznymi nazwami. Cel był
jeden - obalić obecny demoliberalny porządek i przywrócić Ojczyźnie swych
prawowitych zarządców - patriotów, narodowców. Była to wizja Polski bardzo
wyidealizowana, bez skazy, bez żadnych „ale”, bez wad. Pasjonowało to mnie,
wtedy jako młody chłopak oddawałem ostatnie kieszonkowe, by dojechać do
sąsiedniej miejscowości na zjazdy organizacyjne. Nie było wtedy praktycznie w
domach Internetu, nie było portali społecznościowych, całą wiedzę o idei
narodowej zdobywało się od kolegów i doświadczonych osób prowadzących zjazdy.
Po pewnym czasie jednak zdałem sobie sprawę, że akcje plakatowe, manifestacje,
pikiety praktycznie odbywają się bez echa. Nie ma nas w mediach,
nie ma w prasie. Liczebność nasza też była wątpliwa. Kilka, kilkanaście,
maksymalnie kilkadziesiąt osób… Czemu? Czyżby brak idei w narodzie? Czy nasz
Ruch skazany jest na niebyt w politycznym planktonie? Przecież nasza idea jest
szczytna! Pamiętam to jak dzisiaj, „brak jedności w ruchu”, „nie ma
współpracy”, „nie ma kadr, nie ma wykształconych ludzi w Ruchu Narodowym!”,
„Jak pójdziemy na studia, będziemy przenikać przez cały studencki kolektyw!”.
Było ciężko, ale idea płonęła, wierzyliśmy, że nadejdzie dzień, w którym
przejmiemy władzę, Kresy wrócą do macierzy, a idea narodowa zostanie w polskich
sercach na wieki.
Minęły lata, to już tyle lat, tyle wspomnień, razem, wspólnie, wspólnych przelanych łez. Ci, którzy mieli wtedy po 15 lat, mają aktualnie już
własne rodziny, własne dzieci. Czasy się zmieniają, lecz w Ruchu Narodowym
ciągle po staremu. Mimo 15 lat Wielkiej Polski dalej nie widać, Kresy dalej
poza macierzą, a liberalizm postępuje coraz bardziej, niszcząc niewinne serca.
Pamiętam tyle twarzy… dziesiątki, setki… niektóre osoby często mijam na ulicy,
oni nie dali rady, niektórzy wręcz pukają na mój widok sobie w głowę. Pamiętam
tych ludzi, stali w pierwszym szeregu, trzymając się za ręce, kiedy policja
nacierała na protestujących. System wtedy poległ, a dzisiaj zwyciężył. Lecz
czemu? Dzisiaj są nowi ludzie w organizacji, wydają się być dziwni, nie tacy,
co byli na moim pierwszym spotkaniu. Różowe sznurówki w białych butach? Irokezy
pokryte żelem? Co to za nowa moda? Aha, to teraz Bóg się nie liczy? Oglądam
telewizję, patrzę - Europa znowu w niebezpieczeństwie, imigranci napływają do
Ojczyzny. Tysiące „Like-ów” wylewa się z internetu, atmosfera bojowa, dwie
manifestacje za nami. Co to, już koniec? Szkoda. Mijają miesiące, siedzę w
domowym zakątku, czekając na działania, może manifestacja, może pikieta? Telefon
milczy. Cisza. Sukces w Ruchu Narodowym, nareszcie ujednolicenie organizacyjne
stało się faktem, jedna prawdziwa organizacja pokona system! Wybory? Tak, uda
się nam! Nie? Afera? Kompromitacja? To jednak na marne? Gdzie są ci ludzie, którzy
dawno temu zapowiadali, że jak dorosną, to zdobędą wszystkie fakultety i porwą do
walki Polaków? Gdzie ta idea? W blancie i różowych sznurówkach? Oszukano nas 15
lat temu i oszukują nas dzisiaj! Nawet ci, co mieli być orędownikami i
nauczycielami! Nasi koledzy nas oszukali! Czy Bóg to widzi?! Widzi? Widzi.
Wstaję, zrywam opaskę, wychodzę.