poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Dominik Cwikła: Demokracja, republika i monarchia

foto: Wikimedia Commons   Niezwykle irracjonalny poziom przybrała dyskusja na temat tych trzech rodzajów reżimów. Wpływa na to zarówno efekt antyklerykalnej i antymonarchistycznej rewolucji francuskiej, która żniwa zbiera do tej pory, jak również pomieszanie pojęć i zakłamanie historii. Niezwykle często słowo „demokracja” traktuje się błędnie jako synonim – o ironio – państwa prawa, wolności czy wszystkiego, co w społeczeństwie dobre. Tymczasem monarchia utożsamiana jest z totalitaryzmem (sic!).

Demokracja, mimo powszechnego zachłyśnięcia się nią od 200 lat, jest niezwykle złym ustrojem, z czego poziom nieskuteczności zależy od ilości cenzusów oraz poziomu demoralizacji społeczeństwa. Wiemy bowiem, że proponowano różne cenzusy: wiekowy (który obecnie dominuje na świecie), pochodzeniowy, majątkowy etc. Demokrację krytykowali już nawet Platon i Arystoteles.

Demoralizacja może przyczynić się do samobójstwa demokracji. Idealnym przykładem są Niemcy, gdzie w całkowicie demokratyczny sposób Hitler doszedł do władzy, obiecując m.in. zwiększenie władzy centralnej i zniszczenie „dekadenckiej demokracji”, co też uczynił. Był więc – według demokratycznych standardów – dobrym politykiem, ponieważ wywiązał się z obietnic.

Demokracja czy republika?

Najpierw chciałbym ukazać różnice między demokracją a republiką, które były widoczne już w starożytności. Feliks Koneczny podkreślał, że spartańscy najemnicy, którzy udawali się z wyprawami do Rzymu, spotykali się z czymś, czego nie rozumieli. Znali bowiem jedynie monarchię (czyli rządy jednej osoby), arystokrację (rządy wąskiej liczby osób) oraz demokrację, czyli rządy większości. W Rzymie to nie ludzie, ale dwanaście tablic stanowiło prawo, o czym pisał też Cyceron. Prawo to było zwierzchnie nad wolą ludu. W demokracji zaś – jak to ujął Arystoteles w „Polityce” – „panem jest lud, a nie prawo”.

Widzimy więc wyraźną różnicę między starożytną Grecją, gdzie panowała demokracja, a starożytnym Rzymem w okresie republiki. Prawo dwunastu tablic nie mogło być zmienione przez lud. Prawo to było nadrzędne wobec woli większości – dokładnie odwrotnie niż w Grecji.

W późniejszych wiekach również eksponowano wyraźne różnice między jednym a drugim reżimem, co czynili chociażby Immanuel Kant, James Madison czy Machiavelli.

foto: Bundesarchiv, Bild 183-H1216-0500-002, licencja CC BY-SA 3.0 via Wikimedia Commons
Zwycięzca demokratycznych wyborów; foto: Bundesarchiv, Bild 

Błędne używanie pojęcia „demokracja”

Demokracja zakłada trzy fundamentalne sposoby działania: wolne, powszechne i bezpośrednie wybory, referendum oraz ustawodawcze inicjatywy obywatelskie. W republikanizmie nie było mowy o tym wszystkim, bowiem rządzenie należało do elit, najczęściej do arystokracji lub wyższych warstw w społeczeństwie stanowym. Arystokracja rządziła w oparciu o prawo, którego nie mogła zmienić ani złamać. Przykładem może być Rzeczpospolita Obojga Narodów, choć zwykło się nazywać to państwo błędnie  „demokratycznym”.

Demokracja niezwykle często mylona jest z wolnością. Jest to potworny błąd. Demokracja nie zakłada wolności. Decyzją większości można uciskać mniejszość i ograniczyć ich swobodę. Może również ograniczyć wolę większości, jeśli taka będzie wola… większości.

Demokracja nie zakłada podejmowania mądrych decyzji ani przejrzystości czy nawet dostępu do informacji. Jeśli większość chce błądzić – ma do tego prawo. Istotą zresztą walki wyborczej jest manipulacja wiadomościami, faktami oraz ograniczaniem dostępu do tychże, czemu nikt nie będzie próbował zaprzeczać. Demokratycznie można np. zakazać sprzedaży alkoholu, ograniczając wolność tych, którzy chcą pić. W demokratyczny sposób można też pozbawić kogoś niewinnego prawa do życia, np. legalizując mordowanie dzieci w łonach matek, co ma miejsce, niestety, w naszym kraju i wszystkie rządy, włącznie z obecnym, uważają to jedynie za „sprawę światopoglądową” i odkładają na dalszy plan. Demokratycznie można też zalegalizować narkotyki czy pedofilię. Kwestia moralna odchodzi na dalszy plan – liczy się jedynie wola większości.

Z jakiegoś powodu też – nie ma na to żadnego racjonalnego wyjaśnienia  – aby we współczesnej demokracji mieć prawo głosu, trzeba być obywatelem oraz mieć 18 lat. To wszystko. Nie trzeba mieć żadnej wiedzy, nie trzeba dbać o interes narodu i państwa. Demokracja nie zakłada patriotyzmu. Jeśli ktoś decydowałby o losach państwa i przyznał, że jest rosyjskim czy amerykańskim agentem, po czym wrzuciłby głos do urny, nikt nie ma prawa podważać ważności jego wyboru.

Republika, jak wspomniałem, zakłada nadrzędność prawa nad wolą ludu. Przykładowo Stany Zjednoczone obecnie zmierzają do demokracji, lecz w założeniu nigdy nią nie były. Ron Paul pisał, że „alternatywą dla demokracji jest Republika. Stany Zjednoczone nigdy nie były państwem demokratycznym. Demokracja to rządy ludu. Republika zaś to rządy prawa. W celu ochrony wolności i własności każdego człowieka, ojcowie założyciele wybrali to drugie”. Wprowadzane są co prawda do konstytucji USA poprawki, które współcześnie niemalże negują postanowienia w ustawie zasadniczej. Nikt jednak nie ma prawa zmienić samej konstytucji. W Polsce na przykład, gdzie panuje niestety demokracja, można zmienić to przy odpowiedniej większości w parlamencie, co określa sama ustawa zasadnicza.

Przytoczyć bym teraz chciał słowa profesora Ryszarda Legutko: „Pojęcie demokracji zaczęło więc, na przykład, wchłaniać treści liberalne, które tradycyjnie umieszczano poza, a niekiedy wręcz w opozycji do istoty ustroju demokratycznego. Obecnie obejmuje ono wszystko, co dobre w życiu zbiorowym współczesnych społeczeństw, a więc w sposób naturalny bywa ono łączone z takimi kategoriami jak społeczeństwo obywatelskie, swobody oraz uprawnienia jednostek, czy nawet państwo prawa. Nawyk ten praktycznie uniemożliwił poważniejszy wgląd w specyfikę współczesnej demokracji: wszelkie jej niedostatki zaczynają być traktowane nie jako strukturalne słabości ustroju, lecz jako efekt niedostatecznej demokratyzacji. Standardowy argument brzmi więc: lekarstwem na demokrację jest więcej demokracji. Ten sposób widzenia rozmija się dramatycznie z klasycznym ujęciem demokracji”.

Śmiało więc można powiedzieć, że demokracja to archaiczny, stosunkowo chwilowo modny sposób sprawowania władzy, podobnie jak nawrót neopogaństwa, który ma miejsce od czasów romantyzmu. Demokracja jest reżimem wyidealizowanym, którego wady próbuje się po prostu ignorować. W wyniku współczesnego wymieszania pojęć nieraz jest mylony z innymi, jak najbardziej dobrymi wartościami, np. z wolnością czy swobodą wypowiedzi. Republika stoi o wiele wyżej niż demokracja, która – jak pokazała rewolucja francuska – jest rządem motłochu sterowanego przez masonerię.

Nie ma też czegoś takiego jak „współczesny republikanizm”, który de facto jest demokracją. Jest to pomylenie pojęć. Należy używać definicji klasycznych, które pozwalają rozróżniać pojęcia i myśl. Republika to rządy prawa, niezależnie od woli większości.

Republikanizm jednak ma swoje wady. Ustanowienie złego prawa będzie niemożliwe do odwrócenia bez krwawego zamachu stanu. Co w przypadku, gdy mamy monarchię? Uściślając, chodzi mi o monarchę europejsko-chrześcijańskiego, gdzie władza jest dziedziczna i nadawana z woli Boga (gdyż bez Boga nie będzie żadnej władzy) i narodu (czyli naród postanowił, że obrano monarchę, który będzie przekazywał władzę swoim potomkom). Wykluczamy tu pogańskie księstwa, królestwa czy imperia, które w historii istniały, ale były strasznymi tworami, nieraz ubóstwiającymi monarchę.

foto: Wikimedia Commons
Moralność demokratów; foto: Wikimedia Commons

Monarchia ponad republiką

Przede wszystkim znikną nam koszty prowadzenia wyborów i kampanii wyborczych. To są ogromne kwoty, które, gdyby przeznaczyć na obecne wojsko polskie, znacznie przyspieszyłoby stworzenie realnej siły militarnej. O pomocy ubogim nie wspominając.

Znikają też kwestie utrzymywania biur poselskich i dotowania partii. To również ogromna oszczędność. Władza nie musi też dbać o szczególny PR – zarówno monarcha, jak i najbliższa rodzina mają zagwarantowane utrzymanie na niemałym poziomie i nie mogą tego stracić. To też sprawia, że znacząco zmniejsza się korupcja na szczytach władzy, zaś w segmencie państwowym z pewnością będzie tropiona i tępiona. Państwowa administracja bowiem będzie wizytówką rodziny królewskiej, więc będzie musiała być uczciwa i wydajna. Zagwarantowana pozycja monarchy sprawia, że władza dba o państwo i naród, bowiem o swój byt nie musi się troszczyć. Mało tego – istnienie narodu jest gwarantem ustatkowania rodziny królewskiej.

Wielu obawia się, że monarchia doprowadzi do tyranii, mylonej często z totalitaryzmem. Nigdy – podkreślam to z pełną mocą – nigdy w historii świata monarchia nie zamieniła się w najgorszą formę rządu, jaką jest totalitaryzm. Ten zrodził się m.in. w III Rzeszy poprzez całkowicie demokratyczne rządy i metody. W wielu miejscach świata totalitaryzm został wprowadzony siłą, gdzie propaganda ustroju głosiła właśnie panowanie demokracji. Demokratyczna władza Meksyku sprowokowała ostatnio przypominane powstanie Cristeros przeciwko masońskiemu prezydentowi. Tyrania zaś to władza jednej osoby lub nielicznej grupy osób, gdzie uciska się ludzi i eliminuje wrogów politycznych. Tyran jednak nie ingeruje w życie społeczne tak bardzo, jak władza totalitarna. Tyrana nie interesuje pogląd społeczeństwa na niego. Często jest świadomy swojej niepopularności. Byleby go głośno nie krytykować i każdy zwykły człowiek może żyć spokojnie. Ponadto istnienie rodziny królewskiej sprawia, że tyran może zostać usunięty bez wprowadzania anarchii w państwie – w końcu wiadomo będzie powszechnie, kto dziedziczy władzę. Nie trzeba też wywoływać wojny domowej, co w demokracji może być konieczne. Demokracja bowiem to również aparat biurokratyczny. W wyniku nieudanego zamachu stanu przeprowadzonego w Hiszpanii doszło właśnie do wojny domowej, której na szczęście gen. Franco podołał i zniszczył siły komunistów oraz anarchistów.

Zalety monarchii wymieniać można bardzo długo. Przytoczmy więc tylko kilka faktów z historii:

Pierwsze w historii nowożytnej Europy ludobójstwo zostało dokonane przez rewolucyjną Francję na rojalistach i katolikach w Wandei. Rewolucja głosiła hasła „władzy ludu”. Ich popularne hasło jest przytaczane jedynie w części. Rewolucjoniści głosili bowiem: „wolność, równość i braterstwo albo śmierć”. To ostatnie przeznaczone było dla tych, którzy nie chcieli uznać wyidealizowanej władzy motłochu i masonerii.

Kolejnym faktem jest, że dopóki w Europie panowały katolickie monarchie, państwa katolickich królów ujarzmiły i kontrolowały cały świat. Europa, która przechwycona została przez barbarzyńców pod koniec starożytności i była o wiele bardziej zacofana technologicznie i kulturowo wobec świata arabskiego, ostatecznie nie tylko odepchnęła inwazję Turków, lecz opanowała także Bliski Wschód. Obecnie zaś demokratyczne państwa Europy wykazują się, zresztą nie pierwszy raz, słabością, filozoficznym idealizmem w decyzjach i prawodawstwie, zaś państwa i narody Europy są kontrolowane przez ponadnarodowe organizacje, przed sobą mając inwazję islamistów, która zalewa, niegdyś dumny, teraz umierający kontynent.
Jan Paweł II pisał w encyklice „Centesimus annus”: „Historia uczy, że demokracja bez wartości łatwo się przemienia w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm”. Czy monarchia stała się kiedykolwiek totalitaryzmem? Czy wnikała w poglądy osób, sposób wychowywania dzieci, życie rodzinne, seksualne? Nigdy. W najgorszym razie monarchia może uszkodzić gospodarkę, szarpnąć kieszenie prywatnych osób i zakazać krytykowania władzy. Totalitaryzm, oprócz wszystkich powyższych, wejdzie nam do domów, łóżek, będzie szukał domniemanych wrogów i – jak miało miejsce w części okupowanej przez komunistów Korei – nakaże płakać i udawać żal z powodu śmierci ludobójcy. A w obliczu gendertotalitaryzmu, czego przedsmak mamy już w Niemczech, totalitaryzm będzie oddawał nasze dzieci w ręce pedofilów, w imię tzw. edukacji seksualnej oraz uczenia tolerancji i otwartości od małego.

Hasło wandejskich kontrrewolucjonistów, którzy jako pierwsi sprzeciwili się iluzji dobrodziejstw demokracji, brzmiało: „Bóg i król”. W tej kolejności – niezależnie od demokratycznej decyzji, tj. opinii większości – jest to prosta wskazówka do ładu, dobra i prawidłowo pojętego rozwoju oraz sprawowania władzy. Eksperymentowanie z demokracjami w jakimkolwiek modelu niczego dobrego nie przyniosło i nie przyniesie.

foto: fp "Wandea -Sumienie Francji" na Facebooku

Dominik Cwikła

Za:  http://kontrrewolucja.net/publicystyka/demokracja-a-monarchia