Pojęcia
lewicy i prawicy wpasowują się w dziewiętnastowieczną rzeczywistość.
Nieadekwatne do określenia światopoglądu stają się już na początku XX
wieku, gdy pojawia się faszyzm, a także wiele innych ruchów łączących w
sobie tradycjonalizm i rewolucjonizm, elitaryzm i etatyzm, dążących do
stworzenia nowego człowieka.
Przykładem
z naszego podwórka może być nacjonalizm integralny Związku Młodych
Narodowców, który w przekonaniu o anachroniczności starych podziałów
postuluje połączenie sił totalitarnych przeciw liberalnym. We Włoszech
ruch syndykalistów, wywodzący się z anarchizmu, nie dość, że wspiera, to
jeszcze jest podwaliną pod (niby skrajnie prawicowy) faszyzm,
przyswajając nacjonalizm, który wcześniej był uznawany za reakcyjny.
Czyż
Mussolini nie był czołowym włoskim socjalistą? Stalin – narodowym
komunistą w opozycji do kosmopolitycznego Trockiego. Hitler na tle
czerwonej (a nie innej barwy) flagi umieścił swój symbol, łącząc na
stałe dwa rzekomo przeczące sobie słowa: „narodowy” i „socjalizm”.
Jednak
najważniejszym zagadnieniem jest dostrzeżenie tego, co mamy tu i teraz.
Hegemonia USA i monopol demoliberalnego światopoglądu nie pozostawia
nam złudzeń. Albo popiera się system demokratyczny, albo jest się
buntownikiem i to już mniej istotne, czy zwanym nacjonalistą, komunistą
czy anarchistą. Jest się wyklętym przez system i stoi się po drugiej
stronie barykady. Wróg jest wspólny: globalizm, konsumpcyjne
kosmopolityczne społeczeństwo. Emigracja bądź łamanie praw pracowniczych
to tylko skutki, a nie istota problemu. My – nacjonaliści, komuniści,
anarchiści – rewolucjoniści wszelkiej maści stoimy na drodze do
wprowadzenia New Word Order i rządów międzynarodowych klik
finansowo-politycznych. Jednak jesteśmy między sobą śmiertelnie
skłóceni; panuje między nami wojna; wyniszczamy się nawzajem, a system
demoliberalny rośnie w siłę.
Dla
nacjonalistów nadal wrogiem numer jeden pozostaje komunizm, który
przecież wraz w upadkiem ZSRR praktycznie nie liczy się jako zagrożenie.
Taki kraj, jak np. Korea Północna (uznawany za komunistyczny), jak mało
który inny emanuje pojęciem „narodu” i za nadrzędny cel stawia sobie
połączenie wszystkich Koreańczyków w jednym państwie, a nie wskrzeszenie
międzynarodowej rewolucji (abstrahując do sytuacji materialnej
Koreańczyków żyjących w tym kraju).
Z
drugiej strony dla komunistów, a słuszniej by było rzec anarchistów,
najohydniejszym wrogiem pozostaje faszyzm, jako najbardziej reakcyjny.
Faszyzm? O ile wiem, istniał we Włoszech i był nowym zjawiskiem ideowym,
a nie – jak to widzą anarchiści – zbrojnym ramieniem upadającego
kapitalizmu. Ale to bardzo chwytliwe hasło; w końcu system demoliberalny
też nim straszy. Co ciekawe, to właśnie komuniści masowo zasilali
szeregi NSDAP, a po wojnie byli narodowi socjaliści chętnie dawali się
wprzęgać w budowę NRD. Krwawe walki między nimi nie toczyły się dlatego,
że były to ruchy wprost antagonistyczne. Wręcz przeciwnie, były sobie
na tyle bliskie, że walczyły o ten sam robotniczy elektorat i bazowały
na podobnej krytyce demoliberalizmu.
Może
przeciętnemu zjadaczowi chleba to, co piszę, wydaje się abstrakcją, ale
tak właśnie jest. System toleruje nas, gdy jesteśmy słabi i podzieleni.
Przecież musi łaskawie okazywać swój pluralizm.
Wracając
do podziału lewica-prawica, cóż to dziś znaczy? „Lewicowy” SLD –
partia, co dba o interesy uprzywilejowanych karierowiczów z byłego
aparatu PZPR, a nie robotników, których w setkach tysięcy wysłała na
bruk w czasie prywatyzacji. „Prawicowe” PiS głosuje za traktatem
lizbońskim i bazuje głównie na elektoracie robotniczym, oferując mu
różnego rodzaju obietnice socjalne. Przepraszam, ale gdzie tu logika
pojęć?
Wprawdzie
umownie posługujemy się tymi określeniami, nie wynika to jednak z
rzeczywistych powodów. Ma raczej na celu przeciwstawienie sobie ludzi na
zasadzie „my i oni”. Ktoś może zapyta, czy postuluję „sojusz
ekstremów”, zjednoczenie „skrajnej prawicy” i „skrajnej lewicy”. Otóż
nie, nie widzę, póki co, realnych możliwości walki z systemem w jednym
szeregu nacjonalistów i anarchistów, ale wiem, że zaciekle zwalczając
się nawzajem, nigdzie nie dojdziemy, a system tego od nas oczekuje i
podsyca waśnie, byle by tylko nie zwrócić się w jego stronę.
Wrogiem numer jeden jest demoliberalizm, a nie urojony faszyzm czy widmo komunizmu.
Źródło: dezintegracja systemu.blogspot.com