wtorek, 10 maja 2016

„Dezintegracja Systemu”: Mity prawicy i lewicy


 
     Pojęcia lewicy i prawicy wpasowują się w dziewiętnastowieczną rzeczywistość. Nieadekwatne do określenia światopoglądu stają się już na początku XX wieku, gdy pojawia się faszyzm, a także wiele innych ruchów łączących w sobie tradycjonalizm i rewolucjonizm, elitaryzm i etatyzm, dążących do stworzenia nowego człowieka.

Przykładem z naszego podwórka może być nacjonalizm integralny Związku Młodych Narodowców, który w przekonaniu o anachroniczności starych podziałów postuluje połączenie sił totalitarnych przeciw liberalnym. We Włoszech ruch syndykalistów, wywodzący się z anarchizmu, nie dość, że wspiera, to jeszcze jest podwaliną pod (niby skrajnie prawicowy) faszyzm, przyswajając nacjonalizm, który wcześniej był uznawany za reakcyjny.

Czyż Mussolini nie był czołowym włoskim socjalistą? Stalin – narodowym komunistą w opozycji do kosmopolitycznego Trockiego. Hitler na tle czerwonej (a nie innej barwy) flagi umieścił swój symbol, łącząc na stałe dwa rzekomo przeczące sobie słowa: „narodowy” i „socjalizm”.

Jednak najważniejszym zagadnieniem jest dostrzeżenie tego, co mamy tu i teraz. Hegemonia USA i monopol demoliberalnego światopoglądu nie pozostawia nam złudzeń. Albo popiera się system demokratyczny, albo jest się buntownikiem i to już mniej istotne, czy zwanym nacjonalistą, komunistą czy anarchistą. Jest się wyklętym przez system i stoi się po drugiej stronie barykady. Wróg jest wspólny: globalizm, konsumpcyjne kosmopolityczne społeczeństwo. Emigracja bądź łamanie praw pracowniczych to tylko skutki, a nie istota problemu. My – nacjonaliści, komuniści, anarchiści – rewolucjoniści wszelkiej maści stoimy na drodze do wprowadzenia New Word Order i rządów międzynarodowych klik finansowo-politycznych. Jednak jesteśmy między sobą śmiertelnie skłóceni; panuje między nami wojna; wyniszczamy się nawzajem, a system demoliberalny rośnie w siłę.

Dla nacjonalistów nadal wrogiem numer jeden pozostaje komunizm, który przecież wraz w upadkiem ZSRR praktycznie nie liczy się jako zagrożenie. Taki kraj, jak np. Korea Północna (uznawany za komunistyczny), jak mało który inny emanuje pojęciem „narodu” i za nadrzędny cel stawia sobie połączenie wszystkich Koreańczyków w jednym państwie, a nie wskrzeszenie międzynarodowej rewolucji (abstrahując do sytuacji materialnej Koreańczyków żyjących w tym kraju).

Z drugiej strony dla komunistów, a słuszniej by było rzec anarchistów, najohydniejszym wrogiem pozostaje faszyzm, jako najbardziej reakcyjny. Faszyzm? O ile wiem, istniał we Włoszech i był nowym zjawiskiem ideowym, a nie – jak to widzą anarchiści – zbrojnym ramieniem upadającego kapitalizmu. Ale to bardzo chwytliwe hasło; w końcu system demoliberalny też nim straszy. Co ciekawe, to właśnie komuniści masowo zasilali szeregi NSDAP, a po wojnie byli narodowi socjaliści chętnie dawali się wprzęgać w budowę NRD. Krwawe walki między nimi nie toczyły się dlatego, że były to ruchy wprost antagonistyczne. Wręcz przeciwnie, były sobie na tyle bliskie, że walczyły o ten sam robotniczy elektorat i bazowały na podobnej krytyce demoliberalizmu.

Może przeciętnemu zjadaczowi chleba to, co piszę, wydaje się abstrakcją, ale tak właśnie jest. System toleruje nas, gdy jesteśmy słabi i podzieleni. Przecież musi łaskawie okazywać swój pluralizm.

Wracając do podziału lewica-prawica, cóż to dziś znaczy? „Lewicowy” SLD – partia, co dba o interesy uprzywilejowanych karierowiczów z byłego aparatu PZPR, a nie robotników, których w setkach tysięcy wysłała na bruk w czasie prywatyzacji. „Prawicowe” PiS głosuje za traktatem lizbońskim i bazuje głównie na elektoracie robotniczym, oferując mu różnego rodzaju obietnice socjalne. Przepraszam, ale gdzie tu logika pojęć?

Wprawdzie umownie posługujemy się tymi określeniami, nie wynika to jednak z rzeczywistych powodów. Ma raczej na celu przeciwstawienie sobie ludzi na zasadzie „my i oni”. Ktoś może zapyta, czy postuluję „sojusz ekstremów”, zjednoczenie „skrajnej prawicy” i „skrajnej lewicy”. Otóż nie, nie widzę, póki co, realnych możliwości walki z systemem w jednym szeregu nacjonalistów i anarchistów, ale wiem, że zaciekle zwalczając się nawzajem, nigdzie nie dojdziemy, a system tego od nas oczekuje i podsyca waśnie, byle by tylko nie zwrócić się w jego stronę.

Wrogiem numer jeden jest demoliberalizm, a nie urojony faszyzm czy widmo komunizmu.


Źródło: dezintegracja systemu.blogspot.com