Henryk Pająk |
Komentarz: Fragment książki Henryka Pająka pt.: "Ostoje i plagi masonerii". Książka do nabycia u autora w Wydawnictwie RETRO pod numerem tel. 81 50 30 616. Przypisy w oryginale.
Zobacz także: Szkoła Frankfurcka: dewastujący spisek. Timothy Matthews
Satanistyczna
architektura, gnostycko-kabalistyczne symbole osaczające współczesnego
człowieka stanowią widome znaki zgnilizny, końca cywilizacji
łacińskiej, nawet niekoniecznie katolickiej. Żyjemy w epoce śmierci
ducha rozumianego jako wartość najwyższa, niematerialna, a więc duchowa.
Tę zgniliznę cywilizacji przewidziało już wielu wizjonerów, na czele ze św. Janem Apostołem w jego Apokalipsie.
Poczytajmy, co pisał – święty Nil,
żarliwy uczeń Jana Chryzostoma przed wygnaniem tego patriarchy
(398-403), u którego pobierał nauki Pisma Świętego i zasad życia w
pobożności. Przebywając w klasztorze na górze Synaj z synem Theodulosem,
św. Nil w swoich licznych pismach, jako znana osobistość w Kościele
Wschodnim gromił wszelkie występki, herezję i pogaństwo, ale dla nas
ważne są jego wizje dalekiej przyszłości. Oto jego proroctwa sprzed 1
500 lat!
Ludzie po 1900 [!] roku, w
połowie XX stulecia zmienią się nie do poznania. Kiedy nadejdzie czas
Antychrysta, cielesne namiętności zaćmią umysły ludzi, hańba i bezprawie
będą rosnąć w siłę1. Wtedy to świat będzie się zmieniać nie do
poznania. Wygląd ludzi tak się zmieni, że nie można będzie odróżnić
mężczyzn od kobiet, z powodu bezwstydności w ubiorze, z powodu pokus
Antychrysta.
Nie będzie żadnego szacunku
dla rodziców i starych ludzi, miłość będzie gasnąć, a katoliccy duchowni,
biskupi i księża będą stawać się próżnymi, zupełnie nieodróżniającymi
prawdy od fałszu. W tym czasie zmieni się moralność i tradycje
chrześcijan i Kościoła. Ludzie porzucą skromność i zapanuje
rozwiązłość. Kłamstwo i chciwość przyjmie wielkie rozmiary, a biada
tym, co gromadzą skarby.
Żądza, cudzołóstwo, homoseksualizm, tajemne niegodziwości i zbrodnia zapanują w społeczności.
W tym
czasie, który nadejdzie, z powodu tych wielkich zbrodni i rozwiązłości,
ludzie zostaną pozbawieni łaski Ducha Świętego, jaką otrzymali na
chrzcie świętym, a także wyrzutów sumienia.
Domy boże będą pozbawione bogobojnych i pobożnych duszpasterzy i biada chrześcijanom, jacy pozostaną na świecie w tym czasie.
Wielu zupełnie straci wiarę, ponieważ nie znajdą nikogo, kto by im pokazał światło prawdziwej wiary.
Wtedy nie będą się oni
separować od świata w święte „okopy” w poszukiwaniu ulgi w ich duchowych
cierpieniach, ale wszędzie będą napotykać przeszkody i ograniczenia.
Wszystko to będzie wynikać z
faktu, że Antychryst będzie chciał być panem ponad wszystkim i stanie
się władcą całego świata, i będzie czynić „cuda” i znaki kłamliwe.
Udzieli też nieszczęśliwemu człowiekowi inteligencji tak, że odkryje on
sposób, w jaki jeden człowiek będzie mógł prowadzić rozmowę z innym z
jednego końca Ziemi do drugiego [!!]. W tym czasie ludzie będą latać jak
ptaki i docierać do dna morskiego jak ryby.
I kiedy dokonają tego
wszystkiego, ci nieszczęśliwi ludzie będą wieść życie w wygodnych, nie
wiedząc, biedne dusze, że jest to oszustwo Antychrysta. I co jest
świętokradztwem – Antychryst tak napełni naukę próżnością, że zboczy ona
z prawdziwej drogi i spowoduje, że ludzie stracą wiarę w istnienie Boga
i w tajemnicę Trójcy Przenajświętszej.
Wtedy to dobry Bóg zobaczy
upadek, upadek ludzkiego rodu i skróci te dni przez wzgląd na tych
niewielu, którzy będą zbawieni, ponieważ nieprzyjaciel stara się
wprowadzić w błąd (jeżeli to możliwe) nawet i wybranych2. Wtedy to
miecz kary nagle się ukarze i zgładzi bezbożnika3 i jego pachołków4.
Tymczasem żyjący w XIX wieku amerykański
profesor fizjologii John William Draper nie zamierzał bawić się w
proroctwa, bo w pracy: „Historia intelektualnego rozwoju Europy”
napisał o Rzymie starożytnym, jako memento dla jemu współczesnych:
(…) nadchodzi czarny dzień dla społeczeństwa, kiedy uznano bogactwo za jedną miarę zróżnicowania społecznego.
I wkrótce ten dzień
sprowadził za sobą do Rzymu swoje nieuniknione konsekwencje, rząd
oparty na dwóch bliźniaczych zasadach: przekupstwie i terrorze…
Akumulacja władzy i bogactwa
wygenerowały całkowite zepsucie. Prawo utraciło wszelkie znaczenie.
Powód powinien był dać łapówkę, ażeby dotrzeć do sądu. Mechanizm
społeczny przekształcił się w czerń, arystokracja stała się diabłem,
miasto piekłem. Ani jedno przestępstwo, o których wspomina się w
kronikach ludzkiego zepsucia, nie pozostało niedoskonałym. Morderstwa z
zimną krwią, zdrada rodziców, mężów, żon, przyjaciół, trucicielstwo
wprowadzone jako element systemu, rozpusta dochodząca do kazirodztwa i
nieopisanie niewyobrażalne zbrodnie. Kobiety były tak rozwiązłe,
rozpustne, zdeprawowane i niebezpieczne, że niemożliwością było nakłonić
mężczyznę do zawarcia małżeństwa, a małżeństwo zmieniło się w
konkubinat1.
August Comte (1708-1857) nie zmarnował
różnicy czasu dzielącego od proroka z IV w. po Chrystusie.
Ukonkretnił
program zgnilizny pisząc, że rozwój nauki uczyni z filozofii i religii
niepotrzebną gimnastykę umysłu.
Zawtórował mu słynny fizyk R Hawking –
sparaliżowany niemowa. Twierdził, że Bóg jest (ludziom) niepotrzebny, w
czym nie był odkrywczy, jak na przełomie XX i XXI wieku. Comte tworzył
utopijną wizję „religii ludzkości”, czyli uniwersalnego ekumenizmu, za
pomocą którego apostaci Soboru Watykańskiego II w praktyce unicestwili
nauczanie Chrystusa, dając początek „pozytywistycznego Kościoła idącego z
duchem czasu”. Cytowanie Marksa współczesnego Comte’mu w tym kontekście
staje się zbędne.
Siedemdziesiąt lat po Comte, Żydzi
wzięli sprawę w swoje ręce i założyli „Frankfurcką Szkołę Filozofii”,
czyniąc jej niewidzialnym rektorem Antychrysta z Apokalipsy św. Jana i
przepowiedni św. Nila. Była to nieformalna, tajna, marksistowska agenda
(agentura) świetnie już zorganizowanego, bajecznie bogatego żydostwa.
Ich celem stało się sformalizowanie zasad ataku na tradycyjne wartości;
na niszczenie porządku moralnego; na religię; na zniszczenie sensu życia
duchowego fantomu zwanego człowiekiem; ataku na banalne szczęście,
będące równie „banalną” symbiozą tego szczęścia z sumieniem.
Pokoleniowy pomiot zboczeńców duchowych
ze Szkoły Frankfurckiej triumfuje. Wywołuje coraz krwawsze wojny
wszystkich ze wszystkimi. Dbają o to, aby ludzkie fantomy były
zdemoralizowanymi biedakami lub bezdomnymi menelami żyjącymi na garnuszku
„państwa”. Z przeżyć „duchowych” mają otrzymywać obskurną, plugawą
rozrywkę zapewnianą im przez żydowskie „media” – bo nie-żydowskich już
nie ma.
Wzajemne mordowanie się narodów Żydom
nie wystarczyło. Wpadli na pomysł, aby pójść za ciosem „Protokołów
Mędrców Syjonu” i wszcząć permanentną wojnę „wszystkich ze wszystkimi”
za pomocą rewolucji kulturowej, czyli destrukcji w świecie ducha
cywilizacji łacińskiej. Mieli do dyspozycji nie tylko praktyczne
wskazania „Protokołów…”. Joseph de Maistre (1753-1821), który przez
piętnaście lat był prominentnym masonem, oznajmił:
Do tej pory narody były
wybijane przez podbój, czyli inwazje (…). Ale pojawia się ważne pytanie:
czy mord nie może umrzeć na własnej ziemi, bez przesiedleń lub inwazji,
pozwalając, by gnilne robactwo zepsuło do samego rdzenia pierwotne i
podstawowe zasady, które sprawiają, że naród ten istnieje?
Preludium była żydobolszewicka rewolucja
w Rosji carskiej. „Gnilne robactwo” liczyło na to, że ta rewolucja
chazarska przewali się przez całą Europę do Stanów Zjednoczonych. Tak
się nie stało. Naród niemiecki, a nawet naród węgierski zdołały
rozdeptać robactwo rewolucyjne z lat 1918-1919. Te niepowodzenia
zmusiły żydowską Międzynarodówkę Komunistyczną (tzw. Komintern –
Komunistyczny Internacjonalizm) do poszukania przyczyn tej klęski
„światowej rewolucji”. W tym celu Lenin zwołał spotkanie
„intelektualistów”, czyli gnilnego żydowskiego robactwa w Moskwie. Cel
był konkretny, tzn. rewolucja antykulturowa.
Wśród obecnych tam liderów chazarskiego
robactwa był węgierski Chazar George Lukacs, syn bankiera (1885-1971).
Jego ówczesne i późniejsze credo brzmiało: „Pragnę kultury i pesymizmu
świata porzuconego przez Boga”, co było tylko innym nazwaniem
późniejszej „kultury” egzystencjalizmu.
Druga mantra programowa zgniłego
robactwa wypełniającego Instytut (szkołę) Frankfurcką sprowadzała się
do odkrycia, że nawet częściowe naruszenie autorytetu rodziców może
przygotować grunt do łatwiejszej akceptacji zmian społecznych przez
nadchodzącą (de-)generację.
Taka generacja
nastała. Jej skutki przeżywamy w totalnym niszczeniu etosu rodziny,
poprzez niszczenie relacji pomiędzy rodzicami a dziećmi, pomiędzy
rodzicami i pomiędzy ich samymi dziećmi. Pokażemy to skrótowo w
dalszych rozważaniach.
Trzecią mantrą George Lukacsa była relacja:
„Rewolucja a Eros” – posłużenie się popędem seksualnym jako potężnym narzędziem destrukcji.
Czerpiemy tu m.in. ze studium Tomothy
Matthewsa „Satan’s Secret Agent the Frankfurt School and their Evil
Agenda” (Tajni agenci Szatana: Frankfurcka Szkoła Filozofii i jej Agenda Zła).
Lasha Darkmoon. Jej opinie są miażdżące
dla tego robactwa. W sabacie moskiewskim brał udział Willi Miinsenberg,
kolejny żydochazar. Proponował on:
(…) zorganizować
intelektualistów i wykorzystać do splugawienia cywilizacji Zachodu.
Dopiero wtedy, gdy wszystkie jej wartości zostaną zniszczone [jak
obecnie], a życie w niej stanie się niemożliwe, będziemy mogli narzucić
dyktaturę proletariatu.
Ralph de Toledano (1916-2007),
konserwatywny założyciel „National Review”, tak ocenił dalekosiężne
skutki ustaleń tego Sanhedrynu:
To było spotkanie bardziej szkodliwe dla zachodniej cywilizacji niż sama rewolucja bolszewicka.
W niczym tu nie przesadził. Rewolucja
chazarska zniszczyła tysiące cerkwi, dziesiątki tysięcy duchownych
prawosławia zamordowano wraz z milionami wyznawców, ale pozostały dusze
ocalałych i terror tylko umacniał je w wierze, w biernym oporze. Wtedy
ani jedna synagoga nie ucierpiała. Piętnaście lat po wybuchu tego
ludobójczego amoku, dziennikarz amerykańskiego pisma „American Hebrew”
(1939) pisał z zadowoleniem:
Według informacji zebranych
przez autora podczas pobytu w Rosji kilka tygodni temu ani jedna
żydowska synagoga nie została zniszczona, podczas gdy zniszczeniu uległy
setki, a może tysiące greko-katolickich kościołów [miał na myśli
świątynie prawosławne]. W Moskwie i innych dużych miastach
chrześcijańskie kościoły są rujnowane…
Aby nie było wątpliwości co do tego, kto
niszczył świątynie i mordował ludzi, rosyjskie chrześcijańskie pismo
„Atlantic” (październik 1991) doniosło siedemdziesiąt lat później:
W roku 1919 trzy czwarte
składu osobowego Czeka w Kijowie stanowili Żydzi, pilnujący, aby
żydowskim rodakom nie stała się krzywda.
Żydowska pisarka Sonya Margolina wieszczyła ostrzegawczo:
Niezwykle entuzjastyczny
udział żydowskich bolszewików w zniewalaniu i niszczeniu Rosji jest
grzechem, który się zemści. Potęga Sowietów zostanie utożsamiona z
potęgą Żydów, a szalona nienawiść skierowana przeciwko bolszewikom
obróci się w nienawiść wobec Żydów.
Lenin zmarł rok po sabacie moskiewskim.
Stalin doszedł do władzy i zaczął postrzegać George Lukacsa i Willi
Munsenberga, tudzież „Trockiego” jako niebezpiecznych „rewizjonistów”
komunizmu, którzy chcieli przemycić w marksizmie obce mu koncepcje
„rewolucji permanentnej”. Powołał liczne grupy likwidacyjne. „Trockiego”
dopadli w Meksyku dopiero podczas drugiej wojny globalnej. W 1940 roku
„skasowali” Munsenberga na południu Francji. Został przykładnie
powieszony na drzewie.
Latem 1924 roku, kiedy Stalin jeszcze
nie czuł się wszechwładny, Piąty Kongres Komintemu zaatakował Lukacsa za
treść jego wypocin, toteż przytomnie zwiał do Niemiec. Przewodniczył
tam pierwszemu sympozjum komunistycznych „socjologów”. Spotkanie tego
„gnijącego robactwa” doprowadziło do powołania tejże „Szkoły
Frankfurckiej”. Powołano ją w 1923 roku w Instytucie Badań Społecznych
(Institut fur Sozialforschung). Personalnie „Szkoła” i „Instytut”
stanowiły jedno ciało nie do odróżnienia.
Finansował je Felix Weil (1898-1975)
urodzony w Argentynie w żydowskiej, bogatej rodzinie. Mając dziesięć
lat, został wysłany „na nauki” do szkół w Niemczech. Potem studiował na
prestiżowych uniwersytetach w Tybindze i Frankfurcie, uzyskując doktorat
nauk politycznych. Tam upił się talmudycznym marksizmem, czyli
komunizmem będącym rewolucyjną projekcją zasad talmudycznego judaizmu.
Dyrektorem Instytutu – „Szkoły
Frankfurckiej” był Carl Griinberg, który kierował tym gniazdem
wojującego żydokomunizmu w latach 1923-1929 jako ostentacyjny marksista.
Po nim kontrolę nad Instytutem-„Szkołą” przejął w 1930 roku Max
Horkheimer (zgadnijmy jakiej nacji). Jego program był klarowny: podstawą
nauczania w Instytucie powinien być marksizm.
Cztery lata później Hitler sięgnął po
władzę, toteż geniusze destrukcji w świecie gojów musieli umykać z
Niemiec do USA. Czekali na nich pobratymcy w uniwersytetach Columbia,
Princeton, Berkeley (Kalifornia), Brandeis. Nie znali języka, ale to nie
problem.
Lasha Darkmoon:
Fakt, że mówili oni bardzo
słabo po angielsku, nie był dyskwalifikujący. Byli Żydami i dzięki temu
udało im się uzyskać nominacje akademickie na prestiżowych uczelniach
dzięki żydowskim wpływom, za pośrednictwem siatki kontaktowej, systemu,
który działa wyjątkowo dobrze nawet dzisiaj [co znaczy „nawet”?, powinno
być – zwłaszcza dzisiaj], co oznacza ogromną i nieuczciwą przewagę
Żydów w świecie akademickim.
Kolejni, nie mniej od tamtych ważni
„Jeźdźcy Apokalipsy”, czyli „Szkoły Frankfurckiej”, to liderzy „Nowej
Lewicy” z lat sześćdziesiątych:
- Herbert Marcus: doczekał się potępienia [nawet przez antypapieża] Pawła VI za głoszenie „teorii wyzwolenia” (od Boga). Otworzyła ona wrota piekieł „do seksualnego wyuzdania pod przykrywką wolności”;
- Theodor Adomo;
- Erich Fromm, popularny demoralizator i „pisarz”;
- Leo Lowenthal;
- Jurgen Habermas.
Wszyscy z liderów „Szkoły
Frankfurckiej”, poza Habermasem, byli Żydami, co bezdyskusyjnie świadczy o
talmudycznym spisku przeciwko cywilizacji łacińskiej.
Wszystkich łączyło także słuszne
przekonanie, że dopóki osoba ludzka wierzy, iż rozum – dar Boga – może
rozwiązywać jej podstawowe problemy, zwłaszcza społeczne – dopóty
gojowskie społeczeństwo nie osiągnie stanu beznadziei i wyobcowania
koniecznego do wywołania rewolucji socjalistycznej.
Ich zadaniem było jak najszybciej i gruntownie podważyć „judeochrześcijańskie dziedzictwo”.
Lasha Darkmoon:
Wyrażenie:
„judeochrześcijański” to oksymoron, sprzeczność sama w sobie, ponieważ
judaizm i chrześcijaństwo znajdują się po przeciwnych stronach
religijnego spektrum. Jako, że większość Żydów wyraża aktywnie wrogość
wobec chrześcijaństwa, a talmudyczni Żydzi znajdują przyjemność w
wyobrażaniu sobie Chrystusa gotowanego w piekle w kale, mówienie o
dziedzictwie judeochrześcijańskim jest oczywiście pozbawione
wszelkiego sensu.
Tej prostej prawdy nie byli zdolni
przyjąć dwaj „papieże” – Jan Paweł II i Benedykt XVI, a także ich
poprzednicy Jan XXIII i Paweł VI.
Celem destrukcji społecznej u
robaczywych zgniłków „Szkoły Frankfurckiej” była permanentna destrukcja
każdej sfery życia: destabilizacja społeczeństwa, upokarzanie ludzi i
jego struktur, wywoływanie kryzysów światopoglądowych, ale i społecznych
katastrof.
Mieli nadzieję, że ich pomysły rodzone w
patologicznych umysłach „będą jak wirusy” kontynuujące dzieło
zniszczenia przy użyciu środków innych niż rewolucja siłowa.
Opracowali dwanaście zaleceń
warunkujących erozję fundamentów każdego zachodniego społeczeństwa:
syndrom nieładu, nierządu, odrażającej egzystencji w zboczeniach i
„wolności”:
- Stworzyć i uprawomocnić „przestępców rasizmu” i przestępstwo tzw. mowy nienawiści. Głosili dla gojów walkę z rasizmem, sami będąc pomiotem chazarskiej, Kainowej nacji niedoścignionej w pogardzie do innych ras.
- Wprowadzać ciągłe zmiany w programach szkolnych tak, aby siać zamęt, dezorientację, nie przyzwyczajać umysłu dziecka i ucznia szkół wszystkich szczebli do stale tych samych wzorców moralnych, stałych wzorów zachowań; do międzypokoleniowej ciągłości w programach. Najbardziej niszczycielsko działa to w programach nauczania przedmiotów humanistycznych, co twórczo starały się wdrażać dwie kolejne polskojęzyczne ministerki: Hall i Szumilas.
- Bezczelna propaganda masturbacji (onanizmu) w szkołach w połączeniu z homoseksualizacją i „pedalizacją” dzieci: ich totalna deprawacja w kierunku zboczeń poprzez eksponowanie pornografii w klasie szkolnej. W resztówce byłej Polski idzie im oporniej, bo rodzice jeszcze tego nie ścierpią i deprawatorom grożą nawet „dać po mordzie” w miejscu niemonitorowanym.
- Systematyczne podważanie autorytetu rodziców i nauczycieli, zwłaszcza wbijanie dzieciom nakazu, aby nawet każda próba symbolicznego klapsa kończyła się donosem do „pani dyrektor”, a w domu – do policji.
- Promocja picia alkoholu i nadużywania narkotyków. W byłej „wolnej” Polsce zalegalizowano „dopalacze” i dawki dla własnego użytku.
- Emigracja z ojczyzny, głównie „za chlebem” na skalę narodowego exodusu. Przerabiały to dwa pokolenia: pierwsze to pokolenie „Solidarności” wypędzone z wilczym biletem w jedną stronę. To ponad milion ludzi przepędzonych przez zbrodniczy gang Jaruzelsko-Kiszczakowo-Urbanowy. Druga fala – około trzech milionów wypędzonych „za chlebem”, przy czym skala tego dramatu będzie większa w latach najbliższych, bo w 2013 roku bezrobocie sięgnie od 15 do 20 procent. Dodając do tego niż demograficzny stymulowany przez biedę, nędzę, brak pracy – otrzymamy około sześciu milionów ludzi niepłacących składek w okupowanej Polsce.
- Systematyczna promocja i ochrona prawa zboczeń seksualnych. Ten „temat” wznowimy w osobnym rozdziale (dedykowanym raczej dla odpornych psychicznie).
- System prawny żywcem ściągnięty z „Protokołów Mędrców Syjonu”. Jego istotą jest (zob. w Polsce) ochrona przestępców.
- Maksymalne uzależnienie człowieka od świadczeń socjalnych.
- Totalne ogłupianie medialne („mendialne”) od dziecka po grób. Piorą mózgi i nasycają je zgnilizną, kłamstwem i śmieciami dzięki temu, że sześć światowych gigantów medialnych deformuje mózgi 96 procent populacji gojów.
- Zachęcanie do rozpadu rodzin; ułatwianie rozwodów, preferencje dla samotnych matek etc.
- Wszechobecny atak na chrześcijaństwo, opróżnianie kościołów poprzez zrujnowanie tradycyjnej Mszy św., relatywizację dogmatów, prymitywizowanie eklezjologii na rzecz „kochajmy się”.
Tragiczny był w niszczycielskich skutkach Sobór Watykański II, zwany „rewolucją francuską” w Kościele.
W awangardzie tej demolki kroczył Jan Paweł II – „największy z rodu Słowian” i Benedykt XVI – obaj krypto-Żydzi.
Zanim zawisnął na drzewie, Willi
Miinsenberg tak rekapitulował program „Szkoły Frankfurckiej”:
Skorumpujemy Zachód tak, że zacznie śmierdzieć.
I dalej:
Musimy zorganizować
intelektualistów i użyć ich do zapaskudzenia zachodniej cywilizacji.
Dopiero, gdy zniszczymy wszelkie jej wartości i uczynimy życie w niej
niemożliwym, będziemy mogli narzucić dyktaturę proletariatu.
Lasha Darkmoon tak oceniała Miinsenberga:
Według książki Seana
McMeekina „Czerwony milioner: polityczna biografia Willi Miinsenberga”
[The Red Millionaire: A Political Biography of Willi Miinsenberg]
Miinsenberg był autorem niektórych z najbardziej monstrualnych kłamstw
epoki nowożytnej… przyczynił się do rozpowszechnienia plagi ślepoty
moralnej na całym świecie, z której do tej pory nie możemy się uwolnić.
To oznacza, że o wiele za późno zawisnął na drzewie.
Znów Lasha Darkmoon:
Systematyczna erozja chrześcijańskiej moralności i promowania perwersji seksualnych znane jest jako marksizm [anty-] kulturowy. Na
dzień dzisiejszy, skutkiem wysiłków zorganizowanego żydostwa, które
kontroluje 96 procent światowych mediów, kulturowy marksizm niemal
wszędzie triumfuje, podczas gdy chrześcijaństwo leży w ruinach. Dla
wielu bezstronnych obserwatorów społeczeństwo osiągnęło dno upadku
moralnego, co z pewnością ucieszyłoby żydowskich marksistów, takich jak
Willi Miinsenberg, gdyby żyli w naszych czasach.
Główny atak frankfurckich zgniłków szedł
w kierunku rodziny. Pisali więc o „osobowości autorytarnej, czyli
głowie rodziny”, głównie ojcu. Taka osobowość „autorytarna”
(dyktatorska) jest produktem patriarchalnej rodziny, w czym bezpośrednio
nawiązywali do wypocin F. Engelsa w: „Pochodzenie rodziny, prywatnej
własności i państwa” (The Origin of the Family, Private Property and the
State). Engels propagował matriarchat, fundament przyszłego komunizmu.
Wyprzedzał go w tych rojeniach jego diaboliczny kumpel Karol Marks w
„Manifeście Komunistycznym” (1848). Prawił tam o „wspólnocie kobiet”. W
„Niemieckiej ideologii” (The German Ideology) m.in. Marks pisał z
pogardą o rodzinie jako podstawowej komórce społeczeństwa. Konieczność
rozbicia rodziny stanowiła punkt wyjścia dla totalnej destrukcji w świecie gojów i tak już pozostało po dzień dzisiejszy, w tym w „bywszej” Polsce.
Lasha Darkmoon:
Myśliciele ci uważali, że
wszystkie rodziny – nawet szczęśliwe – są zasadniczo złe i muszą zostać
zniszczone. Dla dzieci miało być lepiej, gdyby nie miały rodziców albo
nie wiedziały, kim rodzice są, albo były sierotami na utrzymaniu państwa.
Romantyczna miłość między mężczyzną a kobietą, prowadząca do
stabilnych, długotrwałych małżeństw, powinna zostać zlikwidowana na
korzyść dorywczych, niestabilnych, promiskuitycznych3
kontaktów seksualnych. Miłość i udane małżeństwo mogły dać szczęście
wszystkim zainteresowanym osobom – co było oczywiście absolutnie
niedopuszczalne, gdyż głównym celem rewolucji [anty-] kulturalnej było
stworzenie „kultury pesymizmu” (Lukacs) oraz „uczynienie tego, by życie
stało się nie do zniesienia dla wszystkich” (Miinsenberg).
Celem tych
neuro-freudowsko-marksistowskich filozofów było oczywiście wywołanie
zamętu w społeczeństwie: wbicie klina między dzieci i rodziców i
przyczynienie się do rozbicia rodzin. Cokolwiek było dobrego w relacjach
międzyludzkich, musiało zostać zniszczone. A jeśli ludzie nie mieli
problemów, należało je sztucznie stworzyć, aby „życie stało się
niemożliwe”.
Cały ten schemat powstał „pod”
przygotowywaną wojnę przeciwko rodzajowi męskiemu, promowaną przez
Marcusa pod pozorem „wyzwolenia kobiet” i przez ruch tzw. Nowej Lewicy
– nowe lewactwo lat sześćdziesiątych. Nagonka szła przeciwko mężczyźnie
w rodzinie i pracy. Ta trwająca już dwa pokolenia czkawka odbija się w
obecnej resztówce Polski w żądaniu równej ilości kobiet w Knesejmie,
różnych zawodach, równości płac etc.
Lasha Darkmoon nie mogła sobie odmówić w tym momencie szyderstw i mocnych określeń:
Wizja kobiet kierujących
społeczeństwem i noszących spodnie [patrz – przepowiednia św. Nila],
rozkazujących mężczyznom, co mają robić, miała szczególną siłę
przyciągającą dla pewnych żeńskich typów obdarzonych nadmiarem
testosteronu, zwłaszcza dla lesbijek o męskich cechach oraz
nienawidzących mężczyzn babsztyli. Wiele z tych porąbanych [określenie
tłumacza] stało się apostołkami radykalnego
feminizmu, proponując nawet całkowite oderwanie się od mężczyzn i
zamieszkanie w wyłącznie żeńskich komunach. Przy okazji warto zauważyć
rzecz dziwną: liczba żydowskich feministek jest ogromna, zupełnie
nieproporcjonalna do ich liczebności w populacji.
W 1933 roku Wilhelm Reich, członek
„Szkoły Frankfurckiej” napisał w książce „Masowa psychologia faszyzmu”,
że matriarchat jest jedynym autentycznym typem rodziny w „naturalnym”
społeczeństwie. Zainspirował tym zgraję feministek, choć nie w
Niemczech.
Lasha Darkmoon pocieszyła tradycyjną „ludzkość” taką oto prawdą o Reichu:
Nawiasem mówiąc, Reich,
nałogowy onanista i zboczeniec seksualny, doznawał kazirodczego popędu
do własnej matki i uprawiał sodomię z końmi jeszcze jako dziecko.
Ten wszechstronny dewiant,
obecnie kultowa figura lewicy, wspólnie – z równie opętanym na punkcie
seksu Herbertem Marcusem – popularyzator sloganu „Czyńcie miłość, nie
wojnę” (Make love, not war) – byli ojcami chrzestnymi rewolucji
seksualnej lat sześćdziesiątych oraz patronami ruchu feministycznego.
„Szkoła frankfurcka” otrzymała wsparcie
programowe od innego intelektualnego (czy tylko intelektualnego?)
dewianta, jakim był Bertrand Russel. W książce z 1951 roku „Wpływ nauki
na społeczeństwo” Russel napisał:
Przyszli psychologowie
społeczni dostaną pewną liczbę klas złożonych z dzieci szkolnych, na
których wypróbują różne sposoby wyrobienia w nich niezachwianego
przekonania, że śnieg jest czarny. Wkrótce dojdą do różnorakich wyników.
Po pierwsze, że wpływ wychowania domowego jest destrukcyjny. Po drugie,
że niewiele da się z tym zrobić, o ile nie rozpoczniemy indoktrynacji
dzieci przed osiągnięciem wieku 10 lat. Po trzecie, że wiersze
dopasowane do muzyki wielokrotnie powtarzane są bardzo skuteczne. Po
czwarte, że opinia, iż śnieg jest biały, wskazuje na chorobliwe
skłonności do ekscentryzmu (…)
Gdy technika się udoskonali,
każdy rząd, który będzie zajmował się edukacją jednej generacji,
będzie w stanie kontrolować swych poddanych w sposób bezpieczny, bez
potrzeby angażowania policji lub wojska.
Lasha Darkmoon ponownie:
Ironia Russela jest
oczywista, ale to sprawa marginesowa. Sam Russel był wielkim
zwolennikiem przewrócenia świata do góry nogami i zapoczątkowania Nowego
Wspaniałego Świata, z jego ateizmem, feminizmem i „wyzwoleniem
seksualnym”, czyli dania zielonego światła promiskuityzmowi, perwersjom i
aborcji na życzenie.
„Szkoła Frankfurcka” miała
satanistycznego prekursora i niedoścignionego mentora – Shlomo I
Zygmunta Freuda, który czerpał z nauk Sabbataja Cwi. Gdy mówi się, że
Freud był wiernym uczniem Iluminatów, to trzeba wiedzieć, że Iluminaci
wyłonili się z sabataistycznej herezji XVI wieku. Tak więc Zygmunt
(Shlomo) Freud jest tylko ogniwem w żydowskiej inwazji na cywilizację, w
następnym łańcuchu żydowskich satanistycznych prądów: Sabbataj Cwi –
Iluminaci – Freud – Szkoła Frankfurcka i czasy współczesne.
Sabataizm był żydowskim kultem, polipem
na judaizmie. Hołdował każdej seksualnej perwersji –
najskuteczniejszemu sposobowi na zabicie Boga w duszach gojów.
Freud (1856-1939) urażał gojów swoimi
zboczonymi rojeniami satanisty-sabatajczyka pod płaszczykiem
pseudonaukowej szarlatanerii. Żydowskie media i zażydzony system
edukacyjny ogłosiły go prorokiem świata nowoczesnej nauki.
Nauczał, że powstrzymywanie pożądania
jest szkodliwe, prowadzi do nerwic. Kobiety podświadomie zazdroszczą
mężczyznom penisa. Dzieci podświadomie mają pragnienia wobec rodzica
płci przeciwnej. „Odkrył” „kompleks Edypa” (Oedipus Complex) u chłopców,
którzy ponoć posiadają podświadomie pragnienie zabicia ojca i
zgwałcenia matki, co było perwersyjnym wykorzystaniem mitu Edypa.
Filozof Karl Popper powiedział, że „psychoanaliza Freuda ma się tak do
nauki, jak wróżenie z rąk” 8.
Jak każdy satanista, Shlomo Freud
negował istnienie u człowieka wymiaru duchowego i głód istnienia Boga
wyrażany w pragnieniach takich wartości, jak duchowa harmonia, miłość,
prawda, dobro, piękno. Podobnie jest w Kabale, gdzie jej „bóg” nie
wyróżnia się żadnymi specyficznymi cechami. Freud pod wpływem żydowskiej
kabały nauczał, że Bóg jest tylko imaginacją naszych lęków jako ojca,
który chce nas tylko zniewolić, zabronić wyładowania naszych cielesnych
żądz.
Żydowska Wikipedia „naucza”, że Freud
jest postrzegany (nie dodaje, że przez Żydów) jako jeden z największych
myślicieli połowy XX wieku. Gdyby ją zapytać o Darwina, odpowie tak
samo.
Freud wstąpił do żydowskiej loży B'nai B'rith
w 1897 roku i odtąd datuje się jego kariera seksualnego szarlatana.
Profesor, psycholog Dawid Bakan, także Żyd, opisał jego „psychoanalizę”
jako plagiat wniosków z tzw. Kabały Luriańskiej – gnostyckich wierzeń z
drugiego wieku po Chrystusie, rozwiniętej później przez żydowskiego
heretyka Sabbataja Cwi (D. Beacon: Sigmund Freud and The Jewish Mystical
Tradition – Beacon Press, Boston 1958).
Potwierdził to rabin Chaim Bloch w 1920
roku, który powiedział później prof. Beaconowi, że Freud wysnuł tezę, że
Mojżesz był egipskim faraonem, a nie Żydem. To wtedy Bloch ujrzał
książki na półkach w domu Freuda, które pozwalały go rozpoznać jako
praktykującego „nauki” Sabbataja Cwi.
Freud dziękował pobratymcom z B'nai B'rith
za wsparcie i promocję w mediach. Michael Jones zapewniał, że Ruch
Psychoanalityczny Freuda miał strukturę stowarzyszenia tajnego 4. Listy Freuda dowodziły, że traktował „pacjentów” jak frajerów. Nazywał ich „czarnuchami”. Stwierdzał:
Mój humor zależy od moich zarobków. Pieniądze są moim gazem rozweselającym (Jones, s. 116).
Pisał do zaufanych Żydów, że jego praca z
klientami jest oszustwem. W zamian za pieniądze, bogaci otrzymywali
„naukowe rozgrzeszenie” ich grzeszków i zachęcał do ich kontynuacji.
Jones wierzył, że „psychoanalizy” oparte na rytuale inicjacyjnym
Iluminatów są niczym innym, jak kontrolą pacjentów:
Obie formy oparte są na
zdobyciu zaufania pacjenta (adepta), rodzaju „spowiedzi” znanego jako
badanie sumienia, w czasie którego opowiadają oni psychoterapeucie
(oświeconemu) o swoich mrocznych tajemnicach, które mogą być później
wykorzystane przeciwko nim.
„W obu przypadkach, czy to psychoanalizy,
czy rytuału, psychiatra otrzymuje możliwość manipulacji adeptem poprzez
poznanie jego największych żądz” (str. 127).
Freud to prekursor „badań” Alfreda
Kinseya, który zmarł w trakcie masturbacji. Żyd Kinsey opisał
zachowania swoich ziomków-homoseksualistów w raporcie sponsorowanym
przez satanistów Rockefellerów. Przekonywał Amerykanów, że dewiacje
seksualne są czymś zupełnie naturalnym. Podobnie „nauczał” Freud, który
miał romans z siostrą żony, Minną Bemeys, która zaszła z nim w ciążę.
Jego psychiatryczne majaczenia na temat seksu były próbami wybielenia
jego własnych dewiacji. Dodajmy, że założyciel Iluminatów, Adam Waishaupt także zmajstrował dziecko swojej szwagierce.
Frey, Kinsey, Szkoła Frankfurcka to
ciąg satanizacji współczesnej kultury w kierunku antykultury: pełny
sukces. W ciągu ponad stu lat wywrócili to do góry nogami: seks jest
jedynym sposobem na rozwój i szczęście osobiste. Upłynęło sporo czasu na
tych wysiłkach, aby do niedawna uznać za normalność antyczne pogańskie
zbiorowe orgie seksualne oraz ich publiczny ekspansjonizm w postaci „Gay
Pride”. To nic innego, jak wielopokoleniowy spisek przeciwko
cywilizacji i prawom Bożym.
Archimandryta Rafaił (Korelin) dotarł do materiałów opisujących koniec tego nędznika Z. Freuda:5
Śmierć bezbożnika
Wielu, bardzo wielu ludzi umiera w
męczarniach, w strasznych przedśmiertnych cierpieniach. Dzisiaj będziemy
mówić o śmierci bezbożnych i zatwardziałych grzeszników i
apostatów-lucyferian. Bóg, by pouczyć człowieka, może doświadczyć go
przedśmiertnymi cierpieniami w postaci mocnego niepokoju i bólu. Często
nie jest ważne to, jak człowiek umiera, lecz stan jego duszy przed
śmiercią, to znaczy, jak człowiek żył i czy oczyścił swoją duszę przed
śmiercią. Podamy poniżej współczesne świadectwo śmierci odstępcy od Boga
– „psychologa”, twórcę szkoły psychoanalizy – Zygmunta-Szlomo Freuda,
który bardzo cierpiał przed śmiercią z powodu ciężkiej choroby, a jego
śmierć była symbolem zwycięstwa grzechu i śmierci nad człowiekiem.
W szpitalu umierał staruch. Diagnoza
jego choroby była podobna do wyroku skazującego na karę śmierci,
wydanego przez trybunał. Jego nazwisko było znane na całym świecie, ale
żadna ludzka siła nie była w stanie go uratować. Jedyną pomoc, jaką
mogli mu okazać jego koledzy, było wstrzyknięcie do organizmu takiej
dawki morfiny, po której nie byłby w stanie się już obudzić. Jednak
mimo to lekarze, nawet ateiści, podświadomie rozumieli, że to Bóg
dysponuje życiem i śmiercią człowieka, a nie człowiek, dlatego musieli
oglądać tę przeciągającą się agonię.
U chorego stwierdzono raka jamy
ustnej i języka. Ów staruch, który jeszcze niedawno przypominał z
wyglądu szacownego rabina, całe życie zajmował się udowadnianiem tego,
że człowiek to tylko istota panseksualna, że religia, kultura i sztuka
to tylko nadbudówka nad genitaliami
człowieka, że wzajemna miłość rodziców i dzieci to zagnane do
podświadomości pragnienie stosunków kazirodczych. Jego wykłady
akademickie i prace naukowe były zlepkiem bluźnierstw i nienawiści do
człowieka. Freud dosłownie zgromadził całą śmiertelną mieszankę zła i
grzechu, którą stworzyła ludzkość od początku swojego istnienia i nazwał
ją słowem „nauka”.
Świat był gotowy do przyjęcia jego
nauki. Ludzie, nieznający problemów psychiatrii, łakomie „łykali” jego
książki, ponieważ odnajdywali w nich analogię do demonizmu i własnego
grzechu. To nie on był sprawcą moralnej katastrofy ludzkości, lecz stał
się rozsadnikiem zła. Szlomo stał się jakby „duchowym ojcem” XX-wiecznej
nauki o człowieku. Był diabelskim „ojcem chrzestnym” bestii seksu.
[…] Freud już nie może mówić;
porozumiewa się ruchami palców, jego język zjadła choroba, jakby to
zrobiły robaki. Mówią, że najstraszniejszą rzeczą jest zobaczyć siebie w
grobie. Szlomo widzi siebie, jak już rozkładającego się trupa.
Przerzuty raka już oplątują jego ciało, jak kosmate odnogi pająka, od
gangreny pojawiają się wrzody na twarzy, policzki czarnieją, z gęby
kapie posoka; żywy trup wydziela z siebie straszny smród.
Przy Freudzie nie ma nikogo z jego
rodziny, nikt nie może do niego podejść z powodu grobowego smrodu. Twarz
Freuda okryła się jakby czapką z gazu. Wydaje się, jakby z powodu
panującego smrodu sam szatan nie spieszył się z przyjściem, aby zabrać
ze sobą jego duszę. Agonia trwa nadal.
Szlomo miał ukochanego psa, z którym
nigdy się nie rozstawał. Lecz nawet on uciekł z pokoju, bo nie
wytrzymał panującego tam smrodu, co było ostatnim ciosem dla Freuda. Od
tego momentu został sam, sam na sam z samym sobą, a dokładniej z tym, co
z niego zostało. Przez całe życie bał się śmierci, ale teraz bezgłośnie
przyzywał ją błagalnym wyrazem swoich oczu. Mówią, że podwyższona dawka
morfiny postawiła kropkę nad „i” w historii jego choroby (Freud
zakończył swoje życie samobójstwem, poprosił bowiem lekarza, by ten
dokonał na nim tzw. eutanazji).
Szlomo Freud to jeden z najbardziej
złowieszczych symboli naszych czasów. Jego śmierć jest również
symboliczna, ponieważ uosabia zgniliznę tej kultury, która zbudowana
jest na seksie i krwi, na kulcie zboczonej rozkoszy i przemocy. To jest
smród gnijącego trupa, któremu na imię „Rozpusta”... Bluźnierczy język
Freuda zgnił w pysku swojego właściciela, zamienił się w gnój, który
kapał z ust i sączył się do jego gardła. Freud, który rzucił wyzwanie
niebiosom, umarł jak bezsilny robak, porzucony przez wszystkich. Lecz
sama śmierć Freuda jest symbolicznym obrazem, mogłaby ona posłużyć dla
nas jako proroctwo o tym, jaki koniec czeka bez mała całą ludzkość”.
Żadna śmierć nie jest tak tragiczna,
jak śmierć bezbożnika czy odstępcy. Jego bezbożność rozpala piekielny
ogień i niegasnące płomienie wiecznego potępienia, rozpacz i powoduje
utratę wszelkiej nadziei. Wybaw nas, Boże od takiej śmierci i zmiłuj się
nad nami w Swojej Dobroci!
Chciałbym życzyć tym wszystkim
ludziom, którzy nie poznali Boga w tym życiu, aby chociaż w ostatniej
minucie swego życia uwierzyli w Niego, Jezusa Chrystusa i pokajali się,
ponieważ Bóg czeka na to do ostatniej chwili życia człowieka.
Archimandryta Rafaił (Karelin)