niedziela, 29 maja 2016

Henryk Pająk: Fetor Freuda i „Szkoły Frankfurckiej”

Henryk Pająk
Henryk Pająk
Komentarz: Fragment książki Henryka Pająka pt.: "Ostoje i plagi masonerii". Książka do nabycia u autora w Wydawnictwie RETRO pod numerem tel. 81 50 30 616. Przypisy w oryginale.


   Satanistyczna architektura, gnostycko-kabalistyczne symbole osaczające współczesnego człowieka stanowią widome znaki zgnilizny, końca cywili­zacji łacińskiej, nawet niekoniecznie katolickiej. Żyjemy w epoce śmierci ducha rozumianego jako wartość najwyższa, niematerialna, a więc duchowa.

Tę zgniliznę cywilizacji przewidziało już wielu wizjonerów, na czele ze św. Janem Apostołem w jego Apokalipsie.

Poczytajmy, co pisał – święty Nil, żarliwy uczeń Jana Chryzostoma przed wygnaniem tego patriarchy (398-403), u którego pobierał nauki Pisma Świętego i zasad życia w pobożności. Przebywając w klasztorze na górze Synaj z synem Theodulosem, św. Nil w swoich licznych pismach, jako znana osobistość w Kościele Wschodnim gromił wszelkie występki, herezję i pogaństwo, ale dla nas ważne są jego wizje dalekiej przyszłości. Oto jego proroctwa sprzed 1 500 lat!

Ludzie po 1900 [!] roku, w połowie XX stulecia zmienią się nie do poznania. Kiedy nadejdzie czas Antychrysta, cielesne namiętności zaćmią umysły ludzi, hańba i bezprawie będą rosnąć w siłę1. Wtedy to świat będzie się zmieniać nie do pozna­nia. Wygląd ludzi tak się zmieni, że nie można będzie odróż­nić mężczyzn od kobiet, z powodu bezwstydności w ubiorze, z powodu pokus Antychrysta.

Nie będzie żadnego szacunku dla rodziców i starych ludzi, miłość będzie gasnąć, a katoliccy duchowni, biskupi i księża będą stawać się próżnymi, zupełnie nieodróżniającymi prawdy od fałszu. W tym czasie zmieni się moralność i tradycje chrześ­cijan i Kościoła. Ludzie porzucą skromność i zapanuje rozwią­złość. Kłamstwo i chciwość przyjmie wielkie rozmiary, a biada tym, co gromadzą skarby.

Żądza, cudzołóstwo, homoseksualizm, tajemne niegodziwości i zbrodnia zapanują w społeczności.

W tym czasie, który nadejdzie, z powodu tych wielkich zbrodni i rozwiązłości, ludzie zostaną pozbawieni łaski Ducha Świętego, jaką otrzymali na chrzcie świętym, a także wyrzutów sumienia.

Domy boże będą pozbawione bogobojnych i pobożnych duszpaste­rzy i biada chrześcijanom, jacy pozostaną na świecie w tym czasie.

Wielu zupełnie straci wiarę, ponieważ nie znajdą nikogo, kto by im pokazał światło prawdziwej wiary.

Wtedy nie będą się oni separować od świata w święte „okopy” w poszukiwaniu ulgi w ich duchowych cierpieniach, ale wszędzie będą napotykać przeszkody i ograniczenia.

Wszystko to będzie wynikać z faktu, że Antychryst będzie chciał być panem ponad wszystkim i stanie się władcą całego świata, i będzie czynić „cuda” i znaki kłamliwe. Udzieli też nieszczęśliwemu człowiekowi inteligencji tak, że odkryje on sposób, w jaki jeden człowiek będzie mógł prowadzić rozmowę z innym z jednego końca Ziemi do drugiego [!!]. W tym czasie ludzie będą latać jak ptaki i docierać do dna morskiego jak ryby.

I kiedy dokonają tego wszystkiego, ci nieszczęśliwi ludzie będą wieść życie w wygodnych, nie wiedząc, biedne dusze, że jest to oszustwo Antychrysta. I co jest świętokradztwem – Antychryst tak napełni naukę próżnością, że zboczy ona z prawdziwej drogi i spowoduje, że ludzie stracą wiarę w istnienie Boga i w tajemnicę Trójcy Przenajświętszej.

Wtedy to dobry Bóg zobaczy upadek, upadek ludzkiego rodu i skróci te dni przez wzgląd na tych niewielu, którzy będą zbawieni, ponie­waż nieprzyjaciel stara się wprowadzić w błąd (jeżeli to możliwe) nawet i wybranych2. Wtedy to miecz kary nagle się ukarze i zgładzi bezbożnika3 i jego pachołków4.

Tymczasem żyjący w XIX wieku amerykański profesor fizjologii John William Draper nie zamierzał bawić się w proroctwa, bo w pracy: „Historia intelektual­nego rozwoju Europy” napisał o Rzymie starożytnym, jako memento dla jemu współczesnych:

(…) nadchodzi czarny dzień dla społeczeństwa, kiedy uznano boga­ctwo za jedną miarę zróżnicowania społecznego.

I wkrótce ten dzień sprowadził za sobą do Rzymu swoje nieunik­nione konsekwencje, rząd oparty na dwóch bliźniaczych zasadach: przekupstwie i terrorze…

Akumulacja władzy i bogactwa wygenerowały całkowite zepsu­cie. Prawo utraciło wszelkie znaczenie. Powód powinien był dać łapówkę, ażeby dotrzeć do sądu. Mechanizm społeczny przekształcił się w czerń, arystokracja stała się diabłem, miasto piekłem. Ani jedno przestępstwo, o których wspomina się w kronikach ludzkiego zepsucia, nie pozostało niedoskonałym. Morderstwa z zimną krwią, zdrada rodziców, mężów, żon, przyjaciół, trucicielstwo wprowa­dzone jako element systemu, rozpusta dochodząca do kazirodztwa i nieopisanie niewyobrażalne zbrodnie. Kobiety były tak rozwiązłe, rozpustne, zdeprawowane i niebezpieczne, że niemożliwością było nakłonić mężczyznę do zawarcia małżeństwa, a małżeństwo zmie­niło się w konkubinat1.

August Comte (1708-1857) nie zmarnował różnicy czasu dzielącego od proroka z IV w. po Chrystusie. 

Ukonkretnił program zgnilizny pisząc, że rozwój nauki uczyni z filozofii i religii niepotrzebną gimnastykę umysłu.

Zawtórował mu słynny fizyk R Hawking – sparaliżowany niemowa. Twier­dził, że Bóg jest (ludziom) niepotrzebny, w czym nie był odkrywczy, jak na prze­łomie XX i XXI wieku. Comte tworzył utopijną wizję „religii ludzkości”, czyli uniwersalnego ekumenizmu, za pomocą którego apostaci Soboru Watykańskiego II w praktyce unicestwili nauczanie Chrystusa, dając początek „pozytywistycznego Kościoła idącego z duchem czasu”. Cytowanie Marksa współczesnego Comte’mu w tym kontekście staje się zbędne.

Siedemdziesiąt lat po Comte, Żydzi wzięli sprawę w swoje ręce i założyli „Frankfurcką Szkołę Filozofii”, czyniąc jej niewidzialnym rektorem Antychrysta z Apokalipsy św. Jana i przepowiedni św. Nila. Była to nieformalna, tajna, mar­ksistowska agenda (agentura) świetnie już zorganizowanego, bajecznie bogatego żydostwa. Ich celem stało się sformalizowanie zasad ataku na tradycyjne wartości; na niszczenie porządku moralnego; na religię; na zniszczenie sensu życia duchowego fantomu zwanego człowiekiem; ataku na banalne szczęście, będące równie „banalną” symbiozą tego szczęścia z sumieniem.

Pokoleniowy pomiot zboczeńców duchowych ze Szkoły Frankfurckiej trium­fuje. Wywołuje coraz krwawsze wojny wszystkich ze wszystkimi. Dbają o to, aby ludzkie fantomy były zdemoralizowanymi biedakami lub bezdomnymi menelami żyjącymi na garnuszku „państwa”. Z przeżyć „duchowych” mają otrzymywać obskurną, plugawą rozrywkę zapewnianą im przez żydowskie „media” – bo nie-żydowskich już nie ma.

Wzajemne mordowanie się narodów Żydom nie wystarczyło. Wpadli na pomysł, aby pójść za ciosem „Protokołów Mędrców Syjonu” i wszcząć perma­nentną wojnę „wszystkich ze wszystkimi” za pomocą rewolucji kulturowej, czyli destrukcji w świecie ducha cywilizacji łacińskiej. Mieli do dyspozycji nie tylko praktyczne wskazania „Protokołów…”. Joseph de Maistre (1753-1821), który przez piętnaście lat był prominentnym masonem, oznajmił:

Do tej pory narody były wybijane przez podbój, czyli inwazje (…). Ale pojawia się ważne pytanie: czy mord nie może umrzeć na własnej ziemi, bez przesiedleń lub inwazji, pozwalając, by gnilne robactwo zepsuło do samego rdzenia pierwotne i podstawowe zasady, które sprawiają, że naród ten istnieje?

Preludium była żydobolszewicka rewolucja w Rosji carskiej. „Gnilne roba­ctwo” liczyło na to, że ta rewolucja chazarska przewali się przez całą Europę do Stanów Zjednoczonych. Tak się nie stało. Naród niemiecki, a nawet naród węgierski zdołały rozdeptać robactwo rewolucyjne z lat 1918-1919. Te niepowodzenia zmusiły żydowską Międzynarodówkę Komunistyczną (tzw. Komintern – Komunistyczny Internacjonalizm) do poszukania przyczyn tej klęski „świa­towej rewolucji”. W tym celu Lenin zwołał spotkanie „intelektualistów”, czyli gnilnego żydowskiego robactwa w Moskwie. Cel był konkretny, tzn. rewolucja antykulturowa.

Wśród obecnych tam liderów chazarskiego robactwa był węgierski Chazar George Lukacs, syn bankiera (1885-1971). Jego ówczesne i póź­niejsze credo brzmiało: „Pragnę kultury i pesy­mizmu świata porzuconego przez Boga”, co było tylko innym nazwaniem późniejszej „kultury” egzystencjalizmu.

George Lukacs
George Lukacs

Druga mantra programowa zgniłego roba­ctwa wypełniającego Instytut (szkołę) Frank­furcką sprowadzała się do odkrycia, że nawet częściowe naruszenie autorytetu rodziców może przygotować grunt do łatwiejszej akcep­tacji zmian społecznych przez nadchodzącą (de-)generację.

Taka generacja nastała. Jej skutki prze­żywamy w totalnym niszczeniu etosu rodziny, poprzez niszczenie relacji pomiędzy rodzicami a dziećmi, pomiędzy rodzicami i pomiędzy ich samymi dziećmi. Pokażemy to skrótowo w dal­szych rozważaniach.

Trzecią mantrą George Lukacsa była relacja:

Rewolucja a Eros” – posłużenie się popędem seksualnym jako potężnym narzędziem destrukcji.

Czerpiemy tu m.in. ze studium Tomothy Matthewsa „Satan’s Secret Agent the Frank­furt School and their Evil Agenda” (Tajni agenci Szatana: Frankfurcka Szkoła Filozofii i jej Agenda Zła).

Żyd Willi Münzenberg
Żyd Willi Münzenberg

Lasha Darkmoon. Jej opinie są miażdżące dla tego robactwa. W sabacie moskiewskim brał udział Willi Miinsenberg, kolejny żydochazar. Proponował on:

(…) zorganizować intelektualistów i wykorzystać do splugawienia cywilizacji Zachodu. Dopiero wtedy, gdy wszystkie jej wartości zostaną zniszczone [jak obecnie], a życie w niej stanie się niemożliwe, będziemy mogli narzucić dyktaturę proletariatu.

Ralph de Toledano (1916-2007), konserwatywny założyciel „National Review”, tak ocenił dalekosiężne skutki ustaleń tego Sanhedrynu:

To było spotkanie bardziej szkodliwe dla zachodniej cywilizacji niż sama rewolucja bolszewicka.

W niczym tu nie przesadził. Rewolucja chazarska zniszczyła tysiące cerkwi, dziesiątki tysięcy duchownych prawosławia zamordowano wraz z milionami wyznawców, ale pozostały dusze ocalałych i terror tylko umacniał je w wierze, w biernym oporze. Wtedy ani jedna synagoga nie ucierpiała. Piętnaście lat po wybuchu tego ludobójczego amoku, dziennikarz amerykańskiego pisma „Ame­rican Hebrew” (1939) pisał z zadowoleniem:

Według informacji zebranych przez autora podczas pobytu w Rosji kilka tygodni temu ani jedna żydowska synagoga nie została zniszczona, podczas gdy zniszczeniu uległy setki, a może tysiące greko-katolickich kościołów [miał na myśli świątynie prawosławne]. W Moskwie i innych dużych miastach chrześcijań­skie kościoły są rujnowane…

Aby nie było wątpliwości co do tego, kto niszczył świątynie i mordował ludzi, rosyjskie chrześcijańskie pismo „Atlantic” (październik 1991) doniosło siedem­dziesiąt lat później:

W roku 1919 trzy czwarte składu osobowego Czeka w Kijowie stanowili Żydzi, pilnujący, aby żydowskim rodakom nie stała się krzywda.

Żydowska pisarka Sonya Margolina wieszczyła ostrzegawczo:

Niezwykle entuzjastyczny udział żydowskich bolszewików w zniewalaniu i niszczeniu Rosji jest grzechem, który się zemści. Potęga Sowietów zostanie utożsamiona z potęgą Żydów, a szalona nienawiść skierowana przeciwko bolszewikom obróci się w nienawiść wobec Żydów.

Lenin zmarł rok po sabacie moskiewskim. Stalin doszedł do władzy i zaczął postrzegać George Lukacsa i Willi Munsenberga, tudzież „Trockiego” jako niebez­piecznych „rewizjonistów” komunizmu, którzy chcieli przemycić w marksizmie obce mu koncepcje „rewolucji permanentnej”. Powołał liczne grupy likwidacyjne. „Trockiego” dopadli w Meksyku dopiero podczas drugiej wojny globalnej. W 1940 roku „skasowali” Munsenberga na południu Francji. Został przykładnie powie­szony na drzewie.

Latem 1924 roku, kiedy Stalin jeszcze nie czuł się wszechwładny, Piąty Kongres Komintemu zaatakował Lukacsa za treść jego wypocin, toteż przy­tomnie zwiał do Niemiec. Przewodniczył tam pierwszemu sympozjum komuni­stycznych „socjologów”. Spotkanie tego „gnijącego robactwa” doprowadziło do powołania tejże „Szkoły Frankfurckiej”. Powołano ją w 1923 roku w Instytucie Badań Społecznych (Institut fur Sozialforschung). Personalnie „Szkoła” i „Insty­tut” stanowiły jedno ciało nie do odróżnienia.

Finansował je Felix Weil (1898-1975) urodzony w Argentynie w żydow­skiej, bogatej rodzinie. Mając dziesięć lat, został wysłany „na nauki” do szkół w Niemczech. Potem studiował na prestiżowych uniwersytetach w Tybindze i Frankfurcie, uzyskując doktorat nauk politycznych. Tam upił się talmudycznym marksizmem, czyli komunizmem będącym rewolucyjną projekcją zasad talmudycznego judaizmu.

Dyrektorem Instytutu – „Szkoły Frankfurckiej” był Carl Griinberg, który kierował tym gniazdem wojującego żydokomunizmu w latach 1923-1929 jako ostentacyjny marksista. Po nim kontrolę nad Instytutem-„Szkołą” przejął w 1930 roku Max Horkheimer (zgadnijmy jakiej nacji). Jego program był klarowny: podstawą nauczania w Instytucie powinien być marksizm.

Cztery lata później Hitler sięgnął po władzę, toteż geniusze destrukcji w świecie gojów musieli umykać z Niemiec do USA. Czekali na nich pobratymcy w uniwersytetach Columbia, Princeton, Berkeley (Kalifornia), Brandeis. Nie znali języka, ale to nie problem.

Lasha Darkmoon:

Fakt, że mówili oni bardzo słabo po angielsku, nie był dyskwali­fikujący. Byli Żydami i dzięki temu udało im się uzyskać nomi­nacje akademickie na prestiżowych uczelniach dzięki żydowskim wpływom, za pośrednictwem siatki kontaktowej, systemu, który działa wyjątkowo dobrze nawet dzisiaj [co znaczy „nawet”?, powinno być – zwłaszcza dzisiaj], co oznacza ogromną i nieuczciwą prze­wagę Żydów w świecie akademickim.

Kolejni, nie mniej od tamtych ważni „Jeźdźcy Apokalipsy”, czyli „Szkoły Frankfurckiej”, to liderzy „Nowej Lewicy” z lat sześćdziesiątych:
  • Herbert Marcus: doczekał się potępienia [nawet przez antypapieża] Pawła VI za głosze­nie „teorii wyzwolenia” (od Boga). Otworzyła ona wrota piekieł „do seksualnego wyuzdania pod przykrywką wolności”;
  • Theodor Adomo;
  • Erich Fromm, popularny demoralizator i „pisarz”;
  • Leo Lowenthal;
  • Jurgen Habermas.
Wszyscy z liderów „Szkoły Frankfurckiej”, poza Habermasem, byli Żydami, co bezdyskusyjnie świadczy o talmudycznym spisku przeciwko cywilizacji łacińskiej.

Wszystkich łączyło także słuszne przekonanie, że dopóki osoba ludzka wierzy, iż rozum – dar Boga – może rozwiązywać jej podstawowe problemy, zwłaszcza społeczne – dopóty gojowskie społeczeństwo nie osiągnie stanu beznadziei i wyobcowania koniecznego do wywołania rewolucji socjalistycznej.

Ich zadaniem było jak najszybciej i gruntownie podważyć „judeochrześcijańskie dziedzictwo”.

Lasha Darkmoon:

Wyrażenie: „judeochrześcijański” to oksymoron, sprzeczność sama w sobie, ponieważ judaizm i chrześcijaństwo znajdują się po przeciwnych stronach religijnego spektrum. Jako, że większość Żydów wyraża aktywnie wrogość wobec chrześci­jaństwa, a talmudyczni Żydzi znajdują przyjemność w wyobra­żaniu sobie Chrystusa gotowanego w piekle w kale, mówienie o dziedzictwie judeochrześcijańskim jest oczywiście pozba­wione wszelkiego sensu.

Tej prostej prawdy nie byli zdolni przyjąć dwaj „papieże” – Jan Paweł II i Benedykt XVI, a także ich poprzednicy Jan XXIII i Paweł VI.

Celem destrukcji społecznej u robaczywych zgniłków „Szkoły Frankfurckiej” była permanentna destrukcja każdej sfery życia: destabilizacja społeczeństwa, upokarzanie ludzi i jego struktur, wywoływanie kryzysów światopoglądowych, ale i społecznych katastrof.

Mieli nadzieję, że ich pomysły rodzone w patologicznych umysłach „będą jak wirusy” kontynuujące dzieło zniszczenia przy użyciu środków innych niż rewolucja siłowa.

Opracowali dwanaście zaleceń warunkujących erozję fundamentów każdego zachodniego społeczeństwa: syndrom nieładu, nierządu, odrażającej egzystencji w zboczeniach i „wolności”:
  1. Stworzyć i uprawomocnić „przestępców rasizmu” i przestępstwo tzw. mowy nienawiści. Głosili dla gojów walkę z rasizmem, sami będąc pomio­tem chazarskiej, Kainowej nacji niedoścignionej w pogardzie do innych ras.
  2. Wprowadzać ciągłe zmiany w programach szkolnych tak, aby siać zamęt, dezorientację, nie przyzwyczajać umysłu dziecka i ucznia szkół wszystkich szczebli do stale tych samych wzorców moralnych, stałych wzorów zacho­wań; do międzypokoleniowej ciągłości w pro­gramach. Najbardziej niszczycielsko działa to w programach nauczania przedmiotów huma­nistycznych, co twórczo starały się wdrażać dwie kolejne polskojęzyczne ministerki: Hall i Szumilas.
  3. Bezczelna propaganda masturbacji (ona­nizmu) w szkołach w połączeniu z homoseksualizacją i „pedalizacją” dzieci: ich totalna deprawacja w kierunku zboczeń poprzez eksponowanie pornografii w klasie szkolnej. W resztówce byłej Polski idzie im oporniej, bo rodzice jeszcze tego nie ścierpią i deprawatorom grożą nawet „dać po mordzie” w miejscu niemonitorowanym.
  4. Systematyczne podważanie autorytetu rodziców i nauczycieli, zwłaszcza wbijanie dzieciom nakazu, aby nawet każda próba symbolicznego klapsa kończyła się donosem do „pani dyrektor”, a w domu – do policji.
  5. Promocja picia alkoholu i nadużywania narkotyków. W byłej „wolnej” Polsce zalegalizowano „dopalacze” i dawki dla własnego użytku.
  6. Emigracja z ojczyzny, głównie „za chlebem” na skalę narodowego exodusu. Przerabiały to dwa pokolenia: pierwsze to pokolenie „Solidarności” wypę­dzone z wilczym biletem w jedną stronę. To ponad milion ludzi przepę­dzonych przez zbrodniczy gang Jaruzelsko-Kiszczakowo-Urbanowy. Druga fala – około trzech milionów wypędzonych „za chlebem”, przy czym skala tego dramatu będzie większa w latach najbliższych, bo w 2013 roku bezrobocie sięgnie od 15 do 20 procent. Dodając do tego niż demograficzny stymulowany przez biedę, nędzę, brak pracy – otrzymamy około sześciu milionów ludzi niepłacących składek w okupowanej Polsce.
  7. Systematyczna promocja i ochrona prawa zboczeń seksualnych. Ten „temat” wznowimy w osobnym rozdziale (dedykowanym raczej dla odpornych psy­chicznie).
  8. System prawny żywcem ściągnięty z „Protokołów Mędrców Syjonu”. Jego istotą jest (zob. w Polsce) ochrona przestępców.
  9. Maksymalne uzależnienie człowieka od świadczeń socjalnych.
  10. Totalne ogłupianie medialne („mendialne”) od dziecka po grób. Piorą mózgi i nasycają je zgnilizną, kłamstwem i śmieciami dzięki temu, że sześć świa­towych gigantów medialnych deformuje mózgi 96 procent populacji gojów.
  11. Zachęcanie do rozpadu rodzin; ułatwianie rozwodów, preferencje dla samot­nych matek etc.
  12. Wszechobecny atak na chrześcijaństwo, opróżnianie kościołów poprzez zruj­nowanie tradycyjnej Mszy św., relatywizację dogmatów, prymitywizowanie eklezjolo­gii na rzecz „kochajmy się”.
Tragiczny był w niszczy­cielskich skutkach Sobór Watykański II, zwany „rewo­lucją francuską” w Kościele.

W awangardzie tej demolki kroczył Jan Paweł II – „naj­większy z rodu Słowian” i Benedykt XVI – obaj krypto-Żydzi.

Zanim zawisnął na drzewie, Willi Miinsenberg tak rekapitulował program „Szkoły Frankfurckiej”: Skorumpujemy Zachód tak, że zacznie śmierdzieć.

I dalej:

Musimy zorganizować intelektualistów i użyć ich do zapasku­dzenia zachodniej cywilizacji. Dopiero, gdy zniszczymy wszel­kie jej wartości i uczynimy życie w niej niemożliwym, będziemy mogli narzucić dyktaturę proletariatu.

Lasha Darkmoon tak oceniała Miinsenberga:

Według książki Seana McMeekina „Czerwony milioner: polityczna biografia Willi Miinsenberga” [The Red Millionaire: A Political Biography of Willi Miinsenberg] Miinsenberg był autorem niektórych z najbardziej monstrualnych kłamstw epoki nowożytnej… przyczy­nił się do rozpowszechnienia plagi ślepoty moralnej na całym świecie, z której do tej pory nie możemy się uwolnić.

To oznacza, że o wiele za późno zawisnął na drzewie.

Znów Lasha Darkmoon:

Systematyczna erozja chrześcijańskiej moralności i promowania perwersji seksualnych znane jest jako marksizm [anty-] kulturowy. Na dzień dzisiejszy, skutkiem wysiłków zorganizowanego żydostwa, które kontroluje 96 procent światowych mediów, kulturowy mar­ksizm niemal wszędzie triumfuje, podczas gdy chrześcijaństwo leży w ruinach. Dla wielu bezstronnych obserwatorów społeczeń­stwo osiągnęło dno upadku moralnego, co z pewnością ucieszyłoby żydowskich marksistów, takich jak Willi Miinsenberg, gdyby żyli w naszych czasach.

Główny atak frankfurckich zgniłków szedł w kierunku rodziny. Pisali więc o „osobowości autorytarnej, czyli głowie rodziny”, głównie ojcu. Taka osobowość „autorytarna” (dyktatorska) jest produktem patriarchalnej rodziny, w czym bezpośrednio nawiązywali do wypocin F. Engelsa w: „Pochodzenie rodziny, prywatnej własności i państwa” (The Origin of the Family, Private Property and the State). Engels propagował matriarchat, fundament przyszłego komunizmu. Wyprzedzał go w tych rojeniach jego diaboliczny kumpel Karol Marks w „Manife­ście Komunistycznym” (1848). Prawił tam o „wspólnocie kobiet”. W „Niemieckiej ideologii” (The German Ideology) m.in. Marks pisał z pogardą o rodzinie jako podstawowej komórce społeczeństwa. Konieczność rozbicia rodziny stanowiła punkt wyjścia dla totalnej destrukcji w świecie gojów i tak już pozostało po dzień dzisiejszy, w tym w „bywszej” Polsce.

Lasha Darkmoon:

Myśliciele ci uważali, że wszystkie rodziny – nawet szczęśliwe – są zasadniczo złe i muszą zostać zniszczone. Dla dzieci miało być lepiej, gdyby nie miały rodziców albo nie wiedziały, kim rodzice są, albo były sierotami na utrzymaniu państwa. Romantyczna miłość między mężczyzną a kobietą, prowadząca do stabilnych, długotrwałych małżeństw, powinna zostać zlikwidowana na korzyść dorywczych, niestabilnych, promiskuitycznych3 kontaktów seksu­alnych. Miłość i udane małżeństwo mogły dać szczęście wszystkim zainteresowanym osobom – co było oczywiście absolutnie niedo­puszczalne, gdyż głównym celem rewolucji [anty-] kulturalnej było stworzenie „kultury pesymizmu” (Lukacs) oraz „uczynienie tego, by życie stało się nie do zniesienia dla wszystkich” (Miinsenberg).

Celem tych neuro-freudowsko-marksistowskich filozofów było oczy­wiście wywołanie zamętu w społeczeństwie: wbicie klina między dzieci i rodziców i przyczynienie się do rozbicia rodzin. Cokolwiek było dobrego w relacjach międzyludzkich, musiało zostać znisz­czone. A jeśli ludzie nie mieli problemów, należało je sztucznie stwo­rzyć, aby „życie stało się niemożliwe”.

Cały ten schemat powstał „pod” przygotowywaną wojnę przeciwko rodza­jowi męskiemu, promowaną przez Marcusa pod pozorem „wyzwolenia kobiet” i przez ruch tzw. Nowej Lewicy – nowe lewactwo lat sześćdziesiątych. Nagonka szła przeciwko mężczyźnie w rodzinie i pracy. Ta trwająca już dwa pokolenia czkawka odbija się w obecnej resztówce Polski w żądaniu równej ilości kobiet w Knesejmie, różnych zawodach, równości płac etc.

Lasha Darkmoon nie mogła sobie odmówić w tym momencie szyderstw i mocnych określeń:

Wizja kobiet kierujących społeczeństwem i noszących spodnie [patrz – przepowiednia św. Nila], rozkazujących mężczyznom, co mają robić, miała szczególną siłę przyciągającą dla pewnych żeńskich typów obdarzonych nadmiarem testosteronu, zwłaszcza dla lesbijek o męskich cechach oraz nienawidzących mężczyzn babsztyli. Wiele z tych porąbanych [określenie tłumacza] stało się apostołkami radykalnego feminizmu, proponując nawet całkowite oderwanie się od mężczyzn i zamieszkanie w wyłącznie żeńskich komunach. Przy okazji warto zauważyć rzecz dziwną: liczba żydow­skich feministek jest ogromna, zupełnie nieproporcjonalna do ich liczebności w populacji.

W 1933 roku Wilhelm Reich, członek „Szkoły Frankfurckiej” napisał w książce „Masowa psychologia faszyzmu”, że matriarchat jest jedynym auten­tycznym typem rodziny w „naturalnym” społeczeństwie. Zainspirował tym zgraję feministek, choć nie w Niemczech.

Lasha Darkmoon pocieszyła tradycyjną „ludzkość” taką oto prawdą o Reichu:

Nawiasem mówiąc, Reich, nałogowy onanista i zboczeniec seksualny, doznawał kazirodczego popędu do własnej matki i uprawiał sodomię z końmi jeszcze jako dziecko.

Ten wszechstronny dewiant, obecnie kultowa figura lewicy, wspólnie – z równie opętanym na punkcie seksu Herbertem Marcusem – popularyzator sloganu „Czyńcie miłość, nie wojnę” (Make love, not war) – byli ojcami chrzestnymi rewolucji sek­sualnej lat sześćdziesiątych oraz patronami ruchu feministycz­nego.

„Szkoła frankfurcka” otrzymała wsparcie programowe od innego intelektual­nego (czy tylko intelektualnego?) dewianta, jakim był Bertrand Russel. W książce z 1951 roku „Wpływ nauki na społeczeństwo” Russel napisał:

Przyszli psychologowie społeczni dostaną pewną liczbę klas zło­żonych z dzieci szkolnych, na których wypróbują różne sposoby wyrobienia w nich niezachwianego przekonania, że śnieg jest czarny. Wkrótce dojdą do różnorakich wyników. Po pierwsze, że wpływ wychowania domowego jest destrukcyjny. Po drugie, że niewiele da się z tym zrobić, o ile nie rozpoczniemy indok­trynacji dzieci przed osiągnięciem wieku 10 lat. Po trzecie, że wiersze dopasowane do muzyki wielokrotnie powtarzane są bardzo skuteczne. Po czwarte, że opinia, iż śnieg jest biały, wskazuje na chorobliwe skłonności do ekscentryzmu (…)

Gdy technika się udoskonali, każdy rząd, który będzie zajmo­wał się edukacją jednej generacji, będzie w stanie kontrolować swych poddanych w sposób bezpieczny, bez potrzeby angażo­wania policji lub wojska.

Lasha Darkmoon ponownie:

Ironia Russela jest oczywista, ale to sprawa marginesowa. Sam Russel był wielkim zwolennikiem przewrócenia świata do góry nogami i zapoczątkowania Nowego Wspaniałego Świata, z jego ateizmem, feminizmem i „wyzwoleniem seksualnym”, czyli dania zielonego światła promiskuityzmowi, perwersjom i aborcji na życzenie.

„Szkoła Frankfurcka” miała satanistycznego prekursora i niedoścignionego mentora – Shlomo I Zygmunta Freuda, który czerpał z nauk Sabbataja Cwi. Gdy mówi się, że Freud był wiernym uczniem Iluminatów, to trzeba wiedzieć, że Iluminaci wyłonili się z sabataistycznej herezji XVI wieku. Tak więc Zygmunt (Shlomo) Freud jest tylko ogniwem w żydowskiej inwazji na cywilizację, w następ­nym łańcuchu żydowskich satanistycznych prądów: Sabbataj Cwi – Iluminaci – Freud – Szkoła Frankfurcka i czasy współczesne.

Sabataizm był żydowskim kultem, polipem na judaizmie. Hołdował każdej sek­sualnej perwersji – najskuteczniejszemu sposobowi na zabicie Boga w duszach gojów.

Freud (1856-1939) urażał gojów swoimi zboczonymi rojeniami satanisty-sabatajczyka pod płaszczykiem pseudonaukowej szarlatanerii. Żydowskie media i zażydzony system edukacyjny ogłosiły go prorokiem świata nowoczesnej nauki.

Nauczał, że powstrzymywanie pożądania jest szkodliwe, prowadzi do nerwic. Kobiety podświadomie zazdroszczą mężczyznom penisa. Dzieci podświadomie mają pragnienia wobec rodzica płci przeciwnej. „Odkrył” „kompleks Edypa” (Oedipus Complex) u chłopców, którzy ponoć posiadają podświadomie pragnie­nie zabicia ojca i zgwałcenia matki, co było perwersyjnym wykorzystaniem mitu Edypa. Filozof Karl Popper powiedział, że „psychoanaliza Freuda ma się tak do nauki, jak wróżenie z rąk” 8.

Jak każdy satanista, Shlomo Freud negował istnienie u człowieka wymiaru duchowego i głód istnienia Boga wyrażany w pragnieniach takich wartości, jak duchowa harmonia, miłość, prawda, dobro, piękno. Podobnie jest w Kabale, gdzie jej „bóg” nie wyróżnia się żadnymi specyficznymi cechami. Freud pod wpływem żydowskiej kabały nauczał, że Bóg jest tylko imaginacją naszych lęków jako ojca, który chce nas tylko zniewolić, zabronić wyładowania naszych cielesnych żądz.

Żydowska Wikipedia „naucza”, że Freud jest postrzegany (nie dodaje, że przez Żydów) jako jeden z największych myślicieli połowy XX wieku. Gdyby ją zapytać o Darwina, odpowie tak samo.

Freud wstąpił do żydowskiej loży B'nai B'rith w 1897 roku i odtąd datuje się jego kariera seksualnego szarlatana. Profesor, psycholog Dawid Bakan, także Żyd, opisał jego „psychoanalizę” jako plagiat wniosków z tzw. Kabały Luriańskiej – gnostyckich wierzeń z drugiego wieku po Chrystusie, rozwiniętej później przez żydowskiego heretyka Sabbataja Cwi (D. Beacon: Sigmund Freud and The Jewish Mystical Tradition – Beacon Press, Boston 1958).

Potwierdził to rabin Chaim Bloch w 1920 roku, który powiedział później prof. Beaconowi, że Freud wysnuł tezę, że Mojżesz był egipskim faraonem, a nie Żydem. To wtedy Bloch ujrzał książki na półkach w domu Freuda, które pozwalały go rozpoznać jako praktykującego „nauki” Sabbataja Cwi.

Freud dziękował pobratymcom z B'nai B'rith za wsparcie i promocję w mediach. Michael Jones zapewniał, że Ruch Psychoanalityczny Freuda miał strukturę stowarzyszenia tajnego 4. Listy Freuda dowodziły, że traktował „pacjen­tów” jak frajerów. Nazywał ich „czarnuchami”. Stwierdzał:

Mój humor zależy od moich zarobków. Pieniądze są moim gazem rozweselającym (Jones, s. 116).

Pisał do zaufanych Żydów, że jego praca z klientami jest oszustwem. W zamian za pieniądze, bogaci otrzymywali „naukowe rozgrzeszenie” ich grzesz­ków i zachęcał do ich kontynuacji. Jones wierzył, że „psychoanalizy” oparte na rytuale inicjacyjnym Iluminatów są niczym innym, jak kontrolą pacjentów:

Obie formy oparte są na zdobyciu zaufania pacjenta (adepta), rodzaju „spowiedzi” znanego jako badanie sumienia, w czasie którego opo­wiadają oni psychoterapeucie (oświeconemu) o swoich mrocznych tajemnicach, które mogą być później wykorzystane przeciwko nim.

„W obu przypadkach, czy to psychoanalizy, czy rytuału, psychiatra otrzymuje możliwość manipulacji adeptem poprzez poznanie jego największych żądz” (str. 127).

Freud to prekursor „badań” Alfreda Kinseya, który zmarł w trakcie mastur­bacji. Żyd Kinsey opisał zachowania swoich ziomków-homoseksualistów w rapor­cie sponsorowanym przez satanistów Rockefellerów. Przekonywał Amerykanów, że dewiacje seksualne są czymś zupełnie naturalnym. Podobnie „nauczał” Freud, który miał romans z siostrą żony, Minną Bemeys, która zaszła z nim w ciążę. Jego psychiatryczne majaczenia na temat seksu były próbami wybielenia jego własnych dewiacji. Dodajmy, że założyciel Iluminatów, Adam Waishaupt także zmajstrował dziecko swojej szwagierce.

Frey, Kinsey, Szkoła Frankfurcka to ciąg satanizacji współczesnej kultury w kierunku antykultury: pełny sukces. W ciągu ponad stu lat wywrócili to do góry nogami: seks jest jedynym sposobem na rozwój i szczęście osobiste. Upłynęło sporo czasu na tych wysiłkach, aby do niedawna uznać za normalność antyczne pogańskie zbiorowe orgie seksualne oraz ich publiczny ekspansjonizm w postaci „Gay Pride”. To nic innego, jak wielopokoleniowy spisek przeciwko cywilizacji i prawom Bożym.

Archimandryta Rafaił (Korelin) dotarł do materiałów opisujących koniec tego nędznika Z. Freuda:5

Śmierć bezbożnika

 

Wielu, bardzo wielu ludzi umiera w męczarniach, w strasznych przedśmiertnych cierpieniach. Dzisiaj będziemy mówić o śmierci bezbożnych i zatwardziałych grzeszników i apostatów-lucyferian. Bóg, by pouczyć człowieka, może doświadczyć go przedśmiertnymi cierpieniami w postaci mocnego niepokoju i bólu. Często nie jest ważne to, jak człowiek umiera, lecz stan jego duszy przed śmiercią, to znaczy, jak człowiek żył i czy oczyścił swoją duszę przed śmiercią. Podamy poniżej współczesne świadectwo śmierci odstępcy od Boga – „psychologa”, twórcę szkoły psychoanalizy – Zygmunta-Szlomo Freuda, który bardzo cierpiał przed śmiercią z powodu ciężkiej choroby, a jego śmierć była symbolem zwycięstwa grzechu i śmierci nad człowiekiem.

W szpitalu umierał staruch. Diagnoza jego choroby była podobna do wyroku skazującego na karę śmierci, wydanego przez trybunał. Jego nazwisko było znane na całym świecie, ale żadna ludzka siła nie była w stanie go uratować. Jedyną pomoc, jaką mogli mu okazać jego koledzy, było wstrzyknięcie do organizmu takiej dawki morfiny, po której nie byłby w stanie się już obudzić. Jednak mimo to lekarze, nawet ateiści, podświadomie rozumieli, że to Bóg dysponuje życiem i śmiercią człowieka, a nie człowiek, dlatego musieli oglądać tę przeciągającą się agonię.

U chorego stwierdzono raka jamy ustnej i języka. Ów staruch, który jeszcze niedawno przypominał z wyglądu szacownego rabina, całe życie zajmował się udowadnianiem tego, że człowiek to tylko istota panseksualna, że religia, kultura i sztuka to tylko nadbudówka nad genitaliami człowieka, że wzajemna miłość rodziców i dzieci to zagnane do podświadomości pragnienie stosunków kazirodczych. Jego wykłady akademickie i prace naukowe były zlepkiem bluźnierstw i nienawiści do człowieka. Freud dosłownie zgromadził całą śmiertelną mieszankę zła i grzechu, którą stworzyła ludzkość od początku swojego istnienia i nazwał ją słowem „nauka”.

Świat był gotowy do przyjęcia jego nauki. Ludzie, nieznający prob­lemów psychiatrii, łakomie „łykali” jego książki, ponieważ odnajdy­wali w nich analogię do demonizmu i własnego grzechu. To nie on był sprawcą moralnej katastrofy ludzkości, lecz stał się rozsadnikiem zła. Szlomo stał się jakby „duchowym ojcem” XX-wiecznej nauki o człowieku. Był diabelskim „ojcem chrzestnym” bestii seksu.
[…] Freud już nie może mówić; porozumiewa się ruchami palców, jego język zjadła choroba, jakby to zrobiły robaki. Mówią, że naj­straszniejszą rzeczą jest zobaczyć siebie w grobie. Szlomo widzi siebie, jak już rozkładającego się trupa. Przerzuty raka już oplątują jego ciało, jak kosmate odnogi pająka, od gangreny pojawiają się wrzody na twarzy, policzki czarnieją, z gęby kapie posoka; żywy trup wydziela z siebie straszny smród.

Przy Freudzie nie ma nikogo z jego rodziny, nikt nie może do niego podejść z powodu grobowego smrodu. Twarz Freuda okryła się jakby czapką z gazu. Wydaje się, jakby z powodu panującego smrodu sam szatan nie spieszył się z przyjściem, aby zabrać ze sobą jego duszę. Agonia trwa nadal.

Szlomo miał ukochanego psa, z którym nigdy się nie rozstawał. Lecz nawet on uciekł z pokoju, bo nie wytrzymał panującego tam smrodu, co było ostatnim ciosem dla Freuda. Od tego momentu został sam, sam na sam z samym sobą, a dokładniej z tym, co z niego zostało. Przez całe życie bał się śmierci, ale teraz bezgłośnie przyzywał ją błagalnym wyrazem swoich oczu. Mówią, że podwyższona dawka morfiny postawiła kropkę nad „i” w historii jego choroby (Freud zakończył swoje życie samobójstwem, poprosił bowiem lekarza, by ten dokonał na nim tzw. eutanazji).

Szlomo Freud to jeden z najbardziej złowieszczych symboli naszych czasów. Jego śmierć jest również symboliczna, ponieważ uosabia zgniliznę tej kultury, która zbudowana jest na seksie i krwi, na kulcie zboczonej rozkoszy i przemocy. To jest smród gnijącego trupa, któremu na imię „Rozpusta”... Bluźnierczy język Freuda zgnił w pysku swojego właściciela, zamienił się w gnój, który kapał z ust i sączył się do jego gardła. Freud, który rzucił wyzwanie niebiosom, umarł jak bezsilny robak, porzucony przez wszystkich. Lecz sama śmierć Freuda jest symbolicznym obrazem, mogłaby ona posłużyć dla nas jako proroctwo o tym, jaki koniec czeka bez mała całą ludz­kość”.

Żadna śmierć nie jest tak tragiczna, jak śmierć bezbożnika czy odstępcy. Jego bezbożność rozpala piekielny ogień i niegasnące pło­mienie wiecznego potępienia, rozpacz i powoduje utratę wszelkiej nadziei. Wybaw nas, Boże od takiej śmierci i zmiłuj się nad nami w Swojej Dobroci!

Chciałbym życzyć tym wszystkim ludziom, którzy nie poznali Boga w tym życiu, aby chociaż w ostatniej minucie swego życia uwierzyli w Niego, Jezusa Chrystusa i pokajali się, ponieważ Bóg czeka na to do ostatniej chwili życia człowieka.

Archimandryta Rafaił (Karelin)