Większość
naszych uczynków – poza tymi zupełnie neutralnymi, jak wybór koloru
krawata spośród tych, które można uznać za akceptowalne wśród
kulturalnych ludzi – podlega ocenie moralnej. Tak w każdym razie
zapatruje się na to etyka katolicka. Ta ocena, teoretycznie rzecz
biorąc, powinna zajmować miejsce priorytetowe – tzn. nie ustępować
estetycznemu wyrafinowaniu lub tym bardziej prostej przyjemności. Te
kategorie winny być, jak wierzymy, oceniane w kontekście moralnym. Wolno
– nie wolno. Zaleca się – odradza. I tak dalej.
A jednak coś w sercu rwie się przeciwko pochopnemu nadawaniu tym
regułom postaci absolutnie skostniałej, bezwzględnej, nieczułej na
kontekst czy choćby na styl, szlif i szyk. Historia kultury
europejskiej (i nie tylko tej) pełna jest zresztą paradoksów mogących
pełnić tu rolę przykładów. Opiewamy heroicznych samobójców tudzież
arystokratów (ducha czy pochodzenia) ścierających się z przeciwnikami w
honorowych pojedynkach. Naszą sympatię budzą postaci takie jak Robin
Hood, Janosik, Fantomas czy Zorro – występujące przeciw prawu i
porządkowi, a jednak w jakiś sposób porywające, czy to z powodu stania
po stronie głębiej pojętej sprawiedliwości, czy po prostu ze względu na
to, że robią piorunujące wrażenie swoim humorem, bezczelnością i
brawurą.
Mieści się w tej kulturze także i wątek sowizdrzalski, motyw
trickstera, błazna, Marchołta, Idziego Blasa, poczciwca robiącego rzeczy
może i brzydkie, ale jednak takie, które wybacza się z uśmiechem. Może
tu iść o miliony – a jednak nie sposób myśleć o kimś takim inaczej niż
jako o niesfornym, ale przecież sympatycznym uczniaku.
Albert Spaggiari, którego 27. rocznicę śmierci dziś obchodzimy, był –
jak się wydaje – kimś takim. Szybka kwerenda w Google pokazuje nam
mężczyznę, który nie bardzo mógł porywać tłumy swoimi muskułami czy
pięknym wejrzeniem. W istocie to raczej typ przywodzący na myśl drobnego
cwaniaczka, żartownisia, zgrywusa, trochę pajaca. Widać to zwłaszcza w
filmach z jego udziałem – tj. w wywiadach, które powstały już po
napadzie, który uczynił go sławnym.
„Bert” Spaggiari urodził się w roku 1932. U progu lat pięćdziesiątych
służył w Indochinach – i już tam miewał problemy z prawem na kanwie
luźnego stosunku do własności prywatnej. Kilka lat później, gdy Francją
wstrząsała sprawa Algierii Francuskiej, Spaggiari odnalazł się w
skrajnie prawicowej Organizacji Tajnej Armii (OAS). W OAS, która chciała
za wszelką cenę zachować imperialny status starej Francji, nawet jeśli
oznaczałoby to fizyczną eliminację generała de Gaulle’a, dążącego
wówczas do zezwolenia Algierii na niepodległość w barwach komunizmu,
islamu i nacjonalizmu.
„Bert”, jak go zwano, odsiedział swoje za działalność w OAS, po czym
pojawił się w Nicei, gdzie uruchomił skromny zakład fotograficzny. To
właśnie w tym mieście rozegrały się pamiętne wydarzenia, które zapewniły
temu dotychczasowemu żołnierzowi i nacjonaliście zaszczytne miejsce w
annałach kryminalistyki.
Napad na filię banku Société Générale w Nicei był doskonale
przygotowany. Spaggiari zgromadził oddział zdeterminowanych, sprawnych
ludzi – takich jak np. Gabriel „Gaby” Anglade, były aktywista OAS,
zaangażowany w jeden z zamachów na de Gaulle’a. Niektóre źródła podają
też, że w sprawę zamieszany był prawicowy awanturnik i pisarz Jan Kay. A
poza tym, rzecz jasna, potrzebni byli fachowcy, tj. kryminaliści.
Do skarbca ekipa dostała się podkopem i kanałami. 16 lipca 1976 roku
panowie rozgościli się w tym, co można uznać za rdzeń banku – i moment
ten podkreślili obfitą ucztą. To nie były jeszcze czasy bezbłędnych
elektronicznych czujników czy kamer. Ludziom Spaggiariego udało się
otworzyć 400 skrzynek depozytowych. Zabrali pieniądze, kosztowności i
papiery wartościowe warte od 30 do 60 milionów franków. Wydarzenie
powszechnie zaczęto określać jako napad stulecia. Smaczku dodaje napis
pozostawiony przez sprawców w skarbcu: Sans arme, ni haine, ni violence („Bez broni, bez nienawiści, bez przemocy”).
Spaggiari został schwytany wkrótce potem, ale w śledztwie kluczył i
fantazjował, opowiadając m.in., że kradzieży dokonał dla sfinansowania
tajnej organizacji politycznej „Catena” (która zapewne nie istniała).
Jego obrońcą był Jakub Peyrat, weteran Legii Cudzoziemskiej i członek
Frontu Narodowego.
Istotne jest jednak to, że ostatecznie Spaggiari, znudzony śledztwem i
pobytem w więzieniu, zaprezentował sędziemu Ryszardowi Bouazizowi
fikcyjny dokument, w którym rzekomo miały znajdować się dowody istotne
dla sprawy. Gdy sędzia był zajęty analizowaniem materiałów, Spaggiari
niepostrzeżenie przesunął się w stronę okna gabinetu, po czym otworzył
je – i bez wahania wyskoczył na zewnątrz (rzecz działa się na pierwszym
piętrze). Na dole czekał już na niego motocykl. „Bert” zbiegł w siną
dal.
W kolejnych latach mózg operacji nicejskiej oczywiście ukrywał się, obciążony wyrokiem dożywocia in absentia.
Zmieniał swój wizerunek, poddał się podobno nawet operacji plastycznej,
pojawiał się z brodą i bez niej, farbował włosy, nosił fryzurę afro.
Podobno wizytował potajemnie swoją matkę we Francji, choć zasadniczo
mieszkał w Argentynie. Niektóre źródła podają, że prowadził działania na
rzecz Narodowej Dyrekcji Wywiadu (DINA) – tajnej policji rządu gen.
Augusta Pinocheta, panującego podówczas w Chile. Poza tym wydał trzecią
książkę (Le Journal d’une truffe) i udzielał wywiadów telewizyjnych, w których nieco błaznował, ale też podkreślał swój antykomunizm.
Spaggiari zmarł najprawdopodobniej 8 czerwca 1989 roku w dość
niejasnych okolicznościach, acz prawdopodobna jest wersja, w myśl której
był to po prostu skutek nowotworu gardła. Jakiś czas przed śmiercią
zdążył wziąć ślub, którego udzielił mu x. Filip Laguerie,
tradycjonalista sprawujący wówczas posługę kapłańską w Bractwie
Kapłańskim Świętego Piusa X. Spaggiari miał konsekwentnie żądać
duchownego w sutannie i mówiącego po łacinie.
Dlaczego zrobił to, co zrobił? Czy naprawdę chodziło o pieniądze, o
tzw. ustawienie się w życiu? A może pragnął wykreować swoje życie niczym
Mishima ze swym teatralnym, politycznie niedorzecznym samobójstwem? A
jeśli rzeczywiście celem napadu było zdobycie środków na któryś z
odcinków prawicowej działalności politycznej gdzieś w świecie? Byłaby to
więc akcja expriopriacyjna w stylu tych, które w Polsce organizowały
Armia Krajowa i Narodowe Siły Zbrojne, a we Francji lat sześćdziesiątych
– wspomniana wyżej OAS? W roku 1976 w grę mógłby wchodzić Liban, ale
też Chile, Argentyna, Włochy (lata ołowiu!) czy niektóre kraje
afrykańskie.
Warto może zacytować, co o Spaggiarim napisał autor piszący dla magazynu „Bright Review”: Oto
jak francuska opinia publiczna postrzega Spaggiariego: po części jako
komedianta, po części jako śmiałego złodzieja. W istocie był politycznym
extremistą na wojnie ze współczesnym społeczeństwem, przygotowanym do
wsparcia tej wojny na drodze przestępstwa. Spaggiari, jak trafnie zauważa ów autor, pozostawił po sobie zagadkowy uśmiech godny kota z Cheshire, znanego z Alicji w Krainie Czarów.
For pilots
nothing is forbidden
nothing is forbidden
(Death In June – Flieger)